Leszek Żebrowski

WSZĘDZIE GROBY NASZYCH BOHATERÓW

l.zebr.Pierwsze prace ekshumacyjne na terenie białostockiego więzienia doprowadziły do odkrycia 140 szkieletów, ofiar totalitarnych reżimów

Pamiętajmy że w latach 1939-41 „pracowały” tam służby sowieckie. Nie wszystkich ujętych Polaków wywożono na wschód, nie wszystkich mordowano gdzieś dalej. Część z nich ginęła na miejscu i spoczęła potajemnie zagrzebana praktycznie na terenie zbrodni

Następnie przyszli tam Niemcy. Do połowy 1944, czyli przez trzy lata, to oni byli bezwzględnymi panami życia i śmierci. Można jednak przypuszczać że ciała swoich ofiar wywozili gdzieś poza miasto; znając ich zamiłowanie do „porządku” i „higieny”, raczej nie spodziewajmy się że grzebali ich dosłownie pod sobą, w piwnicach i na dziedzińcach gmachów, gdzie urzędowali

Latem 1944 ponownie przyszli Sowieci, tym razem silniej wspomagani przez miejscowych kolaborantów. Przez następne kilkanaście lat kontynuowali dzieło z okresu swojej pierwszej okupacji, a zarazem dzieło niemieckich oprawców, mordując prawdziwych i domniemanych przeciwników. Ustalanie listy ofiar, ich identyfikacja to teraz praca na lata. Ale pamiętajmy że oprócz powszechnie znanych lokalnych dowódców podziemia niepodległościowego spoczywają tam także osoby dziś praktycznie nieznane.

„Beniowski” ze Związku Jaszczurczego

Jednym z nich jest ppor. Eugeniusz Stempkowski, oficer Narodowych Sił Zbrojnych i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Pochodził z Brześcia nad Bugiem, tam przed wojną zdążył ukończyć trzy klasy gimnazjum mechanicznego. W listopadzie 1939 jako 16-latek rozpoczął służbę pod sowieckim zaborem w polskiej konspiracji, którą chwalebnie pełnił przez prawie siedem lat, przede wszystkim w Białymstoku.

Od 1941 był w Związku Jaszczurczym, rok później trafił do NSZ. W tej organizacji przeszedł szkolenie kursu podchorążych, zakończone egzaminem i uzyskaniem stopnia kaprala podchorążego i praktyką w lesie, przy grupach dywersyjnych. Przybrał sobie romantyczne pseudonimy: „Beniowski”, „Beń Beniowski”. Na takich jak on, młodych, dynamicznych, odważnych, spoczywał główny ciężar utrzymywania i rozwijania struktur, potrzebnych do przygotowań powstania powszechnego. Powierzono mu bardzo odpowiedzialną funkcję szefa V Wydziału /łączności/ w Komendzie XIII Okręgu NSZ /Białystok/. Od tej pory nieprzerwanie służył, najlepiej jak potrafił, sprawie niepodległości. W czerwcu 1944 otrzymał awans na podporucznika.

W lipcu 1944 znalazł się w Warszawie. W związku z pełnioną służbą załatwiał sprawy organizacyjne. Był uczestnikiem Powstania Warszawskiego, walcząc w pierwszej linii na Powiślu, w Śródmieściu i na Czerniakowie. Do niewoli nie poszedł, dokonał przejścia frontu /co było przecież nie lada wyczynem/ i wrócił do Białegostoku, do konspiracji. W listopadzie 1944 trafił do miejscowego więzienia NKWD w ramach masowych, prewencyjnych aresztowań, ale wkrótce znów był na „wolności”. Był to okres poważnych przeobrażeń w polskim podziemiu niepodległościowym. Również na Białostocczyźnie łączyły swe siły pod nową okupacją struktury NOW-AK i NSZ-AK, szykując się do nowych zadań w ramach AK. Podporucznik Eugeniusz Stempkowski, już pod nowym pseudonimem „Eugeniusz Serwus”, był szefem łączności oraz wywiadu łączących się organizacji.

Śmierć komendanta

Po rozwiązaniu AK, co nastąpiło 19 stycznia 1945, organizacje narodowe utworzyły Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Podporucznik „Eugeniusz Serwus” został szefem łączności w Komendzie Okręgu Białystok NZW /kryptonim: „Chrobry”, „XV”/. Równocześnie objął najlepiej znany mu teren: Komendy Powiatowe Białystok miasto /„Banan”/ i Białystok powiat /„Bałtyk”/. Podlegało mu siedem dobrze zorganizowanych kompanii konspiracyjnych, grupy dywersyjne i rozległa siatka wywiadowcza. W styczniu 1946 objął przejściowo komendę Powiatu Sokółka /„Sokół”/, co świadczyło o jego umiejętnościach organizacyjnych i zaufaniu jakim darzyła go Komenda Okręgu.

