Teksty Nadesłane

NASI WIELCY POPRZEDNICY

1 marca obchodzimy ich święto

W lutym 1944 r. doszło do pierwszego zetknięcia się oddziałów Armii Krajowej z Armią Czerwoną na Wołyniu. 27 Wołyńska Dywizja Piechoty pod dowództwem mjr. Jana Kiwerskiego ‚Oliwy’ /poległ w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie zabity przez NKWD 18.IV.1944/ prowadziła ciężkie walki z Niemcami we współpracy z przenikającymi oddziałami Armii Czerwonej. Rozmowy na temat uznania dywizji za samodzielną jednostkę skończyły się fiaskiem. Ostatecznie dywizja została rozbrojona 25 lipca w okolicach Kocka. Większość dowódców i żołnierzy dywizji przeszła przez komunistyczne więzienia.

W ramach akcji ‚Burza’ wspólne siły polsko-sowieckie 13 lipca 1944 r. wyzwoliły Wilno. Siłami obszaru północno-wschodniego AK dowodził płk Aleksander Krzyżanowski, ps. ‚Wilk’. Trzy dni później Rosjanie rozpoczęli aresztowania dowódców i oficerów Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego. Ok. 5000 żołnierzy internowano w Miednikach; odmawiających wstąpienia do armii ‚Kościuszkowskiej’ wysyłano w głąb Rosji.

Płk Krzyżanowski, więziony w Wilnie i Moskwie, wrócił do kraju w 1947 r. Aresztowany w lipcu 1948, torturowany przez SB, jako ‚zbrodniarz wojenny’ zmarł w szpitalu więziennym na Mokotowie.

W okresie utrwalania ‚władzy ludowej’ od 1946 r. do 1948 r. szczególnym represjom poddane zostały: Ruch Oporu AK, Obywatelska Armia Krajowa, Konspiracyjne Wojsko Polskie, Wielkopolska Grupa Ochotnicza ‚Warta’, Narodowe Siły Zbrojne, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe i Narodowa Organizacja Wojskowa.

Czystki przeprowadzono również w Wojsku Polskim – ‚operacyjnie’ rozpoznano i wydalono w tym czasie 3 838 oficerów, 1 142 podoficerów oraz 925 szeregowych. Mimo amnestii z lutego 1947 i zmniejszenia wyroków /m.in. zamiana kary śmierci na dożywocie/ inwigilacja społeczeństwa przybierała na sile. Pod koniec roku Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego przekroczyło 200 tysięcy pracowników, /z czego około 100 tys. to jednostki paramilitarne/; obok MO aparatem przemocy i kontroli była Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej grupująca ok. 120 tys. ludzi. Lista zamordowanych oficerów i żołnierzy AK obejmuje kilkadziesiąt tysięcy osób.”

To fragment materiału który Jerzy Scheur zaprezentował na sesji popularno-naukowej „Internowani z Regionu Łódzkiego” w Łowiczu, w grudniu 2001 r. Całość, bardzo zwięźle przedstawiająca plan mordowania i prześladowania kilkudziesięciu tysięcy Polaków zmobilizowanych 1 września 1939 r. do walki z Niemcami lub przystępujących do walki z okupantami w kolejnych latach, znajduje się na stronie: www.honor.pl/poprzednicy.php

9 lutego 1943 r. we wsi Parośle na Wołyniu, jednej nocy rizuni ukraińscy, podając się za partyzantów, zarąbali, zakłuli lub zastrzelili 143 osoby, łącznie z niemowlętami, dziećmi, kobietami, starcami i wszystkimi których zdołali dorwać, poddając wielu z nich, także dzieci, wyrafinowanym torturom. Ocalało tylko kilka osób przebywających wtedy poza kolonią. Po tragedii w Paroślu na polecenie delegata rządu Kazimierza Banacha 7-8 lipca 1943 r. do miejscowości Kustycze przybyli polscy parlamentarzyści z ramienia AK i BCh by zawrzeć układ z Ukraińcami. W grupie tej znajdowali się oficerowie: poeta wołyński Jan Zygmunt Rumel – „Krzysztof Poręba”, towarzyszący mu Krzysztof Markiewicz – „Czart” oraz woźnica Witold Dobrowolski. Na powitanie Ukraińcy z watażką Jusifem Stelmaszczukiem najpierw ich pobili, następnie wszystkich zamordowali sposobem kozackim, poprzez rozrywanie końmi. Ciała porąbano siekierami i rozrzucono gdzieś po lesie.” /Nieosądzone zbrodnie ludobójców z czasów II Wojny Światowej 1939-46 – Stanisław Jastrzębski/.

Henryk Cybulski był niezwykłym człowiekiem. Kiedy wskutek sowieckiej deportacji z 1940 r. znalazł się na Syberii za kołem podbiegunowym nie załamał się. Wziął grabie na ramię i ruszył do domu, bez mapy, kompasu i zapasów żywności. Szedł do Przebraża na Wołyniu 8 tygodni. Pomogła mu w tym kondycja sportowca. Był wspaniałym biegaczem. A kiedy wrócił – przyjął z rąk żołnierza AK Ludwika Malinowskiego dowództwo samoobrony Przebraża i stanął na czele młodych śmiałków, którzy początkowo bez żadnej broni trwali dzień i noc na straży życia rodzin i sąsiadów.

