Mieczysław Ryba

NIEMIECKA BLAGA

Film „Nasze matki, nasi ojcowie” został sfinansowany przez niemiecką telewizję publiczną ZDF jest więc częścią polityki historycznej państwa niemieckiego. Teraz możemy zrozumieć że ciągłe powtarzanie w świecie haseł o „polskich obozach koncentracyjnych” to nie przypadek, ale planowe działanie

Niewiarygodna wręcz jest naiwność środowisk liberalnych które wmawiały nam od lat jakoby Niemcy mieli realne poczucie winy wobec Polaków za zbrodnie II wojny światowej. Jak bowiem mogą mieć poczucie winy skoro nie mają nawet minimalnej wiedzy o tych wydarzeniach! Ich znajomość wojny ogranicza się do holokaustu

Widać to było wyraźnie w jednej ze scen filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”, kiedy to żołnierze Armii Krajowej, otwierając wagony pełne więźniów z obozów koncentracyjnych, są przekonani jakoby wszyscy więźniowie byli Żydami. Ci akowcy rzekomo pałali jeszcze większą nienawiścią do Żydów niż sami Niemcy i gotowi byli do każdej zbrodni. Mamy więc do czynienia nie tylko z brakiem wiedzy o zbrodniach niemieckich na Polakach, ale również z narastającym przekonaniem że Niemcy dokonywali mordów na Żydach do spółki z narodami środkowej Europy, w tym z Polakami.

Kolejny element niemieckiej polityki historycznej to kreowanie własnej martyrologii. Pokazuje się nawet najmniejsze przejawy oporu wobec Hitlera obecne w niemieckim społeczeństwie, a także gehennę tzw. wypędzeń. W domyśle pojawia się teza: Dlaczego Niemcy straciły tereny wschodnie na rzecz Polski skoro Polacy byli również zbrodniarzami?

Przegrywamy wojnę o pamięć w wymiarze globalnym. Ale najgorzej że przegrywamy ją na własnym gruncie. Tzw. postmodernizm historyczny po rewolucji kulturalnej lat 60, w imię budowy społeczeństwa multikulturalnego doprowadził Niemcy i Europę do totalnego wyrugowania nauczania historii z przestrzeni edukacyjnej. Kiedy mamy już dziś do czynienia ze społeczeństwem ahistorycznym przyszedł czas na tworzenie legend, m.in. o czasach drugiej wojny światowej.

Serial „Nasze matki, nasi ojcowie” jest właśnie takim wymysłem, w społeczeństwach postmodernistycznych uznawanym za najczystszą prawdę. Niestety my również rugując historię /a więc prawdę/ z naszego szkolnego nauczania uczyniliśmy naszą młodzież bezbronną wobec ataku mitologii historycznej. Oddziaływanie społeczne niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” doskonale obrazuje jaka przepastna głupota towarzyszyła tego typu polityce historycznej w Polsce. Wszak my nie musimy bronić się historyczną baśnią, nas broni sama prawda o tamtych czasach.

Mieczysław Ryba/nd /21.VI.2013/
/autor jest kierownikiem Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX wieku KUL, wykładowcą w WSKSiM w Toruniu/

***

BANKRUCTWO MULTI-KULTI

Posłowie z sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych w dezyderacie do MEN piszą że szkoła ma „odrzucać negatywne stereotypy narodowościowe, często wyniesione z rodzinnego domu”. Kolejny już raz ideologowie nowego socjalizmu widzą zagrożenie w rodzinie. I tak jak oskarżyli niemal wszystkich rodziców o patologię w relacjach z dziećmi /ustawa o penalizacji klapsa/, teraz oskarżają ich o kreowanie nienawiści narodowej. To państwo za pomocą swoich ideologów będzie nas cywilizować i uczyć tolerancji

Zupełnie mylne jest przekonanie jakoby propagowanie tzw. społeczeństwa wielokulturowego miało się wiązać z odniesieniem do tradycji I Rzeczypospolitej. Współczesna ideologia multi-kulti jest oparta na relatywistycznej wizji życia społecznego, gdzie tolerancja /rozumiana na sposób relatywistyczny/ została podniesiona do rangi najwyższej cnoty. To właśnie w imię tej rzekomej „tolerancji” redukuje się przekaz rodzimej historii w szkołach, ogranicza się nauczanie ojczystej literatury.