Był to okres w którym podziemie niepodległościowe ponosiło ogromne straty. 28 kwietnia 1946 ppor. Eugeniusz Stempkowski został aresztowany przez UB i trafił do znanego mu już więzienia w Białymstoku. Wtedy śledztwa i przesłuchania, szczególnie w takim terenie jak niepokorna Białostocczyzna, były nawet nie ciężkie, były po prostu okrutne. Dlatego trwały na ogół krótko, a nieszczęśnicy stawali przed sądami doraźnymi, które były farsą nawet z komunistycznej „sprawiedliwości”. Już 28 czerwca 1946 został zamordowany strzałem w tył głowy w więzieniu przy ówczesnej Szosie Południowej /dziś Kopernika/ w Białymstoku i tam gdzieś został pośpiesznie zakopany, pośród wielu innych, takich jak on młodych Polaków, którzy chcieli żyć u siebie, w godnych warunkach. Nie było im to dane.

Polska bohaterka

Trzeba wspomnieć jeszcze o jego bohaterskiej siostrze, Walentynie Stempkowskiej /„Platerówna”, „Żabka”/. 30 grudnia 1943 została ona aresztowana przez niemiecką żandarmerię z transportem prasy konspiracyjnej NSZ. Natychmiast przejęło ją gestapo w Białymstoku. Wytrzymała wszystko, odmawiając zeznań, długo udawała niemowę.

Komendant Okręgu ppłk Stanisław Nakoniecznikow „Kiliński” 12 stycznia 1944 przesłał jej rodzicom szczególny list:
„Córka Państwa, znana u nas pod pseudonimem Platerówna vel Żabka, była kurierką Okręgu NSZ i na stanowisku swoim wywiązywała się nie tylko bez zarzutu, ale pracowała z całkowitym oddaniem się sprawie wolności i prawdziwym poświęceniem się, zasługując sobie na uznanie przełożonych i osób, z którymi kontaktowała się.
Znalazłszy się w rękach katów okupanckich, nie załamuje się ani na chwilę, po bohatersku znosząc swój los.
Dlatego też obok wyrazów współczucia chcę Państwu złożyć również wyrazy podziękowania i hołdu w imieniu Narodowych Sił Zbrojnych jako tym Rodzicom którzy wychowali prawdziwą Polkę, zdolną poświęcić wszystko dla dobra Ojczyzny i Narodu Polskiego.
Tym większa zasługa Państwa, że i drugie Ich dziecko – syn – pracuje dla dobra Polski, nie załamując się ani na chwilę, choć wiem że aresztowanie siostry głęboko Go dotknęło.
Ojczyzna i naród Polski nigdy tego Państwu nie zapomną!”.

Gestapowiec który ją przesłuchiwał powiedział jej: „Ty jesteś polska bohaterka, ciebie tak szybko nie zabijemy, przedtem poznasz nasze obozy”.

20 czerwca 1944 „Platerównę” wysłano transportem do Ravensbrück. Otrzymała tam numer 43726. Później trafiła do Buchenwaldu, gdzie odzyskała wolność dopiero 8 maja 1945.
Po powrocie do rodzinnego Białegostoku wróciła do konspiracji. Została kurierką Komendy Głównej NZW. 9 kwietnia 1946 została aresztowana przez UB. Była bardzo intensywnie przesłuchiwana przez NKWD i UB, ale znowu wybrała całkowite milczenie. Po okrutnym śledztwie i karcerach otrzymała wyrok 6 lat więzienia. Po niemieckich obozach koncentracyjnych teraz poznała komunistyczny Fordon.

Po wyjściu z więzienia PRL nie mogła znaleźć stałej pracy, podobnie zresztą jak jej rodzice. Była to przecież rodzina „bandycka”, czyli naprawdę polska… W 1975 odmówiono jej nawet prawa do dodatku kombatanckiego za pobyt w obozach koncentracyjnych, za „pałanie nienawiścią do Polski Ludowej”. Polskę o którą walczyła i dla której poświęciła wszystko zobaczyła dopiero po 1989 r.

