Bożena Ratter

DO PANI MAŁGORZATY G.

W środowej /15.11.2017/ debacie w Parlamencie Europejskim grupa komunistycznych i liberalnych zachodnich sąsiadów, „ekspertów” od Polski, wyedukowana donosami polskich parlamentarzystów /na szczęście nie wszyscy donoszą na swój kraj i naród/ i dziennikarzy, oceniła że rząd w naszym kraju jest prawie faszystowski, łamane są prawa homoseksualistów i lesbijek, kobietom zabierane są prawa, a w Marszu Niepodległości wzięły udział tysiące nazistów i rasistów, tych od czystek w Auschwitz /to słowa szefa ugrupowania liberałów, do którego należy Nowoczesna p. Petru/

Dzieje się to w sytuacji – mówił w Poranku Wnet europoseł Ryszard Czarnecki – kiedy kilkadziesiąt kilometrów od Strasburga, w dawnym obozie koncentracyjnym na terenie Niemiec /ulegającemu naturalnej degradacji, a prawo niemieckie nie zezwala na renowację obozu koncentracyjnego/ niemieccy neonaziści podpalają budynek, a w marszu niemieckich neonazistów w pierwszym rzędzie niesiony jest transparent z napisem „niczego nie żałuję”. O tym nie ma mowy w Strasburgu
Bo może Niemcy nie kalają własnego gniazda? Za środową rezolucją potępiającą Polskę głosowały m.in. panie Kudrycka, Pitera, Hubner i oczywiście pani Róża oraz pan Boni. Część posłów PO, PSL i SLD wstrzymała się od głosu. Czyli plucie na Polskę i brak reakcji
W Poranku Wnet pani Małgorzata G. oceniła to zachowanie jako zdradę i porównała do Targowicy. A jak mam ocenić wypowiedź pani Małgorzaty G. na temat relacji polsko-ukraińskich? Jaka jest postawa niektórych przedstawicieli rządu wobec sąsiada wschodniego, winnego ludobójstwa na 200 tys. polskich sąsiadów, mieszkańców wsi i miast? Ten sąsiad kpi z ludobójstwa stawiając pomniki prowodyrom, likwidując polskie cmentarze, zakazując wstępu ekipie prof. Krzysztofa Szwagrzyka w celu ekshumacji tysięcy pociętych na kawałki szczątków Polaków mordowanych bestialsko przez sąsiadów zza płota, a pani Małgorzata G. domaga się w relacjach polsko-ukraińskich pokazywania w „sposób miękki tragedii wołyńskiej”. Bo największym problemem według pani MG „jest brak znajomości historii po drugiej stronie. Przeciętny Ukrainiec nie wie co stało się na Ukrainie, dlatego potrzeba długofalowej polityki pomocy w edukacji narodu ukraińskiego. Tragedię zbrodni według pani MG można pokazać poprzez pryzmat bohaterskich Ukraińców, którzy ratowali Polaków”
Czyli jednak przeciętni Ukraińcy wiedzą skoro chcemy ukazać ich bohaterstwo. To przeciętny sąsiad zza płota ostrzegał i ukrywał w piwnicy. Najczęściej był również zabijany. Przeciętny obywatel doskonale wie; jego matka chodziła w futrze zamordowanej Polki i szyła na zabranej jej maszynie do szycia, a on sam mieszka w jej domu, o ile go nie spalił
O tragedii shoah wiedzą polskie dzieci i ich rodzice w Warszawie nie poprzez historię Polaków ratujących Żydów /bo akurat dla lobby żydowskiego nie jest to wygodne, no i gdzieś muszą żyć antysemici/, a jedyne medium które pokazuje od kilku miesięcy Polaków ratujących Żydów, to Telewizja Trwam. I nie wyobrażam sobie by ktokolwiek w Polsce /i chwała nam za to/ odważył się w imię poprawnych relacji pokazywać „w sposób miękki” shoah poprzez usunięcie choćby jednej nazwy miejsca zagłady naszych rodaków, Żydów
A tymczasem tablica na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, w haniebny sposób, w nocy, została podmieniona, by usunąć nazwę miejscowości wielokrotnie napadanej przez OUN-UPA, „Bircza 1945-46”. Kto był doradcą w tej sprawie? I kto nie reaguje kiedy historię fałszuje wschodni sąsiad?
Prosiłabym również by pani MG zastanowiła się czy słuszne jest porównanie „Ukraińców walczących z sowietami” z polskimi Żołnierzami zwanymi Wyklętymi. To polska inteligencja, którą napaść dwóch odwiecznych wrogów zmusiła do obrony, walcząca na wielu frontach świata z rzeczywistym wrogiem, a nie niemowlętami w łonie matki i stuletnimi starcami. I pytanie: czy w ustawie o Karcie Polaka jest mowa tylko o przynależności do narodu, uprawnieniach i świadczeniach, czy również o zobowiązaniach wobec narodu?
/Bożena Ratter/ /16.11.2017/

*****

TO NIE HISTORIA KRESÓW ALE POLSKI

Nowoczesne narody, te które mają korzenie, mają tradycję, mają historię, pamiętają o swojej przeszłości – przypomniał prof. Stanisław Nicieja podczas VIII Dni Kultury Kresowej w Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu 14-15 października 2017 r.