Melanie Phillips, brytyjska dziennikarka, bardzo precyzyjnie opisała ten proces: „Ów atak na naród nigdzie nie jest bardziej widoczny i nie przynosi równie druzgocących konsekwencji jak w szkołach. Brytyjski system edukacyjny po prostu przestał przekazywać następnym pokoleniom zarówno wartości, jak i powszechnie przyjętą wizję historii kraju, zamiast tego forsując przekaz że prawda jest iluzją, a to czym jest naród i jego wartości zależy od punktu widzenia danej osoby. Brytyjscy nauczyciele historii i angielskiego mający strzec istoty tożsamości narodowej zdecydowali że powszechnie przyjęta wersja historii oraz kultura Wielkiej Brytanii są rasistowskie, kolonialistyczne i powinno się je wymienić na nowy, wielokulturowy model”.

Przytoczenie tego cytatu wydaje się potrzebne by zrozumieć intencje tych którzy chcą wprowadzić wzorzec multikulturowy do polskich szkół. Tu nie chodzi o wykształcenie postawy poszanowania dla ludzi z innych kultur. Tu chodzi o odcięcie młodzieży od umiłowania dziedzictwa kultury narodowej.

Kiedy obserwujemy z jaką konsekwencją wprowadza się np. na nasz grunt samorządowy tzw. wielokulturowość może nas ogarniać zdziwienie. Praktycznie każde miasto chcąc pozyskać fundusze unijne na kulturę określa się jako wielokulturowe. Mimo że mniejszości narodowe stanowią w tych miastach znikomą część wielokulturowość jest najważniejsza. Z czego to wynika? Z potężnej presji zewnętrznej promującej ideologię multi-kulti, dodajmy – ideologię nawiązującą do postmodernistycznej wizji świata podważającej całe dziedzictwo cywilizacji łacińskiej.

Prawdziwe intencje utopistów możemy zrozumieć patrząc co się stało w krajach zachodnich które zafundowały sobie multikulturalną rewolucję już kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj przywódcy tych państw ogłaszają że multi-kulti jest bankrutem. Albo będziemy umieli uczyć się na ich błędach albo będziemy przeżywać porównywalną katastrofę cywilizacyjną.

prof. Mieczysław Ryba /27.V.2013/
/autor jest kierownikiem Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. KUL, wykładowcą w WSKSiM w Toruniu

***

KONKLAWE – MEDIA I RZECZYWISTOŚĆ

Wybór nowego Papieża stał się zaskoczeniem dla niemal wszystkich ośrodków medialnych które jakby w pierwszym momencie zaniemówiły. Próba opisu konklawe była absolutnie wzięta ze świata współczesnej polityki, w którym mamy do czynienia z frakcjami, koteriami, grupami interesu

Tak też starano się opisywać decyzję kardynałów. Spekulacje te okazały się całkowicie chybione. I to być może jest największa klęska świata medialnego, który nie rozumie innej logiki poza logiką liberalną

8 marca 2013 r. „Gazeta Wyborcza” pisała: „Przed oczekiwanym konklawe odległa wydaje się możliwość szybkiego wyboru następcy Benedykta XVI, który pogodziłby większość elektorów, podzielonych nie tylko na frakcje geograficzne, ale też reprezentujących różne spojrzenia na Kościół i zadania Papieża”.

Starano się zatem pokazywać rzekome podziały na obóz Kurii Rzymskiej i zwolenników reform, gdzieś w tle tliła się jakby nadzieja na długotrwały konflikt wśród kardynałów.