Leszek Żebrowski/nd /20.VI.2014/

***

BOHATER ZE SŁUŻEWA

Przypominając niezwykłą postać bohatera Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Jana Morawca, zawsze zastanawiam się jak można było zabijać i wyklinać takich ludzi

Harcerz, żołnierz, polityk. Żył w strasznych czasach i spotkał go straszny los. Za niezwykłe zasługi powinien cieszyć się odpowiednim szacunkiem i uzyskać możliwość dalszej pracy dla kraju. Ale jego pokoleniu nie było to dane – tacy bohaterowie jak on stali się żołnierzami wyklętymi, czyli nie tylko pozbawiano ich życia, ale mieli być wyklęci na zawsze

Major Wiktor Herer, naczelnik wydziału śledczego w MBP, w śledztwie przeciw Wiesławowi Chrzanowskiemu w 1948 r. powiedział mu szczerze: „Zadaniem naszym jest nie tylko zniszczyć was fizycznie, ale my musimy zniszczyć was moralnie w oczach społeczeństwa”. I przez prawie pół wieku byli niszczeni, nie mając grobów, odzierani z godności, zohydzani na wszelkie sposoby. Dziś do nas wracają, odzyskujemy ich nie tylko w naszej historii.

U „Hubala”

Na przełomie lat 80 i 90 ubiegłego wieku cierpliwie zbierałem informacje i pamiątki, krążąc po całym kraju, szukając rodziny, później świadków, podwładnych i przełożonych Jana Morawca. Fascynowały mnie bowiem opowieści o nim, zasłyszane od byłych współwięźniów lub nawet od osób które się z nim w więziennych celach nie zetknęły, ale legenda o nim wciąż była żywa, nawet wiele lat po jego śmierci. Dziś z satysfakcją mogę powiedzieć, że to się udało.

Jan Morawiec urodził się 25 marca 1915 r. w Remiszewicach w powiecie Brzeziny. Szkołę powszechną ukończył w Będkowie, naukę kontynuował w gimnazjum w Koluszkach, ale w ostatniej klasie musiał ją przerwać z powodu tragicznej sytuacji materialnej rodziny. Maturę zdał z opóźnieniem, już jako ekstern. Był pasjonatem sportu i polskiej literatury, bardzo aktywnie działał w harcerstwie, skąd wkrótce trafił do polityki, wstępując do Stronnictwa Narodowego. Od tej pory pozostał wierny polityce aż do tragicznej, przedwczesnej śmierci.

W latach 1936-39 odbywał obowiązkową służbę wojskową w Marynarce Wojennej jako artylerzysta na Helu. Był redaktorem gazetki dla żołnierzy, próbował swych sił, pisząc powieść z życia polskiej wsi /już jej nie ukończył/.

W sierpniu 1939 r. zmobilizowany do służby w Wojsku Polskim walczył jako obrońca Helu. Po kapitulacji natychmiast uciekł z niewoli i wrócił w rodzinne strony. Tu zetknął się z działalnością mjr. Henryka Dobrzańskiego „Hubala”. Po wstąpieniu do konspiracji organizował siatkę terenową w powiatach Tomaszów Mazowiecki i Brzeziny. Następnie po rozbiciu organizacji i śmierci mjr. „Hubala” trafił do Narodowej Organizacji Wojskowej. Pełnił funkcję komendanta powiatu Tomaszów Mazowiecki. Ukończył konspiracyjną podchorążówkę i został oficerem łącznikowym Komendy Okręgu Łódź z Komendą Główną.

Skok z pociągu

Kiedy latem 1942 r. doszło do rozłamu w szeregach NOW przeszedł ze swymi podwładnymi do Narodowych Sił Zbrojnych. Jego dynamizm, odwaga, łatwość nawiązywania kontaktów, zdolności dowódcze, bogate doświadczenia konspiracyjne i oratorskie szybko zostały docenione. Trafił do dowództwa NSZ, pełniąc w I wydziale sztabu /ogólnoorganizacyjnym/ funkcję oficera do spraw zadań specjalnych. W tym charakterze odbywał inspekcje na terenie całego kraju.

Prawdopodobnie w 1943 r. został ranny podczas zatrzymania przez żandarmów w pociągu pod Koluszkami. Skuty kajdankami, dzięki nieprzeciętnej odwadze i sprawności fizycznej zdołał wyskoczyć z pędzącego pociągu. Z takich opresji wydostawał się z rąk niemieckich jeszcze kilkakrotnie, zostając żywą legendą.

