Ks. Waldemar Chrostowski

KOŚCIÓŁ NA CELOWNIKU

3 kwietnia br., czyli zaraz po tegorocznej Wielkanocy, Katolicka Agencja Informacyjna rozpowszechniła treść obszernego tekstu: „Polski początek Franciszka”, zamieszczonego w „Rzeczpospolitej”

Tomasz Krzyżak napisał w nim że Papież Franciszek podjął kilka bardzo ważnych decyzji personalnych dotyczących obsady stolic biskupich w Polsce. Podał też konkretne nazwiska i opatrzył je swoimi komentarzami. Minęło półtora miesiąca i wiemy że były to informacje… wyssane z palca

Plotki i insynuacje

Przypomnijmy co napisał red. Krzyżak. „Metropolita lwowski abp Mieczysław Mokrzycki został nowym metropolitą wrocławskim, który zastąpił abp. Mariana Gołębiewskiego. Odpadli więc ‚potencjalni kandydaci’ wśród których wymieniano abp. Sławoja Leszka Głódzia, metropolitę gdańskiego, i bp. Andrzeja Dziubę, ordynariusza łowickiego. Po wypadku bp. Piotra Jareckiego i chorobie bp. Mariana Dusia kard. Kazimierz Nycz ‚ze wszystkimi uroczystościami musi radzić sobie tylko z jednym biskupem pomocniczym Tadeuszem Pikusem’. Dlatego Ojciec Święty nominował w Warszawie dwóch biskupów pomocniczych, a mianowicie ks. Wojciecha Bartkowicza, rektora Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego, oraz ks. Janusza Bodzonia, kanclerza Kurii Metropolitalnej Warszawskiej. Bp Piotr Jarecki ma zamieszkać w jednym z żeńskich klasztorów na południu Polski. Do tego dochodzi ‚spora zmiana pokoleniowa’, bo ‚na emeryturę odchodzą biskupi którzy przez lata byli twarzami polskiego Kościoła'”.

Ponadto – jak napisał – abp Mokrzycki jest skonfliktowany z władzami ukraińskimi, od których próbuje odzyskać katolickie kościoły, „a także z Polonią ponieważ wprowadził we lwowskiej katedrze mszę św. również po ukraińsku”. Co więcej jest skonfliktowany również z kard. Stanisławem Dziwiszem. Biskup Dziuba „podobno dusi się w ciasnym Łowiczu”, a abp Głódź stracił wszelkie szanse na nominację do Wrocławia po publikacjach we „Wprost”, gdzie nawiasem mówiąc red. Krzyżak niegdyś pracował. Tego dnia na warszawskich Bielanach prowadziłem rekolekcje kapłanów archidiecezji warszawskiej. Od rana docierały do nas sensacyjne wiadomości. Dwie osoby świeckie i jedna z sióstr zakonnych przysłały esemesy z zapewnieniami o modlitwie za nowych biskupów.

Ton tekstu „Rzeczpospolitej” i doniesień KAI wydawał się tak stanowczy i pewny że czekaliśmy na potwierdzenie tych wieści przez nuncjaturę. Ale potwierdzenia nie było i nie będzie. Wiemy że funkcję metropolity wrocławskiego otrzymał bp Józef Kupny. Pozostałe wieści to modne od pewnego czasu „fakty medialne”, czyli zwyczajne zmyślenia i plotki oraz wielce szkodliwe insynuacje.

Wykopywanie przepaści

Jesienią 2012 r., w kontekście tzw. afery trotylowej, Grzegorz Hajdarowicz, właściciel „Rzeczpospolitej”, zwolnił w trybie natychmiastowym redaktora naczelnego, a także red. Cezarego Gmyza, autora doniesień o obecności trotylu na wraku smoleńskiego tupolewa. Odeszło też kilku innych dziennikarzy. Wszystko w imię „rzetelności dziennikarskiej”, przedstawianej jako wartość za którą trzeba zapłacić każdą cenę. Natomiast po kłamliwym i fatalnym w skutkach dla Kościoła tekście red. Krzyżaka nie było żadnych reakcji. Rzetelność przestała być ważna. Co więcej powoli zajmuje on fotel Ewy K. Czaczkowskiej jako wiodący specjalista „Rzeczpospolitej” w zakresie spraw religijnych i kościelnych…