Przebraże jest symbolem heroicznej obrony zdesperowanych, skazanych na zagładę ludzi, którzy cudem uniknęli śmierci z rąk fanatycznych sadystów spod znaku UPA.

Henryk Cybulski rozbudował fortyfikacje rejonu Przebraża, zapoczątkował też ewakuację polskiej ludności z oddalonych wsi i miasteczek, zagrożonej napadami UPA. Liczba uciekinierów stale wzrastała. W każdym gospodarstwie mieszkało po kilka rodzin, pozostali w szałasach, prowizorycznych barakach, ziemiankach, a nawet w rozebranych i przeniesionych z okolicy domach. Dla chorych i rannych zorganizowano szpital i przychodnię zdrowia oraz komórkę aprowizacji.

Kiedy w 1944 sowieci drugi raz zajęli polskie ziemie na Kresach przeprowadzili powszechną mobilizację do Wojska Polskiego. Wielu mężczyzn, zwłaszcza młodych, zgłaszało się chcąc nie zostać aresztowanym przez NKWD za przynależność do AK. Niestety, wielu oficerów, podoficerów i szeregowców zostało aresztowanych i deportowanych w głąb Rosji. Większość zmarła z głodu, chorób i wycieńczenia. Niektórzy wrócili po 1956 r., niektórych nie wpuszczono do dzisiaj.

Równocześnie z poborem do WP ogłoszono nabór do Istriebitielnych Batalionów. Do tej formacji wcielono młodzież. Również Stanisław Jastrzębski, jako 15 letni chłopiec, został przydzielony do batalionu w Stanisławowie. „W oddziałach służyło bardzo wielu młodych chłopców w wieku 16-19 lat, a nawet dziewczęta, które pod wieloma względami nie ustępowały chłopcom. Często były to sieroty którym rodzinę zamordowali banderowcy. Nie brakowało również synów żołnierzy zmobilizowanych do Wojska Polskiego. Zaczęto nas, najmłodszych zabierać na akcje przeciw banderowcom. Kto dostał się w ich ręce żywy nie wychodził. Wielu moich kolegów zginęło bez wieści. Nasze dojrzewanie odbywało się wśród krwi i zbrodni. Bezimienne groby wielu z tych chłopców rozrzucone są po całym województwie stanisławowskim. Nigdy nie będę mógł zapomnieć co wtedy widziałem. Po drodze spalone wsie i miasta, straszliwy swąd palonych ciał wrzuconych przez banderowców do ognia, zwłoki okaleczone, rozszarpywane przez głodne psy. Chaty z pootwieranymi oknami i drzwiami. Weszliśmy do jednej z nich. Na łóżku leżała naga kobieta z poderżniętym gardłem, a niemowlę z roztrzaskaną główką spało snem wiecznym w kołysce. Na zewnątrz kilka męskich trupów, odzianych w łachmany i w nędznych butach, a wśród nich stało dziecko o niebieskich oczach i jedwabistych blond włosach. Dziecko trzymając w rączce szmacianą laleczkę obserwowało nas z uśmiechem, nie zdając sobie sprawy z sytuacji i grożącego niebezpieczeństwa. Zapewne nie pojmowało że uniknęło niechybnej śmierci.” /Oko w oko z banderowcami – Stanisław Jastrzębski/.

17 września 2012 r. w 73 rocznicę najazdu sowieckiego na Polskę zmarł lwowiak, kapitan Eugeniusz Cydzik. Urodził się k. Grodna, gdzie we wrzeniu 1939 r. jako 18-letni młodzieniec walczył z wojskami sowieckimi. W lipcu 1945 r. jako żołnierz AK aresztowany i skazany na 15 lat katorgi w kopalni w Workucie. Po powrocie rozpoczął aktywną działalność na rzecz odrodzenia cmentarza Obrońców Lwowa im. Orląt Lwowskich, mogił żołnierzy 1939 r., renowacji miejsc pochówków na cmentarzu Janowskim, kwater powstańców na cmentarzu Łyczakowskim, kwater i pomnika w Zadwórzu – „Polskich Termopilach”.

Tacy byli ci wspaniali ŻOŁNIERZE, nazwani „zaplutymi karłami reakcji”, wypluci i wyklęci przez władze PRL-u i bezmyślnych, otumanionych propagandą leninowskiego sukcesu rodaków.

„Bolesną kartą historii II wojny jest los dzieci. Przeżyły one wszystkie jej okrucieństwa. Były mordowane, wywożone do obozów, poddawane eksperymentom medycznym, doświadczały gehenny wywózki na Sybir, odrywane od rodziców. Osierocone dzieci Kresów tułały się i przeżyły nędzę sowieckich sierocińców. Były dziećmi pułków i oddziałów partyzanckich. Były świadkami mordów ich bliskich, pożarów domostw, głodu, strachu, poniewierki. Wszystkim odebrano możliwość rozwoju intelektualnego. Szkody wyrządzone w psychice i charakterze są nie do opisania. Dzieci wojny, nie tylko ofiary wojny, której koszmar przeżyły, nie miały dzieciństwa, wiele zostało dotkniętych chorobami, kalectwem. To one odbudowywały kraj ze zniszczeń wojennych, to je poddawano indoktrynacji, to je eksploatowano fizycznie zmuszając do ‚wyścigu pracy’ ponad siły i wykonywania procent-norm w setkach. Dzieci wojny, żołnierze, to dzisiaj dziadkowie i pradziadkowie. I należy im się nie tylko pamięć, szacunek, ale i opieka.” /Barbara Zarówna/. A przede wszystkim przeprosiny.