7 marca 1944 r. podpisano umowę scaleniową NSZ z AK. Morawiec został wysłany na Podlasie i Lubelszczyznę w celu porządkowania spraw organizacyjnych i zapobiegania rozłamów na tym tle, co mu się udało. W zreorganizowanym sztabie Okręgu III /Lublin/ NSZ-AK został szefem I oddziału. Przejściowo pełnił nawet funkcję szefa Kedywu AK tego okręgu. Historyk komunistyczny przyznał że „okręg lubelski NSZ przetrwał bez większych wstrząsów okres przełamywania się frontu. Mógł więc już wkrótce podjąć szereg organizacyjnych posunięć, które adaptowałyby jego szeregi do nowych warunków. Wykazał w tym względzie aktywność wprost niezwykłą”. Była to niewątpliwie zasługa Jana Morawca, zresztą wziął on bezpośredni udział w walkach o Lublin w lipcu 1944 r. jako dowódca małego oddziału NSZ-AK.

W matni

Później nadeszły ciężkie czasy – masowe aresztowania i obławy były na porządku dziennym. 29 grudnia 1944 r. Morawiec został zatrzymany przez NKWD, osadzono go w areszcie przy ul. Chopina. Ale już 4 stycznia 1945 r. podczas nocnego przesłuchania zdołał wyskoczyć oknem z pierwszego piętra. Mimo natychmiastowego pościgu i zwichniętej nogi udało mu się zbiec. Z obław NKWD i UB wychodził zwycięsko jeszcze kilkakrotnie.

Po rozwiązaniu AK współtworzył Tymczasową Narodową Radę Polityczną Ziem Wschodnich, która miała być nadrzędnym ciałem politycznym dla okręgów wschodnich NSZ-AK. Został jej pierwszym wiceprezesem /pod ps. „Błażej”/, a faktycznie p.o. prezesem.

Po nawiązaniu kontaktów z Komendą Główną Narodowego Zjednoczenia Wojskowego rada lojalnie rozwiązała się, podporządkowując się całkowicie nowej organizacji. Morawiec został szefem III oddziału /Pogotowia Akcji Specjalnej/ Komendy Głównej, czyli pionu bojowego. Ze względów bezpieczeństwa PAS na wszystkich szczeblach miało wydzieloną strukturę organizacyjną. W jego skład wchodziły wydziały: adiutantura, wydział organizacyjny, wywiad, kontrwywiad, łączność zewnętrzna i centralny wydział wykonawczy. W terenie w ramach PAS organizowano oddziały partyzanckie przeznaczone do akcji bojowych, rozbijania więzień i aresztów, ochrony ludności przed pacyfikacjami.

W okresie luty–kwiecień 1946 r. KG NZW została prawie całkowicie zdekonspirowana i rozbita aresztowaniami. Kapitan Morawiec podczas próby aresztowania w Łodzi 13 marca ranił dwóch funkcjonariuszy UB i zbiegł do Warszawy. Tu, stale tropiony, kilkakrotnie szczęśliwie wymykał się z zasadzek. Urząd Bezpieczeństwa zorganizował kolejny „kocioł” 22 marca na punkcie kontaktowym przy ul. Dynasy, z którego Morawiec zdołał się jeszcze wyrwać. Jednak kilka godzin później przy ul. Wołoskiej został ranny w nogę podczas próby ucieczki, kiedy zaciął mu się pistolet.

Sam spróbowałbym”

Został osadzony w więzieniu karno-śledczym na Mokotowie, przeszedł ciężkie i bardzo intensywne śledztwo. Wielokrotnie za swą postawę trafiał do więziennego karceru. Mimo to z więzienia organizował akcję odbicia więźniów. W przesłanym grypsie informował dowództwo: „Jestem aresztowany. Mam postrzeloną nogę powyżej uda. Czuję się kiepsko. Mało o nas wiedzą. /…/ Jest możliwość odbicia. Trzeba ludzi zdeterminowanych. Oddawca kartki może wyjaśnić dowódcy takiej grupy. Wiem co mnie czeka. Gdyby nie noga, sam próbowałbym…”. Taka akcja nie była już jednak możliwa do przeprowadzenia.