Zupełnie „po ludzku” diagnozowano także oczekiwania co do wieku nowego Następcy św. Piotra. „Zgoda panuje co do tego – czytamy w tym numerze ‚Gazety Wyborczej’ – że musi to być stosunkowo młody Papież, pełen energii potrzebnej do stawienia czoła wyzwaniom i kryzysowi Kościoła”. Tymczasem okazało się że nie wiek ale zupełnie inne racje zadecydowały o wyborze Ojca Świętego Franciszka.

Pierwsze diagnozy dotyczące osoby Papieża dotyczyły jego poglądów i postawy w kwestiach moralnych. Na łamach „Gazety Wyborczej” /14.III.2013/ przy tej okazji zacytowano słowa Bena Summerskilla, szefa Stonewall, największej organizacji LGBT w Europie: „Mamy nadzieję że papież Franciszek okaże więcej chrześcijańskiej miłości i miłosierdzia 420 milionom gejów, lesbijek i biseksualistów niż jego poprzednik. Wygląda jednak na to że nadzieje są płonne”.

Tymczasem poglądy Franciszka są bardzo jednoznaczne. Najbardziej wyraziście zabrzmiała jego walka o obronę życia i obronę rodziny w Argentynie. Tak zwana legalizacja układów homoseksualnych była definiowana przez kardynała jako potężna walka duchowa, jako próba zamazania przez diabła obrazu Boga w świecie.

Stąd wydaje się niechętna reakcja prezydent Argentyny, która porównywała postawę obecnego Papieża do postaw ludzi czasów inkwizycji. Ma to olbrzymie znaczenie również dla Europy, gdzie napór ideologii neomarksistowskiej jest olbrzymi, a relatywizowanie pozycji rodziny poprzez akceptację różnych zboczeń zatacza bardzo szerokie kręgi.

Dlatego jak podaje argentyńska „La Nación”, prezydent miała stwierdzić: „Nie mogliśmy mieć większego pecha!”. Wydała ona tylko krótki, lakoniczny komunikat gratulacyjny, który bezwzględnie świadczy o niezadowoleniu panującym w jej otoczeniu.

Asceza kontra ideologia marksistowska

Przyjęte imię Franciszka z Asyżu jest też niezwykle wymowne. Oczywiście ma to duże znaczenie dla narodów Ameryki Łacińskiej, gdzie z biedą zmagają się miliony ludzi. Stąd ogromny entuzjazm katolików południowoamerykańskich i zasadniczo przychylne przyjęcie wyboru przez tamtejszą prasę.

Postawa ascetyczna jest wyrazem prawdziwej solidarności z biednymi. Nie chodzi o taką solidarność jaką prezentowali teologowie wyzwolenia starający się z chrześcijaństwa zrobić ideologię rewolucyjną na wzór komunizmu.

Tu chodzi o prawdziwie chrześcijańskie pochylenie się nad ludzką biedą. I tu nastąpił atak ze strony mediów liberalnych.

„Newsweek” Tomasza Lisa na stronach internetowych stara się w tym kontekście wyciągać słabe punkty z życiorysu Papieża Franciszka. Chodzi o to jakoby milczał on w czasie rządów wojskowej junty, „kiedy w kraju zginęło około 10 tysięcy ludzi: lewicowych aktywistów, związkowców, studentów, dziennikarzy, postępowych księży” /newsweek.pl 14.III.2013/.

Szukanie na siłę słabości ks. Jorge Mario Bergoglio, kiedy był on jeszcze prowincjałem jezuitów w jakiś sposób pokazuje że w całej dyskusji lewicowym kręgom nie tyle chodzi o biednych, co o to jakimi metodami będzie się z tą biedą walczyć. Marksistowska teologia wyzwolenia o wiele bardziej miałaby się do tego nadawać niż chrześcijańskie miłosierdzie typowe dla postawy św. Franciszka z Asyżu.

Owa asceza proponowana przez nowego Papieża ma też ogromne znaczenie dla rozmytego w konsumpcjonizmie świata Zachodu. Ciągłe rozważanie tego kto ile konsumuje, jakie są wskaźniki spożycia różnych dóbr, wreszcie podporządkowanie całego życia konsumpcjonizmowi doprowadziło Zachód do legalizacji aborcji, eutanazji itd.