Do Sojuszu Lewicy Demokratycznej

Do Krzysztofa Gawkowskiego

„Szanowny Panie, jestem szczerze zatroskana zmaganiem się Pana ugrupowania o uprawomocnienie nietypowych związków partnerskich zamiast rozliczenia odpowiedzialnych za niechlubny okres działania Państwa Polskiego w czasach miłościwie panującej doktryny komunistycznej. Trudno sobie wyobrazić większą krzywdę niż krzywda dziecka dotkniętego nienawiścią totalitaryzmu. Przestępstwa komunistyczne dotknęły kilkadziesiąt tysięcy ofiar-dzieci. Krzywdzono i okaleczano fizycznie i psychicznie niewinne dzieci, naruszono autorytet Państwa, niszczono ład społeczny. W Niemczech odpowiedzialni za ten okres zostali odsunięci od władzy, w Polsce wciąż są obecni i niebezpieczni. Świadczy o tym fakt zbezczeszczenia pomnika 17-letniej Inki.

Apeluję więc do Pana o zaprzestania szerzenia nienawiści, które trwa nieustannie od siedemdziesięciu kilku lat, o przeproszenie moich Rodaków i ich dzieci, ofiar komunizmu, jak również o zagwarantowania im prawnej i ekonomicznej pomocy.”

Bożena Ratter /dostałem 17.II.2013/

***

PLATFORMA GŁOSUJE PO NIEMIECKU

W UE tworzona jest lista największych europejskich bohaterów. Zgłoszono do niej także nazwisko rotmistrza Witolda Pileckiego

W europarlamencie głosowano za lub przeciw przyjęciu jego osoby w poczet europejskich bohaterów. Jak głosowali europosłowie „polskiej” Platformy Obywatelskiej? Głosowali na NIE, tak samo jak wszyscy posłowie niemieccy…

Platforma należy do frakcji ludowej w europarlamencie, której szefuje Niemiec, a on zarządził dyscyplinę przed głosowaniem i nakazał każdemu głosować przeciw kandydaturze Pileckiego. Ani jeden poseł PO nie złamał dyscypliny partyjnej… Złamali ją za to Anglicy, którzy głosowali za uznaniem Pileckiego za bohatera Europy.

/dostałem w jednym z maili 19.I.2013/

***

PANIE PREMIERZE GDZIE ZNIKNĄŁ JASIO?

Donald Tusk odwiedza z roboczą wizytą szkołę podstawową. Po oficjalnej akademii pani mówi do uczniów: – Kochane dzieci, jeżeli macie jakieś pytania, to możecie zadać je teraz panu premierowi

Zgłasza się Jasio: – Panie premierze mam do pana dwa pytania. Pierwsze: – Skąd wziął się trotyl na skrzydłach tupolewa? Drugie: – Czy śmierć nawigatora jaka-40 ma coś wspólnego z katastrofą w Smoleńsku?

Premier zastanawia się nad odpowiedzią i nagle… dzwoni dzwonek na przerwę.

Po przerwie dzieci wracają do klasy a pani mówi: – Kochane dzieci, jeżeli ktoś ma jeszcze jakieś pytania do pana premiera, to pytajcie.

Zgłasza się Małgosia: – Panie premierze mam do pana cztery pytania. Pierwsze: – Skąd wziął się trotyl na skrzydłach tupolewa? Drugie: – Czy śmierć nawigatora jaka-40 ma coś wspólnego z katastrofą w Smoleńsku? Trzecie: – Dlaczego dzwonek na przerwę zadzwonił 20 minut przed czasem? Czwarte: – Gdzie zniknął Jasio?

/dostałem 26.XI.2012 w jednym z maili/

***

PRZYWRÓĆMY ICH PAMIĘCI

21 października 2012 r. stał się dniem akcji „Zapal znicz pamięci”. Ma ona na celu przypomnienie Polaków którzy stracili życie jesienią 1939 r. za to że byli nauczycielami, lekarzami, społecznikami, powstańcami śląskimi czy wielkopolskimi – elitą tych ziem

„Dzieje Polaków mieszkających podczas II wojny światowej na ziemiach wcielonych do III Rzeszy nie przebiły się do wyobraźni i pamięci zbiorowej. Wysiedlenia z Wielkopolski, Pomorza i ziemi łódzkiej, przymusowe wcielanie do Wehrmachtu na Śląsku i Pomorzu, terror i egzekucje były doświadczeniem mieszkańców tych ziem od pierwszego dnia agresji niemieckiej. Tylko do końca 1939 r. zamordowano 40 tys. osób.” /ipn.gov.pl/portal.php?serwis=pl&dzial=925&id=20957/