W śledztwie brał na siebie odpowiedzialność za wszystko co mogło odciążyć jego podwładnych. Proces odbył się w więzieniu, przy drzwiach zamkniętych. Wyrok ogłoszono 3 listopada 1947 r. Kapitan Jan Morawiec, por. Lechosław Roszkowski ps. „Tomasz” /szef I oddziału KG/, kpt. Tadeusz Zawadziński ps. „Wojciech” /szef wywiadu/, mjr Mieczysław Grygorcewicz ps. „Ostromir” /szef I Obszaru – pod konspiracyjnym nazwiskiem Ostrowski; prawdziwe dane personalne ujawnił dopiero po wyjściu z więzienia w 1956 r./, i ppłk Tadeusz Zieliński ps. „Wujek” /szef II Obszaru NZW/ zostali skazani na karę śmierci, z tym że dwóm ostatnim zamieniono ją na 15 lat więzienia. Porucznik Jan Golka ps. „Klemens” /szef propagandy KG/ został skazany na 12 lat, a ppor. Ruta Czaplińska ps. „Ewa” /kierownik łączności organizacyjnej/ na 10 lat. Pozostałe osoby skazane w tym samym procesie /lub toczonych równolegle/ również otrzymały karę śmierci lub długoletniego więzienia.

W innych procesach skazano braci Morawca – Stefana ps. „Czarny” /kierownika Biura Dokumentów KG NZW/ i Wacława na karę 7 lat więzienia.

Wyroki śmierci na Morawcu, Lechosławie Roszkowskim i Tadeuszu Zawadzińskim zostały wykonane 15 stycznia 1948 r. w więzieniu mokotowskim przez dowódcę plutonu egzekucyjnego st. sierż. Piotra Śmietańskiego /b. członka GL-AL/ w obecności m.in. lekarza więziennego dr Stefanii Jabłońskiej /Szeli Ginzburg/ i naczelnika więzienia kpt. Alojzego Grabickiego. Ciała zamordowanych wywieziono potajemnie prawdopodobnie na Służew i tam są bezimiennie pogrzebane. Być może prace ekshumacyjne podejmowane przez IPN pomogą w odnalezieniu ich grobów.

Sąd Wojewódzki w Warszawie 28 stycznia 1992 r. stwierdził nieważność wyroku skazującego Jana Morawca /i jego towarzyszy broni/, orzekając że czyny przypisane skazanym były związane z działalnością na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego.

My jednak nigdy nie potrzebowaliśmy tego by ocenić ich prawdziwą postawę. Mimo wysiłku takich ubeków jak wspomniany mjr Herer z MBP nie mieliśmy wątpliwości jak ocenić politycznie i moralnie naszych bohaterów. I jak ocenić ich prześladowców, katów oraz ich politycznych i moralnych spadkobierców którzy mają dziś usta pełne frazesów o praworządności, tolerancji i prawach człowieka.

Leszek Żebrowski historyk, publicysta/nd /24.IX.2013/
/zdj. – Jan Morawiec – ostatnie zdjęcie przed aresztowaniem, marzec 1946 r.

***

DESTRUKCJA PATRIOTYZMU

Dołączając się do coraz bardziej brutalnej walki z tradycją Polskiego Państwa Podziemnego i szerzej z polskim patriotyzmem w ogóle Polska Agencja Prasowa w serwisie krajowym rozpowszechniła 2 kwietnia ogromny materiał „’Kamienie na szaniec’, czyli mit domaga się analizy”. Zadaniem serwisów PAP jest dostarczanie informacji dla mediów w celu ich dalszego rozprzestrzeniania. Rzecz dotyczy czegoś co wydawałoby się że środowiska lewackie zostawią jeszcze długo w spokoju, mianowicie… książki Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”

Rozmywanie fundamentów

Na tej publikacji wychowały się kolejne pokolenia Polaków. Nawet w okresie powojennej komunistycznej okupacji /przecież nie tylko ideologicznej/ ówcześni właściciele Polski Ludowej musieli pogodzić się z faktem że ta książka i tak będzie czytana. Pojawiała się więc, choć z ogromnymi przerwami, w kanonie lektur szkolnych.

Rygorystyczne wyłączenia administracyjne dotyczyły lat 1950-58 i 1969-78. W następnych latach, aż do 1985 r., dostępna była w szkołach zaledwie we fragmentach, by wreszcie pod koniec epoki peerelu pojawić się ponownie w całości.

Wydawało się że po 1989 r. nie będziemy już mieć takich problemów. Jednak jest inaczej. Ciągłe rozgrzebywanie kanonu lektur szkolnych i wykluczanie autorów lub poszczególnych pozycji, selekcjonowanych pod kątem „politycznej poprawności”, stało się czymś tak oczywistym że już mało kto zwraca na to uwagę. Do tego bardzo rygorystyczne przestrzeganie zasady – kto może /a kto nie…/ przedostać się do pseudoelit III RP – wytworzyło stan że nieustannie rozmywany jest fundament naszej tożsamości, trwa walka z tradycyjnymi wartościami przez ich ośmieszanie i niszczenie.