„Sensacje” red. Krzyżaka są niezwykle niebezpieczne. Oprócz wprowadzania w błąd opinii publicznej powodują zamęt i wykopują przepaść w Kościele. Arcybiskup Mokrzycki mocno zareagował na próbę skłócenia go z wiernymi i władzami Lwowa. Notabene lwowscy Polacy to nie jest Polonia! Nie oni wyjechali z Polski, lecz Polska „wyjechała” od nich. Po kwietniowym tekście pozostał jednak, na pewno w potocznych skojarzeniach, niesmak oraz podkopano zaufanie na linii metropolita lwowski – metropolita krakowski. Biskup Jarecki który we właściwy sposób i publicznie odniósł się do swego czynu /gdyby inni którzy przeżyli podobne incydenty umieli się na to zdobyć!/, nie przeniósł się do żeńskiego klasztoru. Wierni i kapłani Łowicza, przedstawionego jako „ciasny”, a także całej diecezji łowickiej, mogli poczuć obcość wobec własnego biskupa, który – jak ogłosił red. Krzyżak – chciałby się stamtąd wynieść. Widać też wyraźnie niechęć wobec abp. Głódzia, na którego pod koniec Wielkiego Postu zorganizowano duże polowanie ze starannie wyselekcjonowaną nagonką. Tekst zamieszczony w „Rzeczpospolitej” się w nią wpisuje.

Nagromadzenie i brak potwierdzenia fałszywych doniesień wcale red. Krzyżaka nie speszył, przeciwnie, jakby dodał mu rezonu i odwagi. Na łamach przeżywającego dotkliwy kryzys „Uważam Rze” napisał ostatnio o Papieżu Benedykcie XVI że „to on wprowadził z powrotem do Watykanu bogate stroje, sam wybierał sobie ozdobne szaty liturgiczne, pektorały”. „W Watykanie – nadmienia red. Krzyżak – rządzą kardynałowie. Na każdym kroku spiski, walka o władzę”. Benedykt XVI, powszechnie szanowany Papież, wielki autorytet duchowy i teologiczny, został tutaj karykaturalnie przedstawiony jako ktoś małostkowy i próżny, rozmiłowany w wystawności i strojach…

Do niedawna wydawało się że nikt nie zdoła prześcignąć red. Katarzyny Wiśniewskiej z „Gazety Wyborczej” w posiewie antykościelnego cynizmu, ironii, kpin i domysłów. Tymczasem wyrasta jej groźny konkurent, też mający koneksje z kilkoma duchownymi którzy zapładniają jego wyobraźnię plotkarskimi nowinkami. Na skutek tego gęstnieje ponury wizerunek Kościoła katolickiego i jego duchowego centrum jako instytucji gdzie dominuje przebiegłość, chytrość, intrygi oraz chorobliwe ambicje i żądza kariery. Coraz więcej adresatów i odbiorców tej produkcji zadaje sobie pytanie czy warto utożsamiać się z tak przedstawianym Kościołem. Nie brakuje osób które nie wytrzymują tej presji, a odcinając się od Kościoła powielają jego mroczny obraz.

Na marginesie antykościelnej nagonki

Po pierwsze najwyższy czas by się poważnie zastanowić czy naprawdę ma sens sporządzanie streszczeń rozmaitych zmyśleń, kłamstw i oszczerstw na temat Kościoła i duchownych, zamieszczanych w „Gazecie Wyborczej”, „Wprost”, „Polityce” i innych tytułach prasowych, ostatnio również w „Rzeczpospolitej”, oraz ich rozpowszechnianie przez Katolicką Agencję Informacyjną. Trzeba nadmienić że owe streszczenia są codziennie przygotowywane przez Biuro Prasowe Episkopatu Polski! W nagłówku pojawia się informacja że nie odzwierciedlają poglądów KAI, ale jest faktem że właśnie tą drogą trafiają do środowisk i osób które nie czytają „Rzeczpospolitej” i szerokim łukiem omijają „Gazetę Wyborczą” oraz jej medialnych satelitów.