Przywróćmy pamięć o Nich, w ten sposób okażmy naszą ludzką wrażliwość, nam się udało przeżyć, im nie…

20 września 2012 r. to 70 rocznica powołania Narodowych Sił Zbrojnych, formacji najbardziej zwalczanej przez propagandę komunistyczną, w tym Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego stworzony na wzór NKWD, do dzisiaj nieuznany za formację zbrodniczą. Członkowie KBW zachowali przywileje, stopnie, ordery i pobierają emerytury. Żyją na nasz koszt, my pracujemy na ich emerytury a oni na pewno nie pracowali na podstawie umów śmieciowych. To oni urządzali obławy i bezwzględnie rozprawiali się z ofiarami, których były tysiące.

Komendant NSZ, Stanisław Kasznica, który całe życie poświęcił walce o niepodległość i walkę z Niemcami, został skazany na śmierć na podstawie fałszywego oskarżenia o współpracę z Niemcami. Urodzony we Lwowie, potomek posła Antoniego Trębickiego, syn Stanisława Wincentego Antoniego Kasznicy, profesora i dwukrotnie rektora Uniwersytetu Poznańskiego w II RP, odmówił pułkownikowi Różańskiemu (czyli Józefowi Goldbergowi) składania fałszywych zeznań za cenę ocalenia życia. Po fizycznych torturach w więzieniu na Mokotowie, po procesie na Koszykowej skazującym go na śmierć, utratę praw obywatelskich i honorowych, wyprowadzony z budynku więzienia szedł wyprostowany w stronę stojącej budy. Wtedy otrzymał strzał w tył głowy. Kopniakiem został wepchnięty do budy. Jego ciało wrzucono do papierowego worka.

Zostawił żonę i córkę, które przez wiele lat, tak jak rodziny innych bohaterów narodowych, zmagały się z represjami i brakiem środków do życia. Do dzisiaj nie wiemy gdzie znajduje się jego ciało. Symboliczny grób Stanisława Kasznicy jak i wielu innych, wspaniałych Polaków, członków NSZ, AK, ZWZ, WIN i innych przedstawicieli polskiej elity II RP, którzy wskutek mobilizacji otrzymali rozkaz przystąpienia do walki o niepodległość i zostali za to ukarani przez władze III RP, znajduje się na Łączce na Wojskowym Cmentarzu Powązkowskim. Zapalmy znicz pamięci tym z którymi tak bezwzględnie rozprawiły się „elity” III RP.

Zapalmy też znicz pamięci innym cichym bohaterom

Jeden z wielu to Stanisław Pruszyński z rodu hrabiego Ursyn-Pruszyńskiego, herbu Rawicz. Stracił matkę, ojca na Syberii, opuścił rodzinne Kresy, po wojnie mieszkał w trudnych warunkach na Dolnym Śląsku i w Krakowie. Nie mógł studiować, jako element „obcy klasowo”. A jednak założył dom dla upośledzonych w Radwanowicach pod Krakowem, bo urodzony w inteligenckiej rodzinie i wychowany w zupełnie innym systemie wartości zachował szacunek dla człowieka.

A „swojski klasowo” nie przymierał głodem, często zyskiwał od władz cudzą własność, jako nagrodę za świadomość ideologiczną. Dzieci mogły studiować (również za granicą), bawić się i romansować. Nadal mogą pracować w wiodących mediach, odbierać wysokie apanaże, nagrody i medale. A na ziemi która po II wojnie światowej, w wyniku walki „klas” o „sprawiedliwy podział” przeszła w ręce ich ojców biorących udział w tym „jedynie słusznym” podziale, budują domy – rezydencje, tyle że dla siebie. Na wszelki wypadek mogą zmienić nazwisko…

Na cywilnym Cmentarzu Powązkowskim jest opuszczony grób. Należy do rodziny Wierniewiczów. Marian Wierniewicz, przed wojną właściciel drewnianego dworu w Magnuszewie, „to postać dla dziejów ziemi makowskiej bardzo ważna, przewodniczący Polskiego Komitetu Obywatelskiego, który powstał w Makowie w przeddzień odzyskania niepodległości 10 listopada 1918 r. Podczas okupacji Wierniewicz pracował jako tłumacz w gminie Szelków. Jednak już w 1941 r. aresztowano go i wywieziono do obozu koncentracyjnego w Dachau. Ocalał dzięki staraniom żony Marii. W 1943 r. został zwolniony z obozu i zamieszkał we wsi Orzyc, gdzie doczekał końca wojny. Po wojnie majątek zwrócono Wierniewiczom, ale niedane im było dożyć razem spokojnej starości.