Walka z „Kamieniami na szaniec” jest jednym z elementów takiej polityki. Nie są to bowiem działania przypadkowe, wynikające z prawdziwej troski o stan naszej świadomości. Jest to cały zespół działań w którym mieszczą się zarówno posunięcia wobec żołnierzy wyklętych /przez pokazywanie ich na wzór komunistyczny jako niemal „bandytów”/, czy nawet obrońców Polski z września 1939 r. Za każdym razem słyszymy że to dla naszego dobra, bo niby nie znamy „pełnej” prawdy o naszej przeszłości. Ci którzy uzurpują sobie miano jej znawców chcą uchodzić za jedynych komentatorów, występujących z pozycji „jedynie słusznych”… To wszystko przecież już było, tyle że obecnie czynione jest to z pozycji mitycznej tolerancji i „wartości europejskich”. I wszystko w przekonaniu że obecnie dorośliśmy już do… demokracji, czyli że Polacy „mają prawo do pełnej prawdy o własnej przeszłości”. Tak przecież uzasadniał paszkwil o Powstaniu Warszawskim Adam Michnik w 1994 r., w 50 rocznicę jego wybuchu, odnajdując w nim „czarne karty”, czyli rzekome masowe zabójstwa Żydów.

Sponiewierani bohaterowie

Tym razem atak na wybitnych przedstawicieli polskiej inteligencji, działaczy i żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego przypuściła niejaka Elżbieta Janicka z Instytutu Slawistyki PAN, szerzej znana jednak z czegoś zupełnie innego. Jest bowiem członkiem Rady Programowej stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, a ta instytucja, wbrew swej nazwie, chciałaby jednak pewne sprawy w RP raczej zamknąć, walcząc z tradycyjnym i sprawdzonym pojęciem patriotyzmu, a etos wychowania na wartościach jest jej coraz bardziej solą w oku.

Dlaczego „Kamienie na szaniec” nie powinny – według niej – być lekturą szkolną? Janicka imputuje że jest to jedna z najbardziej mitotwórczych książek, stawia jej wydumane zarzuty. Po pierwsze szerzy ona „kult” przedwojennego Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie i istniejącej w nim 23 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej. Zarówno ta szkoła, jak też działające w niej harcerstwo miało być… antysemickie, a w latach 30 ub.w. dominował tam wpływowy Obóz Narodowo-Radykalny.

Po drugie Aleksander Kamiński „tworzył wielki mit polskiego podziemia” /co w tym złego?/, pominął natomiast wątki żydowskie, które zdaniem autorki kategorycznie powinny być w „Kamieniach na szaniec”! To spojrzenie skrajnie etnocentryczne, od lat bardzo modne na mitycznym Zachodzie, czyli w uprawianej tam nauce. Jeżeli nie ma o Żydach ani razu, to też nie warto czytać ani razu?…

Ale Janicka w pewien sposób oszczędza Aleksandra Kamińskiego, usiłuje go nawet tłumaczyć, oczywiście na swój wąsko pojęty sposób, co zostało zacytowane w komunikacie PAP: „Nie mam wątpliwości że jego decyzja była motywowana świadomością że w przeciwnym razie tekst napotkałby na opór czytelników. Mówiąc wprost: Kamiński liczył się z antysemityzmem odbiorców swojej książki”. Czyli – Kamiński jest /jeszcze, na tym etapie?/ dobry, to czytelnicy jego książki są źli, czyli my…

Przy okazji dostaje się też ojcu słynnego Tadeusza Zawadzkiego „Zośki” /od jego pseudonimu przyjął swą nazwę jeden z najbardziej znanych i ofiarnych batalionów Armii Krajowej/. Profesor Józef Zawadzki, rektor Politechniki Warszawskiej, został przez Janicką oskarżony jako ten który wprowadził na tej uczelni getto ławkowe. A na dziadka hm. ppor. „Zośki” doprawdy jeszcze nic nie ma? Może chociaż: „nie kupował u Żyda”? O, to byłoby coś, a i tak już nikt tego nie sprawdzi.