Skutki plotek i oszczerstw mają bardzo dużo ze skutków pornografii: psują wyobraźnię wszystkich, również tych którzy uznają siebie za najbardziej odpornych. Nie jest tajemnicą że w wypowiedziach części duchownych i świeckich Kościół jest przedstawiany językiem świata, a nie świat językiem Kościoła.

Po drugie jakiś czas temu wiele nominacji biskupich było ogłaszanych najpierw w „Gazecie Wyborczej” lub w „Rzeczpospolitej”, a dopiero później przez nuncjaturę. Kiedy na łamach „Naszego Dziennika” napiętnowałem tę praktykę red. Wiśniewska ogłosiła w „Wyborczej” że szukam szpiega w nuncjaturze. Coś jednak było na rzeczy, niekoniecznie w nuncjaturze, skoro o ostatnich nominacjach nie dowiadujemy się już z gazet. Dziennikarka „Wyborczej” i jej pracodawcy stracili cennego /cennych?/ informatora, a może przeszli oni w stan uśpienia? Redaktor Krzyżak próbuje reaktywować tamte metody dając do zrozumienia że „wie więcej”, a zatem porusza się w kręgach kościelnych które „mogą więcej”. Atmosfera zamętu i giełda nazwisk upokarzają tych dla których Kościół jest domem, sugerują bowiem że jest to dom spróchniały i wystawiony na licytację przez grupę „trzymającą władzę”, która ma w nim najwięcej do powiedzenia.

Po trzecie nie może ani nie powinno być tak że duchowni i wierni o nominacjach biskupich dowiadują się z gazet i mediów. Tego rodzaju próby muszą być natychmiast napiętnowane a ich autorzy odsunięci od wszelkich bliskich kontaktów z instytucjami kościelnymi oraz osobami zajmującymi odpowiedzialne i wpływowe stanowiska i funkcje. Kilka skandalicznych i zakrojonych na szeroką skalę akcji podjętych przeciw Kościołowi w Polsce po śmierci Jana Pawła II powinno być wystarczającą lekcją by nie dopuścić do kolejnych prób szkodzenia mu i psucia jego wizerunku. Dobrze widać że Kościół nie ma wokół siebie wyłącznie przyjaciół, a do Chrystusowej owczarni zakradają się także ci którzy kierując się różnymi pobudkami nie chcą owiec integrować i strzec lecz je konfliktować i strzyc.

Po czwarte coraz mocniej nasuwa się pytanie jakie motywy kierują, wprawdzie nielicznymi, ale nagłaśnianymi przez media duchownymi którzy uwiarygodniają antykościelną produkcję wystąpieniami we wrogich Kościołowi katolickiemu środkach masowego przekazu. Kilku zakonników i kapłanów których red. Adam Michnik obdarzył mianem „wybitnych” porzuciło stan duchowny a nawet opuściło Kościół mnożąc przeciw niemu ciężkie zarzuty i oskarżenia. W klimacie szczucia na duchowieństwo odbywają się próby wprowadzania i piętrzenia groźnych podziałów powodujących osłabienie autorytetu księży i utratę zaufania wobec nich ze strony wiernych. Przykro to powiedzieć, ale prawda jest taka że to co się w tej dziedzinie obecnie w Polsce dzieje pod wieloma względami przerasta nagonki na Kościół i duchowieństwo w czasach PRL.

ks. prof. Waldemar Chrostowski /25.V.2013/

***

BĘDZIESZ MIŁOWAŁ…

Homilia ks. prof. Waldemara Chrostowskiego /Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie/ wygłoszona w warszawskiej archikatedrze św. Jana Chrzciciela 10 lutego 2013 r.