W 1948 r. Mariana Wierniewicza zastrzelono w tajemniczych okolicznościach. Według oficjalnych dokumentów sporządzonych w latach 80 Wierniewicza zastrzelili nieznani sprawcy którzy napadli na dwór. Jednakże relacje świadków tamtych wydarzeń są inne. Według nich „23 listopada 1948 r. Wierniewicza wezwano na posterunek do Szelkowa i zatrzymano w areszcie. Drugiego dnia wieczorem został zwolniony. Niestety nie wrócił już do Magnuszewa. Jego zwłoki znaleziono 600 metrów od posterunku, w okolicy miejsca zwanego niegdyś przez mieszkańców Szelkowa Zapowitką, w głowie tkwiło pięć kul. Maria Wierniewiczowa mimo wielu trudności i braku pieniędzy pochowała męża zgodnie z jego wolą w grobowcu rodziny Wierniewiczów na warszawskich Powązkach.”

Czy na grobach „wyklętych”, przedwojennych „właścicieli ziemskich”, których siedliska stanowiły dziedzictwo kulturowe Polski i często centra kulturowe, a które zostały im zabrane i zdewastowane przez nienawistne władze III RP, zapali znicz obecny posiadacz ziemski, developer z Warszawy, który wykupuje te posiadłości i buduje w nich hotele? Czy potomków prawowitych właścicieli będzie stać na „sentymentalną” dobę hotelową we własnym niegdyś domu? Czy lobby obecnie rządzącej władzy w imię zwykłej uczciwości pomoże w odzyskiwaniu i odrestaurowaniu własności polskim Polakom tak jak lobby społeczności żydowskiej pomaga polskim Żydom? Oni często odzyskują dlatego że to była ziemia ich powinowatych, nie chcą tu mieszkać, wystarczy im system nadzoru wizyjnego, poprzez internet mogą spokojnie oglądać swoje mienie siedząc wygodnie w fotelu w Izraelu.

23 października przypada 80 rocznica wesołej lwowskiej niedzieli

„Żeby nie zginęła pamięć o tych niezwykłych ludziach i tym niezwykłym mieście” Danuta Skalska przygotowała jak zwykle wspaniałą audycję w katowickiej Lwowskiej Fali przy udziale Michała z Warszawy.

Wiktor Budzyński tak opowiadał o narodzinach tego projektu: „narodziła się z niczego i to już w 1932 r., raz na miesiąc, wesoła lwowska niedziela. Projekt był prosty, ale śmiały jak każdy projekt młodości. Sami wypełniamy program. Czym? Humorem, wesołą piosenką, dowcipem, satyrą, muzyką. Dyrektor, Juliusz Petry, złapał się za głowę i popatrzył na mnie jak na człowieka niezupełnie normalnego…

Uruchomiłem całą armię tanich wykonawców (honorarium wykonawcy wynosiło 5 zł za audycję), od czego emeryci teatralni przymierający głodem, od czego zapaleni amatorzy z mojego zespołu studenckiego, od czego panienki lwowskie palące się do mikrofonu. Nastąpiła mobilizacja zespołu i wystrzał niedzielny ze wszystkich baterii humoru na przestrzeni 12 godzin! A 16 lipca 1933 r. Wesoła Lwowska Fala nadawała w najlepszym czasie antenowym, w niedziele wieczór, w całej Polsce. Około 6 milionów słuchaczy!

Radio miało dużą dynamikę bo ludzie byli dynamiczni, opętani mikrofonem! Lwowianie umieli odkryć duszę mikrofonu – tak oceniali audycję fachowcy z Warszawy. Ze wspomnień Włady Majewskiej: „audycje na żywo (12 godzin!), więc czasem potknięcia, co nie oznaczało że wykonawcy mieli tremę i nastrój w studiu był nerwowy, wręcz odwrotnie, bawiliśmy się znakomicie, robiliśmy dopuszczalne żarty i uwagi, i to właśnie słuchaczy rozbawiało.”

„Każdej niedzieli przewijał się przed słuchaczami całej Polski korowód lwowskiego folkloru w piosenkach, skeczach i dialogach. Każdej niedzieli o godzinie 9 wieczorem głośniki całej Polski nastawione były na jedną tylko falę.”

Bawili się wszyscy, nie tylko autorzy audycji, jak to ma miejsce obecnie w niektórych programach wiodących mediów.

Zapalmy znicz pamięci naszym kochanym rodakom z terenów II RP (centralna Polska otoczona Kresami) którzy podarowali nam wspaniałe dziedzictwo naukowe, kulturowe, obyczajowe, materialne, ale musieli nas opuścić nie ze swojej woli

Wyjechali lub pozostali poza granicami III RP by dalej świadczyć swym pochodzeniem, wykształceniem, umysłem, przedsiębiorczością, uczciwością na naszą korzyść.

Zapalmy znicz pamięci również tym którzy przyjechali do Polski w bydlęcych wagonach, wypędzeni z dostatnich domów na ziemiach zabranych Polsce po II wojnie światowej, powrócili z sowieckich łagrów lub uciekli z rąk oprawców dokonujących ludobójstwa na terenach obecnej Ukrainy.

Żyli skromnie i często anonimowo, przyznawanie się do miejsca urodzenia, wykształcenia i światopoglądu nie wróżyło im spokojnego życia, zarówno ze strony władzy ludowej jak i zindokrynowanych sąsiadów. Nie mogli liczyć na fachową pomoc, jakiej teraz udzielają organizacje rządowe i pozarządowe emigrantom, dzieciom osieroconym wskutek walk ludobójczych, uczestnikom katastrof komunikacyjnych czy pracownikom korporacji. Nie wolno im było nawet o tym mówić, niektórzy zaczęli mówić dopiero teraz. Tylko Kościół był niezawodnie miłosierny.