Profesor mówił o polskiej paranoi, czyli o ciągłym odwlekaniu w czasie decyzji o utrwaleniu pamięci o Polakach wypędzonych z dawnych ziem polskich
Pół narodu które zostało przesiedlone nie ma swojego miejsca! Potrzebna jest polityka faktu, nie możemy wciąż pytać, prosić na kolanach kolejnego geniusza politycznego w Warszawie, Krakowie. Tu na Dolnym Śląsku jest matecznik, obserwuje jak odchodzi całe pokolenie
I opowiadał profesor jak z szuflad, z niepamięci oddawanych do jego domu depozytów czy zbiorów genialnych zbieraczy, jak syna cukiernika złoczowskiego który posiada w Krakowie mnóstwo dokumentów, tworzył żmudnie przez 8 miesięcy X tom Kresowej Atlantydy
Wczoraj byłem w Jaworznie, jutro będę w Zabrzu, w czwartek w Bełchatowie, w piątek w Kielcach. Po co jeżdżę? By zbierać materiały i dokumentować to co się stało i co jest ważne dla historii Polski. Granica państwa polskiego oparta o Zbrucz i Dniestr przeniosła się o 250 km ze wschodu do rzeki Bug. Tam było 200 miast, były tysiące wsi, setki pałaców, zamków, klasztorów kościołów i cmentarzy. Myśmy to stracili ale nie wolno nam o tym zapomnieć. To nie jest historia Kresów, to jest historia Polski, której młode pokolenie nie zna
Przyjechał do mnie Niemiec, były mieszkaniec ziemi brzeskiej, z książką liczącą 500 stron. Wszystko w niej było, historia miejscowości, gdzie jest położona, co w niej było, kto był pastorem, kto leżał na cmentarzu, kto miał sklep, kto do jakiej szkoły chodził, do jakiego kościoła… To naturalny odruch by przejść się ścieżką którą szedł dziadek. To piękne! On wie że tu nie wróci ale wie że tu są jego korzenie”
Spotkanie w Muzeum Piastów było okazją do złożenia podziękowania pani Alicji Zbyryt, prezesowi Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. „Nastawiliśmy się na krzewienie kultury kresowej, tradycji, etosu, więc organizujemy konkursy dla młodzieży albo wycieczki” – mówi pani Alicja w wywiadzie dla lokalnej prasy. To dzięki staraniom pani Alicji pamięć o Kresach w Brzegu trwa i widoczne jest zaangażowanie władz miasta oraz młodzieży. Od zakończenia II wojny światowej PRL i post PRL nie prowadził polityki historycznej i kulturalnej /nie mylić z propagandą/, choć mamy wyjątkowo bogatą historię i kulturę. Mamy wspaniałych Polaków którzy przeznaczają prywatny potencjał intelektualny i ekonomiczny by pamięć o Polakach i Kresach, czyli o sporym kawałku Polski, utrwalać
Czesław Eugeniusz Blicharski, łagiernik i żołnierz Polskich Sił Zbrojnych, twórca unikatowego w skali światowej Archiwum Tarnopolskiego, czyli obszernego zbioru fotografii, wspomnień, relacji, publikacji oraz wszelkich innych dokumentów na temat miasta Tarnopola i ziemi tarnopolskiej w ciągu ostatnich wieków, czynił to bez grosza wsparcia rządowego czy pozarządowego
„Ziemia w Polsce przechowuje przedmioty które nie pozwolą zapomnieć że kiedyś istnieli tu ludzie których nie zna współczesne pokolenie. Mieli zniknąć” – pisze Ewa Polak-Pałkiewicz w szkicach „Rycerze wielkiej sprawy”. Współcześni Rycerze Wielkiej Sprawy przybliżają nam historię, tradycję, kulturę i ludzi z tej sporej części Polski, która już do nas nie należy
W Poranku Radia Wnet prof. Grażyna Ancyparowicz stwierdziła że obecna polska gospodarka się rozwija i jest w dobrym stanie. Jednakże zauważyła że bolączką polskiej polityki gospodarczej jest brak inwestycji budżetowych na poziomie samorządowym, co jest dla niej zaskakujące. „Jeżdżę często po Śląsku, widok jest przygnębiający. Jest tam trudno, widać zaniedbane domy, ulice. Na Śląsk będą skierowane baczniej oczy rządu”