Czcigodni Kapłani
Czcigodne Siostry Zakonne
i Osoby Konsekrowane
Drodzy Bracia i Siostry
Droga Rodzino Radia Maryja

Słuchając fragmentu z Ewangelii według św. Łukasza, kiedy oczami wyobraźni przenieśliśmy się nad Jezioro Galilejskie, do północnej Palestyny, w czasy Jezusa Chrystusa, ujrzeliśmy tam Szymona Piotra i jego brata Andrzeja, a także Jakuba i Jana. Usłyszeliśmy przedziwne słowa które wypowiedzieli wówczas do Jezusa ci którzy Go pierwszy raz spotkali: „Mistrzu – wyznali – przez całą noc pracowaliśmy i niczego nie złowiliśmy…”. W ich słowach słychać bezradność. Słychać również lęk.

I my też, gromadząc się dzisiaj tak licznie w archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie, możemy odczuwać podobne uczucie bezradności, a nawet lęku. Od smoleńskiego dramatu upłynęły prawie trzy lata. Wiemy coraz więcej i więcej, ale rozumiemy coraz mniej i mniej. Jesteśmy niejako tak samo bezradni, jak tamci nasi przodkowie w wierze. Tamci całą noc pracowali i niczego nie ułowili. My wprawdzie mamy za sobą jakieś rezultaty połowu, ale obok połowu cierpienia, współczucia, miłosierdzia, życzliwości, serdeczności i dobroci jest to również połów kłamstwa, obłudy, fałszu, ignorancji, niechęci, pogardy.

Nie jest więc przypadkiem, że – jak apostołowie – zwracamy się do Jezusa Chrystusa, który nas tutaj gromadzi. Nie jest więc przypadkiem że pamięć o smoleńskim dramacie przeżywamy właśnie w świątyni. Raz jeszcze świątynia, tak jak lata temu oraz dziesiątki i setki lat temu, jak zawsze w naszej polskiej tradycji staje się miejscem pamięci; miejscem oddawania czci Bogu, ale także zwornikiem narodowej pamięci i narodowej tożsamości.

Strażnicy pamięci

Stajemy zatem w wielkim gronie tych którzy z pokolenia na pokolenie na polskiej ziemi oddają chwałę Bogu, wierni przodkom którzy byli przed nami. Gromadzi nas tutaj i łączy zarazem potrzeba oddawania czci Bogu oraz pamięć.

To pamięć różnego rodzaju; różne ma odmiany i różne ma twarze. To najpierw pamięć rodzinna, karmiona miłością, bo są wśród nas ci którzy w dramacie smoleńskim utracili swoich najbliższych. To także pamięć środowiskowa, karmiona lojalnością i przyjaźnią, dzięki której ci którzy opłakują swoich bliskich mogą czuć się bezpieczniejsi, a w każdym razie nie są samotni. To również pamięć ojczysta, karmiona patriotyzmem – i ten krąg jest najszerszy, obejmuje bowiem nie tylko nas, obecnych tutaj, w archikatedrze, lecz wszystkich którzy nas słuchają i z nami się modlą, oraz wszystkich którzy będą na rozmaite sposoby rozważać to co przeżywamy i włączać się w intencje w jakich się modlimy.

Gromadzi nas pamięć karmiona miłością, lojalnością, przyjaźnią, przywiązaniem do ojczystych obyczajów, do ojczystej ziemi i tradycji. Nie jesteśmy żadną „sektą smoleńską”, nie wyznajemy żadnej „smoleńskiej religii”, natomiast w imię tej szlachetnej pamięci, która nas gromadzi i jednoczy, jesteśmy gotowi znieść wszystkie inwektywy i cynizm, sarkazm, ironię, kpiny, obłudę i pogardę, gdyż taka jest rola strażników pamięci. Imieniem pamięci jest wierność wbrew wszystkiemu, a fundamentem pamięci jest prawda. Pamięć która nie byłaby karmiona prawdą byłaby fałszywa i zgubna. Nie tylko do niczego dobrego nie prowadzi, ale wydaje zgniłe i niedobre owoce.