Janicka wielce ubolewa że zbyt mało jest informacji o żydowskim pochodzeniu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, ucznia tej szkoły. W tym właśnie przejawia się jej etnocentryzm – na wydobywaniu i eksponowaniu wątków o żydowskim pochodzeniu poszczególnych osób. Jednak wszelkie analogiczne rozważania o funkcjonariuszach aparatu bezpieczeństwa publicznego, sądownictwa i prokuratury, dyplomacji, władz komunistycznych – o żydowskim pochodzeniu znacznej części właścicieli Polski Ludowej i nowych „elit”, byłyby już antysemityzmem. Zapewne skrajnym, ocierającym się o rasizm. Granica między afirmacją a informacją jest niezwykle cienka, jak kwietniowy lód…

Czy to kres możliwości intelektualnych Janickiej w reinterpretacji naszych „mitów”? A skądże, nie mogło przecież zabraknąć kontekstu obyczajowego. „Ponieważ rozmawiamy w kulturze homofobicznej, gdzie zakwestionowanie czyjejś heteroseksualnej orientacji nie jest konstatacją, lecz denuncjacją, porównałabym ’Zośkę’ i ’Rudego’ do Achillesa i Patroklesa, pary legendarnych wojowników”. Czyli najgorsze dopiero przed nami. Wydobywając z pisemnej relacji ppor. „Zośki” /to na jej podstawie Kamiński napisał „Kamienie na szaniec”/ wątki – w jej mniemaniu – dosłownie cielesne, typu: „wziął moją rękę w swoją dłoń i trzymał mocno”, czy: „trzymałem go za ręce lub gładziłem ręką po głowie”, Janicka wkrótce stworzy na tej podstawie „związek partnerski”? A przecież relacja dotyczy umierającego Jana Bytnara „Rudego” /uczestnika grup szkolnych ONR w inkryminowanym liceum…/.

Przemoc mniejszości

To wszystko propaguje Polska Agencja Prasowa w imię postępu i tolerancji, w imię walki ze wstecznictwem i reakcją? To czym się różni nasze dziś od okresu rzekomo już dawno minionego, kiedy mniejszość /komunistyczna/ siłą narzucała nam swój świat antywartości?

Warto zapamiętać że Janicka walczy z polskimi „mitami” na wszystkich bodajże frontach. Muzeum Powstania Warszawskiego to dla niej „makabryczny park rozrywki”! Podwórkowe kapliczki, stawiane przez warszawiaków szczególnie podczas okupacji, „mogły być znakiem symbolicznego ‚odzyskania’ terenu na wyłączność, odczarowania go i objęcia w posiadanie”, czyli po unicestwionych Żydach. Znaczenie terenu i branie go „w posiadanie” to przecież domena dzikich zwierząt. Jeżeli dziś mamy takie porównania, to jakie pojawią się jutro?

Ale znaczenie terenu faktycznie już było. Tyle że dokonywali go komuniści przez prawie pół wieku, zaśmiecając Polskę swymi pomnikami, tablicami, nazwami. Z tym jednak Janicka walki nie podejmie, choć jest ona naprawdę potrzebna.

Tak dziś wygląda świat naszej „nauki”, utrzymywany z naszych podatków. I świat „otwartych” stowarzyszeń, które bez obfitych dotacji obyć się nie mogą. Tylko że powinna obowiązywać zasada – coś za coś. My coś dajemy. A co dostajemy w zamian? Lepiej tego konkretnie nie nazywać.

Leszek Żebrowski /historyk, publicysta/ /5.IV.2013/

******************

KSIĄŻKĘ LESZKA ŻEBROWSKIEGO

„WALKA O PRAWDĘ”