To dobrze. Zaniedbani są na Dolnym Śląsku mieszkańcy którzy zostali ekspatriowani lub przybyli dobrowolnie z innych regionów Polski po II wojnie światowej. Likwidacja przemysłu włókienniczego, hutniczego i górniczego oraz rolnictwa to utrata środków do życia setek tysięcy mieszkańców, to utrudnienia w komunikacji, w dotarciu do usług, np. służby zdrowia, w uzyskaniu opieki dla osób starszych i chorych. Zniszczony został etos pracy
Elżbieta Królikowska-Avis, doradca w MSZ, mówi o działaniach na rzecz dobrych relacji pomiędzy Polakami i Brytyjczykami. „Chcemy się poznać i wspierać, przysłali nam agendę planowanego w lutym 2018 r. spotkania. Część tematów sformułowana została niewłaściwie, np. w sekcji dotyczącej społeczeństwa Brytyjczycy zaproponowali pomoc w temacie „współczesne niewolnictwo i bezdomność”. My zaproponowaliśmy zmianę tematu pomocy, bo nie mamy współczesnego niewolnictwa, ale mamy ludzi nieuprzywilejowanych w Polsce, to są niepełnosprawni”
Jeżeli za definicję współczesnego niewolnictwa uznamy biedę, która albo spycha ludzi w bezdomność /choćby wskutek zbrodniczej reprywatyzacji czy likwidacji przemysłu i rolnictwa/, albo zmusza do podejmowania niewolniczej pracy poza granicami, to przykład tego mamy na Dolnym Śląsku. Tu również mieszkają Polacy nieuprzywilejowani. Wyjazdy do pracy to rozbijanie rodzin, brak opieki nad dziećmi i osobami starszymi we własnych rodzinach na rzecz opieki nad osobami starszymi w Niemczech. Bardzo zaniedbane jest budownictwo komunalne. Władze lokalne nie inwestowały w utrzymanie i zabezpieczenie tych obiektów od zakończenia II wojny światowej. To kolejna przyczyna bardzo złych warunków życia mieszkańców Dolnego Śląska
Oczywiście nie wszystkich. W Karpnikach obejrzałam pałac pięknie odnowiony i utrzymany, ale nikogo z lokalnej ludności nie stać ani na kolację, ani na nocleg w hotelu. Mieszkańcom wsi doskwiera brak sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. A na wniosek mieszkańców droga przez wieś została zabezpieczona przez uzupełnienie balustrady w miejsce kamiennych słupów ohydnymi słupami metalowymi, które już są przerdzewiałe, powyrywane. Niczym w SMB Imielin zlecenie dla szwagra któremu nie zależy bo wie że zaraz otrzyma następne zlecenie od Prezesa. W Karpnikach jest Dębowy Dwór, dawniej również prywatna własność, ale wynajmowana na świadczenie usług medycznych. Nowy właściciel ma dwór tylko dla siebie, łącznie z drogą z Karpników do Trzcińska. Droga to lądowisko dla helikoptera którym przylatuje z rzadka do swojej posesji. Inna kategoria ludzi zamożnych to zwani przez lokalnych mieszkańców „trawnikowcy”, nowi właściciele ziemscy ustawieni jeszcze w czasach PRL w urzędach i agencjach. Kupili za grosze po 100 ha ziemi, by odbierać dopłaty z UE. Jakoś nikt nie wpadł na pomysł by te ziemie tanio sprzedać rolnikom, którzy ziemię uprawiali, lub pracownikom pozbawionym pracy wskutek likwidacji hut, kopalń, zakładów czy GSów
„Pamiętam, transport ekspatriantów z Drohobycza i Kołomyi, który dotarł do Jarkowic – opowiada pani Janina. To oni uruchamiali fabrykę Polleny i GS w Miszkowicach. To byli inżynierowie, urzędnicy, ale i tokarze, czy palacze. A pan Tadeusz Baczyński miał restaurację. Pracowałam z nimi wiele lat”
W komunalnym budynku w Jarkowicach spotykam starszą panią ekspatriowaną z Kresów. Pracowała 40 lat w Pollenie, ma emeryturę 1400 zł. Jest samotna. Kto zajmie się nią kiedy nastąpi znaczna utrata sprawności? Kto zapali świeczkę na grobie Polaków których rodziny zostały wymordowane na Kresach i pozostają w Polsce samotni? Potrzebna jest edukacja by chronić Polaków którym udało się uniknąć eksterminacji na ziemiach zabranych Polsce, którzy przyjechali do Polski i przystąpili do pracy na rzecz odbudowy kraju, a obecnie zostali wypchnięci na margines, zapomniani, a jako że w większości przybyli tutaj po unicestwieniu ich rodzin ich groby również ulęgają unicestwieniu. I nie chodzi o to by organizacje społeczne składały się na utrzymanie grobu /Towarzystwo Miłośników Ziemi Drohobyckiej/, ale by państwo miało kompleksowy program w którym zarządzi prowadzenie bazy i opieki, i to na kolejne wieki