Jaka więc jest ta prawda, którą chcemy dzisiaj – i zawsze – czynić pokarmem naszej pamięci? Ta prawda sięga znacznie dalej niż do 10 kwietnia 2010 r. Ta prawda sięga znacznie wstecz. Moglibyśmy, mając wśród siebie rzetelnych i sprawnych historyków, sięgać w odległą przeszłość. Jednak dzisiaj sięgnijmy do dnia który szczególnie tragicznie zapisał się w naszych ojczystych dziejach i ma nierozerwalny związek z tą pamięcią. Dokładnie 73 lata temu, 10 lutego 1940 r., na mocy komunistycznych dekretów rozpoczęły się sowieckie wywózki Polaków z Kresów Wschodnich na Sybir i w inne miejsca kaźni. Dokładnie 73 lata temu około ćwierć miliona naszych braci i sióstr w pierwszych falach deportacyjnych, a przez następne kilkanaście miesięcy setki tysięcy innych, wyrwano z korzeniami ze swoich domów i rodzin, ze swojej ziemi i swojej ojczyzny i przewieziono w nieludzkich warunkach, by własnymi ciałami, pracą, łzami i tęsknotą użyźnili stepy Kazachstanu, lody Norylska i śniegi Syberii.

Katyń i Smoleńsk

Dzisiaj mamy kolejną rocznicę tej wielkiej gehenny, której drugą twarzą jest Katyń, bo zaledwie kilka tygodni później Sowieci rozpoczęli masowe egzekucje polskich oficerów, żołnierzy, inteligencji oraz naszej duchowej elity w Katyniu i innych miejscach kaźni. Była to zbrodnia komunistyczna, starannie zaplanowana, przemyślana i zrealizowana. Oblicza się że łącznie na skutek sowieckich deportacji, przymusowych wywózek, na skutek niewyobrażalnej gehenny i piekła na ziemi, którego nie sposób opisać, nieszczęścia i krzywdy dotknęły ok. półtora miliona naszych rodaków.

Katyń jest jedną z twarzy tego bezprawia i nieszczęścia. Katyń był karą za 1920 rok i powstrzymanie wtedy bolszewickiej nawałnicy. Wśród tych którzy w 1940 r. zginęli w Katyniu i innych miejscach kaźni było wielu którzy dwadzieścia lat wcześniej dzielnie bronili własnej ojczyzny, i to bronili skutecznie. A dodać do tego trzeba że niespełna dwa miesiące po Katyniu rozpoczął swoją śmiercionośną działalność obóz koncentracyjny Auschwitz w Oświęcimiu: 14 czerwca 1940 r. niemieccy oprawcy przewieźli tam pierwszy transport Polaków z Tarnowa.

I tak dwa totalitaryzmy, czerwony i brunatny, sprzysięgły się ze sobą, przeciw nam, dokonując tego co można słusznie uznać za czwarty rozbiór Polski. Nie wiadomo do czego by to nieszczęście doprowadziło, gdyby owi sojusznicy wkrótce nie pokłócili się między sobą. A wtedy, jak wcześniej współdziałały, tak później starły się ze sobą dwa socjalizmy: jeden narodowy – brunatny, drugi międzynarodowy – czerwony.

Jedną z powinności która wciąż staje przed nami, bo nie została dotąd należycie wypełniona, stanowi gruntowna refleksja nad naturą obydwu śmiercionośnych totalitaryzmów, to jest nad naturą narodowego socjalizmu /nazizmu/ i międzynarodowego socjalizmu /komunizmu/. Nie tylko po to by się nigdy więcej nie powtórzyły, bo już się powtarzały i zapewne jeszcze powrócą, ale także dlatego by pamięć o tych którzy stali się ich ofiarami pozostała wśród nas i naszych potomnych żywa. Byśmy i pod tym względem byli wiernymi strażnikami pamięci.