Z AUTOGRAFEM AUTORA

POLECA WYD. CARNET BOOKS

Leszek Żebrowski to pisarz, wybitny polski historyk, wybitny znawca naszych najnowszych dziejów
„Wszystkich zainteresowanych nabyciem książki Leszka Żebrowskiego ‘Walka o prawdę. Historia i polityka’ prosimy o wysłanie zamówienia z podaniem adresu doręczenia. W odpowiedzi zostanie podany numer konta bankowego na które należy wpłacić należność za książkę w wysokości 35 zł plus koszt przesyłki. Serdecznie pozdrawiamy – Carnet Books. Adres na który należy wysłać zamówienie: carnet.books@hotmail.com”
**
„’WALKĘ O PRAWDĘ’ Leszka Żebrowskiego powinien przeczytać każdy Polak!. Skąd dokładnie wzięło się określenie ‚Żołnierze Wyklęci’? Który z przywódców międzynarodowego ruchu komunistycznego i w jakim kontekście na wiele lat przed amerykańskimi lewakami używał pojęcia ‚poprawność polityczna’? Jak dowódcy Armii Ludowej określali w wewnętrznych dokumentach własnych podwładnych? Który z przywódców reżimu PRL proponował by władza ludowa wykorzystała do wyeliminowania swych przeciwników poniemieckie krematorium? Kto naprawdę mordował w czasie wojny Żydów ukrywających się w lasach? Jak tuszowano zbrodnie popełniane przez komunistów i ich sojuszników? Jaką rolę w aparacie komunistycznym odgrywali przedstawiciele mniejszości narodowych? Którzy z lewicowych ‚historyków’ pisali propagandowe ‚dzieła’ zakłamujące naszą najnowszą historię? Jakimi metodami komuniści przejmowali polską naukę? W sprawie której zbrodni UB u Stalina interweniował Winston Churchill? Który ‚autorytet’ III RP pisał paszkwile na temat ks. Fertaka, represjonowanego przez komunistów kapelana podziemia niepodległościowego? W archiwach jakiej państwowej instytucji ‚poprawiano’ źródła dotyczące relacji polsko-żydowskich czasów wojny? Na którym z byłych parlamentarzystów SLD ciążyły zarzuty związane z mordami na Żydach popełnionymi przez jego formację? Co po 1989 r. robią spadkobiercy Komunistycznej Partii Polski, Informacji Wojskowej i Urzędu Bezpieczeństwa? W której z gazet pracuje najwięcej potomków komunistycznych dygnitarzy? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań związanych z najnowszą historią Polski można znaleźć w wydanej pod honorowym patronatem Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych najnowszej książce Leszka Żebrowskiego ‚Walka o prawdę. Historia i polityka’
Sporo stron swojej książki Żebrowski poświęcił działalności konspiracji komunistycznej lat 1942-45, szczegółowo opisując genezę powstania Gwardii-Armii Ludowej i Polskiej Partii Robotniczej. Cytując liczne dokumenty i relacje świadków precyzyjnie wylicza zbrodnie popełniane przez GL-AL na Polakach i Żydach, w tym także te przypisywane potem żołnierzom AK i NSZ. Przypomina również PRL-owskie narracje na temat tych wydarzeń. Z nazwiska wymienia historyków którzy na zamówienie władzy ludowej tworzyli niejako ‚na nowo’ historię II wojny światowej, całkowicie nie przejmując się rzeczywistym przebiegiem opisywanych zdarzeń
W książce cytowane są w całości skrywane przez dziesięciolecia dokumenty, takie jak opracowany przez komunistów plan ‚strzelania w plecy’ powstańcom warszawskim oraz sprawozdanie gen. Montera dotyczące faktycznego udziału AL w Powstaniu. Żebrowski porusza też wciąż mało znany temat partyjnych oddziałów partyzanckich PPR które podszywając się pod WiN lub NSZ/NZW dokonywały zbrodni na ludności cywilnej w latach powojennych
Autor zajął się również zapomnianymi zbrodniami Urzędu Bezpieczeństwa, m.in. mordem popełnionym na kilkunastu młodych ludziach w Siedlcach, czy represjami wobec prof. Mariana Grzybowskiego, światowej sławy dermatologa, który miał ‚popełnić samobójstwo’ w siedzibie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Koszykowej. Żebrowski demaskuje kłamstwa ekipy która zastąpiła go w akademii medycznej i odkrywa jej powiązania z UB
Pisze też o drugim dnie pogromu kieleckiego, czy procesu ks. Kazimierza Fertaka. Przy tej okazji badacz przypomina paszkwile jakie ukazywały się w reżimowej prasie na temat duchownego. Kolejny rozdział poświęcony został relacjom polsko-żydowskim. Żebrowski demaskuje kłamstwa zachodnich ‚historyków’ oskarżających Armię Krajową o udział w Holocauście. Ujawnia faktyczny przebieg rzekomego mordu na uciekinierach z warszawskiego getta, którego dokonać mieli polscy partyzanci. Pochyla się też nad zapomnianymi już nieco wydarzeniami z Ejszyszek i głośną przed laty relacją prof. Yaffy Eliach, która twierdziła że w miejscowości tej Polacy dokonali zbrodni na ludności żydowskiej
W książce możemy też przeczytać stworzoną na podstawie konkretnych danych statystycznych, odrzucającą proste schematy i narosłe przez lata mity analizę udziału mniejszości narodowych w ruchu komunistycznym i aparacie represji Polski Ludowej. Ostatnią częścią książki jest słynny referat ‚Ludzie UB – trzy pokolenia’ wygłoszony przez Żebrowskiego w 1993 r. na konferencji ‚Dekomunizacja a rzeczywistość’, którą zorganizował w sejmie Antoni Macierewicz. Wystąpienie to spotkało się z brutalnym atakiem strony lewicowo-liberalnej”
„Tadeusz M. Płużański: Takie książki, podważające komunistyczne agitki Heleny Michnik czy Marii Turlejskiej, są niezbędne”