Zwracam się do władz samorządowych i rządu o uruchomienie programu „Mogiłę przodków ocal od zapomnienia” na terenie Polski, by nasi Rodacy nie zostali wyparci z pamięci powtórnie. Potrzebna jest też reakcja władz kościelnych, nie słyszałam by Prymas Polski groził suspendowaniem księżom w wiejskich parafiach, którzy na oczach parafian łamią przykazania kościelne. Wierni tracą zaufanie, osoby starsze i samotne tracą wsparcie bo nie mają możliwości udania się do innej parafii
W Kamiennej Górze szukam śladu fabryki łożysk kulkowych dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego zatrudniającej więźniów obozu koncentracyjnego Gross- Rosen. Nie otrzymałam odpowiedzi z Archiwum Muzeum Gross-Rosen na pytanie: gdzie pracował więzień o podanym przeze mnie numerze, imieniu i nazwisku. Otrzymałam natomiast propozycję bym podała więcej szczegółów. Udałam się więc do Sztolni Arado. Sympatyczny człowiek informuje mnie że fabryka znajdowała się w miejscu gdzie obecnie stoi pawilon niemieckiej sieci handlowej Kaufland. Chichot historii… Czy to była celowa decyzja, czy wynik ignorancji
Od mieszkańca Jarkowic uzyskałam informację że w Kamiennej Górze niemiecki pracodawca zatrudnia w filii koncernu wyrobów czekoladowych Lindt pracowników z Ukrainy. Pracują 5 dni w tygodniu, firma wynajmuje im mieszkania i obiecuje mieszkania dla rodzin. Polacy zatrudniani w firmach budowlanych przez Polaków /czy beneficjentów transformacji?/ pracują w Niemczech 11 godzin dziennie, również w soboty i niedziele. Prace wykonują bez zabezpieczeń, na co nie zgodziłby się żaden niemiecki pracownik i bez mechanicznego wsparcia przy podnoszeniu ciężarów, co powoduje często uszkodzenia układu kostnego
Wieś Grzędy, tutaj zamieszkali ekspatriowani Polacy z różnych stron Kresów, a w latach 50 przybyli ocaleli z łagrów syberyjskich. Spotykam wspaniałą panią Józefę z Brzuchowic. To X dzielnica Lwowa – mówi dumnie. Urodziła się 92 lata temu w rodzinie stolarza-murarza. Tata był bardzo dobry, rdzenny Polak i katolik , dziadkowie wyznania ukraińskiego to przybrani rodzice jej mamy. Brzuchowice to piękne miejsce, ludzie przyjeżdżali tam do uzdrowiska, domy były bogatsze, murowane. Było bardzo czysto, parkany czyste, przed oknami ogródek, z prawej stronie akacja pięknie kwitła, dom nieduży. Tata wszystko umiał zrobić, mam modlitewnik oprawiony przez niego w skórę. Zginął budując studnię, był oczytany, chciał mieć dobrą wodę, został zasypany w tej studni
Pani Józefa miała 14 lat, pamięta dokładnie jak biegła po strażaków tak szybko że nie mogła odzyskać oddechu. Rodzina pani Józefy była na liście czwartej wywózki. Wypowiedzenie wojny przez Niemcy uratowało rodzinę. Tata to obrońca Lwowa. Mieszkańcy mieli własny cmentarz w Brzuchowicach, ojciec jako obrońca Lwowa pochowany był tam pierwszy. Siostra pojechała na cmentarz do Brzuchowic; wszystko zniszczone, ktoś inny jest pochowany na miejscu taty
Pani Józefa pamięta akcje nacjonalistów ukraińskich. Wśród ekspatriantów byli też Ukraińcy, dziwnym trafem to oni zajmowali się przydziałem nowych gospodarstw i mieszkań na Ziemiach Odzyskanych
Mam nadzieję że zapowiadane wizyty przedstawicieli rządu na Ukrainie przyniosą skutek w postaci umowy wymuszającej właściwe odnoszenia się władz i mieszkańców Ukrainy do historii, która jednoznacznie wskazuje na obecność Polaków w tym kraju i na ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na polskich sąsiadach. Obecnie dostęp do dokumentów które wcześniej były polskim historykom udostępniane nie jest możliwy
/Bożena Ratter/ /21.10.2017/