Wielu z nich zawdzięczamy rozwój naszej nauki i kultury, wykształcenie i wychowanie powojennej młodzieży, powojenne dziedzictwo III RP.

Nie pozwólmy o nich zapomnieć.

Bożena Ratter /dostałem 21.X.2012/

***

KRESY – PIĘKNE I WYKLUCZONE

„Niech 8 września będzie spotkaniem nas wszystkich z językiem ojczystym w najwybitniejszym wydaniu oraz z polskością której jakże pięknym wyrazem jest „Pan Tadeusz”. Odkrywajmy wartość bycia razem wokół słów i rzeczy pięknych” – wzywał prezydent

Szkoda że nie ma nawoływania do bycia razem z ludźmi którzy świat słów i rzeczy pięknych tworzyli i nadal tworzą

Miejsce urodzin i dzieciństwa Adma Mickiewicza to Ziemia Nowogródzka. To wspaniali ludzie, kultura, historia i ziemia urzekły naszego wieszcza.   

Tam, w województwie nowogródzkim, przy granicy polsko-sowieckiej powstało i walczyło Zgrupowanie Stołpecko–Nalibockie Armii Krajowej. Obszar na którym działało ograniczony był od wschodu granicą państwa, od zachodu Puszczą Nalibocką, na północ rozciągał się poza Raków, a na południe do Stołpc. Ponad 60 procent mieszkańców stanowili Polacy, którzy walczyli z Niemcami wiedząc że są na swojej rodzinnej ziemi i bronią jej, a także życia i mienia swych rodzin. Wierzyli że utrzymane zostaną przedwojenne granice Polski. Inaczej traktowali to Sowieci. 1 grudnia 1943 r. dowództwo partyzantki sowieckiej, wykonując rozkaz gen. Ponomarienki (późniejszego ambasadora ZSRS w PRL-u), dokonało podstępnej likwidacji zgrupowania.

Fragment listu gen. Czernyszowa ps. „Płaton” do „Dubowa” (Grigorij Sidoruk) – dowódcy brygady im. Stalina w Puszczy Nalibockiej, która wykonywała 1 grudnia 1943 rozkaz rozbrojenia naszego oddziału: „/…/ Wziąć Polaków i trzymać grupami (na razie bez broni). /…/ Część zwerbować i puścić do domu. Łajdaków, szczególnie policjantów, ziemian, osadników, strzelać, ale po cichu by nikt nie wiedział” (oprac. kpr./por. Longin Kołosowski „Longinus”, uł/por. Witold Grzybowski „Kot”).

Nierozbrojona część zgrupowania pod dowództwem ppor. cichociemnego Adolfa Pilcha, pseudonim „Góra”, ruszyła w daleką wyprawę na zachód by 26 lipca 1944 r. dotrzeć do Dziekanowa Polskiego i walczyć w obronie Warszawy na terenie Puszczy Kampinoskiej w oddziałach Grupy Kampinos. /www.iwieniec.eu/AK/index.html/

Przybyli z Puszczy Nalibockiej żołnierze walczyli również na Dworcu Gdańskim. Poległo ich ok. 450, ok. 100 zostało rannych. „Walczyli z ogromną odwagą i bohaterstwem, świadomi że walczą w Warszawie do której maszerowali setki kilometrów przez okupowane jeszcze tereny” – to słowa wypowiedziane przy pomniku na Żoliborzu, na uroczystości uczczenia 68 rocznicy walk oddziałów Grupy Kampinos na Dworcu Gdańskim.

O Polowej Mszy św. odprawionej 19 sierpnia 2012 r. przy cmentarzu Poległych Żołnierzy Grupy Kampinos w Wierszach nie słyszałam w opiniotwórczych mediach reprezentujących interesy „europejskiej partii”. Nie przeczytali więc o tym ich czytelnicy, przejeżdżający na rowerach warszawiacy, a przecież mogli zatrzymać się i pobyć z uczestnikami uroczystości, nielicznymi żyjącymi, którzy tworzyli piękną kartę historii Polski. Zwłaszcza że większość warszawiaków pochodzi z innych regionów Polski, mieszka w tym mieście od niedawna i może nie znać jego historii.

1 września wystartował XII Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński. To już dwunasta podróż motocyklistów na Kresy Rzeczypospolitej przez Litwę, Białoruś, Rosję, Ukrainę, by uczcić pamięć bohaterów pomordowanych na Wschodzie, spotkać się z żyjącymi tam Polakami oraz zawieźć dary.

„Każda z miejscowości przez które jedziemy to kawał polskiej historii. My tam jedziemy dotknąć rzeczy wielkich, jedziemy do Polaków” – powiedział Wiktor Węgrzyn, komandor Rajdu Katyńskiego. Bo „Polska jest wszędzie tam gdzie biją serca ludzi utożsamiających się z nami, z naszą historią, kulturą, religią” – mówił żegnający motocyklistów ks. pułkownik Stanisław Żarski.

