Listonosz przegrał emerytury

23-letni listonosz z Mokotowa zamiast doręczyć ludziom emerytury, przegrał pieniądze w salonie gier. Policji powiedział że został napadnięty

W czwartek wieczorem funkcjonariusze odebrali zawiadomienie o napadzie na listonosza. Z jego relacji wynikało że został zaatakowany podczas wrzucania listów do skrzynki na klatce schodowej

23-latek twierdził że podeszło do niego dwóch zamaskowanych mężczyzn, a jeden z nich przystawił mu do szyi nóż i kazał iść za nimi. Napastnicy wywieźli go do lasu i tam zabrali mu saszetkę z pieniędzmi. Jak się wkrótce okazało sfingował on napad na samego siebie.

W całej historii coś jednak nie grało. Mężczyzna pytany o szczegóły denerwował się i nie był w stanie odpowiedzieć na zadawane pytania. W końcu przyznał się funkcjonariuszom, że historia o napadzie jest zmyślona, a wszystkie pieniądze, które miał dostarczyć przegrał na automatach w salonie gier.

Listonosz usłyszał zarzut przywłaszczenia powierzonego mienia. Dobrowolnie poddał się karze sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Ma oddać przywłaszczone pieniądze oraz dodatkowo zapłacić 600 zł grzywny.

mp/ksp /10.2.2012/

***

Policjant zabił teściów i siebie

33-letni policjant z Opatowa (Świętokrzyskie) zastrzelił w piątek ok. godz. 21 z broni służbowej swoich teściów i popełnił samobójstwo. Jego małżonka jest ranna – poinformował Kamil Tokarski z zespołu prasowego komendanta wojewódzkiego policji w Kielcach. Opatowski policjant był funkcjonariuszem prewencji

kk/pap /18.II.2012/

***

11 tys. razy dzwonił na policję

Na ławie oskarżonych w sądzie w Hawrze zasiadł 51-letni Francuz który w ciągu niecałego roku zadzwonił prawie 11 tysięcy razy na numer alarmowy policji. Nie miał żadnego konkretnego zgłoszenia, chciał po prostu porozmawiać. A że jak tłumaczył – połączenia są darmowe…

Pracownik publicznego koncernu energetycznego największą potrzebę rozmowy ze stróżami porządku miał w styczniu. Zaledwie w ciągu miesiąca zadzwonił do nich prawie trzy i pół tys. razy. Kiedy policjanci przyszli go aresztować, wyjaśnił że rozmowy z funkcjonariuszami poprawiały mu humor, kiedy był smutny albo się nudził…

Natrętnego Francuza przebadali psychiatrzy, jednak nie stwierdzili u niego żadnych zaburzeń, poza lekką depresją. Ciężkiej nerwicy nabawiło się natomiast z jego powodu kilku oficerów.

rmf /16.II.2012/

***

Brytyjska policja i gangi

Aresztowaniem ponad 120 osób zakończył się pierwszy dzień wielkiej policyjnej ofensywy przeciw londyńskim gangom. Członków zorganizowanych grup przestępczych obwinia się w dużej mierze za zamieszki, jakie wybuchły latem w wielu brytyjskich miastach

Skoordynowana akcja, w której w środę udział wzięło kilkuset funkcjonariuszy, wymierzona była w dziesiątki osób podejrzewanych o dokonywanie napadów, rozbojów i przemyt narkotyków – podała policja metropolitalna (Scotland Yard)

To początek zakrojonej na szeroką skalę ofensywy nazywanej – wojną totalną – przeciw gangom. Nadzoruje ją specjalnie powołana w tym celu jednostka Scotland Yardu, ponadto w 19 najbardziej zagrożonych dzielnicach Londynu pojawią się wyspecjalizowane jednostki, liczące w sumie ok. tysiąca osób.

To przełom w walce z przestępczością zorganizowaną na terenie Londynupowiedział szef londyńskiej policji Bernard Hogan-Howe. – Nowe podejście ma umożliwić nie tylko identyfikację sprawców, ale również wpływanie na młodych ludzi którzy ciągną ku grupom przestępczym – wyjaśnił.

Hogan-Howe, cieszący się reputacją supergliny, jest szefem Scotland Yardu od września. Jego poprzednik Paul Stephenson podał się do dymisji po miażdżącej krytyce nieudolności służb w opanowaniu zamieszek, jakie wybuchły latem w Londynie i kilku innych miastach.

Z policyjnych statystyk wynika że obecnie na terenie Londynu działa ok. 250 gangów, liczących blisko pięć tys. Członków, w większości w wieku 18-24 lata. 62 takie gangi uznawane są za szczególnie niebezpieczne. Parają się wieloma zajęciami, od sprzedaży narkotyków i broni po dokonywanie napadów. Gangom przypisuje się 17 proc. wszystkich napadów rabunkowych, 50 proc. strzelanin i 14 proc. gwałtów na terenie brytyjskiej stolicy.

Burmistrz Londynu Boris Johnson podkreślił że walka z przestępczością zorganizowaną jest priorytetem w walce z przestępczością w ogóle. – Atakujemy gangi ze wszystkich stron. Obecnie policja chce za pomocą skoordynowanego i zdecydowanego działania unieszkodliwić prowodyrów i odciągnąć podatnych na wpływy młodych ludzi – powiedział.

pap /8.2.2012/

***

Lucky na emeryturze

Pies Lucky który w trakcie swojej służby w Izbie Celnej w Białymstoku wykrył niemal 40 mln sztuk przemycanych papierosów – właśnie zakończył współpracę i przeszedł na emeryturę

Według celników to jeden z najskuteczniejszych psów do wykrywania tytoniu w Polsce. Obecnie dziewięcioletni już czarny labrador służbę w izbie celnej rozpoczął w 2005 r. Przez siedem lat pracował głównie na granicy z Litwą

Do jego największych sukcesów należy wykrycie ponad 270 tys. paczek papierosów schowanych w tirze za plastykowymi pojemnikami.

W poniedziałek w Izbie Celnej w Białymstoku Lucky oraz jego przewodnik otrzymali od dyrektora placówki podziękowania za ‘wieloletnią, wspólną służbę’; Jarosław Bielawski otrzymał także awans na stopień aspiranta celnego.

Pies – specjalista

Zaprezentowano też sposób pracy labradora – ‘specjalisty od wykrywania wyrobów tytoniowych’. Lucky musiał znaleźć papierosy ukryte w samochodzie. Karton papierosów schowany był w bagażniku, pod zapasowymi kołami. Pies obwąchał miejsce, a kiedy wyczuł tytoń, zaczął drapać to miejsce i spoglądać na przewodnika. Oznajmił w ten sposób że znalazł papierosy. W nagrodę otrzymał swoją ulubioną zabawkę. Bielawski powiedział dziennikarzom że pies szukanie papierosów traktuje jak zabawę, a nie pracę. Dodał że zwierzęciu sprawia to wielką przyjemność bo po każdym wykryciu papierosów jest nagradzany.

Dostał szczeniaka

Jarosław Bielawski dostał Lucky’ego jako ośmiotygodniowego szczeniaka. Od tamtej pory są nierozłącznymi przyjaciółmi. Od początku labrador był bardzo spokojnym i towarzyskim psem. Po specjalistycznym szkoleniu Lucky zaczął z nim pracować na granicy. Była to praca po 12 godzin zarówno na zmianie dziennej, jak i nocnej. Co labrador robi na emeryturze? Odpoczywa, głównie śpi i wygrzewa się w słońcu.

Owczarek belgijski

Labradora zastąpił owczarek belgijski, Gotam, który pomaga celnikom od początku ubiegłego roku. Będzie godnym następcą. W styczniu udało mu się wykryć 20 mln sztuk papierosów wiezionych w ciężarówce zamiast trzciny.

Obecnie w Izbie Celnej w Białymstoku służbę pełni łącznie 12 psów. To labradory, owczarki belgijskie oraz owczarek niemiecki. Psy wspierają celników w wykrywaniu wyrobów tytoniowych, a także narkotyków.

pap /30.I.2012/

***

Trzy lata grożą Piesiewiczowi

Nawet trzy lata więzienia mogą grozić znanemu scenarzyście i byłemu senatorowi Krzysztofowi Piesiewiczowi. Warszawska prokuratura okręgowa skierowała przeciw niemu do sądu akt oskarżenia. Były polityk będzie odpowiadać za posiadanie, udzielanie i nakłanianie innej osoby do użycia kokainy

Piesiewicz usłyszał łącznie 7 zarzutów. W tym posiadania w dn. 24 czerwca, na przełomie czerwca i lipca oraz 4 września 2008 r. środka odurzającego o łącznej wadze nie mniejszej niż 0.7 g w postaci kokainy

Skąd śledczy wiedzą że znany artysta i polityk miał i zażywał narkotyki? Mają o tym świadczyć analizy nagrań z imprez w jego domu, połączeń telefonicznych wykonywanych z jego telefonu komórkowego oraz analizy toksykologicznej włosów kobiet, z którymi wspólnie spędzał jeden z wieczorów. Sam Piesiewicz odmówił poddania się takiemu badaniu. Jego sprawę rozpozna teraz wydział karny Sądu Rejonowego dla Warszawy-Żoliborza.

W grudniu 2009 r. jedna z gazet ujawniła nagrania z imprezy w domu ówczesnego senatora. Na filmie widać m.in. jak imprezujący w towarzystwie dwóch kobiet Piesiewicz wciąga przez zrulowany banknot biały proszek do nosa. W rozmowie z nami polityk twierdził że nie była to kokaina ale sproszkowane lekarstwo. Jednocześnie nie krył że wcześniej miał kontakt z narkotykami.

Piesiewiczowi wygasł już immunitet senatorski.

kd/su /18.1.2012/

Z INTERNETU

LESZEK /18.1.2012/: ‘I słusznie, ale jak mało o panu Piesiewiczu w mediach. Czy dlatego że to chłopak z PO? Czy to zwykły przypadek? Wyobrażaom sobie co by była za jazda, gdyby to ktoś z PiS-u zaliczył taką wpadkę! Ale by była jazda w mediach. Pozdrawiam tych którzy tego nie dostrzegają i myślą że mamy w kraju obiektywne media’

***

Nowy szef warszawskiej policji

Generał Adam Mularz podał się do dymisji. Zastąpi go szef świętokrzyskiej policji generał Mirosław Schossler

Adam Mu­larz nie chciał komentować swo­jej de­cy­zji o rezygnacji. W po­li­cyj­nej cen­tra­li usły­sze­li­śmy że gdy­by nie zło­żył wnio­sku o dy­mi­sję, to zo­stał­by od­wo­ła­ny, bo no­wy ko­men­dant głów­ny do­bie­ra swo­ich lu­dzi

A Mularz do tych swoich nie należy. Kie­ro­wał sto­łecz­ną po­li­cją od ma­ja 2008 r. Przy­cho­dząc do pa­ła­cu Mo­stow­skich obie­cy­wał m.in. zmniej­sze­nie licz­by wa­ka­tów, za­pew­nie­nie miesz­kań po­li­cjan­tom, ra­dio­wo­zy na prąd czy zdecydowaną wal­kę z pseudoki­bi­ca­mi. Efekty? Za je­go ka­den­cji prze­stęp­czość utrzy­my­wa­ła się na sta­łym po­zio­mie – nie ro­sła gwał­tow­nie, ale i nie spadała.

W tym cza­sie po­wstał m.in. Wy­dział do Wal­ki z Prze­stęp­czo­ścią wśród Kibiców, któ­ry za­sły­nął tym że wstawił się w PZPN za li­de­rem ki­bi­ców Le­gii Pio­trem S. ps. Sta­ruch, który mimo zakazu stadionowego chciał wejść na mecz.

W cza­sie ka­den­cji Mu­la­rza  prze­pro­wa­dzo­no słyn­ną ak­cję Wi­de­lec, podczas której za­trzy­ma­no kil­ku­set ki­bi­ców Le­gii, a do tej po­ry więk­szość z nich nie zo­sta­ła ukarana. Licz­ba wa­ka­tów w ostat­nich czte­rech la­tach utrzy­my­wa­ła się na nie­zmie­nio­nym po­zio­mie. Jed­nak naj­więk­szym cie­niem na tej komendantur­ze kła­dzie się spra­wa morderstwa, które po­peł­nił podwładny Mularza – ko­men­dan­t z Bia­ło­łę­ki Ma­riu­sz W.

Nowy szef sto­łecz­nej po­li­cji gen. Mi­ro­sław Schos­sler ofi­cjal­nie za­cznie kie­ro­wa­ć war­szaw­ską po­li­cją w śro­dę. Ma 45 lat, a za so­bą pra­wie 21 lat służ­by.

W Kiel­cach pra­co­wał od czte­rech lat, a wcze­śniej m.in. w Rze­szo­wie, CBŚ i w Ra­do­miu.

ZMIANY SZEFÓW POLICJI

Komendant stołecznej policji nadinsp. Adam Mularz i komendant mazowieckiej policji nadinsp. Ryszard Szkotnicki złożyli rezygnacje ze służby – poinformował rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Sokołowski

‘Komendant stołeczny złożył raport o odejściu ze względów osobistych. Jego stanowisko obejmie w środę świętokrzyski komendant wojewódzki, nadinsp. Mirosław Schossler’ – powiedział rzecznik KGP.

Stanowisko komendanta mazowieckiej policji, który złożył rezygnację w związku z odejściem na emeryturę, zajmie jego I zastępca mł. insp. Rafał Batkowski’ – dodał Sokołowski.

Rzecznik potwierdził także informacje że komendant główny policji nadinsp. Marek Działoszyński odwołał dyrektora Biura Łączności i Informatyki KGP insp. Radosława Chinalskiego.

To stanowisko obejmie naczelnik wydziału inwestycji i remontów Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi mł. insp. Jerzy Sipa. Odpowiadał on m.in. za budowę współfinansowanego z funduszy unijnych systemu zintegrowanych stanowisk kierowania policji na terenie województwa łódzkiego.

Nadinsp. Mirosław Schossler ma 44 lata, do policji wstąpił w 1991 r. Pracował w wydziale do walki z przestępczością gospodarczą w Rzeszowie. W 1993 r. ukończył Wyższą Szkołę Policji w Szczytnie. W 2004 r. został naczelnikiem wydziału dw. z korupcją KWP w Rzeszowie. Od 15 lutego 2005 r. pracował w CBŚ w Warszawie, gdzie został naczelnikiem wydziału do zwalczania zorganizowanej przestępczości ekonomicznej.
Obowiązki zastępcy dyrektora CBŚ KGP pełnił od grudnia 2005 r. do stycznia 2006 r., a w listopadzie 2006 r. został naczelnikiem wydziału nadzoru i spraw ogólnych CBŚ. Od lutego 2007 r. był I zastępcą komendanta wojewódzkiego policji w Radomiu.

Mł. insp. Rafał Batkowski był zastępcą mazowieckiego komendanta policji od 2007 r. W policji służy od 1993 r. W latach 1993-2001 pełnił służbę w oddziale prewencji w komisariacie Warszawa-Okęcie i pododdziale antyterrorystycznym. Od 2001 r. pracował w pionie prewencji KGP m.in. na stanowisku naczelnika wydziału ds. prewencyjnych oraz naczelnika Zarządu Operacji Antyterrorystycznych w Głównym Sztabie Policji KGP. Od lutego 2006 r. przez rok pełnił obowiązki zastępcy dyrektora Biura Prewencji i Ruchu Drogowego KGP.

To kolejne zmiany kadrowe w policji. Na początku stycznia nowy komendant główny powołał swoich zastępców. Zostali nimi dotychczasowy komendant wojewódzki policji z Gdańska Krzysztof Gajewski, komendant-rektor policyjnej uczelni w Szczytnie Arkadiusz Letkiewicz i małopolski komendant wojewódzki Andrzej Rokita.

jb/żw/pap /20-1-2012/

***

Powiesili się razem

Ona – gimnazjalistka. On – 36-latek. Poznali się na portalu dla samobójców. Razem odebrali sobie życie

– Ta historia powinna być ostrzeżeniem dla rodziców, by obserwowali własne dzieci i reagowali gdy dzieje się coś złego – ostrzegali stołeczni policjanci, którzy zajmują się sprawą podwójnego samobójstwa

Kilka dni temu w lesie na warszawskich Bielanach przechodzień znalazł ciała dwóch osób: młodej dziewczyny oraz starszego od niej mężczyzny. Wisiały obok siebie metr nad ziemią przy słupie energetycznym.

Szybko ustalono kim są ofiary. To 15-letnia Ewa, uczennica ostatniej klasy miejscowego gimnazjum, i 36-letni Marek, mieszkaniec warszawskiego Ursynowa. – W pierwszej chwili myśleliśmy że mężczyzna zabił dziewczynę a potem się powiesił, ale szybko się okazało że tak nie mogło być – opowiadał jeden z policjantów.

Dodał że przy zwłokach dziewczyny znaleziono jej wyliczenia wysokości z jakiej oboje musieli skoczyć z linami na szyi by doszło do złamania kręgosłupa. W okolicy nie było śladów walki. Policjant skwitował: – Ewidentnie chcieli się pozbawić życia, i to wspólnie.

Nastolatka mieszkała tylko z ojcem. Jeszcze w pierwszej klasie gimnazjum była wzorową uczennicą. Potem zaczęła się opuszczać w nauce. Nie chodziła do szkoły. Dziwnie się ubierała i samookaleczała, robiąc nacięcia na skórze czy przypalając ciało.