*****

PAMIĘTAJMY ICH WSZYSTKICH

„Wołyń to nie tylko Polacy, Rusini i Żydzi. Na Wołyniu było bardzo dużo Czechów, którzy tam się świetnie zagospodarzyli. Czeska wspólnota jest ciekawa, odbyła się konferencja o relacjach polsko czeskich na Kresach, wątek wymaga szerokiego opracowania” – o kolejnych tomach Kresowej Atlantydy opowiada prof. Stanisław Nicieja w Lwowskiej Fali

Spotkania autorskie profesora w kraju cieszą się wielkim zainteresowaniem nie tylko środowisk kresowych. „Bo przecież ja nie jestem historykiem Kresów, jestem historykiem Polski. W granicach naszego państwa była kiedyś ta ziemia przez setki lat! Polak normalnie wykształcony, przeciętnie wykształcony, po maturze, powinien wiedzieć co to był Kamieniec Podolski, co to był Zbaraż, co to Ostra Brama w Wilnie, co to Cmentarz Orląt Lwowskich. I nie jest ważne czy mieszka w Sejnach, Suwałkach czy pod Opocznem. A młodzież powinna mieć wycieczki na Kresy, tak jak w Izraelu gdzie nie można mieć matury jeżeli się nie uczestniczy w Marszu Umarłych i nie jest się w Oświęcimiu. W Polsce powinny być wycieczki do Zbaraża, Krzemieńca, Kamieńca Podolskiego, na szlak literatury Sienkiewicza czy Kraszewskiego, bo to kawał naszej historii, wielkiej historii 1000-letniego państwa” – kontynuuje profesor
Kilka dni temu marszałek Senatu Stanisław Karczewski wziął udział w nadaniu Polskiej Bibliotece Medycznej w Kijowie imienia prof. Zbigniewa Religi. A dlaczego nie imienia profesora Rudolfa Weigla? Rudolf Weigl był profesorem zwyczajnym Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, Polakiem z wyboru, który przybranej Ojczyzny nie wyparł się nawet w najcięższym czasie okupacji niemieckiej Lwowa
Pani Danuta Nespiak pisze o profesorze Rudolfie Weiglu: „Studenci medycyny nie wiedzą nic o tym światowej sławie biologu, który był o krok od nagrody Nobla, i który w czasie okupacji niemieckiej Lwowa ocalił dziesiątki polskich profesorów, młodzieży akademickiej i licealnej, wśród nich wielu członków AK. Gdyby natomiast zapytać ich kogo i co kojarzą sobie z „Listą Schindlera” sądzę że odpowiedź byłaby zupełnie wystarczająca, bo młodzi polscy inteligenci wiedzą kto to był Schindler a zupełnie nie wiedzą kto to był Weigl
Szczyty ignorancji jeżeli chodzi o osobę i dzieło Weigla wykazał zresztą poseł Jacek Kuroń, kandydat na prezydenta III RP, pisząc: „We Lwowie pracował doktor Weigl – Żyd który produkował szczepionki przeciw tyfusowi. Darowano mu życie na pewien czas” /Wiara i wina. Do i od komunizmu, Londyn 1989 s. l6/
Profesor Rudolf Weigl był nominowany do nagrody Nobla, na przeszkodzie stanęli Niemcy, bo nie chciał podpisać Reichslisty. A po wojnie przeszkodził PRL. Dla władz PRL do swojej śmierci w 1957 r. był „persona non grata”. Czy tylko dla władz PRL?
A może Biblioteka Medyczna imienia innego profesora ze Lwowa, Lesława Węgrzynowskiego? Profesora który po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Lwowskim w roku 1910 uzyskał dyplom doktora wszech nauk lekarskich. Obok formacji uzyskanej w Klinice Gluzińskiego odbył staże naukowe w Instytucie im. Roberta Kocha oraz kliniczne w Berlinie, Hamburgu, Davos. Po Powstaniu Warszawskim zajmował się ewakuacją rannych i chorych, a po oswobodzeniu kraju zorganizował i uruchomił Sanatorium PCK w Zakopanem. Niestety nie został pozytywnie zweryfikowany w PRL i kiedy zmarł, jako „politycznie wrogi” nie zasłużył na wzmiankę w mediach. Czy tylko w PRL?
A może imienia ciotecznego pradziadka prof. Wacława Szybalskiego, dr. Wacława Lasockiego, Sybiraka z 1863 r., również lekarza, społecznika i patrioty. Po powrocie z Syberii współpracował z doktorem Fortunatem Nowickim i Konradem Chmielewskim, Sybirakami. Dzisiaj wszyscy trzej nazywani są „wskrzesicielami Nałęczowa”. Wacław Lasocki ufundował Muzeum Ziemi Lubelskiej w Nałęczowie
Zwracam się do prezydent Warszawy by w ramach dekomunizacji zmienić nazwę ronda imienia Jacka Kuronia na rondo imienia Rudolfa Weigla
Dopominam się, jako wyborca i podatnik, upowszechnienia wiedzy i upamiętniania polskiej elity zamordowanej przez niemieckiego i sowieckiego okupanta /przy pomocy wschodnich sąsiadów/ we Lwowie, Stanisławowie, Wilnie, Grodnie i tysiącach innych polskich, zabranych nam wskutek wrogiej Polsce decyzji, miejscowości. Polaków zsyłanych do sowieckich łagrów, na nieludzką ziemię, Polaków skazanych na emigrację i Polaków którzy wypędzeni z „ziem zabranych” znaleźli się w obecnych granicach Polski. To oni wzbogacili uczciwą pracą gospodarkę, naukę i kulturę kraju i świata, a byli celowo wymazani z pamięci narodu, wykluczani i szykanowani przez PRL i kolejne ekipy rządzących