Czytam w sprawozdaniu z XII Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego: „Wczoraj, 5 września, motocykliści nocowali w namiotach u Adama Mickiewicza w Zaosiu, był wieczór poezji, były długie wieczorne rozmowy. Dziś kolejne miejsca na rajdowej trasie, m.in. Świteź, Nowogródek, Naliboki, Wołożyn i Bogdanowo”. Ponoć w poprzednim rajdzie spotkali potomka Maćka z Soplicowa w siódmym pokoleniu.

Czy brak zainteresowania tym wydarzeniem „europejskiej partii” i reprezentujących jej interesy mediów oznacza że nie odkryły one wartości bycia wokół słów i rzeczy pięknych? A jednak czytanie „Pana Tadeusza” odbyło się…

Rotmistrz Witold Pilecki, oficer rezerwy wojska polskiego, współzałożyciel Tajnej Armii Polskiej, dobrowolny więzień KL Auschwitz, oficer Komendy Głównej Armii Krajowej i „NIE”, więzień polityczny okresu stalinowskiego, urodził się 13 maja 1901 r. Rodzina Pileckich pochodzi z okolic Nowogródczyzny.

Na cmentarzu Powązkowskim, w kwaterze na Łączce, w latach 1948-56 wrzucono do dołów grobowych kilkuset zmarłych i straconych w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Wśród szczątków zamordowanych bohaterów mogą znajdować się m.in. kości rtm. Witolda Pileckiego, gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila” – szefa Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” – dowódcy 5 Wileńskiej Brygady AK, i ppłk. Łukasza Cieplińskiego – przywódcy Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.

W warszawskim Domu Polonii odbyło się spotkanie z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem, szefem wrocławskiego oddziału IPN-u i ekipą młodych, oddanych sprawie specjalistów. To dzięki ich determinacji jest szansa na godny pochówek niezwykłych Polaków, zamordowanych nikczemnie i potajemnie przez nienawidzących ich „dorobkiewiczów PRL-u”, których podobno już nie ma od 1989 r.

Czy brak zainteresowania tym wydarzeniem „europejskiej partii” i reprezentujących jej interesy mediów oznacza że nie odkryły one wartości bycia wokół słów i rzeczy pięknych?

To ułamek procenta „rzeczy pięknych” które zawdzięczamy Kresom a w opisanych przypadkach województwu nowogródzkiemu. Również „słowa i rzeczy piękne” oraz pożyteczne tworzone były już po II wojnie światowej przez tych co wychowanie, wykształcenie i kulturę nabyli według zasad II RP na Kresach Rzeczypospolitej. I ich potomkowie w tym samym duchu wychowani dzieło to kontynuują i to nie tylko w Polsce. O ile było im dane prawo do normalnego życia.

W filmie „Ostatni rozkaz” (TV Historia), narratorka, opiekunka miejsca pochówku ludności cywilnej zamordowanej przez Niemców na warszawskiej Woli, opowiada o najwspanialszej łączniczce AK, Marii Cetys, pseudonim „Szympans”. Maria została ranna w rękę kiedy biegła z meldunkiem. Nie zatrzymała się, meldunek doniosła i dopiero potem udała się do szpitala gdzie rękę jej amputowano. Kiedy nastąpiła kapitulacja niemiecki żołnierz zapytał ją „czy jesteś bandytką?”. „Jestem żołnierzem AK” odpowiedziała, a on… ją zastrzelił.

W 1951 r. Sowieci zesłali na Syberię, głównie do obwodu irkuckiego, ok. 4 tys. zdemobilizowanych żołnierzy gen. Władysława Andersa z II Korpusu, walczących m.in. pod Monte Cassino, którzy po wojnie wrócili na Kresy. Okazało się że polscy jeńcy, zesłańcy i łagiernicy, z których składał się II Korpus, a zatem ludzie niemogący mieć złudzeń co do postępowania Sowietów, „zdecydowali się na powrót” bo zostawili przecież na Nowogródczyźnie, Wileńszczyźnie czy Polesiu swoje rodziny i gospodarstwa. Polaków przesiedlono a pozostawione przez nich mienie rozkradano. W sowieckiej Polsce także należało zatrzeć pamięć o polskich Kresach. Wszystkie pojęcia świadczące o polskości zagarniętych ziem były objęte cenzurą.

W PRL-u nawet Pani Dulska ze sztuki Gabrieli Zapolskiej musiała mieszkać w Krakowie, a nie we Lwowie. Podobny los spotkał Męża i Żonę Aleksandra Fredry. Tym razem akcję przeniesiono do Warszawy. O Lwowie, Wilnie, Nowogródku, Krzemieńcu, Matce Boskiej Ostrobramskiej Polacy mieli zapomnieć raz na zawsze (Czarna księga Kresów – Joanna Wieliczka-Szarkowa).

Jacek Trznadel tak wspomina nauczyciela z wrocławskiego liceum: W tym liceum mieliśmy wspaniałego wychowawcę, profesora Trybusa, cichociemnego zrzutka z Anglii w czasie okupacji, dowódcę okręgów AK. Wlewał nam w dusze klasyczny rygor, był łacinnikiem, o polityce nie mówił, ale nazywał nas czasem: moje wojsko, chodził w battle-dressie. Podpisał nam świadectwo maturalne i poszedł na pięć lat do więzienia.