Dopiero w tym kontekście, dopiero w nawiązaniu do tej historii można należycie umiejscowić smoleński dramat. Ci którzy 10 kwietnia 2010 r. zginęli pod Smoleńskiem, byli, jak my, strażnikami ojczystej pamięci. Stali się więc rzecznikami wszystkich którym ojczyzna i ojczyste ideały są bliskie.

Duże pielgrzymki

W życiu nie ma przypadków, są znaki. Chciałbym nawiązać do własnego życia i dwóch ważnych w nim wydarzeń. We wrześniu 1989 r. Ksiądz kard. Józef Glemp przyjął delegację Rodzin Katyńskich, które w zmieniających się wtedy warunkach politycznych bardzo pragnęły udać się do Katynia. Proszono o kapłana który mógłby z nimi do Katynia pojechać. Dowiedziałem się że to mam być ja. Istniał jeszcze Związek Sowiecki. Pod sam koniec września wcześnie rano wyruszyliśmy z Warszawy. Pierwsza noc w Mińsku Białoruskim, druga gdzieś na obrzeżach Smoleńska. Ciemno, zimno i ponuro. Na trzeci dzień stanęliśmy w Katyniu. Trudno tam było trafić. Naprowadziła nas stacja kolejowa Gniezdowo, której nazwa przywołuje dramatyczne skojarzenia.

Wśród uczestników tej pielgrzymki byli najbliżsi zamordowanych oficerów i pozostałych ofiar. Wtedy od sowieckiej zbrodni upłynęło zaledwie czterdzieści kilka lat. Dla wielu była ona wciąż bardzo żywa i bolesna. Smoleński i katyński las był czymś niezwykłym. Kiedy dotarliśmy między jego drzewa, natrafiliśmy tam na pomnik postawiony przez Sowietów z napisami po rosyjsku, że zbrodni dokonali hitlerowcy.

Ale przejęci i rozmodleni na to kłamstwo nie zważaliśmy. Mam żywo w oczach obraz córek i synów katyńskich ofiar z których każdy rozszedł się po katyńskim lesie i szukał jakiegoś drzewa przy którym mógłby się wypłakać. Trwało to długo, a potem modlitwa… Często myślę o tym co czują ci którzy od 10 kwietnia 2010 r. opłakują bliskich którzy zginęli w dramacie smoleńskim.

Wracaliśmy później do Warszawy niemal w milczeniu. Tylko modlitwa była znacznie częstsza niż w tamtą stronę. Słychać było głosy że wreszcie ci którzy dotarli do Smoleńska mogli przeżyć swoją żałobę.

I drugie wspomnienie. W sierpniu 2010 r. wyruszyliśmy do Katynia i Smoleńska z pielgrzymką wiernych z warszawskiej parafii Zwiastowania Pańskiego. Dotarliśmy tam 11 sierpnia, a więc cztery miesiące po smoleńskim dramacie. Najpierw udaliśmy się do Katynia. Warunki i okoliczności były już inne niż w 1989 r. Przy ołtarzu sprawowaliśmy żałobną Mszę Świętą. Wśród uczestników tej pielgrzymki był mężczyzna mający około siedemdziesięciu lat, który wcześniej kupił kwiatek i tego dnia chodził osobno, jak gdyby obok. Po Mszy Świętej udał się do muru na którym w porządku alfabetycznym są wypisane nazwiska ofiar i znalazł tam nazwisko swego ojca. Drżącymi rękoma umieścił tam kwiat. Zapytany, odpowiedział że przyszedł na świat już po śmierci swego ojca; niedługo przed wybuchem wojny mama pobrała się z jego ojcem i spodziewała się narodzin dziecka. Ojciec został zwerbowany do wojska, pojmany w niewolę przez Sowietów i w tym katyńskim lesie zabity, a on wkrótce przyszedł na świat. Przejęty wyznał że dopiero teraz, kiedy stanął przy mogile ojca, a w każdym razie tam gdzie ta mogiła się znajduje – dopiero teraz jego życie nabrało prawdziwego sensu, bo dopiero teraz wie kim naprawdę jest.