Wiele godzin spędzała w sieci. Kiedy ojciec kilka miesięcy temu zrezygnował z abonamentu na internet, chodziła do pobliskiej Mediateki gdzie mogła za darmo surfować do woli. Bywał tam też jej ojciec, ale zabroniła mu zaglądać na strony na których się logowała.

jb/rp /13.1.2012/

***

Fikcyjne śluby Nigeryjczyków

5 tys. euro płacili Nigeryjczycy by ożenić się z Polkami i dzięki temu zostać na stałe w Polsce. Kobiety chętnie się na to godziły bo dostawały większość z tej kwoty. Śluby zawierano w Pruszkowie, Chorzowie i Warszawie. Katowicka prokuratura zakończyła śledztwo w tej sprawie. Akt oskarżenia obejmuje 31 osób

Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek, 2.5-roczne śledztwo dotyczyło niezgodnego z prawem ułatwiania cudzoziemcom nielegalnego pobytu na terytorium Polski

Przesłany do katowickiego sądu akt oskarżenia obejmuje 31 osób – wśród nich siedmiu obywateli Nigerii i Kongijczyka – oraz opisuje 20 fikcyjnych małżeństw zawartych w latach 2005-07 m.in. w Pruszkowie, Chorzowie i Warszawie. Jedna z oskarżonych kobiet zdążyła dwukrotnie ‘poślubić’ obcokrajowca – ustalili śledczy.

Głównymi organizatorami procederu byli czterej Nigeryjczycy i czworo obywateli polskich, w tym trzy kobiety. Te osoby usłyszały zarzuty udziału w grupie przestępczej umożliwiającej bezprawny pobyt na terytorium Polski – powiedziała rzeczniczka prokuratury.

Według ustaleń śledztwa grupa Nigeryjczyków rozpowszechniała wśród swoich rodaków informacje że mogą zorganizować dla nich fikcyjne małżeństwa z Polkami. Miała to być najlepsza droga do uzyskania prawa stałego pobytu. Sami wcześniej zdążyli zawrzeć takie małżeństwa.

Chętni na zawarcie małżeństwa przekazywali około 5 tys. euro. Pieniądze były później dzielone między organizatorów i kobiety chętne do zawarcia małżeństwa. W jednym przypadku na zawarcie fikcyjnego małżeństwa zgodził się Polak który ożenił się z cudzoziemką – powiedziała Zawada-Dybek.

Za poślubienie cudzoziemca obywatele polscy dostawali 3 tys. euro. Ta kwota była podzielona na raty – jedną część otrzymywali przed zawarciem małżeństwa, drugą po ślubie, kolejną – po załatwieniu w urzędzie wojewódzkim pozwolenia na pobyt w Polsce.

Wszelkie formalności związane z fikcyjnym ślubem załatwiali Nigeryjczycy – także w ambasadzie Nigerii, gdzie przyszli małżonkowie musieli zgłosić chęć zawarcia małżeństwa. Polscy organizatorzy odpowiadali za wyszukiwanie Polek chętnych do ślubu za pieniądze.

Kobiety godziły się z reguły ze względu na trudną sytuację finansową. Kwota którą dostawały była dla nich znaczna – wyjaśniła rzeczniczka prokuratury.

Poza ułatwianiem nielegalnego pobytu w Polsce i udziałem w grupie przestępczej oskarżeni odpowiedzą także m.in. za wyłudzenie aktów małżeństwa. Jeden z Nigeryjczyków odpowie też za posiadanie kilkunastu sfałszowanych pieczątek – m.in. ambasady Nigerii – używanych do podrabiania różnych dokumentów.

Aż 22 z oskarżonych chce się dobrowolnie poddać karze bez procesu. Jest wśród nich jeden z Nigeryjczyków organizujących fikcyjne małżeństwa.

Prok. Zawada-Dybek zaznaczyła że to nie koniec postępowania w sprawie aranżowania małżeństw z cudzoziemcami. Część materiałów sprawy została wyłączona do odrębnego postępowania ponieważ poszukiwane są jeszcze niektóre osoby zamieszane w ten proceder.

Siatkę czerpiącą zysk z aranżowania fikcyjnych polsko-nigeryjskich małżeństw rozbiła Straż Graniczna, rutynowo sprawdzając dwa z nich. Okazało się że małżonkowie nie mieszkają ze sobą, a nawet praktycznie się nie znają.

pap /3.1.2012/

***

Ucieczka z policji

W tym roku ze służby w policji może odejść nawet 6 tys. funkcjonariuszy. Do tej pory mundur zdjęło już prawie 5 tys. policjantów. Odchodzą najlepsi

Boją się zmian zapowiadanych przez nową ekipę rządową. Policjantów niepokoi niepewny los ustawy emerytalnej wydłużającej czas nabywania uprawnień emerytalnych, a także brak podwyżek pensji

– Jeżeli choć jeden funkcjonariusz miałby odejść tylko dlatego że sprawa jest niejasna, nieczytelna, a chciałby dłużej pracować, to już jest szkoda dla państwa. Trzeba bowiem zatrudnić kolejnego policjanta, wyposażyć go, a tego który odejdzie na emeryturę, utrzymać. Nie mówiąc już o setkach czy tysiącach – powiedział Józef Partyka, wiceprzewodniczący Zarządu Głównego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów.

Funkcjonariusze czekają na kolejne ruchy rządu, ponieważ to co premier zapowiedział w exposé jest dla nich nieczytelne. Ci którzy jeszcze nie odeszli ze służby mają już przygotowane wypowiedzenia. Złożą je jeżeli rząd nie podejmie dialogu. Nie zamierzają jednak czekać w nieskończoność, czego dowodem jest oficjalne stanowisko Prezydium ZG NSZZ Policjantów z 17 listopada br. skierowane do premiera.

‘Zwracamy się do Pana wstrząśnięci skalą nienawiści z jaką policjanci boleśnie zderzyli się 11 listopada 2011 roku, w dniu naszego narodowego święta w Warszawie. Przeżycia których doświadczyli w czasie wielogodzinnych zamieszek na ulicach Warszawy, na placu Konstytucji, na placu na Rozdrożu, gdzie wielu z nich stanęło w obronie ładu państwowego, obliguje nas do głośnego wołania o zachowanie praw nabytych, lepsze warunki dla policji, o lepsze warunki i wyższy poziom szkolenia, o lepsze wyposażenie techniczne, o pełne zatrudnienie, o ludzkie warunki służby i pracy, o godziwe uposażenie pozwalające na godną egzystencję, na życie bez długów, lęku o zarzuty prokuratorskie’ – napisali policjanci.

‘Nie mamy satysfakcji z faktu że wielokrotnie wzywaliśmy, apelowaliśmy, postulowaliśmy, ostrzegaliśmy przed skutkami wieloletniego, pogłębiającego się z każdym dniem niedoinwestowania policji i okazywania jawnej pogardy naszym koleżankom i kolegom zmagającym się codziennie nie tylko z trudami służby, lecz także w nie mniejszym stopniu z problemami niskich płac niewystarczających na utrzymanie rodziny. Zwracamy się do Pana kolejny raz i mamy nadzieję że tym razem skutecznie’ – napisali w liście.

Zdaniem policjantów kreowany przez polityków obraz tej grupy pracowniczej jako pasożytniczej i korzystającej z niezasłużonych przywilejów jest krzywdzący.

Jeżeli nie będzie czytelnego sygnału od władz że chcą wysłuchać co mamy do powiedzenia, i jeżeli nie pojawi się jakiś konsensus i konkretny zapis w ustawie budżetowej, to do końca lutego 2012 r. kolejne setki czy tysiące funkcjonariuszy złożą raporty o odejście ze służby – tłumaczył Partyka.

Partyka nie ma wątpliwości że jeżeli policjanci złożą raporty do końca lutego, to będą mieć rewaloryzację emerytur. – Liczymy na spisanie konkretnej umowy między środowiskiem służb mundurowych a premierem, bo jedynie to może powstrzymać falę odejść funkcjonariuszy – dodał Partyka.

Dialogu nie będzie?

Małgorzata Woźniak, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, przyznała że do końca października do Zakładu Emerytalno-Rentowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wpłynęło 6918 wniosków o przyznanie emerytur funkcjonariuszom zwolnionym ze służby w Straży Granicznej, Policji Państwowej, Straży Pożarnej, Biurze Ochrony Rządu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu oraz Centralnym Biurze Antykorupcyjnym.

Podkreśliła też że nowy minister wie że odejścia policjantów to sprawa ważna, ale nie chce rozmawiać o tym z przedstawicielami związków na łamach gazet. – Pan minister sprawę zna, uważa że jest bardzo ważna. Była ona omawiana między nim, ministrem Adamem Rapackim i Andrzejem Matejukiem, komendantem głównym policji. Nie będziemy za pośrednictwem dziennikarzy rozmawiać z przedstawicielami związków. Będzie się to odbywać – jeżeli będzie – w inny sposób. Nie chcemy tego robić za pośrednictwem gazet – powiedziała Woźniak.

Resort przywołuje exposé Donalda Tuska które – jak mówił Partyka – jest dla policjantów nieczytelne. – Premier mówił że od lipca 2012 roku będą podwyżki dla żołnierzy i policjantów po 300 zł. Chcę zaznaczyć że również w projekcie ustawy budżetowej zostały zapisane pieniądze dla policjantów, którzy będą pracować przy Euro 2012, czyli na nadgodziny – tłumaczyła rzecznik ministerstwa, nie odpowiadając jednak na pytanie czy resort podejmie rozmowy z Zarządem Głównym NSZZ Policjantów.

Liczymy że nowy minister spraw wewnętrznych spotka się jak najszybciej z naszym środowiskiem byśmy mogli nasze wątpliwości jemu przekazać. Po to byśmy mogli wspólnie – jeżeli się da – przeciwdziałać niepokojącym zjawiskom: masowym odejściom ze służby czy przepisom wewnętrznie nas dotyczącym, które chcielibyśmy zmienić. Czekamy na zaproszenie ze strony ministerstwa, chcielibyśmy bowiem dojść do jakiegoś porozumienia, wypracować jakieś konkretne zasady funkcjonowania – mówił Partyka.

pc-s/nd /2011/

***

25 lat za atak na policjanta

Na 25 lat więzienia za próbę zabójstwa policjanta skazał poznański sąd mężczyznę który strzelił do funkcjonariusza

W październiku 2009 r. niedaleko Duszników k. Szamotuł funkcjonariusze zatrzymali do kontroli drogowej volkswagena. Z samochodu wysiedli uzbrojeni mężczyźni i zaatakowali policjantów. Jeden został uderzony kolbą długiej broni, drugi postrzelony w twarz gumową kulą. Funkcjonariusze również użyli broni, jeden z przestępców zginął

Bandyci uciekli ale wkrótce zostali zatrzymani

W poniedziałek poznański sąd skazał na 25 lat więzienia 44-letniego Zbigniewa K., który strzelił do policjanta. Jak ocenił sąd mężczyzna strzelał by zabić. Zbigniew K. ma też zapłacić funkcjonariuszowi 50 tys. zł nawiązki.

Dwaj pozostali oskarżeni – Tadeusz D. i Tadeusz O. – za napaść na policjantów na służbie dostali kary pięciu lat oraz pięciu lat i 10 miesięcy więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.

Wyrażam opinię chyba całego środowiska policyjnego że taki wyrok powinien być nauczką i przestrogą dla innych. Ten kto podnosi rękę na policjanta będzie surowo ukaranypowiedział Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy wielkopolskiej policji.

Jak dodał funkcjonariusze na służbie niemal codziennie narażeni są na agresję. W miniony weekend we Wrześni zatrzymany został mężczyzna który rzucił się z nożem na interweniującego policjanta.

Mężczyźni należeli do gangu który w 2009 r. na terenie zachodniej Polski napadał na kierowców tirów przewożących papierosy. Gangsterzy przebierali się za policjantów by zmusić kierowców do zatrzymania się.

pap /12.12.2011/

***

Miliony na kontach pedofilów

Policjanci z Polski i Czech rozbili międzynarodowy gang zajmujący się produkcją i sprzedażą dziecięcej pornografii

Groźny gang organizujący pornograficzne sesje nawet sześcioletnich dzieci i handlujący potem ich zdjęciami w internecie został ujęty. Proceder przynosił przestępcom ogromne zyski

Policjanci z Centralnego Biura Śledczego oraz Komendy Głównej Policji Republiki Czeskiej zatrzymali dziesięć osób: trójkę Polaków i siedmiu mieszkańców Czech

Mózgiem grupy mieli być Monika P. i Rafał L. z Krakowa. Według CBŚ to właśnie oni wpadli na pomysł produkowania filmów i zdjęć pornograficznych z udziałem dzieci. W tym celu kilka lat temu zaczęli organizować profesjonalne sesje zdjęciowe pod pozorem promowania naturyzmu.

Pomagali im mieszkańcy Czech którzy mieli pozyskiwać modeli. Najczęściej odbywało się to przez umieszczanie ogłoszeń w czeskiej prasie lub na czeskich forach internetowych. Do udziału w zdjęciach zachęcano całe rodziny. Śledczy podejrzewają że takich sesji było kilkadziesiąt. Wyprodukowane w ten sposób filmy i fotografie przestępcy sprzedawali w internecie. Według policji były na nich nawet sześcioletnie dzieci.

Monika P. i Rafał L. usłyszeli zarzuty m.in. utrwalania treści pedofilskich i handlu ludźmi. – Po podstępnym zwerbowaniu i dostarczeniu osób małoletnich poniżej 15 roku życia wykorzystywali je w pornografiitłumaczyła Bogusława Marcinkowska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie, która razem z CBŚ prowadzi śledztwo w tej sprawie.

Trzeci zatrzymany Polak to Andrzej L., ojciec Rafała L. Prokuratura postawiła mu zarzut prania brudnych pieniędzy. To właśnie on miał zarządzać trzema firmami na konta których wpływały pieniądze ze sprzedaży materiałów pedofilskich.

Łącznie prawie 89 tys. dolarów oraz blisko 3.5 mln złotych – wyliczała Marcinkowska. Znajdujące się na kontach pieniądze oraz kilka luksusowych aut sąd zabezpieczył na poczet przyszłych kar.

Cała trójka trafiła do aresztu. Nie przyznają się do winy.

Akcja polskiej i czeskiej policji to jedna z nielicznych udanych operacji wymierzonych przeciw osobom produkującym dziecięcą pornografię. Po głośnej akcji sprzed roku, gdy policja zatrzymała 102 pedofilów ściągających z internetu zdjęcia i filmy, Jakub Śpiewak, prezes fundacji Kidprotect mówił: – Policja łapie głównie płotki: osoby które ściągnęły z sieci jakiś pedofilski film czy zdjęcia. Stanowczo za mało tropi tych którzy produkują takie materiały.

pap/pn/rp /6-12-2011/

***

Zarzuty dla Piesiewicza

Prokuratura na warszawskiej Pradze postawiła we wtorek byłemu senatorowi Krzysztofowi Piesiewiczowi zarzuty posiadania narkotyków i nakłaniania innych osób do ich zażycia – poinformowała jedna z gazet

‘Zarzuty są identyczne jak we wniosku o uchylenie immunitetu’ – powiedział gazecie mec. Czesław Jaworski, jeden z obrońców b. senatora, scenarzysty, prawnika. Odmówił podania szczegółów

Piesiewicz dwukrotnie padł ofiarą szantażu. Przestępcy grozili mu upublicznieniem filmu nagranego w jego domu w 2008 r. Nagranie zaplanowali, a senator został czymś odurzony. Piesiewicz zapłacił szantażystom kilkaset tys. zł.

Przestępcy zostali ujęci. W sierpniu br. sąd skazał szantażystów – Joannę D., Halinę S., Zbigniewa S. – na półtora roku więzienia bez zawieszenia. Wyrok nie jest prawomocny.

pap /7.12.2011/

***

Skok na plebanię

Wielkopolscy policjanci zatrzymali na gorącym uczynku sprawcę włamania do pomieszczeń plebanii w miejscowości Panigródz (woj. wielkopolskie). Włamywaczem okazał się… funkcjonariusz policji z Bydgoszczy

Mężczyzna przyznał się do popełnionego przestępstwa. Sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Wągrowcu. Policjantowi grozi nawet do 10 lat więzienia

Mężczyzna wybił szybę w oknie piwnicznym budynku, po czym wszedł do pomieszczenia, wyłamał drzwi prowadzące do wnętrza plebanii, a następnie z jednej z szafek wyrwał zamontowaną tam metalową kasetkępowiedziała rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus.

Całe zdarzenie obserwowali przypadkowi świadkowie, którzy powiadomili policjantów z Wągrowca. Śledczy nie podają motywów którymi kierował się policjant.

Prokuratura zarzuciła mu przestępstwo usiłowania kradzieży z włamaniem.

pap /3.11.2011/

***

Afera w radomskiej policji

12 policjantów z Radomia zatrzymano w związku z podejrzeniem o korupcję. We wtorek od rana byli oni przesłuchiwani w Prokuraturze Rejonowej w Grójcu. Wcześniej zarzuty postawiono 21 osobom, które dały funkcjonariuszom łapówki za odstąpienie od ukarania mandatem

Jak poinformował rzecznik mazowieckiej komendy policji Tadeusz Kaczmarek – zatrzymani policjanci to funkcjonariusze działu patrolowo-interwencyjnego Komendy Miejskiej Policji w Radomiu

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Radomiu Małgorzata Chrabąszcz powiedziała że śledztwo w sprawie korupcji w radomskiej policji jest prowadzone od maja. Po zgromadzeniu niezbędnych materiałów dowodowych policjanci zostali we wtorek zatrzymani; trwały przesłuchania.

Według rzecznik przedstawiono im zarzuty ‘przyjmowania korzyści majątkowych w trakcie wykonywania przez nich czynności służbowych, w tym za zachowania stanowiące naruszenie przepisów prawa’.

Rzecznik mazowieckiej policji poinformował że w ubiegłym tygodniu zatrzymano 21 osób, które przyznały się do wręczania łapówek policjantom. Prokurator przedstawił im zarzuty wręczania korzyści majątkowych. Zatrzymani to w większości mieszkańcy Radomia.

Według Kaczmarka łapówki – w wysokości do kilkuset zł – wręczane były za odstąpienie od karania mandatem za drobne wykroczenia drogowe, np. niezapięcie pasów, skręt w lewo na zakazie, nieaktualne tablice rejestracyjne, przejazd na czerwonym świetle przez skrzyżowanie.