Domagam się dodatkowych lekcji historii dla kształtujących naszą rzeczywistość ludzi polityki, kultury i mediów. W magazynie „Świat Kresów” Jedynki Polskiego Radia Drohobycz przedstawiony został jako miasto Brunona Schulza, pisarza i malarza. Program poświęcony był roli Schulza jako strażnika pamięci, łącznika narodów, kultur i religii, pamięci Żydów zamordowanych w Drohobyczu i corocznym modlitwom oddającym hołd zamordowanym. A przecież urodził się tam inny znakomity poeta, Kazimierz Wierzyński, a w kościele ufundowanym przez króla Władysława Jagiełłę freski i witraże wykonane zostały przez innych polskich artystów, Matejkę, Wyspiańskiego i Mehoffera. Żyły tam wspaniałe rody Nachlików czy Neumannów, działała największa rafineria w Europie, Polmin, chluba polskiego przemysłu lat międzywojennych. Pracowały w niej dwa tysiące robotników /obywateli polskich wszystkich narodowości/. Zarabiali dobrze: od 600 do 2 tys. złotych. Kilogram chleba kosztował wówczas 30 groszy, mięsa 80 groszy, porządny rower Łucznik 100 zł
Bruno Schulz jako żydowski pisarz obecny był w naszej świadomości od kilkudziesięciu lat, czy nie czas byśmy uzupełnili swoją wiedzę o niedopuszczane do tej pory do naszej wiedzy fakty?
W Drohobyczu i na Kresach żyli i ginęli inni wartościowi i wrażliwi Polacy, czas na pamięć o nich
„Były to czasy, kiedy – przed Czeszkiem i po nim – rody magnackie i szlacheckie, a także bogatsze mieszczańskie budowały tu kościoły, dwory, zamki, cerkwie, synagogi, zbory ewangelickie, ratusze i inne obiekty, jak figury, nagrobki i kaplice, by upamiętnić swój wkład w dzieje tej ziemi, zostawić po sobie i kulturze złotych czasów zygmuntowskich trwały ślad. Byli to nie tylko magnaci i królewiątka jak Ostrogscy, Tarnowscy, Zamoyscy, Sieniawscy, Fredrowie, Tarłowie, Kostkowie, Zasławscy, Herburtowie, Ramszowie, Czarnkowscy, Skarbkowie, Wapowscy, Sobiescy, Ligęzowie, byli tu i mieszczanie, i kupcy ormiańscy, greccy, niemieccy, włoscy i wołoscy, owi Boimowie, Kampinowie, Belerowie i inni, na których trzeba by wielu ksiąg
Pozostały po nich wszystkich nie tylko zamki, takie jak Olesko, Brzeżany, ratusz w Samborze, cerkwie i kościoły w Rohatynie, czy tylko kopuła, krypta, nagrobek lub ikonostas…
Nie mówiąc już o samym Lwowie. Pełnym polskości i sztuki, i w sztuce zgody wielu narodów. Jakież to cacka były te zamki w Olesku, czy kościoły w Żydaczowie, ta wiekowa lwowska synagoga Gildene Rojze, czyli Złotej Róży, albo te maski na lwowskich kamienicach Ubaldinich, ta ościeża na Czarnej Kamienicy, ów węgar kamienicy stanclowskiej, attyka na kamienicy królewskiej, święci Roch i Marcin w Czarnej Kamienicy, a katedra lwowska, trzy katedry lwowskie trzech wyznań katolickich, a kolegiata żółkiewska?
Ech, zemścili się kacapy pośmiertnie na hetmanie Żółkiewskim, co to jedyny z obcych wodzów był w Moskwie i carów jak barany na powrozie wiódł, i polskiemu królowi pod nogi rzucił, no i Żółkiew Nestorowem nazwali, nawet nie od wielkiego Nestora, ale od Nestorowa, słynnego rzekomo lotnika sowieckiego. Zemsta podobno powinna być słodka, ale taki rodzaj zemsty to jeszcze jedno ośmieszenie chamstwa autorów tej zemsty
A te kaplice Boimów, Kampianów, cerkiew wołoska albo ikonostas w cerkwi w Dunajowie? Cuda, istne cuda. Albo ten kościół parafialny w Samborze, gdzie tylko raz w życiu byłem na ślubie Marysi Chciukówny, samborzanki, z Tadziem Englertem. Był wtedy tam i Franio Rozynel, elegancki szaławiła, co komponował różne marsze lotnicze i wojskowe, i kiedyś miał orkiestrę pułkową pod swoją batutą. Kościół ów nie tylko miał późniejsze wstawki i barokowe przeróbki, ale i cudną pajęczynę gotyckich sklepień, które mimo kilku pożarów miały stale świadczyć że Samborski kościół parafialny z 9 ołtarzami w swej diecezji ustępował jedynie przemyskiej katedrze
Kto o tym pisał? Kuczera oczywiście, samborski odpowiednik naszego Mściwujewskiego. Wspomnijmy więc tu na wieczną rzeczy pamiątkę tych wielkich historyków sztuki, jak Gębarowicz, Łoziński, Pagaczewski, Pirawski, Boniecki, Sinko, Czołowski, lecz nie zapomnijmy i o tych Kuczerach, i innych Mścisiach Mścisławach Mściwujewskich, o tych Maciszewskich, Charewiczowych, Kozakiewiczowych, Homungach, Swiencickich, Strzetelskich-Grynbergowych, Bałabanach, o tych innych, belfrach prowincjonalnych i profesorach, emerytowanych sędziach i dziwakach, majorach w stanie spoczynku, którzy najczęściej własnym sumptem wydawali broszury, książki i całe księgi, by zaświadczyć swą miłość do tej ziemi, o tych Dutkiewiczach, Kieszkowskich, Maksimowiczach, Balickich, Starowolskich, o tych znanych i nieznanych, zapomnianych, mniej ważnych, tendencyjnych, obiektywnych i nieraz wrogich Polakom, ale jednakowo silnie kochających tę ziemię
Pamiętajmy ich wszystkich. Wszystkich. Żyjącym daj Boże zdrowie, umarłym daj wieczny pokój i światłość wiekuistą za to że na swój sposób kochali ową ziemię” /Andrzej Chciuk, Ziemia Księżycowa/
/Bożena Ratter/ /21.10.2017/