Prawda o Smoleńsku – musimy ją znać! Bo, jak ten naznaczony cierpieniem człowiek, dopiero wtedy będziemy wiedzieć kim naprawdę jesteśmy.

Między losem tych którzy zginęli w Katyniu i losem tych którzy zginęli pod Smoleńskiem jest dramatyczne podobieństwo. Ta pierwsza śmierć była dłużej spodziewana i niejako czekała na strzały które padały z tyłu głowy; ta druga była zapewne przeczuwana tylko przez sekundy czy minuty wcześniej. Podobieństwo polega na tym że jedna i druga śmierć stały się przedmiotem wielkiego zakłamania i fałszu. Kłamstwo katyńskie, powielane z udziałem najwyższych przedstawicieli największych mocarstw, trwało kilkadziesiąt lat. DAŁBY BÓG BY NIC PODOBNEGO NIE POWTÓRZYŁO SIĘ Z KŁAMSTWEM SMOLEŃSKIM!

Powstańcze przesłanie

Rozważamy ten dramat w świątyni. I to świątyni niezwykłej, w której znajduje się grób kardynała Stefana Wyszyńskiego, niezłomnego Prymasa Tysiąclecia. To nas też zobowiązuje! Jeżeli szukamy klucza do teraźniejszości i przyszłości, jeżeli szukamy pomocy do rozpoznania tego jak powinniśmy żyć i postępować, spróbujmy więc do niego zwrócić się o radę.

W życiu Prymasa Tysiąclecia jest epizod niezwykły, porównywalny z tym co dzisiaj upamiętniamy i rozważamy oraz chcemy przemodlić. Kiedy we wrześniu 1944 r. dobiegało końca Powstanie Warszawskie, a niemieccy, ukraińscy i inni oprawcy dobijali umęczone miasto i jego ludność, ks. Stefan Wyszyński, niecałe dwa lata później biskup lubelski, a potem arcybiskup metropolita gnieźnieński i warszawski, przebywał w podwarszawskich Laskach. Wspominał, będąc tam kapelanem Armii Krajowej, że codziennie przywożono rannych z których nie wszyscy przeżywali tę gehennę. Wtedy do jego serca wkradała się bezradność i bezsilność, po części podobna do tej którą czuli apostołowie i którą my czujemy. Późnym popołudniem i wczesnym wieczorem patrzył w stronę Warszawy, skąd unosiły się łuny płonącego miasta. Czuć było swąd spalanych przedmiotów, a wiatr się wzmagał i niósł rozmaite resztki. W pewnym momencie ks. Wyszyński dostrzegł że wiatr niesie jakieś kartki.

Jedna z tych kartek spadła przy jego stopach, a on ją podniósł.

Miotały nim najrozmaitsze uczucia wobec Niemców i innych oprawców, którzy tyle nieszczęścia, zła i krzywdy wyrządzili Polakom. Kartka była z każdej strony nadpalona. Pochodziła z jakiegoś modlitewnika. Litery były tak duże że mimo zmroku można było przeczytać tekst. W ten jesienny wieczór naznaczony gniewem, rozpaczą i bólem ks. Stefan Wyszyński przeczytał dwa słowa które się na tej kartce zachowały. A te dwa słowa to: „Będziesz miłował!”.

Najważniejsze przykazanie

I to jest, Moi Drodzy, przesłanie dla nas. I to jest również nasz obowiązek i nasza powinność. Nie było i nie ma drugiej religii która karmiona Ewangelią miałaby takie przykazanie. Przykazanie miłości jest warunkiem tego byśmy ustrzegli swojej ludzkiej, a nade wszystko chrześcijańskiej godności. Wierność wobec pamięci tych którzy zginęli na stepach Kazachstanu, w katorgach Norylska i w syberyjskich śniegach, którzy już nigdy nie wrócili do ojczyzny, oraz pamięć o tych którzy zginęli w Katyniu, Starobielsku, Ostaszkowie i Bykowni, w najrozmaitszych innych sowieckich miejscach zagłady, a także w Auschwitz i dziesiątkach innych niemieckich obozów śmierci, lecz także pamięć o tych którzy zginęli w dramacie sprzed prawie trzech lat, sprowadza się do tych dwóch słów: „Będziesz miłował!”.