Zarówno policjantom, jak i osobom dającym łapówki grozi do 10 lat pozbawienia wolności. – Ponieważ jest to przestępstwo umyślne funkcjonariusze poniosą dodatkową odpowiedzialność służbową która przewiduje nawet wydalenie ze służby – powiedział Kaczmarek.

Zatrzymań dokonali policjanci z biura spraw wewnętrznych Komendy Głównej Policji.

Biuro powstało pod to by z jednej strony oczyszczać policjantów z nieprawdziwych zarzutów, z drugiej by eliminować ze służby tych którzy naruszają przepisy prawa.

pap /22.11.2011/

***

W stolicy brakuje policjantów

W stołecznej policji jest ponad 800 wakatów, ponad stu funkcjonariuszy brakuje w straży miejskiej. Aby zabezpieczyć duże imprezy, mundurowi muszą ściągać posiłki nawet z innych województw

Demonstracje organizowane 11 listopada, które zakończyły się zamieszkami, zabezpieczało około trzech tysięcy policjantów. Ponad połowa z nich została sprowadzona do Warszawy aż z ośmiu województw

Podobny zaciąg jest planowany na czas piłkarskich mistrzostw Euro 2012. ‘Chcielibyśmy by wcześniej przyjechali do stolicy na inną dużą imprezę masową i by mogli poznać miasto i stadion’ – poinformował oficer Komendy Głównej Policji.

Stołeczna policja ratuje się posiłkami ponieważ obecnie ma 804 wakaty. Liczba ta może się zwiększyć w związku z masowym odchodzeniem policjantów na emerytury. W tym roku odeszło już 333 funkcjonariuszy, a kolejnych 98 złożyło deklaracje zakończenia służby. Wakatów nie udaje się na razie zmniejszyć poprzez dodatkowe nabory.

‘W tym roku przyjęto do stołecznej policji 187 osób, a 30 grudnia planujemy zatrudnić jeszcze 150 osób’ – poinformował Mariusz Mrozek z zespołu prasowego KSP.

Wakaty ma też stołeczna straż miejska. ‘Teraz brakuje mi około 100 osób’ – przyznał Zbigniew Leszczyński, komendant straży miejskiej. W tym roku nie będzie już rekrutacji do tej formacji.

‘Być może nabór będzie w przyszłym roku ale wszystko będzie zależeć od tego jaki zostanie przyjęty budżet miasta’ – dodał komendant.

Problem niedoborów kadrowych dostrzega MSWiA. ‘Szukamy rozwiązań by zapełniać wakaty’ – przyznała Małgorzata Woźniak, rzecznik resortu.

Zachętą dla policjantów by nie odchodzili przed Euro 2012 mają być przewidziane na lipiec podwyżki oraz obietnica otrzymania dodatkowych pieniędzy za nadgodziny.

pap /19.11.2011/

***

Złapali groźnego gangstera

Po jedenastu latach poszukiwań w ręce policji wpadł wyjątkowo groźny gangster. Wojciech B. był na policyjnej TOP-liście poszukiwanych w związku z licznymi przestępstwami które miał popełnić. Jednym z zarzucanych mu czynów jest zabójstwo. Mężczyzna wpadł w ręce funkcjonariuszy w Wielkiej Brytanii

– Był totalnie zaskoczony. Poszukiwaliśmy go za zabójstwo, udział w zorganizowanej grupie przestępczej, oszustwo i wymuszenia rozbójnicze – powiedział Zbigniew Maj, wiceszef Centralnego Biura Śledczego

Zatrzymania dokonali policjanci z wydziału operacji pościgowych Komendy Głównej Policji, przy współpracy z brytyjskimi funkcjonariuszami. Choć wydział działa dopiero od pół roku to ma na swoim koncie już kilka spektakularnych zatrzymań. Policjanci złapali m.in. Rafała S., ps. Szkatuła.

To są bardzo doświadczeni w poszukiwaniach policjanci. Powołując ten wydział chcieliśmy stworzyć komórkę która będzie się mogła skoncentrować na konkretnych sprawach – mówił Maj.

Szkatuła złapany po 10 latach

Szkatuła był numerem 1 na policyjnej liście najbardziej poszukiwanych przestępców. Szukano go 10 lat; wystawiono za nim osiem listów gończych oraz dwa europejskie nakazy aresztowania. Policja zatrzymała go w połowie maja w Lesznowoli pod Warszawą.

W październiku warszawski sąd skazał go na karę 5.5 roku więzienia i 10 tys. zł grzywny m.in. za kierowanie gangiem. Szkatuła dobrowolnie poddał się karze ale nie przyznał do winy. Akt oskarżenia obejmował 12 zarzutów, odnoszących się do lat 1997-2006.

Najpoważniejszy dotyczył kierowania zorganizowaną grupą przestępczą ‘śródmiejsko-wolską’ która specjalizowała się m.in. w wymuszeniach. Pozostałe były związane m.in. z kradzieżami luksusowych samochodów, handlem heroiną oraz podrobieniem dokumentu i wyłudzeniem od pracownika Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego poświadczenia nieprawdy przez wystawienie paszportu na nieprawdziwe dane.

rc/tvpinfo/pap /30.10.2011/

***

Dlaczego zginął Krzysztof Olewnik?

Dziesięć lat po porwaniu Krzysztofa Olewnika nadal nie wiemy co się wydarzyło tamtej nocy w Drobinie

Sprawa Olewnika wybuchła w mediach na wiosnę 2008 r., po samobójstwie jednego z porywaczy. Wkrótce powstała sejmowa komisja śledcza która kilka miesięcy temu zakończyła pracę. Co dziś wiemy o jednej z najgłośniejszych zagadek kryminalnych, przez którą ministrowie tracili stanowiska, a gangsterzy jeden po drugim umierali w więzieniach?

Noc

Prokuratorzy którzy prowadzą śledztwo w tej sprawie wciąż wracają do nocy z 26 na 27 października 2001 r., gdy syn płockiego przedsiębiorcy nagle zniknął ze swojego domu. Przesłuchują świadków i szukają nowych śladów. Walczą z czasem, bo – jak głosi jedna z kluczowych zasad kryminalistyki – czas, który ucieka, to prawda, która znika.

W podobnych sprawach ogromne znaczenie mają pierwsze godziny, a przede wszystkim staranne zabezpieczenie śladów. Tu staranności zabrakło już na początku. Kilka godzin przed porwaniem w domu Krzysztofa Olewnika bawili się lokalni policjanci, w tym naczelnik wydziału kryminalnego z Płocka. Potem niektórzy z uczestników imprezy ochoczo pomagali w zbieraniu śladów, ale kiepsko im to szło.

KALENDARIUM:

26/27 października 2001: porwanie Krzysztofa Olewnika
24 lipca 2003: rodzina przekazuje porywaczom okup
5 września 2003: Krzysztof Olewnik zostaje zamordowany
28 października 2006: znalezienie zwłok porwanego
18/19 czerwca 2007: przywódca porywaczy, Wojciech Franiewski, znaleziony martwy w celi aresztu
31 marca 2008: Robert Pazik i Sławomir Kościuk uznani za winnych zabójstwa i skazani na dożywocie
4 kwietnia 2008: Sławomir Kościuk znaleziony martwy w celi aresztu śledczego
19 stycznia 2009: Robert Pazik znaleziony martwy w celi więzienia
13 lutego 2009: Sejm powołuje komisję śledczą do zbadania okoliczności porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika (17 maja 2011 komisja przyjmuje raport końcowy)
Śledztwo, w sprawie okoliczności porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika oraz nieprawidłowości przy dotychczasowych postępowaniach w tej sprawie, trwa.

Zadziwiające że obecna ekipa prokuratorów potrafiła po ośmiu latach trafić na nowe tropy. Pod koniec 2009 r. za jedną z listew podłogowych w domu 25-letniego bon vivanta odnaleziono ślady krwi, które nie należały ani do chłopaka, ani do żadnego z porywaczy. Nie było wątpliwości że powstały w czasie porwania, bo plamę w tym miejscu zarejestrował film z policyjnych oględzin przeprowadzonych zaraz po porwaniu. To pozwoliło postawić tezę że tamtej nocy ktoś w domu Olewnika został ranny lub zabity.

Porywacze

W 2008 r. zapadły wyroki skazujące grupę porywaczy. Ich domniemanego szefa jeszcze przed rozpoczęciem procesu znaleziono powieszonego w jednoosobowej celi. Wkrótce po wyroku w podobny sposób ze światem pożegnali się kolejni dwaj przestępcy, którzy – według sądu – zabili Krzysztofa.

Skazani to jednak dziwna grupa przestępcza. Niepozorne, lokalne rzezimieszki – trudno uwierzyć że to oni przez kilka lat sprytnie zwodzili policję. Jeszcze trudniej uwierzyć w opis porwania który przedstawił Artur R., jeden z gangsterów.

W 2007 r. R., przez nikogo nie poszukiwany, sam zgłosił się do prokuratora i zaczął zeznawać. Prokurator mu uwierzył, a opowieść Artura R. była istotną częścią aktu oskarżenia który doprowadził do wyroku. Sam R. został skazany na kilkunaście lat więzienia.

Jednak jego przesłuchanie w domu Krzysztofa Olewnika budzi spore wątpliwości, a dziś prokuratorzy kwestionują wiarygodność R. Nie pamięta on m.in. że w pomieszczeniu było dużo krwi, którą przecież widać na filmie z oględzin. Skoro szczerze współpracuje z wymiarem sprawiedliwości, dlaczego nie potrafi powiedzieć skąd w domu wzięła się krew innej osoby, znaleziona przez prokuratorów w 2009 r.?

Komisja

Kiedy w jednoosobowej celi znaleziono powieszonego trzeciego porywacza, Roberta Pazika, rozpoczęła się zawierucha medialna, a głos zabrał premier. ‘Opinia publiczna ma prawo pełnego dostępu do wiedzy, tak by żadna ponura tajemnica nie wisiała nad tą sprawą’ – mówił wówczas Donald Tusk, przyjmując dymisję ministra sprawiedliwości i jego zastępcy, prokuratora krajowego, szefa służby więziennej i dyrektora płockiego więzienia.

Miesiąc po śmierci Pazika, 20 lutego 2009 r., sejm jednogłośnie powołał komisję śledczą do zbadania sprawy. Była to pierwsza komisja której nie rozdzierały polityczne swary, i która rzeczywiście skupiła się na tym do czego została powołana. Prace śledczych skończyły się wiosną tego roku. Posłowie właściwie niczego nowego nie odkryli, bo trudno prowadzić dochodzenie w świetle jupiterów. Zresztą głównym zadaniem komisji było przeanalizowanie zaniedbań funkcjonariuszy państwa, w tym przede wszystkim policjantów i prokuratorów którzy pracowali nad sprawą.

W swoim raporcie komisja wytknęła wszystkie niedociągnięcia policjantów i prokuratorów. Podstawowy wniosek był taki, że gdyby funkcjonariusze od początku rzetelnie robili to co do nich należało, Krzysztof Olewnik by żył.

Do dziś żaden z prokuratorów nie odpowiedział za skandaliczny sposób prowadzenia sprawy. Kilku policjantów ma prokuratorskie zarzuty, ale raczej błahe, bo dotyczące tylko niedopełnienia obowiązków.

Komendant

Raport komisji w bardzo złym świetle stawia Macieja Książkiewicza, nieżyjącego już byłego wojewódzkiego komendanta policji w Płocku.

Powołując się na ustalenia prokuratury posłowie napisali m.in. że ‘Maciej Książkiewicz stworzył sieć nieformalnych związków biznesowych, z których czerpał korzyści’. Maciej Książkiewicz i ojciec Krzysztofa, Włodzimierz Olewnik byli na ‘ty’, odwiedzali się i wspólnie polowali. W dniu porwania Książkiewicz nadzorował pracę pionu kryminalnego: był przełożonym policjantów którzy rozpoczęli poszukiwania Krzysztofa Olewnika. Gdyby chciał mógłby bardzo pomóc dobremu znajomemu.

Jednak następnego dnia po porwaniu nagle przestał odbierać telefony od Włodzimierza Olewnika, jak twierdzi ten ostatni.

Raport komisji: ‘W tym miejscu należy zwrócić uwagę że [Książkiewicz] w działaniach biznesowych podpierał się rozległymi znajomościami w świecie polityki, a na szczególną uwagę zasługują relacje Macieja Książkiewicza z bardzo blisko z nim związanym Romanem Kurnikiem – doradcą Zbigniewa Sobotki, sekretarza stanu w MSWiA odpowiedzialnego za policję’.

Przyjaciel

Jacek Krupiński, dziś 35-letni mężczyzna ze – jak sam mówi – zniszczonym życiem, przyjaciel, wspólnik i powiernik Krzysztofa Olewnika, w lutym 2009 r. został zatrzymany na polecenie gdańskich prokuratorów i na pół roku trafił do aresztu. Zarzut: współudział w porwaniu. Obecnie na wolności, grozi mu 15 lat więzienia.

Na udział Krupińskiego w porwaniu brak przekonujących dowodów. Od blisko trzech lat czeka na zakończenie śledztwa, przedłużonego do końca tego roku. Zarzuty pod jego adresem to najpoważniejsze z tych, które postawili gdańscy prokuratorzy, prowadzący śledztwo od czerwca 2008 r.

Samouprowadzenie

To wersja która w pierwszej fazie dochodzenia spowodowała wiele szkód i była zasłoną dymną za którą kryła się nieudolność policji i prokuratury. Dziś wraca a prokuratorzy nie wykluczają że – przynajmniej na początku – mogło dojść do mistyfikacji porwania.

Na taką możliwość już w 2004 r. wskazywali biegli psycholodzy z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych po analizie zebranego wówczas materiału dowodowego. Trzy dni po porwaniu porywacze zadzwonili i wyemitowali nagrany głos Krzysztofa: ‘Jest mi na razie dobrze, mam ciepło, leżę i popijam coca-colę (…) dostałem ciasto’. W jednym z listów Krzysztof przeprasza ‘Tatusia (…) za Krupstal [firma Krzysztofa handlująca stalą] i za przykrości jakie sprawił’. Ponadto zdaniem psychologów o samouprowadzeniu mogły świadczyć zainscenizowane okoliczności porwania. Z akt które przekazano biegłym wynikało że ślady ujawnione na miejscu zostały utworzone celowo, by podkreślić dramatyzm sytuacji. W nagraniach głosu Krzysztofa, emitowanych telefonicznie przez porywaczy do rodziny, brakowało śladów przeżywanych przez niego emocji – wyglądało to na spokojne powiadamianie bliskich że został porwany dla okupu. W początkowym okresie po porwaniu Krzysztof prezentował silne przekonanie że nie zostanie zabity. Według psychologów prawdopodobnie sztucznie manifestował fakt że był bity przez porywaczy (teatralizacja). Obraz komplikowały trudności finansowe Krupstalu oraz konflikt z ojcem na tym tle.

Wystarczy uważnie śledzić wypowiedzi gdańskich prokuratorów by zauważyć że wersja o samouprowadzeniu nie tylko nie została wykluczona, ale – w odróżnieniu od pierwszych lat śledztwa – jest poważnie weryfikowana. Między innymi temu służyła wielomiesięczna obecność śledczych w domu Krzysztofa Olewnika, ponowne przesłuchiwanie tam świadków, w tym policjantów, którzy brali udział w imprezie poprzedzającej porwanie.

Motyw

Wciąż nie znamy odpowiedzi na podstawowe pytanie: co było motywem porwania – o ile było to porwanie. Włodzimierz Olewnik uważa że chodziło o przejęcie jego majątku. Twierdzi również że porwanie było zemstą polityczno-policyjno-biznesowej grupy której propozycje odrzucił. Pada tu nazwisko komendanta Książkiewicza oraz polityków lewicy którzy mieli Olewnikowi składać propozycje lukratywnych biznesów, polegających na przejmowaniu za bezcen kolejnych upadających państwowych zakładów mięsnych.

Raport komisji śledczej: ‘Z akt sprawy wynika że M. Książkiewicz był bardzo zainteresowany przejęciem zakładów mięsnych na warszawskim Służewcu i chciał je przejąć przez kogoś wiarygodnego. Uważał że najlepszą osobą byłby Włodzimierz Olewnik. Ponadto M. Książkiewicz odgrażał się Włodzimierzowi Olewnikowi za to że odrzucił on propozycję uczestniczenia w przejęciu zakładu mięsnego na Służewcu. MIAŁ ON WTEDY POWIEDZIEĆ – ‘TEN CH… ZNÓW SIĘ NIE ZGODZIŁ I TO BYŁA JEGO OSTATNIA SZANSA. I MU TEGO NIE DARUJĘ’.

Nie jest również wykluczone że motywem porwania były interesy Krzysztofa Olewnika, a w szczególności hurtowy handel stalą, który w tamtym czasie był zdominowany przez grupy przestępcze.

Pozostaje jeszcze kwestia samouprowadzenia które – jeżeli zostanie dowiedzione – może postawić tę sprawę na głowie. Badanie tej wersji przez gdańskich prokuratorów stało się już przyczyną wyjątkowo oziębłych relacji między śledczymi a rodziną Olewników.

Nie wierzę że kiedykolwiek poznamy prawdę. Wierzę za to że w tej sprawie – mimo obecnej ciszy – jeszcze wiele nas zaskoczy.

Robert Socha /25.10.2011/

***

Wpadł po siedmiu latach

39-letniego przestępcę który ukrywał się od 7 lat zatrzymali w Bielsku-Białej policjanci z referatu antynarkotykowego – poinformowała rzeczniczka bielskiej policji Elwira Jurasz. W mieszkaniu w którym przebywał znaleziono hurtowe ilości narkotyków

– Podczas przeszukania śledczy znaleźli ponad 4 tysiące porcji amfetaminy oraz 200 porcji marihuany. Za handel narkotykami grozi mu do 10 lat więzienia – powiedziała Jurasz

Mężczyzna poszukiwany był od siedmiu lat między innymi za liczne kradzieże i oszustwa, których dokonywał w różnych rejonach Polski, ostatnio głównie na Śląsku. Wydano za nim pięć listów gończych.