*****

DO PANA PIOTRA GURSZTYNA

/To nie było powstanie „paniczyków w sanacyjnych mundurach”/
W „Salonie dziennikarskim” /TVP Info/z 4 marca  w ocenie i stosunku mediów do walki żołnierzy o niepodległość i suwerenność Polski oraz o sposobie obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych została przywołana Pana wypowiedź: „to było najbardziej ludowe powstanie, to nie było powstanie ‚paniczyków w sanacyjnych mundurach’ obwieszonych orderami, ale tę walkę podjęli sierżanci, plutonowi i to była walka która opierała się o tereny wiejskie”

Wypowiedź tę uważam za nieodrobioną lekcję historii i wpisującą się w retorykę stosowaną do uzasadniania przez oprawców komunistycznych dokonywanej zbrodni na elicie Polski. Elitę stanowiły różne stany, dla „szczęścia ludu socjalistycznego” komuniści likwidowali „paniczyków” nazywając ich bandytami, rewizjonistami, faszystami, zdrajcami
A o co miała się oprzeć walka tej części niezłomnych, którzy zmuszeni byli pozostać w oddziałach partyzanckich, o co miała się oprzeć ich walka w miastach gdzie czyhali na nich oprawcy, na każdym rogu znajdował się urząd bezpieczeństwa, posterunek MO i ORMO, koszary z żołnierzami NKWD, KBW, Smiersz, po ulicach chodziły ich patrole? I wokół mnóstwo cywilnych konfidentów… Musieli ukryć się w lesie, a las na ogół to przestrzeń wiejska
Odnośnie rangi i pochodzenia kieruję Pana redaktora na stronę pamiec.pl, ja też tam szukam informacji. Dzień śmierci porucznika Łukasza Cieplińskiego obchodzony jest jako Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Łukasz Ciepliński „Pług” jest postacią która stała się symbolem walki Polaków z reżimem komunistycznym w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej. Ciepliński należał do elity pokolenia wychowanego w II Rzeczypospolitej. Już 15 października 1936 awansowany do stopnia podporucznika, a 11 listopada 1936, jako delegat swojego rocznika przedstawiony prezydentowi RP Ignacemu Mościckiemu
Odnośnie rangi i pochodzenia posłużę się też fragmentem apelu nieugiętego orędownika walki o ustanowienie 1 marca Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych, ś.p. Jerzego Scheura z lutego 2012:
„Apel do mass mediów o należyte uwzględnienie w publikacjach, słuchowiskach, programach telewizyjnych „Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych”
Ustawą z 3 lutego 2011 sejm RP ustanowił dzień 1 marca Świętem Państwowym – Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych
My obywatele Państwa Polskiego stajemy przed obowiązkiem godnego uczczenia tego dnia
Biorąc pod uwagę że ten świąteczny dzień jest jednocześnie dniem roboczym ciężar przekazu pamięci, pokazania poświęcenia w walce o Wolność i Niezawisłość Polski spada w dużym stopniu na media. Jeżeli wziąć pod uwagę że w latach 1944-56 komuniści po części sowieccy, ale w podstawowej masie z PPR i PZPR zamordowali 20 tys. patriotów polskich, a 200 tys. tych ostatnich przeszło przez zsyłki i więzienia, jak również fakt że właśnie wtedy decydowały się losy Polski i Polaków, i nie sposób zrozumieć współczesnej historii Polski bez zrozumienia tego NARODOWEGO DNIA PAMIĘCI
Miesiąc luty niesie ze sobą rocznicę tragicznych śmierci:
08.02.1951 strzałem w tym głowy został zamordowany dowódca V i VI Brygady Wileńskiej AK mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”
19.02.1947 strzałem w tył głowy został zamordowany dowódca Konspiracyjnego Wojska Polskiego gen. Stanisław Sojczyński „Warszyc”