Podobnie jak zmarły tragicznie profesor Józef Szaniawski. Jako student udzielał korepetycji marnie orientującym się w historii licealistom warszawskim. Kilka lat później, w 1985 r., został skazany na więzienie przez nienawidzących go „dorobkiewiczów PRL-u”. Dziwne jest tylko że profesor Szaniawski opuścił więzienie dopiero 22 grudnia 1989 r. i to jeszcze wskutek oddolnej akcji nacisku.

Cóż, wszyscy wymienieni zostali zaliczeni do kategorii „bandytów”, „zaplutych karłów” i „wrogów” którzy „nie śpią”. Zarówno przez Niemców, Sowietów jak i Polaków.

Chyba niewiele się zmieniło. Polacy, kombatanci AK na terenach Kresów Rzeczpospolitej, którzy zostali tak tragicznie ukarani przez Sowietów za wierność Polsce, nie są przypominani przez „europejskie partie”. Narodowe Siły Zbrojne, druga obok Armii Krajowej doskonale zorganizowana formacja do dzisiaj nie została przedstawiona we właściwym świetle.

Stara się o to historyk, dr Leszek Żebrowski. Posługuje się on dokumentami polskimi, rosyjskimi i niemieckimi oraz kontaktami z nielicznymi żołnierzami NSZ-u którzy przeżyli straszliwe tortury w katowniach „dorobkiewiczów PRL-u”. Jeżeli przeżyli i wyemigrowali, to jako ludzie inteligentni i doskonale wykształceni przysłużyli się innym narodom, ze stratą dla Polski. Jakże skuteczne jest działanie PRL-u; zostali zapomniani raz na zawsze, nie są widziani nawet kiedy przyjeżdżają do Polski, do Warszawy, na zaproszenie organizacji non profit.

Przez 68 lat utrwalany był obraz ustalony przez władze, a właściwie „dorobkiewiczów PRL-u” i do dzisiaj nikt nie dokonał sprostowania.

Skoro profesor Ryszard Legutko ma przeprosić za nazwanie uczniów „rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami”, to dlaczego Polacy określający w III RP prześladowanych rodaków: „bandyta”, „zdrajca”, „wróg”, „karzeł”, „faszysta”, nie przeproszą za naruszające dobra osobiste, fałszywe i hańbiące określenia na łamach mediów podporządkowanych rządzącej „europejskiej partii”. Zwłaszcza że na podstawie tych kwalifikacji ludzie umierali, byli prześladowani, zsyłani do łagrów i więzień, pozbawiani pracy, szkoły, mieszkania, a ich mienie było rozkradane?

A gdyby do sprostowania dodać jeszcze niewielką „cegiełkę”, to przy tak dużej liczbie prześladowanych wskutek decyzji donosicieli i oprawców rozwiązalibyśmy nasze wspólne problemy finansowe.

A może jest tak jak napisał Józef Mackiewicz (wilnianin) w „Nie ma polskiej drogi do wyzwolenia”?: Moskiewski „Politiczeskij Słowar” stwierdza że we wszystkich republikach „ludowych” i „demokratycznych” bloku sowieckiego po II wojnie światowej zastosowano stare wzory leninowskie. I to jest ścisłe. Nie żadna „rusyfikacja”, o której głoszą zachodnie propagandy „Narodów Ujarzmionych” jest celem tego wzorca, lecz wręcz przeciwnie: wpojenie komunizmu za pośrednictwem własnego języka każdego narodu, rodzimej kultury i dopasowanie do tego zdeformowanej historii, nauki, literatury i tradycji narodowych. I tak ta własna droga do socjalizmu (z wszystkimi jej wariantami, znanymi pod sloganami: ”liberalizacji”, „rewizjonizmu”, „ulepszania”, „reformizmu” i „komunizmu z ludzką twarzą”) nie prowadzi do wyzwolenia, lecz odwrotnie: do zespolenia, do pogłębienia politycznej, ideowej i emocjonalnej integracji z morzem komunistycznym.

I stąd obsadzanie stanowisk byłymi działaczami komunistycznymi, którzy politykę w dziedzinie oświaty, religii, nauki, kultury, gospodarki, uprawiali w czasach PRL-u i mają duże doświadczenie.

Czekam na chwilę kiedy prezydent ogłosi dzień czytania powieści Józefa Mackiewicza, by „popularyzować czytelnictwo, zwrócić uwagę na potrzebę dbałości o polszczyznę oraz wzmocnić poczucie kulturowej i narodowej wspólnoty poprzez publiczną lekturę klasyki polskiej literatury”. Powieści „Droga donikąd” czy ”Sprawa pułkownika Miasojedowa” to polska klasyka, piękny język i niezwykle emocjonująco, barwnie prowadzona akcja. Każda z tych pozycji to doskonałe dzieło zarówno dla teatru, jak i filmu, i może wzbudzi zainteresowanie animatorów życia kulturalnego z Ogrodu Saskiego.

Bożena Ratter /dostałem 10.IX.2012/