Ostatnio policjanci otrzymali informację że mężczyzna może przebywać w jednym z mieszkań w centrum Bielska-Białej.

Zatrzymany usłyszał już zarzuty posiadania znacznych ilości środków odurzających oraz usiłowania wprowadzenia ich do obrotu. Został aresztowany.

pap /28.10.2011/

***

Policjanci wylecieli za Hilton

Surowe konsekwencje dyscyplinarne grożą trzem śląskim antyterrorystom którzy bez zgody przełożonych ochraniali Paris Hilton podczas jej wizyty w Katowicach. W tej sprawie toczy się postępowanie wyjaśniające – podał rzecznik śląskiej policji Andrzej Gąska

O tym że trzej podoficerowie Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego w Katowicach bez zgody przełożonych ochraniali celebrytkę, która kilkanaście dni temu przyjechała na otwarcie nowej części centrum handlowego, napisała gazeta lokalna.

Gazeta zwróciła uwagę że zdjęcia policjantów towarzyszących Hilton – na co dzień zakrywających twarze – obiegły cały świat. Ujawniła też że podczas ochraniania Hilton funkcjonariusze, którzy byli w cywilnych ubraniach, mieli przy sobie broń służbową.

Komendant Wojewódzki Policji w Katowicach polecił by oficerowie z wydziału kontroli wyjaśnili tę sprawę. Postępowanie wyjaśniające jest już prowadzone – poinformował podinspektor Gąska.

Już z pierwszych ustaleń wiadomo że funkcjonariusze nie wykonywali podczas wizyty Hilton zadań służbowych, nie mieli też zgody przełożonych by poza służbą ochraniać imprezę.

To oznacza że w przypadku potwierdzenia w prowadzonym postępowaniu udziału funkcjonariuszy AT w ochronie tej imprezy poniosą oni surowe konsekwencje dyscyplinarne – dodał podinsp. Gąska.

Szef śląskiej policji Dariusz Biel powiedział kategorycznie że jeżeli policjanci którzy ochraniali Hilton, do końca tygodnia sami nie odejdą ze służby, zostaną zwolnieni dyscyplinarnie.

mbł/pap /26.10.2011/

***

Mocne uderzenie w mafię

Włoska policja zajęła majątek sycylijskiej mafii o wartości 450 milionów euro – podały media. Dobra te należały do członków dwóch rodzin cosa nostry

Majątek był własnością rodzin przedsiębiorców Bonaffini i Chiofalo, które dorobiły się inwestując pieniądze pochodzące z przestępstw w różne sektory aktywności gospodarczej w Mesynie na Sycylii

Grupa Bonaffini-Chiofalo, jak wynika z dochodzenia zakończonego konfiskatą majątku, powiązana była ściśle z mafijnymi gangami, kontrolującymi znaczne obszary działalności biznesowej w tym mieście.

Policja zajęła między innymi 430 nieruchomości, dziewięć spółek, flotę złożoną z pięciu kutrów rybackich i trzech luksusowych jachtów, 13 samochodów i setki kont bankowych.

kt/pap /13.10.2011/

***

Policja deprawuje

– Gliniarze chyba nie idą do nieba bo to brudna robota i brudzi się zarówno ciało jak i dusza – powiedział Dariusz Loranty, nadkomisarz w stanie spoczynku

Rozmowa z Dariuszem Lorantym, pierwszym w historii stołecznej policji koordynatorem negocjacji i dowódcą zespołu negocjatorów

Walka policji z przestępczością jest przedstawiana jako starcie Dobra i Zła… Można też usłyszeć że ‘granica jest rozmyta’. Jak jest naprawdę?

Truizmem jest twierdzenie że prawda leży po środku, ale chyba tak jest. Z jednej strony policja zapewnia przestrzeganie porządku społecznego, norm pozwalających współistnieć, a z drugiej jest aparatem przymusu władzy – by nie rzec – zbrojnym ramieniem realizującym zalecenia grupy sprawującej władzę, rządu. Natomiast policja kryminalna jest utożsamiana z dobrem walczącym ze złem. Jednak stosuje tzw. regulaminowe metody, czyli dopuszczone prawem i osiąga sukcesy raczej skromne. Czasami trzeba zrobić coś brzydkiego, czego nigdy nie zrobiłoby się w normalnych okolicznościach, co tłumaczy się ‘walką ze złem’. Trochę jak w Harym Potterze – ze złem walczy się złem. A to już nie bajka, gdzie dobro jest dobrem, a granice wyraźne. Gliniarz to taki czyściciel szamba. Każde społeczeństwo robi brudy, praca potrzebna – ba – nieodzowna, ale to nie kwiaciarnia i nie pachnie się fiołkami. Słabszym od zapachów może się czasami pomieszać w głowie. Prawo karne ustala granice – zazwyczaj się ich nie przekracza, ale by COŚ osiągnąć trzeba o nią się otrzeć, a jak się uda to przekroczyć i wrócić z sukcesem. Posłużę się niemieckim przykładem: porwano dziecko, gliniarze przycisnęli gnidę skutecznie, trochę za bardzo, ale wskazał miejsce przetrzymywania porwanego. Jednak sprawa wyszła na jaw, więc ktoś musiał ponieść konsekwencje. W tym przypadku szef wziął winę na siebie. U nas nie brakuje sytuacji, gdy szefowie oczekują wyników, gdy ciężko je osiągnąć, a gdy zdarzy się coś niedobrego, to niestety wkopują tych którzy na nich pracują. Charakterni nie robią karier. Jak się chce być dobrym gliniarzem, nie można być dobrym chłopcem. Bycie gliną deprawuje, a maniery – jeżeli się je miało – są na pokaz.

Bycie stróżem prawa deprawuje? W jaki sposób?

Tak, bycie stróżem deprawuje, a zaczyna się od naturalnego wyzbywania ludzkiej wrażliwości. Wstępując do policji w 1992 r. miałem awersję do zwłok. W trakcie służby wielokrotnie wykonywałem czynności wobec trupa i – w sposób naturalny – zmieniłem swoją wrażliwość w tym obszarze. Bezdomny znaleziony martwy przy śmietniku… Trzeba go bardzo dokładnie obejrzeć… A może dostał szprychą w brzuch? Wrażliwość musi odejść w cień, a może nawet zaniknąć. Przed rozpoczęciem służby moje granice były wyraźne i czytelne. Nigdy nie zadawałem się z typami spod ciemnej gwiazdy, zawsze omijałem szerokim łukiem kryminalistów. Kiedyś siedzę w prokuraturze na korytarzu (w czasach gdy prokurator stosował areszt) z zabójcą – wyjątkowo odrażającym indywiduum które zakatowało żonę. Skracając sobie czas gadamy jak znajomi, znajdujemy jakieś tematy. Wcześniej podkręcałem go by się przyznał, a on opowiadał wszystko co pamiętał. Na żadnym z nas ta sytuacja nie robiła większego wrażenia. Na mnie, bo to kolejna taka sprawa – w końcu taka praca, na nim, bo to osobnik bez zasad etycznych. Wracam na komendę, a tam rodzina ofiary. Płaczą, rozpaczają, natrętnie dopytują się, opowiadają o jej losie, mówią jaka to z niego kanalia, skarżą się że nic nie zrobił dla tej niewinnej kobiety, i jak zwykle pretensje do policji. A ja im nie współczuję, przez nich nie mogę wyjść. To oni przeszkadzają mi bardziej niż kanalia w ludzkiej skórze. Woń szamba zmienia myślenie.

To jeszcze nie deprawacja. Czy przekroczył pan granicę?

Zgodziłem się na rozmowę, ale nie na publiczną spowiedź. A granicy nie przekroczyłem, nie miałem żadnych spraw dyscyplinarnych. Może kiedyś mocniej krzyknąłem, ale nie pamiętam tego. Jeżeli kiedyś napuszczałem jednych na drugich, była to praca operacyjna i zawsze wobec kryminalistów. Choć widziałem w sobie zmiany, to miałem silne poczucie że robię coś bardzo ważnego dla społeczeństwa. Poczucie misji nie jest obce w tym środowisku, podobnie jak populizm.

Pytam o to bo spotkałem się z poglądem że w Polsce, kraju o komunistycznej przeszłości, świat walki z przestępczością nabywa specyficznego charakteru…

Polska przeszła ogromną zmianę polityczną, a co za tym idzie społeczną. Oficjalne, dominujące w przekazie medialnym wersje nie pokrywają się z rzeczywistością. Śmierć socjalizmu w gospodarce zaczęła się przed Okrągłym Stołem – tzw. reformami Wilczka, ale tak naprawdę nowy rodzaj przestępczości gospodarczej zaczął pojawiać się wcześniej. Prywatne kantory wymiany walut – historia pierwszych z nich jest tego przykładem. Media i ludzie których nazywają ‘autorytetami moralnymi’ zachwycają się nowym rodzajem przodownika społecznego, nowobogackiego kapitalisty. Opinia społeczna niczym plastelina zmienia swoje standardy moralne. Hulaj dusza, piekła nie ma! Wystarczy podać przykład drobnego rzezimieszka który posiadał zrabowaną niegdyś gotówkę i by wejść w układ (np. prywatyzacyjny) musiał prosić kogoś o pomoc, często byłego milicjanta u którego był ‘ucholem’. Znacznie bardziej popularniejsza jest wersja z esbekiem. Najlepszym przykładem są listy najbogatszych Polaków, a w szczególności te pierwsze. Do lat 90-tych organizacje przestępców gospodarczych to była ‘arystokracja’ nie mająca nic wspólnego z kryminalistami, aż do czasu przemian społecznych. Ktoś musiał ochraniać lewą gorzałę, rozlewnie, przewozy. Później zaczęli nawzajem podbierać sobie towar. To wszystko się wymieszało i rozmyło. Wyrokowiec stawał się biznesmenem, a biznesmen wyrokowcem. Zmiany społeczne niejako wymuszają zmiany w przestępczości  kryminalnej. Dziś dobrem cennym może być np. nieposzlakowana opinia, więc jeżeli jest potrzebna stosują szantaż. Kiedyś uprowadzenia były stosowane tylko między gangami, a dziś dotyczą każdego kto może mieć dostępną gotówkę. Policja – standardowo – krok z tyłu i jest to normalne dla każdej policji. To przestępcy zawsze mają bardziej kreatywne podejście do swojej działalności, a gliniarze uczą się na kolejnych, nie wykrytych przypadkach.

‘Granica jest rozmyta’ – to słowa Sławomira Opali, bohatera filmu dokumentalnego ‘Prawdziwe psy’ i pierwowzoru postaci Despera z filmu ‘Pitbull’. Kilka lat współpracował pan z Opalą w Komendzie Stołecznej…

Film ‘Pitbull’ jakkolwiek jest wzorowany na faktycznych postaciach, czy rzeczywiście mających miejsce wydarzeniach kryminalnych, czy sposobie działania gliniarzy, jest produktem medialnym. Ja rozpoznaję w nim bardzo wiele, może ktoś inny jeszcze więcej, ale to wszystko jest bardzo wymieszane, niczym przepowiednie Nostradamusa. W rzeczywistość był w wydziale Desperak, ale jego ‘przygody’ są przypisane różnym innym osobom. Podobnie Sławek Opala – miał swoje niepowtarzalne życiowe sytuacje, które są przypisane innym postaciom. Ja zawsze byłem Benek, ale czy mam coś wspólnego z filmowym Benkiem? Chyba nie. To scenariuszowe mistrzostwo, bo prawnie nic nie można zarzucić! Aktor odtwarzający postać Despera jest bardzo podobny do Sławka, udało zrobić się klimat i faktyczne zaangażowanie  gliniarzy… No, może pokazano trochę bezinwazyjnych metod wejścia w osobowość przestępczą. Jeżeli chodzi o Sławka Opalę, to poznałem go bliżej w 1996 r., kiedy byliśmy w szkole oficerskiej. Był niezłym modelem, ale chyba mu nie ustępowałem, więc szybko zakumulowaliśmy się ze sobą. Nawet zdawaliśmy za siebie egzaminy [śmiech]. Ja poszedłem za niego na etykę i historię – zdałem na kulawą tróję, tak by nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Kiedy on poszedł za mnie na informatykę, a znał się na komputerach znakomicie, to nie tylko zdał na 5, ale jeszcze wytknął egzaminującemu błędy! Musiało to zrobić wrażenie! Na szczęście aferę udało się uśmierzyć, ale ja musiałem jednak opanować komputer. Sławek nie liznął etyki, nie wyszła nasza podmianka, ale chyba nie miało to wpływu na nieszczęście które go spotkało. Wspólnie zaczęliśmy pracować w stołecznej od 1999 r. Był szalony ale też szaleńczo zaangażowany w to co robił. Komenda była mu więcej niż domem. Domu i rodziny nie potrzebował – miał pracę. Nie on jeden, ale na pewno należał to tych którym nigdzie nie spieszyło się tak jak do roboty. Zawsze było kilku jeleni do których i ja się zaliczałem, którzy chętnie spędzali święta na komendzie. Bo jak przyjmować wigilijne życzenia o szczęściu rodzinnym, kiedy jest nieuregulowane, a dziecko nie widzi ojca miesiącami? Rozbite rodziny to chyba cecha charakterystyczna tej profesji. Kobiety zawsze gdzieś w tle, bo ostry pies zawsze robi wrażenie, a alkohol to najlepszy przyjaciel mężczyzny. W końcu Sławek wykręcił numer życia i musiał odejść z policji, poszli mu na rękę wszyscy, więc wątłej granicy oficjalnie nie przekroczył…

Mówiąc o numerze życia ma pan na myśli postrzelenie ciężarnej kobiety?

Wiem że napisał raport i odszedł. Ponoć jakaś kobieta postrzeliła się z jego służbowej broni, ale nic jej się nie stało. Nic więcej nie wiem.

Dlaczego charyzmatyczny były glina został niedawno zatrzymany, a prokurator przedstawił mu zarzuty współpracy z mafią pruszkowską?

Dla mnie była to wstrząsająca wiadomość, nie wiem nic o meritum sprawy, ale znałem Sławka jako charakternego i uczciwego. Na flaszkę się dorzucał równo, kurtkę miał jedną i spodnie chyba też. Groszem nie śmierdział, po restauracjach nie chodził. W pierwszej chwili pomyślałem że to sprawa zawistnych kolegów, bo to środowisko jest pewnie tak samo zawistne, jak każde inne, ale możliwości zrobienia komuś na złość nieporównywalnie większe! Zawiść o medialną sławę nakręcała wrogów którym nigdy nic nie uczynił. Ba, przypisywano mu słowa których nigdy nie powiedział, czyny których nigdy nie popełnił, czy też sprawy których nie wykrył! Taki koszt dodatkowy, gdy wiodło się atrakcyjne życie. Wiem po sobie że miarą sukcesu jest wściekłość wrogów o istnieniu których nigdy wcześniej się nie wiedziało.

Zatrzymanie Opali wywołało burzę wokół instytucji świadka koronnego. Czy słusznie?

Zatrzymanie byłego policjanta nie spowodowało żadnych zawirowań – to jest wpisane w koszty tego zawodu, bez większego znaczenia. Niejeden policjant był pomówiony i poniósł niesłuszną karę za niepopełnione grzechy. Nikt im nie pomógł ani nie nagłośnił sprawy. W tym przypadku udało się zrobić małą burzę. Napisałem jako pierwszy na portalu społecznościowym notkę, zainteresowali się dziennikarze, bo to był pierwowzór Despera z ‘Pitbulla’ i już osoba znana! Obdzwoniłem kogo mogłem, zepchnąłem kulę śnieżną ze stoku, która nabrała trochę rozpędu i zaczęła się powiększać. Ale to nie ma najmniejszego wpływu na instytucję świadka koronnego. Dla tej instytucji będą miały znaczenie sprawy o wymiarze politycznym. Proszę zwrócić uwagę że sprawą Sławka często się posługują by osłabić całość zeznań tego konkretnego świadka. Bo jego zeznania mogą dotknąć kogoś ważnego. Rządzący przegłosują że nie ma ustawy to i instytucji świadka nie będzie.

A kogo ważnego mogą dotknąć zeznania tego świadka?

Nie wiem… [uśmiech]

Patryk Vega (reżyser filmu ‘Pitbull’) w zatrzymaniu Opali doszukuje się podobieństw ze sprawą  pomówienia funkcjonariusza CBŚ (przez gangstera Masę) który później okazał się niewinny, a sam świadek koronny powiedział że zrobił to ‘ze złości’…

Tak, to bardzo podobny przypadek. Świadczy on o bardzo nonszalanckim podejściu sądu, a wcześniej prokuratury. Podobne sprawy wymagają rzetelnej weryfikacji, a wielokrotnie jej brakło. Świadek mówi czasami co mu ślina na język przyniesie, a niekiedy się go podpuszcza. Proszę mi wierzyć, można weryfikować jego zeznania.

Jak pan wspomniał sprawa nabrała rozgłosu. Za Opalę poręczyło kilku znajomych z policji i ludzi z branży filmowej. W tym gronie znalazł się również pan…

Tak, poręczyłem przed sądem za Sławka, w zakresie jego stawiennictwa przed sądem i niemataczenia w sprawie. Zrobiłem to w doborowym towarzystwie znanych osób: Patryk Vega, Krzysztof Lang, Marcin Dorociński…

Opala to nie jedyny bohater ‘Prawdziwych psów’ któremu nie dopisało szczęście. Problemy miał również podkomisarz Krzysztof Tkaczyk który został zawieszony. Jak skończyła się jego sprawa i co aktualnie porabia?

Krzysiek w przeciwieństwie do Sławka, po dokumencie ‘Prawdziwe psy’ nie ujawniał się medialnie i nie uczestniczył w żadnych publicznych dyskusjach. Nie wiem więc co obecnie robi.