24.02.1951 został zamordowany przez powieszenie z-ca komendanta AK gen. Emil Fieldorf „Nil”
W imieniu i z upoważnienia „Porozumienia na rzecz obchodów Dnia i Roku Żołnierzy Wyklętych”
Prezes Fundacji „Polska się Upomni”
Jerzy Scheur
Przypominam wynik ekshumacji prowadzonej przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka w 2012 r.:
Edmund Bukowski, Stanisław Łukasik i Eugeniusz Smoliński – to trzy zidentyfikowane już ofiary terroru komunistycznego których szczątki odnalazła ekipa młodych wolontariuszy, archeologów i genetyków, wykonujących prace ekshumacyjne na warszawskich Powązkach. To niezwykle ważny komunikat. „O wynikach badań poinformował Łukasz Kamiński, prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Porucznik Armii Krajowej okręgu wileńskiego Edmund Bukowski był oficerem łączności straconym 13 kwietnia 1950 w więzieniu mokotowskim. Kpt. Stanisław Łukasik, żołnierz AK oraz Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, był jednym z grupy straconych 7 marca 1949. Eugeniusz Smoliński służył w referacie materiałów wybuchowych w Komendzie Głównej AK. Został stracony po sfingowanym pokazowym procesie 9 kwietnia 1949 w więzieniu przy Rakowieckiej w Warszawie”
28 listopada 1918 r. Józef Piłsudski, który jeszcze jako Naczelnik Państwa ustanowił obowiązek szkolny i 8-godzinny dzień pracy, powołał Polską Marynarkę Wojenną
To właśnie jej Komandorzy walczyli o Wybrzeże tocząc zaciekłą bitwę w obronie Helu w 1939. Po kapitulacji Helu Komandorzy trafili do niemieckiego oflagu. Kiedy skończyła się wojna wrócili bo tu była Polska i ich rodziny, wrócili choć przypuszczali czego można spodziewać się po nowej władzy. Zostali przyjęci do formującej się Marynarki Wojennej, awansowali, bo posiadali najwyższe kompetencje, nie było lepszych oficerów w Marynarce Wojennej. Dr Witold Mieszkowski, syn Stanisława Mieszkowskiego, dowódcy floty, wspomina ojca który odbudowywał port w Kołobrzegu i tworzył Szkołę Specjalistów Morskich na Oksywiu. W latach 1949-51 rozpoczęły się aresztowania. Fachowcy przedwojenni przestali być potrzebni, nauczyciele również. Przecież rok szkolny 1951 rozpoczęto pod hasłem: „Wychowamy nowego człowieka”, a tu zwykli marynarze stali przed przedwojennymi Komandorami na baczność, to były ich autorytety! Zatrzymano więc siedmiu Komandorów Polskiej Marynarki Wojennej, bestialsko znęcano się nad nimi zarówno w Gdyni jak i w Głównym Zarządzie Informacji WP przy Oczki w Warszawie, sfingowano procesy. Wymieniono elity na pseudoelity
Wspaniałą, mądrą, młodą kadrę która odbudowywała Polskę poddano wyjątkowo brutalnym „przesłuchaniom”, czyli najbardziej wymyślnym torturom fizycznym i psychicznym upodlającym człowieka. Szantażowano również wywózką na Syberię żon i dzieci
Psychicznych tortur nie wytrzymał Adam Rychel którego w śledztwie doprowadzono do utraty zmysłów. Dzięki chorobie nie brał udziału w „procesie”, zmarł kilka lat później nie dożywszy 50 lat. Wyrokiem „procesu”, czyli zbrodni sądowej, Stanisław Mieszkowski, Zbigniew Przybyszewski i Jerzy Staniewicz zostali zabici 16 grudnia 1952 strzałem w tył głowy na korytarzu więzienia przy Rakowieckiej w Warszawie
Jan Paweł II powiedział: „Trzeba wspomnieć wszystkich zamordowanych rękami także polskich instytucji służb bezpieczeństwa pozostających na usługach systemu przeniesionego ze wschodu, trzeba ich przynajmniej przypomnieć przed Bogiem i Historią”
/Bożena Ratter/ /4.3.2017/