Odpowiedzią na to winna być zatem asceza, szczególnie ważna właśnie w okresie Wielkiego Postu. Jednakże nawet postawa pokory i ubóstwa może być spieniężona w świecie w którym wszystko jest zredukowane do wymiaru materialnego.

Dziennik „Polska The Times” z 14 marca w artykule „Papież Franciszek, czyli fortuna w zakładach bukmacherskich” pisze: „Wybór nowego papieża śledzony był z emocjami równie dużymi co rozgrywki Ligi Mistrzów w piłce nożnej. Emocjami tym większymi o ile obstawiano kandydatów w zakładach bukmacherskich. Za poprawne wskazanie kardynała Jorge Bergoglio można było wygrać od 18- do 25-krotności stawki”.

Inwazja nowej lewicy na Amerykę Łacińską

Wreszcie wielkie znaczenie ma pochodzenie Papieża Franciszka. Zauważyły to wszystkie media, tutaj niejako zgodne że mamy do czynienia z potężnym dowartościowaniem katolicyzmu pozaeuropejskiego.

Nawet lewicowa hiszpańska „El Pais” przyjęła wybór Papieża ze względnie pozytywnym odniesieniem: „Papież który się uśmiecha; /…/ żartuje zaledwie kilka minut po wzięciu na barki całego ciężaru zranionego Kościoła; prosi o błogosławieństwo zanim sam go udzieli; jest jezuitą; /…/ zamiast w pałacu kardynalskim żył w mieszkaniu i miejskimi środkami transportu jeździł pocieszać chorych i ubogich” /cyt. za onet.pl/.

Nam, Europejczykom, wciąż wydaje się że najważniejsze procesy polityczne, gospodarcze i społeczne dokonują się na Starym Kontynencie. Mamy również wyobrażenie że zapaść demograficzna, totalna laicyzacja życia i zepchnięcie religii na margines to norma w świecie.

Tymczasem okazuje się że świat w zdecydowanej większości nie jest laicki. Widać to bardzo wyraźnie po państwach muzułmańskich. Wbrew pozorom laicka też nie jest Ameryka Łacińska.

Wprawdzie wszystkie ateistyczne idee które zagościły na gruncie europejskim zostały przeszczepione za ocean. Od wielu lat dochodzi tam do zmagania z dziedzictwem chrześcijańskim. Jednakże nie można stwierdzić że walka ta jest przez Kościół przegrana.

Nawet w Meksyku, gdzie od lat dwudziestych poprzedniego wieku trwało nieustanne prześladowanie katolików przez rządzących masonów, chrześcijaństwo się obroniło. Może zatem nieprzypadkowo na ekrany nie tylko polskich kin wchodzi film „Cristiada”, mówiący o powstaniu katolickim w Meksyku przeciw zbrodniczej, antykatolickiej polityce prezydenta Callesa.

Nie ulega wątpliwości że współczesne uderzenie ideologii nowej lewicy na Amerykę Łacińską jest zmaganiem o przetrwanie kultury katolickiej na tym niezwykle ważnym kontynencie. Tak jak niegdyś Jan Paweł II miał potężny wpływ na upadek ateistycznej ideologii komunistycznej w Europie Wschodniej, tak być może wybór Franciszka przyczyni się do powstrzymania naporu ideologii rewolucji kulturalnej płynącej z Zachodu na grunt Ameryki Łacińskiej.

Może być tak że jak niegdyś pobożni Hiszpanie zanieśli kaganiec wiary na ten nowo odkryty amerykański kontynent tak teraz hiszpańskojęzyczne ludy z nowego świata będą rechrystianizować spoganiałych Europejczyków. Być może właśnie już dzisiaj Ameryka zaczyna spłacać dług Europie poprzez Papieża Franciszka.

Mieczysław Ryba/nd /16-17.III.2013/