Podobno ‘dobrzy gliniarze nie idą do nieba’. Czy walcząc z przestępczością trzeba odłożyć na bok swoje przekonania, np. co do wiary czy moralności?

Coś w tym jest. Gliniarze chyba nie idą do nieba. Bo to brudna robota i brudzi się zarówno ciało, jak i dusza. Zapominamy o rzeczach wiecznych, emocje tłamsząc alkoholem i czasami korzystając z uciech niegodnych. Przestajemy się bać a przecież strach niesie również pożytki. Ale czy człowiek przestaje być wierzący? Chyba nie, choć mówię to w swoim imieniu, a nie jestem zbyt praktykujący… Widziałem wielu samobójców i nie mam wątpliwości że istnieje zły duch: siedzący w wannie mężczyzna czy klęczący przy klamce nie może się powiesić – to wbrew prawom fizyki! A jednak niejednego takiego samobójcę widziałem…

Sugeruje pan że ten ‘zły duch’ dopomógł?

Tak, takie miałem odczucie. By nastąpił zgon przez zadzierzgnięcie musi nastąpić jeden z trzech przypadków: zerwanie kręgów szyjnych, charakterystyczne dla szafotu, gdzie pod wieszanym denatem uchyla się zapadnia, a on masą swojego ciała narusza strukturę kręgów, niekiedy jest dodatkowo obciążany; zniszczenie tchawicy, jak przy użyciu garotty zadzierzgniętej od tyłu; zatamowanie przepływu w tętnicach, w tych przypadkach śmierć zadaje inny człowiek, a duszony się broni wykonując naturalne odruchy całym ciałem, a ręce próbują zerwać sznur. Samobójca wieszający się np. na drzewie często długo kona wykonując ruchy ciałem, a tu potulny samobójca we wręcz naturalnej pozycji. Nigdy nie widziałem na ich szyjach krzyża lub medalika, ale chyba jestem trochę ‘zacofańcem’…

Czy zatem można spotkać gliniarza z różańcem, modlącego się o udaną akcję?

Nigdy nie spotkałem takiej osoby, co wcale nie oznacza że nie ma takiego gliniarza. Pewnie jest ale raczej nie rzucający się w oczy. To środowisko jest bardzo ale to bardzo przesiąknięte komuną, a właściwie pewnym stylem który wytworzył się w tym środowisku. Chodzi o manifestacyjnie wrogi stosunek do chrześcijaństwa. W tym środowisku świetnie sprzedają się wszelkie wrogie religii wydawnictwa, największe ‘Bzdury i mity’ traktowane są poważnie. Zgroza. Kościół jako instytucja jest odbierany jako zorganizowana grupa. Ba, nawet jako wróg! Sytuacja co najmniej dziwna bo biologicznie milicjantów i esbeków jest coraz mniej, ale ta szemrana tradycja dziwnie się przekazuje. W 2002 r. uczestniczyłem w kursie negocjacyjnym w Legionowie organizowanym przez FBI, prowadzonym przez amerykańskich policjantów. Gdy przedstawiali działania policji 11 września WTC, zaprosili wszystkich do modlitwy. Postawę naszych należy pominąć milczeniem. Była to uniwersalna modlitwa do Boga, którą odmawiają wszyscy, bo są ludźmi wierzącymi, a praca jest szczególnie niebezpieczna. Szczytem bezczelności naszych policjantów było podkreślanie że jak byli w kopalni lub w hucie rozpędzali ‘solidaruchów’, co wzbudzało wesołość pozostałych. Amerykanie byli w szoku bo dla nich Solidarność to najszlachetniejsza legenda. Inny przykład: w lipcu uczestniczyłem we Mszy św. z okazji święta policji. Komenda wojewódzka, impreza z rozmachem i szpanem, mundurowych o najwyższych nominałach tłumy. A do komunii przystępuje zaledwie kilka osób. Gdybym niektórych z nich nie znał to bym pomyślał że wytypowano paru do wykonania elementu ceremoniału.

Ale jednak są osoby religijne w środowisku policyjnym.

Tak, ale odsetek w graniach błędu statystycznego. Ja sam nie należę do osób religijnych, ale chyba ewidentnie odstawałem od środowiska, byłem ‘solidaruchem’. Ale to raczej poglądy społeczne, czy trochę polityczne. Swego czasu regularnie czytałem pewien tygodnik (nie zależy mi na jego reklamie) utożsamiany ze środowiskiem politycznym, wielokrotnie mówiono mi że czytam gazety faszystowskie. To młode pokolenie, starsi nazywali je ekstremą. Paradoksem tej sytuacji jest że jak ‘patrioci’ (w środowisku policyjnym to inwektywa) objęli władzę – większość z nich awansowała na bardzo znaczące pozycje. Miewałem takie chwile w służbie, zwłaszcza po sprawach samobójców, kiedy czułem się skrzywdzony, czy kiedy wracałem zmęczony do hotelu… Wtedy zawsze wracałem myślą do rodzinnego, parafialnego kościoła pod wezwaniem św. Władysława króla Węgier w Kunowie na Kielecczyźnie. Odwiedzanie sanktuarium było i jest dla mnie szczególnym przeżyciem. Święty Krzyż w rodzinnych stronach, Licheń, czy ostatnio zapomniana wileńska Ostra Brama. Ładowałem duchowe akumulatory, choć droga wyznaczona przez Kościół katolicki była dla mnie wielokrotnie zbyt trudna i zdarzało mi się zbaczać na wygodne ścieżki.

Media lubią doczepiać chrześcijanom odpowiednią łatkę. Przykładem tego są chociażby ostatnie wydarzenia w Norwegii, gdzie podkreśla się że Breivik strzelał do ludzi z powodu swojego ‘chrześcijańskiego fundamentalizmu’. ‘Chrześcijański fundamentalizm’ czy niezaradność norweskiej policji?

Gdybym odpowiadał dla jakiejś gazety musiałbym wykładać i odwoływać się do rozsądku czy definicji politycznych. Sam jestem częstym gościem portalu Fronda – inni ludzie, inny poziom. W Polsacie News, gdy znęcano się nad niebezpiecznym chrześcijańskim radykalizmem, jako pierwszy na tej antenie  ekspert wypowiedziałem się telefonicznie że nie należy wierzyć pierwszym doniesieniom, że takim się chce widzieć sprawcę. Byłem na wakacjach, miałem utrudniony dostęp do mediów i wypowiadałem się znając kalumnie rzucane przez media. Dwa dni później na antenie RDC poddałem w wątpliwość jego chrześcijański motyw. Dziś już wiemy że był masonem zafascynowanym syjonizmem, miał określony stosunek do papieża, był członkiem partii postępu, a więc gdzie to jego chrześcijaństwo? To bez znaczenia. Na portalu wpisał sobie w rubryczce ‘konserwatysta’ i to wystarczyło. W końcu wśród europejskich parlamentarzystów nie brakuje chadeków dla których Jezus to przywódca szamańskiej sekty i tęczowych Rysiów nazywających się ‘konserwatystami’. Policja norweska zawiodła ewidentnie ale nie mogło być inaczej. Takie wydarzenie było poza kategorią przewidywalności. Oni naprawdę nie mieli wcześniej zbyt wiele do roboty, prócz paradowania. Mentalnie nikt nie był przygotowany na coś takiego. Wydaje mi się że tylko francuscy gliniarze byliby przygotowani, no i jeszcze paruset chłopaków z polskiej policji potrafiłoby zareagować. Norweski policjant nie był przygotowany na wyciągniecie broni i zastrzelenie człowieka. Wydaje mi się że woleli poczekać.

Chyba pan przesadził z tą oceną polskiej policji. Każdy widzi jak jest…

Nie, broń Boże! Chętnie to uzasadnię, ale jak będziemy rozprawiali tylko o stanie polskiej policji, o cholernych zaniechaniach, o jej psuciu przez kolejne rządy… Wracając do Norwegii, oni będą teraz udowadniać że wszystko było w porządku. Ale jeszcze większy błąd zrobiły władze. Premier jak szczur schował się w norze, a dla społeczeństwa przygotowano komunikat – by nie wychodzili z domu. Pokaz bezsilności i tchórzostwa. Demokracja, a władza nie z ludem… Ale od czego są media? Od zera do bohatera, coś mi się wydaje że to murowany kandydat na przywódcę europejskiego. Jest ‘chrześcijański morderca’ odpowiadający postępowej ideologii, a więc media już wytłumaczą elektoratowi kto powinien być kim. Zresztą ‘zaimponował’ mi pewien minister spraw zagranicznych, kajający się przed zagranicą za niepopełnione czyny, mówiąc że w jego kraju nie brak takich co by różnie chcieli, radykałów zainteresowanych niepokojami społecznymi… Miał rację… W końcu to w Łodzi zabito człowieka bo należał do opozycyjnej partii. Czasami ogarnia mnie przerażenie, jak ludzie wykształceni o wysokim współczynniku inteligencji dają sobie wmówić najróżniejsze głupoty. W końcu dla nich faszystą był Hitler, a nazizm to ‘skrajnie prawicowa wersja kapitalizmu’. Nie zapomnę zdziwienia prowadzącego program telewizyjny, gdy powiedziałem mu kto na ziemiach polskich wprowadził święto 1 maja i aborcję.

Mówi się że policjant to zawód wymagający szczególnego poświęcenia i dyspozycyjności. Pan jest oficerem w stanie spoczynku, a skoro już rozmawialiśmy o patriotyzmie, zapytam o pana działalność społeczną w Warszawskim Towarzystwie Przyjaciół Wilna. Pomaga pan również polskim szkołom. Skąd fascynacja Kresami?

Wydaje mi się że wyssałem coś z mlekiem matki i jestem z tego dumny. Nigdy nie wstydziłem się bycia Polakiem dlatego zawsze interesowały mnie dzieje Rzeczypospolitej: zmiennych losów i dziwnych zachowań społeczeństwa. Kresy są tego przykładem, te bardziej znane – wschodnie i zapomniane – południowe, z Zaolziem, Orawą, Spiszem czy Ziemią Czadecką. Swego czasu, raczej przez przypadek, przyszedłem na Krakowskie Przedmieście do Wspólnoty Polskiej i zapisałem się do – pierwszego z brzegu – stowarzyszenia, które miało w nazwie Wilno. Zapisałem się, parę razy byłem na spotkaniach, słuchałem wspomnień i tyle. Chyba nie byłem zbyt aktywny bo nawet niewiele zapamiętałem. Pewnego razu przez pomyłkę poszedłem na spotkanie w innym terminie. Niby ludzie podobni i jak zwykle słuchałem, ale oni mówili o czymś innym – o wyjeździe, pakowaniu darów, liczbie tornistrów. Okazało się że to zupełnie inne stowarzyszenie, a było to właśnie Warszawskie Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Grodna do którego przystąpiłem. Po okresie ‘nowicjatu’ zostałem wprowadzony w działalność charytatywną stowarzyszenia. Bardzo leciwą nysą, załadowaną do granic wytrzymałości, kilkanaście razy dane mi było objeżdżać Wileńszczyznę i jej bezdroża. Jak nysa była w formie, to cztery razy w roku jechała na Kresy, a ja co najmniej dwa. Miałem ogromne szczęście bo znalazłem się w grupie wspaniałych ludzi, kresowiaków z urodzenia, uczestniczyłem w szeregu szlachetnych przedsięwzięć. Jako pierwsi wprowadziliśmy w czyn idee, jak choćby akcja Wyprawka dla pierwszoklasisty. Dla mnie kresowiaka z zaciągu najważniejszym powodem do zadowolenia jest że należę do jedynego stowarzyszenia w Polsce, które od kilkunastu lat systematycznie wspiera dziewięć szkół na Wileńszczyźnie i Grodzieńszczyźnie, organizując co najmniej dwa wyjazdy w roku. Jesteśmy chyba jedynym przypadkiem kiedy pospolite ruszenie stało się regularne i skuteczne. Niestety biologia zwycięża – organizacja niknie, a nowych młodych ludzi nie przybywa. Państwo polskie nas nie wspiera, a jeżeli wspiera to na żenującym poziomie. Niech tego najlepszym przykładem będzie jedyne pomieszczenie dla kilkunastu podobnych stowarzyszeń – każdy ma kawałek podłogi. Zastanawiam się czy gdybyśmy zaczęli krzewić ideologię stowarzyszeń gejowskich, na kresach oczywiście, to czy znalazłaby się kasa i wsparcie od wszelkich organów… Na przykład państwo niemieckie dotuje i gwarantuje, a przede wszystkim tworzy podstawy prawne, dzięki którym dziedziczy się fakt że rodzina była repatriowana. Czyli traktuje się jako dobro wysokiej próby, w tym ekonomicznej. Ale nawet w krajach słabszych ekonomicznie: na Węgrzech czy Słowacji sytuacja wygląda lepiej. Wygląda na to że nasi rodacy nigdy nie wyjechali z Polski, ale to Polska im odjechała.

rozm. am/fr. /2.8.2011/

***

Zlikwidowano fabrykę fałszywek

Fabrykę fałszywych euro i dokumentów, największą jaką wykryto w tym roku w Europie, zlikwidowali policjanci z Centralnego Biura Śledczego. Fabryka działała w jednej z podwarszawskich miejscowości

Funkcjonariusze zabezpieczyli fałszywe banknoty wartości ponad miliona euro; zatrzymano jedną osobę

Jak poinformował rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski, wytwórnia fałszywek znajdowała się w pomieszczeniach gospodarczych, na jednej z posesji w podwarszawskiej miejscowości. – Na miejscu policjanci zatrzymali 65-letniego mężczyznę podejrzewanego o produkcję fałszywych pieniędzy i dokumentów. Grozi mu do 25 lat więzienia. Nie wykluczamy dalszych zatrzymań – dodał.

Na trop fabryki CBŚ wpadło podczas wyjaśniania sprawy oszustw dokonywanych na podstawie podrobionych dowodów tożsamości. W fabryce produkowane były fałszywe banknoty o nominałach 50 i 500 euro. Podczas przeszukania funkcjonariusze znaleźli nie tylko banknoty gotowe już do wprowadzenia na rynek, ale także kilka tysięcy niepociętych arkuszy z imitacją znaków protekcyjnych, które były przygotowane do produkowania kolejnych fałszywek o wartości nie mniejszej niż 1.5 mln euro.

pap /6.10.2011/

***

Za błąd policji zapłacimy 100 tys. zł

Sąd Apelacyjny w Warszawie zwiększył do 100 tys. zł zadośćuczynienie dla mężczyzny do którego mieszkania przez pomyłkę wkroczyli antyterroryści, powalili go na podłogę i uszkodzili mu kręgosłup. W pierwszej instancji sąd przyznał mężczyźnie 70 tys. zł odszkodowania. Poszkodowany występował o 200 tys. zł

Akcja policji miała miejsce w lutym 2008 r. w Warszawie

Poszkodowany relacjonował że został kopnięty w plecy i to było powodem złamania kręgosłupa. Okazało się że policjanci błędnie zidentyfikowali lokal w którym rzekomo mieli przebywać groźni przestępcy. Policja przyznała się do pomyłki ale nie chciała zapłacić odszkodowania.

Sędzia Małgorzata Borkowska uzasadniając wyrok powiedziała że całej tej sprawy nie można traktować jedynie w kategorii pomyłki policjantów. – Doszło do tego w wyniku działania policji i policja musi ponieść pełną odpowiedzialność – stwierdziła Borkowska. Sąd zwiększył zadośćuczynienie bo wziął pod uwagę młody wiek poszkodowanego, jak również że uszczerbek na zdrowiu, którego doznał, ogranicza w pewnym zakresie jego aktywność. Mężczyzna musiał ograniczyć aktywność fizyczną, nie może podnosić ciężkich przedmiotów. Biegły ortopeda stwierdził przed sądem że tego rodzaju uraz może powodować w przyszłości bóle, a także przyspieszyć pewne schorzenia typowe dla ludzi w starszym wieku.

pcz/pap/nd /15.9.2011/

***

Zbiry polują na emerytów!

Silni, wysportowani i pozbawieni skrupułów. Napadali na starsze kobiety wypłacające gotówkę w bankach. Grasujący w Trójmieście gang który ma na sumieniu kilkanaście brutalnych napadów rozbili gdańscy policjanci. Bandziorom grozi po 12 lat więzienia

– Jeżeli to możliwe idźmy do banku w towarzystwie innej osoby, zwłaszcza jeżeli zamierzamy wypłacić większą kwotę – powiedziała st. sierż. Aleksandra Siewert z policji w Gdańsku

Bandę tworzyło kilku zbirów w wieku od 19 do 38 lat. Schemat ich działania był bardzo prosty. Kręcili się przy bankach czekając na emerytki które przychodziły samotnie po pieniądze. Jeden z bandytów obserwował ile gotówki pobiera przyszła ofiara, inni śledzili ją po wyjściu z placówki.

Czekali aż starsza pani wejdzie w bramę, klatkę schodową albo zapuści się w ciemną uliczkę. Gdy mieli pewność że nikt ich nie obserwuje atakowali. Przewracali emerytki, wyrywali torebki i uciekali w siną dal. – Działali w Gdańsku, Gdyni ale także w Bydgoszczy gdzie dokonali co najmniej kilkunastu napadów – poinformowała Siewert.

Śledczy pracowali nad sprawą długimi miesiącami. Przeglądali zapisy z kamer zamontowanych w bramach, dokładnie analizowali trasy którymi przemieszczały się emerytki, skrzętnie notowali każdy sygnał od informatorów, każde zeznanie świadka.

W końcu udało się! Policjanci na gorącym uczynku złapali trzech bandytów, potem wyłapywali następnych. Ostatnio w ich ręce wpadli Sebastian W. (29 l.) i Łukasz U. (25 l.). Wszyscy są tymczasowo aresztowani, grozi im 12 lat więzienia.

Policja prosi wszystkie starsze panie które podejmują pieniądze z banku o ostrożność bo amatorów łatwych pieniędzy nie brakuje.