Katastrofy takie jak ta która wydarzyła się pod Smoleńskiem nie zdarzają się ani nie powinny się zdarzyć. A skoro dokonał się ów dramat musi on mieć dla nas wszystkich jakiś głęboki sens i płynie z niego najgłębsze Chrystusowe przesłanie. Kiedy apostołowie Piotr, Andrzej, Jakub i Jan ujrzeli skuteczność Chrystusowej obecności, zostawili wszystko i poszli za Nim. Także z nami oraz przy nas jest Chrystus, a skuteczność Jego obecności znajduje wyraz w urzeczywistnianiu przykazania miłości. Najtrudniejsze ze wszystkich jest z wszystkich przykazań najbardziej wzniosłe. Amen

***

MUSIMY ODWAŻNIE BRONIĆ WIARY

Rozmowa z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim, biblistą z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego

Wokalistka Dorota Rabczewska Doda została skazana prawomocnym wyrokiem za obrazę uczuć religijnych po tym jak w jednym z wywiadów określiła autorów Biblii jako „naprutych winem i palących jakieś zioła”. Ten wyrok, choć może niezbyt dotkliwy /grzywna 5 tys. zł/, przerywa jednak bezkarność takich występków…

Doda dopuściła się obrazy milionów wierzących. Na szczęście znalazły się osoby które postanowiły w sądzie szukać należnej sprawiedliwości. Ich postawa jest dla nas przykładem. Nie możemy pozostać obojętni wobec sytuacji rozmaitych bluźnierstw, wypowiedzi godzących w nasze uczucia religijne, w uczucia wyznawców Chrystusa. Doda obraziła uczucia chrześcijan, ale nie tylko, także wyznawców innych religii, bo Biblia jest Księgą Świętą również dla wyznawców judaizmu i islamu. Wyrok nie jest bardzo dotkliwy dla Dody, jeżeli chodzi o zasądzoną kwotę, ale jest sprawiedliwy w tym znaczeniu że staje na straży przekonań i uczuć religijnych. Bardzo istotna jest świadomość że tego rodzaju występki nie mogą i nie pozostają bezkarne. To pokazuje że odważna obrona wiary przynosi oczekiwane owoce.

Czy ten wyrok zahamuje podobne ekscesy w przyszłości?

Powinniśmy odważnie wyznawać naszą wiarę i troszczyć się o to by w żaden sposób nie była ona poniewierana ani szargana. Niestety w Polsce zwłaszcza w ostatnich latach po śmierci bł. Jana Pawła II wiara i wyznawcy Chrystusa są bardzo silnie atakowani. Na szczęście coraz więcej ludzi zaczyna nabierać świadomości że w obronie chrześcijańskich wartości, świętych znaków naszej wiary, trzeba wypowiadać się zdecydowanie i głośno.

Bez naszej reakcji na profanacje, szykany, zło się rozzuchwala…

Trwa zmasowany atak na wszystko co jest związane z wiarą chrześcijańską, Kościołem katolickim. Ci którzy dopuszczają się wypowiedzi i czynów przeciw wyznawcom Chrystusa dość często są tylko narzędziami. Trzeba zastanowić się kto promuje tego rodzaju zachowania, kto za tym stoi. Należy patrzeć na ten problem szeroko. Wypowiedzi te często mają miejsce za przyzwoleniem środowiska i środków społecznego przekazu. Zdecydowana ich część, także po wydaniu wyroku skazującego Dodę, wyraźnie staje w jej obronie. Nie możemy się bać, a kiedy trzeba musimy dochodzić swoich racji również przed sądem po to by występki przeciw wierze się nie powtarzały. Ten wyrok pokazuje że obrona ma sens.

rozm. mb/nd /22.VI.2012/