Jeżeli to możliwe idźmy do banku w towarzystwie innej osoby, zwłaszcza jeżeli zamierzamy wypłacić większą kwotę. Zwracajmy uwagę czy w pobliżu nie stoi ktoś kto nas obserwuje i upewniajmy się czy w drodze do domu nikt nas nie śledzi. Unikajmy ciemnych ulic, bram i przejść przez parki – ostrzegała Siewert.

łw/mf/f. /14.9.2011/

***

Policja na tropie Starucha

Jak policja może wykryć zawodowych kilerów, szmuglerów alkoholu i papierosów, handlarzy narkotyków, pospolitych włamywaczy do hurtowni i sklepów – jeżeli nie jest w stanie trafić do mieszkania znanego powszechnie Starucha?

Policja dała kolejny raz dowód swej nieudolności. Z hukiem wtargnęła do domu całkowicie niewinnego człowieka, rzuciła go na podłogę i zakuła w kajdanki. Dlaczego? Bo myśleli że mają w garści słynnego lidera kibiców Legii Piotra Staruchowicza Starucha

Kiedy zorientowali się że zaszła pomyłka przeprosili nie rozumiejącego nic z ich zachowania gospodarza i o wiele ciszej niż weszli zmyli się jak niepyszni. Dla poszkodowanego, człowieka chorego na serce, którym okazał się niejaki Mateusz Janiszewski z warszawskiej Pragi, operacja ‘dzielnych’ funkcjonariuszy okazała się zgubna. Wylądował w szpitalu z kłopotami kardiologicznymi. Zapowiedział że złoży skargę na działania policji.

Trochę mi go szkoda. Widać że to człowiek niezorientowany w kwestiach sprawności i profesjonalizmu polskiej policji. Niech się cieszy że policjanci niczego mu nie złamali – nogi, ręki, obojczyka. Pomylenie adresu to dla nich niemal codzienność. Rutyna. Informuję też z przykrością poszkodowanego że straci pół życia na procesowanie się z policją i niczego nie uzyska.

CZTERY LATA TEMU RÓWNIEŻ POMYLILI ADRESY

Antyterroryści wkroczyli żwawo do mieszkania Włodzimierza Czarzastego, mając informacje że u syna Czarzastego ukrywa się uzbrojony zabójca. Nie dość że syn nie miał ze sprawą nic wspólnego to mieszkał w innym miejscu. Po wejściu do mieszkania leżącemu na podłodze Czarzastemu jeden z funkcjonariuszy przystawił pistolet do głowy a inny zagroził że jeżeli się ruszy to go zastrzeli. Włodzimierz Czarzasty do dziś boryka się z prokuraturą oczekując ukarania winnych. Przynajmniej za użycie drastycznych środków, tam gdzie wystarczyła rozmowa i cywilizowana rewizja.

Dzisiejsza pomyłka z zatrzymaniem znanego warszawskiego kibica świetnie obrazuje ogólny stan naszej policji. Po prostu stawiamy jej za wysokie wymagania. Chcielibyśmy np. by wykrywała złodziei do mieszkań, napadających w nocy na samotne kobiety bandytów, gangsterów handlujących bronią i narkotykami. Czy to nie przesada jeżeli nie umieją trafić do mieszkania Starucha?…

Jerzy Jachowicz /11.5.2011/ /dziennik. śledczy, publ., 1989-2005 w Wyborczej, później w Newsweeku, Dzienniku, obecnie współpr. Uważam Rze/

***

Poseł Kalisz czegoś się bardzo obawia

PiS chciał zwołania Komisji Sprawiedliwości by zająć się sprawą porwania Krzysztofa Olewnika. Jej szef Ryszard Kalisz odmówił

– Złożę wniosek o odwołanie go z funkcji przewodniczącego Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka – zapowiedział poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, jej wiceprzewodniczący

Politycy PiS są oburzeni że Kalisz odrzucił ich wniosek

Pod koniec czerwca wystąpili do posła SLD o zwołanie posiedzenia. Chcieli by na bazie raportu komisji śledczej ds. Olewnika ocenić funkcjonowanie prokuratury. W raporcie wytknięto bowiem liczne błędy.

PiS powołał się na 152 punkt regulaminu Sejmu który nakazuje przewodniczącemu komisji bezwzględne zwołanie posiedzenia, o ile pod wnioskiem podpisała się jedna trzecia członków komisji. Kalisz wniosek odrzucił. Dlaczego?

Mam wrażenie że poseł Kalisz czegoś się bardzo obawiapowiedział Włodzimierz Olewnik, ojciec zamordowanego Krzysztofa. I zarzuca politykowi SLD że będąc w latach 2004-05 szefem MSWiA odmówił pomocy rodzinie. – Żałuję że komisja śledcza nie zbadała odpowiedzialności Kalisza w tej sprawie – dodał.

PiS poprosił marszałka Schetynę by zamiast Kalisza zwołał i poprowadził posiedzenie komisji.

rp /3.8.2011/

***

Badał aferę FOZZ do śmierci

Był odważnym, nieustępliwym i przenikliwym człowiekiem. Zawsze dążącym do prawdy. Człowiekiem głębokiej wiary 1953–1991

Michał Falzmann, inspektor NIK, odkrywca największej afery finansowej III RP, zmarł przed 20 laty, 18 lipca 1991 r. w wieku zaledwie 38 lat

Na trop afery FOZZ wpadł dość przypadkowo i od razu się zapalił by ją wyjaśnić. Ustalił że FOZZ, instytucja powołana do spłacania zadłużenia zagranicznego PRL, tajnie i nielegalnie wykupywała dług poprzez podstawione spółki prywatne. A ponieważ operacje były księgowane w niejasny sposób, umożliwiło to defraudację ogromnych sum.

Działania Falzmanna, wtedy pracownika urzędu skarbowego, zwróciły uwagę szefów NIK którzy zatrudnili go jako inspektora. Nową funkcję Falzmann pełnił jeszcze energiczniej, pracując od świtu do nocy. Nie liczył się z nikim, żądał wyjaśnień od najwyżej postawionych osób w kraju, m.in. wicepremiera Leszka Balcerowicza.

Ale w tej swojej chęci wyjaśnienia afery czuł się osamotniony. Widział jak wielu ludziom zależało by sprawę zatuszować. Falzmann zaczął dostawać anonimy. – Miał świadomość że grozi mu niebezpieczeństwopowiedział autor książki o sprawie FOZZ i znajomy Falzmanna Mirosław Dakowski.

Ale się nie poddawał. 16 lipca 1991 r. został od sprawy odsunięty. Dwa dni później nieoczekiwanie zmarł. Sekcja wykazała że na serce. Przyjaciele są przekonani że to nie była naturalna śmierć.

Podejrzenia potęguje fakt że kilka miesięcy później, na dzień przed złożeniem raportu w Sejmie, w wypadku samochodowym zginął szef NIK Walerian Pańko, a jeszcze później także jego kierowca.

W 2006 r. na skutek pobicia przez nieznanych sprawców umrze Anatol Lawina, bezpośredni przełożony Falzmanna. Proces sądowy w sprawie defraudacji pieniędzy FOZZ zakończył się dopiero w 2009 r.

Skazani zostali zarządzający funduszem Grzegorz Żemek i Janina Chim. Biorąc pod uwagę wymiar afery i liczbę skazanych można wątpić czy Michał Falzmann byłby zadowolony.

og/rp /18.7.2011/

***

Co ukryła policja w sprawie Olewnika

Wiele dowodów zostało zaprzepaszczonych bezpowrotnie – piszą posłowie o oględzinach domu Krzysztofa Olewnika. Stąd miał zostać uprowadzony

Policjanci nie zbadali stołu, samochodu, próbkę krwi wzięli tylko z jednego miejsca, zignorowali ręczniki i krawat w salonie, zakrwawione ścierki, nie zebrali śladów ze wszystkich pomieszczeń z oknami

Dlaczego policja zniszczyła nagrania rozmów z porywaczami, czyli ważny dowód? Dlaczego ministrowie zbywali rodzinę Olewników? Czy lekarz pogotowia pod ‘presją’ zmienił godzinę zgonu bandyty?

‘Mnogość błędów, udział funkcjonariuszy w zacieraniu śladów, niszczeniu dowodów, tworzeniu fałszywych wersji śledczych’ skłania komisję do rozważenia tezy ‘o współdziałaniu niektórych z nich z grupą przestępczą’ – napisano w projekcie raportu komisji śledczej ds. Olewnika.

Tu komisja urywa. Każe czekać na ustalenia śledztwa Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, która szuka nieznanych sprawców i winnych błędów.

Jednak kilka sensacyjnych, mniej znanych tropów raport komisji śledczej ds. Olewnika podsuwa.

Posłowie idą po błędach

216-stronicowym dokumentem komisja po dwóch latach i dwóch miesiącach skończyła pracę. Projekt raportu – dzieło zbiorowe siedmiu posłów pod redakcją przewodniczącego komisji Marka Biernackiego (PO) – posłowie mają od wczoraj. W piątek będą dyskutować: co zmienić, co dopisać, co wystylizować. We wtorek za tydzień komisja ma przegłosować sprawozdanie i przekazać je marszałkowi Sejmu.

Projekt opisuje krok po kroku śledztwo (trzy prokuratury, sześciu prokuratorów), pracę dwóch policyjnych specgrup. Potem trzy kolejne samobójstwa w celach porywaczy i zabójców Krzysztofa Olewnika.

Po ostatnim z nich – Roberta Pazika który powiesił się w styczniu 2009 r. – Sejm jednogłośnie powołał komisję śledczą. Wszyscy byli pod wrażeniem dramatu rodziny Olewników w starciu z policyjno-prokuratorską machiną. – To nie moje państwo! – mówiła w Sejmie Danuta Olewnik, siostra Krzysztofa zamordowanego w 2003 r., po dwóch latach więzienia przez bandytów.

Dziś wiemy że Krzysztofa można było uratować. Raport – przyznali wczoraj posłowie – obnaża ‘słabość państwa’.

Koncentruje się na błędach jego funkcjonariuszy. Zagadki sprawy jednak nie rozstrzyga. Nie wskazuje zleceniodawców zbrodni i tych którzy bandytów chronili.

Podejrzenia padają na policję. Czytamy że ‘brak w pierwszym okresie po uprowadzeniu Krzysztofa Olewnika zdecydowanych działań organów ścigania, błędy, lekkomyślność, brak kompetencji przyczyniły się do niewykrycia sprawców uprowadzenia, a w konsekwencji także do jego [Krzysztofa] zamordowania’.

Rodzina nie przyjmuje do wiadomości

Rzadko dotąd w tej sprawie pokazywane były działania na wysokich policyjnych szczeblach. Raport pozwala zajrzeć na ten poziom. Wyjaśnia trochę zagadkę, dlaczego ministrowie zbywali rodzinę Olewników, gdy ta pukała do ich drzwi.

W strukturze KGP jest struktura nazywająca się Biuro Służby Kryminalnej (dziś pod zmienioną nazwą). Jej zadanie to monitorowanie groźnych przestępstw i udzielanie wsparcia wyjaśniającym je jednostkom.

Raport: ‘BSK nie dostrzegło latem 2003 r. że do rodziny odezwali się porywacze’. Podobnie że policjanci z Radomia mają już operacyjne (tajne) ustalenia. Że z porwaniem może mieć coś wspólnego Sławomir Kościuk (potem zabójca Krzysztofa).

W korespondencji ówczesnego komendanta głównego Antoniego Kowalczyka z szefem MSWiA Krzysztofem Janikiem zachowała się notatka dyrektora BSK o przekazaniu okupu za Krzysztofa. Dyrektor J. Nęcki pisze już po przekazaniu okupu: ‘Nie można ostatecznie wykluczyć wersji uprowadzenia K. Olewnika dla okupu, jednak w oparciu o zgromadzone dotychczas materiały wydaje się ona nielogiczna. Rodzina K. Olewnika nie przyjmuje do wiadomości ustaleń policjantów i jest przekonana że K. Olewnik został uprowadzony i nadal przetrzymują go przestępcy’.

A podinsp. A. Dziuba z Wydziału Kryminalnego BSK kilka miesięcy po zamordowaniu Krzysztofa pisał: ‘W sprawie tej policjanci wykonują na bieżąco czynności operacyjne zmierzające do ustalenia miejsca pobytu K. Olewnika. (…) Nadal wiodącą wersją sprawy jest samouprowadzenie się rzekomej ofiary celem wyłudzenia pieniędzy od rodziny’.

KGP ‘powielała’ – czytamy w raporcie – za policjantami z Radomia wersję samouprowadzenia.

A MSWiA? Raport wraca do tego w innym miejscu. Wiosną 2003 r. (Krzysztof jeszcze żył) jego siostra prosiła ministra Janika o zainteresowanie się sprawą. ‘Pisała wprost że istnieją podstawy wskazujące na udział w sprawie policji’. Pismo wpłynęło do departamentu kontroli MSWiA, odesłane zostało do Biura Spraw Wewnętrznych, czyli policji w policji.

Potem Janik dostał wspomniany raport BSK KGP. Ale były minister zeznał przed komisją śledczą, że ‘nie pamięta by się spotkał ze sprawą uprowadzenia Krzysztofa Olewnika’, podobnie jego zastępca Zbigniew Sobotka. Raport o tych zeznaniach: ‘niewiarygodne’.

Podobnie spornych punktów jest w raporcie na lekarstwo. Zdań odrębnych posłów do raportu końcowego raczej nie będzie. Andrzej Dera z PiS:Co do faktów się zgadzamy, nieco różnimy się w ich interpretacjach.

Policja niszczy podsłuchy

Komisja zgodnie sugeruje że prokuratura powinna rozważyć zarzuty za przekroczenie obowiązków i matactwo w śledztwie – dla radomskich policjantów. Chodzi o zniszczone podsłuchy.

11 czerwca 2003 r. po roku przerwy porywacze znów kontaktują się z rodziną. Polecają przygotowanie 300 tys. euro okupu. 24 lipca rodzina płaci. Na początku września Krzysztof zostaje zamordowany (okazuje się to dopiero po trzech latach).

Od połowy czerwca do połowy września 2003 r. policja podsłuchuje pewną komórkę z której sprawca (sprawcy?) kontaktują się z rodziną. Została po tym podsłuchu notatka: ‘Potwierdzono fakt kontaktowania się sprawców z członkami rodziny. Dwukrotnie po połączeniu odtworzono głos uprowadzonego z żądaniami sprawców w sprawie zebrania okupu’.

Podsłuchiwany był też inny numer (raport nie precyzuje jaki). Z notatki odtajnionej po latach wynika że ‘telefon ten służył głównie do kontaktów ze sprawcami uprowadzenia w trakcie usiłowania dostarczenia okupu’. Można więc wnosić że był to aparat kogoś z rodziny.

‘Sprawcy wskazywali miejsce i czas przekazania okupu a więc musiał być nagrany ich głos’ – czytamy dalej.

To dowód który mógł naprowadzić policję na porywaczy. Może uratować Krzysztofa przed śmiercią.

Jednak 19 września 2003 r. (okup już zapłacony, Krzysztof nie żyje) Marcin L., policjant z Płocka, oraz jego przełożony z radomskiej komendy Bogusław P. podpisują wniosek o zniszczenie materiałów z podsłuchu. Bo ‘w trakcie prowadzenia kontroli operacyjnej nie uzyskano dowodów przestępstwa’. Zniszczenie zatwierdza zastępca komendanta wojewódzkiego mazowieckiej policji – Andrzej P.

Co policjanci chcieli ukryć? Czy tylko swoją klęskę, bo nie złapali porywaczy?

Bandyci się boją

Komisja zaczęła pracę w związku z serią tajemniczych samobójstw w celach. W projekcie raportu poświęca im dużo miejsca. Dodaje mało znane lub nieznane szczegóły. Najpierw wiesza się herszt bandy Wojciech Franiewski (czerwiec 2006 r.). Ostatnio prokuratura w Ostrołęce umorzyła śledztwo w tej sprawie, błędów w działaniach strażników nie znalazła. A posłowie piszą tłustym drukiem że lekarz pogotowia pod ‘presją funkcjonariuszy’ zmienił godzinę zgonu bandyty, przesuwając ją o trzy godziny.

W Płocku powiesili się zabójcy Krzysztofa – najpierw Kościuk, po roku Pazik. Prokuratura uznała że ich śmierci nastąpiły ‘bez udziału osób trzecich’. To znaczy – nie ma dowodów że ktoś zaciskał im pętle na szyjach. Ale może ktoś im samym kazał to zrobić?

Tu tropy z raportu: Kościuk miał myśli samobójcze, ale dlaczego skarżył się matce tuż przed śmiercią że się boi? Odmawiał wychodzenia na spacer? Nie brał kąpieli, nie zmieniał bielizny?

Spacerów bał się też Pazik, ale nie tylko spacerów. Strażnicy w płockim zakładzie karnym mieli dorabiane klucze do cel – wynika z raportu. Pazik zatykał dziurki w zamkach. Przypadek? I dlaczego w końcu – co wychwycili posłowie – dwa samobójstwa zdarzyły się w chwili, gdy strażnicy zajęci byli innymi osadzonymi którzy właśnie wzywali lekarzy?

Czytamy w raporcie że jednym z sąsiadów w celach samobójców Kościuka i Pazika był Norbert Sz. ps. Monstrum (mimo że ich śmierci dzieli osiem miesięcy), Kościuka także Marek G. Mózg – ‘dobrzy znajomi Wojciecha Franiewskiego’, czyli herszta tej grupy, który wcześniej też się powiesił. Czy to się nie układa?

Wnioski komisji śledczej

Co zmienić w prokuraturze i policji, by działały sprawniej? Należy:

• wyodrębnić i podporządkować bezpośrednio prokuratorowi generalnemu pion zwalczający przestępczość zorganizowaną;
• wprowadzić specjalizacje prokuratorów (np. prokurator od wypadków drogowych, morderstw czy prania pieniędzy);
• przygotować wspólny wzór działań policji i prokuratury w przypadku porwań;
• umożliwić dostęp prokuratorom do informacji operacyjnych policji;
• zobowiązać prokuratorów do czytania akt spraw, które nadzorują;
• wprowadzić jasne kryteria zmiany prokuratorów prowadzących śledztwa;
• wzmocnić CBŚ oraz biura spraw wewnętrznych w policji poprzez nadanie ich szefom statusu komendantów wojewódzkich;
• przenieść siedzibę komendy mazowieckiej policji do Warszawy lub podzielić tę jednostkę na dwie – płocką i radomską;
• przekształcić Centralne Laboratorium Kryminalistyczne w ośrodek naukowo-badawczy;
• wydłużyć okres odpowiedzialności dyscyplinarnej policjantów i prokuratorów;
• wprowadzić przepis o odpowiedzialności karnej funkcjonariusza (do 12 lat więzienia), jeżeli w wyniku jego zaniechań lub błędów pokrzywdzony zmarł;
• wzmocnić ochronę aresztowanych których życiu zagraża niebezpieczeństwo.

bw/gw /11.5.2011/

***

Kto naprawdę zabił Olewnika?

Rozmowa z ojcem zamordowanego – Włodzimierzem Olewnikiem

– Bandyci skazani za zamordowanie mojego syna, mogli nie popełnić tej zbrodni. W celach nie popełniali samobójstw, tylko zostali zamordowani. Ta mistyfikacja ma osłaniać faktycznych oprawców – mówi o szokujących kulisach najgłośniejszej zbrodni ostatnich lat Włodzimierz Olewnik

Za tydzień wigilia. Dziesiąty raz z rzędu przy państwa stole wigilijnym nie będzie Krzysztofa. Czy przez ten czas, jaki upłynął od uprowadzenia, a później zabójstwa syna, zdołał pan choć częściowo poznać prawdę o okolicznościach tej tragedii?

Były chwile, kiedy wydawało mi się, że uda się poznać całą prawdę. Teraz nie żyję już złudzeniami. Straciłem je kiedy w trakcie procesu bandytów oskarżonych o zabójstwo mojego syna, zorientowałem się, że to wszystko to tylko gra pozorów. Dziś nie mam wątpliwości, że na ławie oskarżonych zabrakło tych, którzy naprawdę stali za zamordowaniem Krzysztofa.

To szokujące, co pan mówi. Przecież nikt dotychczas nie kwestionował, że morderstwa dokonali ludzie Franiewskiego, którzy najpierw porwali Krzysztofa, potem go przez wiele miesięcy przetrzymywali, a w końcu – po tym, jak odebrali okup – zamordowali.

Ludzie Franiewskiego czyli kto? Sam nie znam dziś odpowiedzi na to pytanie, a bardzo wiele bym dał, by ją poznać. W trakcie śledztwa wychodzi na jaw, że trzej bandyci, którzy pilnowali mojego syna – mam na myśli Kościuka, Pazika i Ireneusza Piotrowskiego – po przejęciu okupu postanowili trzymać Krzysztofa przy życiu jeszcze dwa miesiące tylko po to, by wyciągnąć ode mnie jeszcze raz okup w wysokości kilkuset tysięcy. Franiewski się na to nie zgodził. Przyjechał do nich – tam, gdzie Krzysztofa przetrzymywano, i solidnie ich zbił. Prawdopodobnie wersja zdarzeń mogła być taka, że potem Franiewski osobiście zamordował mojego syna przy pomocy kogoś jeszcze. Nie wiem kto to był, ale na pewno w samym morderstwie nie uczestniczył Kościuk. Zabójstwa mogli dokonać Franiewski i Pazik, ale wszystko wskazuje na to, że był jeszcze ktoś trzeci. Niestety nie wiem kto.

Na jakiej podstawie pan to mówi?

Ostatnio media podały informację, że w dziurze na polanie w Dzbądzu – z której miano wykopać zwłoki Krzysztofa – znaleziono jakieś butelki i kilka innych przedmiotów. Te przedmioty wskazują na to, że morderców było więcej niż dwóch. A ponadto, wskazują one, że w zbrodni uczestniczyło więcej osób. Poszlak które o tym mówią jest znacznie więcej. Powoli zaczyna to wykluczać wersję o zbrodni dokonanej tylko przez Kościuka i Pazika.

Ale przecież to oni zostali skazani za to zabójstwo. I nawet przyznali się do winy.

Do winy przyznał się tylko jeden z nich – Sławomir Kościuk. Pazik konsekwentnie milczał – tak na etapie śledztwa prokuratorskiego, jak i procesu sądowego. Zabrał głos tylko jeden raz. Tuż po ogłoszeniu wyroku, gdy usłyszał, że dostał dożywocie, podniósł się i powiedział: To wszystko wyglądało zupełnie inaczej. I to było wszystko, co od niego usłyszeliśmy. To Kościuk obciążył Pazika. Wcześniej, przed procesem, Kościuk uważał, że dogadał się z prokuraturą, że jeżeli przyzna się do winy to dostanie nadzwyczajne złagodzenie kary – najwyżej sześć lat więzienia w nagrodę za współpracę z wymiarem sprawiedliwości, z czego będzie mógł wyjść na warunkowe zwolnienie po odsiedzeniu części kary. To była dla niego perspektywa kusząca, bo mógł już w niedługi czas później być na wolności. Jego plany legły w gruzach, gdy dowiedział się, że sąd również jemu wymierzył karę dożywotniego więzienia. I nagle Kościuk powiedział głośno do swojego adwokata: Przecież to nie tak miało być, ustalaliśmy co innego. Adwokat powiedział to samo do prokuratora. Byłem wtedy obecny na sali sądowej i słyszałem to na własne uszy.

Jak zachował się sąd?

Przeszedł nad tym do porządku dziennego, bo z materiału dowodowego oraz przesłuchań nic więcej nie wynikało. A to był moment, kiedy można było poznać prawdę, bo oskarżeni wydawali się zdruzgotani tym, że usłyszeli takie wyroki. Drugą taką szansę mieliśmy po wyroku. Obrońcy oskarżonych chcieli zaskarżyć wyrok, sprawa trafiłaby wówczas do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Kościuk i Pazik walczyli wtedy o swój los. Niejasna jest tutaj rola jednego z obrońców Kościuka, który – wszystko na to wskazuje – przed wyrokiem sądu I instancji mamił swojego klienta, że jeśli przyzna się do winy, to może liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary. Kościuk się przeliczył. Pozostała druga instancja. Zakładam że Kościuk liczył, że mimo wszystko dostanie łagodny wyrok i niebawem będzie na wolności. Wyrok sądu pogrzebał te nadzieje. Kościuk mógł się czuć wystawiony do wiatru, oszukany. Została mu w ręku poważna karta przetargowa: wiedza o zbrodni. Było jasne, że może próbować odegrać się na ludziach, którzy go oszukali i zmusili do wzięcia na siebie cudzej winy. Kościuk mógł po prostu zacząć mówić. Ale tak się nie stało, bo w krótki czas po tym wyroku odszedł z tego świata.

Pan nie wierzy w wersję o samobójstwie?

On miał do odegrania pewną rolę. Mogę domniemywać, że miał wziąć na siebie cudzą winę i przyznać się do zabójstwa. W zamian miał otrzymać niski wyrok i wkrótce wyjść na wolność. Rolę tą odegrał bardzo dobrze tylko w ostatniej fazie został oszukany, bo zamiast łagodnego wyroku usłyszał dożywocie. Ja muszę tutaj pochwalić Sąd Okręgowy w Płocku, który nie dał się nabrać na fałszywą skruchę Kościuka i posłał go do więzienia na resztę życia. To była jedyna rzecz, na którą ten bandyta zasługiwał. Ale wtedy dla tych, którzy uknuli tą intrygę, powstało niebezpieczeństwo, że zacznie mówić o okolicznościach śmierci mojego syna. Zorganizowano mu więc śmierć wyglądającą jak samobójstwo. I całą swoją wiedzę Kościuk zabrał do grobu. Dla opinii publicznej stworzono wersję brzmiącą bardzo wiarygodnie: bandyta usłyszał wyrok dożywocia, zrozumiał, że resztę życia spędzi za kratkami, nie wytrzymał tego psychicznie i się powiesił w celi.

Pozostałe śmierci osób mających dużą wiedzę w sprawie też nie były – według pana – wynikiem samobójstwa?

Powtarzam: nie wierzę w wersję o samobójstwach. W lipcu 2009 ogłoszono, że powiesił się strażnik więzienny, który pilnował Wojciecha Franiewskiego, a wcześniej, przez krótki czas także Kościuka. Istnieją uzasadnione poszlaki, że ten strażnik miał wiedzę, iż Franiewskiego i Kościuka pod osłoną nocy wyprowadzano z aresztów. Możliwe że nawet to widział. Okoliczności jego samobójstwa też budzą sporo wątpliwości. Najbardziej to, że pełniący wówczas dyżur asesor prokuratury z Iławy otrzymał zgłoszenie i w ogóle nie pojechał na miejsce odnalezienia zwłok. W efekcie na miejscu, podczas pierwszych czynności, nie było prokuratora tylko sami policjanci. Ten niefortunny asesor prokuratury otrzymał za to tylko karę nagany, a przecież powinien usłyszeć zarzut niedopełnienia obowiązku. Co więcej: specjalna komisja powołana przez ministra sprawiedliwości oficjalnie stwierdziła, że strażnik zginął śmiercią samobójczą, a to samobójstwo nie miało związku ze sprawą uprowadzenia mojego syna. Przyzna pan, że to zaskakująca konkluzja.

Czyli według pana to nie było samobójstwo?

Nie wiem dokładnie w jakich okolicznościach Mariusz K. odszedł z tego świata. Są informacje przemawiające za tym, że faktycznie to było samobójstwo, ale są też informacje, które tą wersję kwestionują. Ale nie zgadzam się z tym, że ta śmierć pozostaje bez związku ze sprawą zbrodni na moim synu.

Dlaczego?

Przede wszystkim dlatego, że prawdopodobnie ten strażnik był rodzinnie powiązany z Robertem Pazikiem, który został skazany na dożywocie za zamordowanie mojego syna. Pazik w styczniu 2009 popełnił samobójstwo w celi więziennej w Płocku. Okoliczności tego samobójstwa też nie są do końca jasne, bo istnieją poszlaki mówiące o tym, że ktoś go zmusił do popełnienia samobójstwa lub wręcz pomógł mu je popełnić. Pazik miał ogromną wiedzę o tym, co działo się z Krzysztofem i najprawdopodobniej wiedział kto uczestniczył w morderstwie oprócz Franiewskiego. I także on zabrał swoją wiedzę do grobu. Strażnik więzienny Mariusz K. pilnował wcześniej Sławomira Kościuka i Wojciecha Franiewskiego. Pełnił dyżur także tamtej nocy, kiedy Franiewski popełnił swoje tajemnicze samobójstwo. Czy wówczas coś widział lub był świadkiem czegoś? Nie wiem, ale z pewnością mógł pomóc odpowiedzieć na pytanie w jakich okolicznościach zginął Franiewski. Istnieją natomiast dowody, że i Kościuk i Franiewski byli nocami wyprowadzani z cel i wywożeni przez nieznane osoby poza teren aresztu śledczego. Oczywiście poza protokołem i całkowicie niezgodnie z regulaminem więziennym. W tamtym czasie i Kościuk i Franiewski mieli wskazać miejsce ukrycia zwłok. Wskazali oba miejsca.

Oba?

Tak. Bo mówimy o dwóch miejscach. Z polany pod Różanem wykopano zwłoki, ale wszystko wskazuje na to, że nie były to zwłoki mojego syna. Należały do osoby uprowadzonej przez gang nowodworski omyłkowo i potem zamordowanej. Jeżeli wierzyć różnym doniesieniom to zwłoki Krzysztofa znajdowały się w innym miejscu, były porzucone w rzece lub w stawie. Wskazuje na to ich wygląd, po odnalezieniu. Jako pierwszy zwrócił na to uwagę mój zięć, który jest lekarzem. Te pierwsze zwłoki, wydobyte z polany pod Różanem, przewieziono do zakładu medycyny sądowej, gdzie miały zostać poddane sekcji. Tam je umyto, zważono i zmierzono. Okazało się, że były 7 centymetrów dłuższe od wzrostu Krzysztofa. Jednak nie ma protokołu z ich sekcji. Następnego dnia dokonano sekcji zwłok mojego syna – miały już właściwy wzrost, a w dodatku laboranci odkryli połamane żebra. Były to z pewnością inne zwłoki niż te, które przywieziono wcześniej. Zrozumieliśmy że ktoś podmienił zwłoki w ciągu jednej nocy. Niestety zaraz po tym, jak się zorientowaliśmy, okazało się, że w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła taśma z monitoringu. I dziś nie da się ze stuprocentową pewnością udowodnić, że zwłoki zostały podmienione.

A wiadomo gdzie zakopano zwłoki Krzysztofa?

Ta historia jest kluczowa. Jak powszechnie wiadomo, w lipcu 2003 oprawcy przejęli okup za mojego syna: 300 tysięcy euro. Franiewski kazał im zabić Krzysztofa. Jednak Kościuk i Piotrowski najprawdopodobniej postanowili go jeszcze potrzymać przy życiu i wyłudzić okup ode mnie po raz drugi. Franiewski przyjechał na miejsce i obu ich porządnie zbił. Potem doszło do morderstwa. Zwłoki Krzysztofa zostały zakopane. Wszystko wskazuje, że później Franiewski – już sam – wykopał je, wyjął i zakopał gdzie indziej. Nie powiedział o tym żadnemu ze swoich wspólników. A jakiś czas później w tym dole, gdzie pierwotnie przetrzymywano Krzysztofa, zakopano inną osobę. I to by wyjaśniało cały szereg późniejszych zdarzeń. Prawdziwi mocodawcy zbrodni na moim synu doszli chyba do wniosku, że jak oddadzą mi ciało, to ja się uspokoję i przestanę poruszać niebo i ziemię, by ich ścigać. Po zatrzymaniu Kościuk wskazał – jako miejsce zakopania zwłok – polanę pod Różanem. Bo Kościuk nie wiedział, że tam już leżą inne zwłoki. Ale okazało się, że wydobyto stamtąd zwłoki nie mojego syna. Prawdziwi oprawcy zorientowali się, że jedynym, który wie, gdzie właściwe zwłoki zostały zakopane, jest właśnie Franiewski. Dlatego ktoś nocą przyjechał po niego do aresztu. Franiewski w tajemnicy wskazał miejsce, gdzie zakopał Krzysia. Franiewski wiedział o sprawie mojego syna wszystko, a groziło mu dożywocie. Ta wiedza z pewnością mogła mu pomóc, by od dożywocia się wywinąć. W ten sposób Franiewski stał się niebezpieczny dla prawdziwych inspiratorów zbrodni i dlatego zorganizowano mu samobójstwo. Na podstawie dotychczasowych ustaleń śledztwa nie można ułożyć innego scenariusza.

rozm. Leszek Szymowski /20.12.2010/

***

Próba zamachu na Danutę Olewnik?

Prokuratura Okręgowa w Płocku prowadzi śledztwo w sprawie celowego uszkodzenia samochodu siostry Krzysztofa Olewnika, do którego doszło niespełna miesiąc temu

Ktoś poluzował śruby w kołach samochodu Danuty Olewnik-Cieplińskiej – siostry zamordowanego w 2003 r. Krzysztofa Olewnika. Jedno z nich odpadło w czasie jazdy. Fakt majstrowania przy aucie potwierdziła ekspertyza biegłego rzeczoznawcy. Do wypadku nie doszło tylko dlatego, że Olewnik-Cieplińska jechała wolno

Zdaniem mec. Bogdana Borkowskiego reprezentującego rodzinę Olewników, awaria koła, do której doszło na przełomie listopada i grudnia, nie była przypadkowa. Rodzina nie informowała opinii publicznej o zdarzeniu, ponieważ nie było pewności co do przyczyny awarii. Nie wykluczano, że był to przypadek.

Podchodziliśmy do tego bardzo ostrożnie, by nie uprzedzać ewentualnych sprawców. Zamówiliśmy ekspertyzę u biegłego rzeczoznawcy, czy to mogło być samoistnie odkręcenie śrub i okazało się, że nie. Śruby we wszystkich kołach były poluzowane – powiedział Borkowski.

Do tragedii nie doszło, ponieważ Olewnik-Cieplińska jechała wolno. Sprawa trafiła do Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, ale zdarzenie wyjaśnia Prokuratura Okręgowa w Płocku, bo do zdarzenia doszło na jej terenie.

Gdańscy śledczy w sprawie Krzysztofa Olewnika prowadzą już dwa śledztwa: jedno dotyczy wyjaśnienia samej zbrodni, a drugie – zaniedbań organów wymiaru sprawiedliwości prowadzących sprawę jego uprowadzenia i śmierci.

Oburzenia nie kryje wiceszef sejmowej komisji śledczej badającej prace organów sprawiedliwości wyjaśniających okoliczności porwania i śmierci Krzysztofa Olewnika, poseł Andrzej Dera (PiS). Jego zdaniem – zdarzenie świadczy, że rodzinie Olewników nie brakuje wrogów, którzy nie przestają jej nękać. Poseł zapowiada zwołanie posiedzenia komisji.

pt/nd /22.12.2010/

***

Sprawa Olewnika ma ogromne znaczenie

Zdaniem mecenasa Bogdana Borkowskiego, pełnomocnika rodziny Olewników, wyjaśnienie morderstwa Krzysztofa Olewnika ma ogromne znaczenie dla demokracji w Polsce

– Z tej sprawy trzeba wycisnąć jak najwięcej dla innych spraw, czyli przede wszystkim kwestię uregulowań prawnych. Nowe przepisy powinny wzmocnić prawa pokrzywdzonego – powiedział Borkowski.

Borkowski – opisując słabość organów naszego państwa – pytany, czy w ostatnich miesiącach przybliżyliśmy się do wyjaśnienia sprawy porwania i zamordowania Krzysztofa Olewnika, stwierdził, że ‘już dwa lata trwa postępowanie prokuratorskie w dwóch wątkach. Pierwszy to udział innych nieznanych dotąd osób, które mogły uczestniczyć w porwaniu Krzysztofa jako zleceniodawcy. Natomiast drugi wątek to nieprawidłowości w śledztwie prowadzonym poprzednio, w którym zarzuty mają trzej policjanci Remigiusz M. i Maciej L. i Henryk S.

– Śledztwo w obu tych wątkach zostało przedłużone do końca roku i do tego czasu zostaną przeprowadzone konieczne czynności – powiedział Borkowski.

– To dobrze, że sprawą Olewnika zajmuje się także sejmowa komisja śledcza, ponieważ działa ona stymulująco na działania prokuratury. Ja oczekuję od komisji śledczej porażającego raportu, który pokaże nam faktyczny stan państwa: złe funkcjonowanie instytucji ścigania i wymiaru sprawiedliwości – powiedział prawnik, podkreślając, iż ma nadzieję, że komisja da także odpowiedź, kto ponosi polityczną i moralną odpowiedzialność za złe funkcjonowanie podległych instytucji.

tsz/pg /25.10.2010/

***

Szukają innego ciała

– Pojawiła się informacja o włosach z innym kodem DNA niż kod Krzysztofa. Coś się wydarzyło. Mam nadzieję, że śledczy odnajdą ciało tej osoby – powiedziała Danuta Olewnik, siostra porwanego i zamordowanego Krzysztofa

Danuta Olewnik odniosła się do informacji o gdańskich prokuratorach, którzy powrócili w miejsce, gdzie mordercy ukryli zwłoki Krzysztofa Olewnika. Oskarżyciele podejrzewają, że mogą w miejscu ukrycia zwłok zamordowanego znaleźć ciało innej osoby.

– Ostatnie odkrycia mogą wiązać się z teorią, według której gang, który porwał i zamordował Krzysztofa był częścią większego gangu – mokotowskiego, działającego na większą skalę. Być może śledczy szukają ciała ofiary tego właśnie gangu – powiedziała Danuta Olewnik.

Kolejną sprawą, która poruszyła Olewnik, była kwesta zaginięcia informacji o wejściach i wyjściach z prosektorium.

Prokuratorzy powrócili w miejsce, gdzie mordercy ukryli zwłoki zamordowanego Krzysztofa Olewnika. Oskarżyciele szukali ciała osoby, której DNA znaleźli przy nieżyjącym synu biznesmena. Powodem powrotu było nieznane dotąd, kolejne niedbalstwo popełnione kilka lat temu w śledztwie dotyczącym porwania i zabójstwa Krzysztofa.

Mieliśmy swoje, bardzo konkretne powody, by jeszcze raz sprawdzić miejsce ukrycia zwłok Krzysztofa Olewnika. Bowiem w 2006 r. doszło do pewnych nieprawidłowości przy oględzinach zwłok Krzysztofa. Dlatego musieliśmy jeszcze raz wrócić w okolice Różana – powiedział Zbigniew Niemczyk, wiceszef Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.

Krzysztof Olewnik zginął 5 września 2003 r. Mordercy zawinęli jego ciało w metalową siatkę. W październiku 2006 r. w lesie koło Różana pod Warszawą jeden z zabójców Sławomir Kościuk wskazał prokuratorom z Olsztyna miejsce kaźni Krzysztofa.

Ciało było zawinięte w metalową siatkę. W trakcie oględzin zwłok, znaleziono na niej pęk włosów. Czyje to były włosy? Olsztyńska prokuratura tego nie zbadała. Uznała że musiały należeć do Olewnika.

Oskarżyciele podejrzewali, że w miejscu ukrycia zwłok zamordowanego mogą znaleźć ciało innej osoby, której włosy były na siatce. Oprócz włosów w siatkę zaplątany był przedmiot osobisty.

pg /19.11.2010/

***

Dłuższe śledztwo ws. śmierci zabójcy

Do 5 stycznia 2011 r. przedłużono śledztwo w sprawie śmierci Sławomira Kościuka, prowadzone przez ostrołęcką prokuraturę okręgową. Stało się to na jej wniosek – poinformował prokurator Zbigniew Jaskólski, rzecznik warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej

Na początku kwietnia 2008 r. Kościuka, odbywającego karę dożywocia za zabójstwo Krzysztofa Olewnika, znaleziono powieszonego w celi aresztu płockiego Zakładu Karnego

W lipcu 2009 r. ostrołęcka prokuratura otrzymała wyniki badań toksykologicznych Kościuka, w których podano, że chociaż przyjmował on leki o działaniu przeciwdepresyjnym i przeciwpsychotycznym, to mógł popełnić samobójstwo. Badania toksykologiczne Kościuka nie wykazały w jego organizmie alkoholu, narkotyków i trucizn.

Sąd Okręgowy w Płocku 31 marca 2008 r. skazał 10 oskarżonych w procesie o uprowadzenie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika. Kary dożywocia wymierzył Sławomirowi Kościukowi i Robertowi Pazikowi, dwóm oskarżonym, odpowiadającym bezpośrednio za zabójstwo. Pozostałych ośmioro oskarżonych sąd skazał na kary od roku w zawieszeniu na trzy lata do 15 lat pozbawienia wolności. Brali oni udział w porwaniu bądź pomagali w przetrzymywaniu uprowadzonego. Jeden z oskarżonych został uniewinniony.

Kilka dni po wyroku, 4 kwietnia 2008 r., Kościuka znaleziono powieszonego na prześcieradle w kąciku sanitarnym celi aresztu płockiego ZK. Kościuk miał 51 lat. Po porwaniu Krzysztofa Olewnika zajmował się dowożeniem jedzenia i pilnowaniem uprowadzonego. Pomagał też w odebraniu okupu. W trakcie śledztwa szczegółowo zrelacjonował, jak Krzysztof był więziony – najpierw w garażu, przykuty łańcuchem do ściany, a potem w podziemnym betonowym zbiorniku na nieczystości. W 2006 r. wskazał miejsce w lesie na terenie gminy Różan (Mazowieckie), gdzie zakopano zwłoki. Ich tożsamość potwierdziły ostatecznie badania DNA przeprowadzone po ekshumacji jego szczątków na cmentarzu w Płocku pod koniec stycznia 2010 r.

Kościuk jako pierwszy z oskarżonych składał przed sądem wyjaśnienia. Przyznał się do zabójstwa Krzysztofa Olewnika wspólnie z innym oskarżonym – Robertem Pazikiem (Pazik nie przyznał się). Kościuk podkreślał, iż nie brał udziału w uprowadzeniu. Już po wyroku Kościuk był konsultowany psychologiczne, odbył także rozmowy z wychowawcami. Na trzy dni przed śmiercią miał widzenie z matką i siostrą.

Krzysztof Olewnik został uprowadzony w nocy z 26 na 27 października 2001 r. W lipcu 2003 r. okup – 300 tys. euro – przekazano porywaczom. Krzysztof Olewnik nie został jednak uwolniony. Jak się okazało, miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został uduszony przez Pazika i Kościuka.

W styczniu 2009 r. w areszcie płockiego ZK znaleziono powieszonego Roberta Pazika. W sprawie tej odrębne śledztwo prowadzi także ostrołęcka prokuratura. Ostatni wyznaczony termin jego zakończenia to 31 grudnia 2010 r. Sekcja zwłok Pazika, której wyniki ostrołęcka prokuratura okręgowa otrzymała w marcu 2009 r., wykazała, że zgon nastąpił na skutek powieszenia. Na ciele Pazika nie stwierdzono śladów walki lub czynnej obrony. Badania toksykologiczne nie ujawniły obecności środków odurzających bądź psychotropowych, a także substancji toksycznych.

Śledztwa, dotyczące śmierci Kościuka i Pazika, prowadzone są w sprawie.

W czerwcu 2007 r. w olsztyńskim areszcie powiesił się szef grupy porywaczy Krzysztofa Olewnika – Wojciech Franiewski, któremu prokuratura miała postawić zarzut sprawstwa kierowniczego. Sekcja zwłok wykazała w jego krwi śladowe ilości amfetaminy i alkoholu. Śledztwo w sprawie śmierci Franiewskiego, umorzone w 2008 r., zostało wznowione na początku marca decyzją ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego.

Okoliczności porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika oraz nieprawidłowości związane ze śledztwem w tej sprawie wyjaśnia Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku oraz sejmowa komisja śledcza, o której powołanie zabiegała rodzina Olewników.

pog/pap /8.12.2010/

***

Policja rozbiła gang Twardego

Gigantyczna akcja policyjnych antyterrorystów! W ciągu niemal tygodnia funkcjonariusze zatrzymali 18 bandziorów z tzw. grupy śródmiejskiej kierowanej przez Twardego. Gang zajmował się zabójstwami, handlem narkotykami i stręczycielstwem

17 mężczyzn i jedna kobieta w wieku od 21 do 45 lat za kratami. To efekt gigantycznej akcji, którą ponad 100 policjantów, w tym antyterroryści z CBŚ i Biura Operacji Antyterrorystycznych, przeprowadziło w Warszawie i na terenie całego Mazowsza

Uzbrojeni po zęby funkcjonariusze wchodzili kolejno do mieszkań przestępców od zeszłej niedzieli, aż do czwartku.

Ze swoimi kompanami wpadł szef bandy Krzysztof A. ps. Twardy. Gangster wyszedł z więzienia w kwietniu i już zdążył wrócić na przestępczą drogę. Odsiadywał wyrok 15 lat więzienia za napad na jednostkę wojskową na Bemowie.

Czym zajmowała się jego grupa? Właściwie wszystkim. Od zabójstw przez handel ludźmi, napady z użyciem niebezpiecznych narzędzi, handel narkotykami aż po czerpanie korzyści z prostytucji.

Sprawę bandy Twardego prowadzi Prokuratura Okręgowa w Radomiu. Do tej pory śledczy postawili bandziorom zarzuty działania i kierowania grupą przestępczą o charakterze zbrojnym. 17 z 18 zatrzymanych trafiło do aresztu. Wszystko wskazuje jednak na to, że to nie koniec.

W sprawie występuje łącznie 31 podejrzanych, aresztowanych jest 29 osób, postawiono 78 zarzutów. – Sprawa jest rozwojowa – powiedział podinsp. Tadeusz Kaczmarek z policji w Radomiu.

łuw/se /29.11.2010/

***

Krwawa wojna na ulicach Warszawy

Niedawne zabójstwo Janusza P. ps. Pancio oznacza, że Warszawę czeka nowa wojna gangów – twierdzą policjanci zajmujący się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości

Według nich, o władzę w stolicy walczyć będą gangsterzy z kilku grup przestępczych, którzy nie trafili do więzień w wyniku policyjnych obław.

Chodzi o resztki grupy mokotowskiej, żoliborskiej i nowe struktury operujące dotychczas w centrum – mówią policjanci. Grupy te rywalizują ze sobą o wpływy, więc zaczną z sobą rywalizować, co może doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji.

Zdaniem policjantów – gangi działające w stolicy składają się w większości z młodych, ale bardzo zdemoralizowanych przestępców, którzy nie umieją się układać, a szanują jedynie język siły i przemocy.

A to oznacza, że może znowu polać się krew, bo bandyci zaczną do siebie strzelać – mówi oficer CBŚ.

rz/ls/onet /6.12.2010/

***

Rosjanin i Białorusin zabili Papałę?

Jest nowy świadek koronny, który zeznaje w sprawie zabójstwa gen. Marka Papały. Piotr K. pseudonim Broda twierdzi, że wykonawcami egzekucji na szefie polskiej policji mieli być płatni zabójcy – Rosjanin i Białorusin

Prokuratura i policja znają ich tożsamość. Wkrótce śledczy porównają ich DNA z krwią znalezioną 12 lat temu na drodze ucieczki zabójcy. Broda obciąża także Edwarda Mazura.

Mogę potwierdzić. Świadek koronny Piotr K. złożył zeznania w naszym śledztwie w sprawie zabójstwa generała Papały – powiedział Jarosław Szubert, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi, który jednocześnie jako prokurator z Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa szefa policji.

Broda został świadkiem koronnym na początku 2010 r. W trakcie procedury weryfikacji jego wiarygodności musiał ujawnić całą swoją wiedzę na temat wszystkich przestępstw, których był świadkiem lub o których wiedział. Wtedy też powiedział, co wie na temat sprawy Papały.

Jak twierdzi, w wykonaniu mordu brało udział dwóch, nieznanych dotąd gangsterów – Rosjanin i Białorusin. Broda zeznał, że pomagał im wynająć mieszkanie. Policja i prokuratura znają ich tożsamość. Trwa badanie czy wymienieni przez Brodę kilerzy byli na miejscu zbrodni.

Gen. Marek Papała, były komendant główny policji, został zastrzelony w Warszawie 25 czerwca 1998 r. w samochodzie przed blokiem, w którym mieszkał. W toku śledztwa rozpatrywano 11 wersji; przesłuchano ok. 400 świadków – kilkudziesięciu wielokrotnie. Czynności śledcze podejmowały UOP, ABW i prokuratura m.in. w USA, Szwecji, Austrii i w Niemczech.

int.pl/pap /17.11.2010/

***

Niepoczytalny! Nie będzie sądzony!

Śledztwo w sprawie zabójstwa byłego wiceministra transportu Eugeniusza Wróbla zostanie umorzone. Nie będzie aktu oskarżenia. Podejrzany o tę zbrodnię syn Wróbla, Grzegorz W., jest całkowicie niepoczytalny – wynika z opinii biegłych

Wkrótce do sądu trafi wniosek o umorzenie postępowania i umieszczenie podejrzanego w zamkniętym zakładzie leczniczym – powiedział w środę szef prowadzącej śledztwo Prokuratury Rejonowej w Rybniku, Jacek Sławik

Prok. Sławik zaznaczył, że opinia biegłych ma istotne znaczenie dla zrozumienia sposobu działania Grzegorza W.

Biegli psychiatrzy po przeprowadzeniu badań, również z udziałem biegłego psychologa, stwierdzili, że podejrzany miał całkowicie zniesioną zdolność pokierowania swoim postępowaniem i rozpoznania znaczenia czynu – powiedział Sławik.

Stanowi zagrożenie dla otoczenia

Mówiąc bardziej po ludzku – jest całkowicie niepoczytalny, jest to defekt psychiczny. W związku z czym nie podlega odpowiedzialności karnej – dodał prokurator.

Z opinii biegłych wynika, że Grzegorz W. z jednej strony wymaga leczenia, a z drugiej – stanowi zagrożenie dla otoczenia. Dlatego do sądu wraz z wnioskiem o umorzenie postępowania trafi też wniosek o umieszczenie go w zamkniętym zakładzie leczniczym.

Prokurator Sławik zaznaczył, że samo stwierdzenie niepoczytalności podejrzanego nie powoduje automatycznego zakończenia postępowania i nie zwalnia śledczych z obowiązku wyjaśnienia wszelkich okoliczności zbrodni. – Śledztwo jeszcze potrwa jakiś czas, spodziewamy się, że miesiąc, sześć tygodni – powiedział.

Nadal będą wyjaśniać okoliczności zbrodni

Eugeniusz Wróbel zaginął w 15 października. Następnego dnia informację o zniknięciu ojca przekazała dziennikarzom jego córka. Za pośrednictwem mediów apelowała o pomoc. Rodzina zaoferowała nagrodę w wysokości 10 tys. zł. Tego samego dnia wieczorem policja zatrzymała syna poszukiwanego. Zarzucono mu zabójstwo ojca. Podczas przesłuchania w prokuraturze Grzegorz W. przyznał się do zbrodni. Później, na posiedzeniu sądu, który decydował o jego aresztowaniu, odwołał swoje wyjaśnienia.

Według ustaleń śledztwa, do zbrodni doszło w domu Wróbla, potem zwłoki zostały poćwiartowane, zapakowane do worków, przewiezione nad Zalew Rybnicki i tam z łodzi wrzucone do wody. Badania potwierdziły, że ludzkie szczątki znalezione w zalewie to fragmenty ciała byłego wiceministra. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w połowie listopada.

Po zabójstwie ciało rozkawałkowano

Prokuratura ustaliła, że przyczyną śmierci Wróbla były rany szyi i klatki piersiowej, które spowodowały uszkodzenia głównych arterii oraz narządów. Zostały zadane prawdopodobnie nożem, o którym mówił sam podejrzany. Narzędzie zbrodni zostało także wrzucone do Zalewu Rybnickiego, nie udało się go odnaleźć. Po zabójstwie ciało zostało rozkawałkowane prawdopodobnie piłą mechaniczną, opisywaną przez syna zamordowanego. Także jej nie udało się odnaleźć. Sam podejrzany powiedział śledczym, że zostawił ją przy kontenerze na jednym z katowickich osiedli. Zabezpieczono tam ślady biologiczne Eugeniusza Wróbla.

W śledztwie – zaznaczył prok. Sławik – wykluczono udział w zbrodni innych osób.

Trudno mówić o konkretnym motywie zbrodni

Po zatrzymaniu Grzegorza W. w mediach pojawiały się różne spekulacje na temat motywu zbrodni, najczęściej mówiono o nieporozumieniach na tle finansowym.

– Kwestia niepoczytalności podejrzanego rozwiązuje problem braku motywu w sensie prawno-karnym, a nawet w sensie potocznym. Mamy tu do czynienia z człowiekiem niepoczytalnym z powodu choroby, dlatego trudno jest mówić o jakimś konkretnym powodzie popełnienia tego czynu – powiedział prok. Sławik.

pap /1.12.2010/

***

Odnaleziono kolejne szczątki

Fragment ludzkiej ręki, prawdopodobnie należącej do zamordowanego w połowie października Eugeniusza Wróbla, byłego wiceministra transportu, odnaleziono w Zalewie Rybnickim. To dziewiąty fragment ciała zmarłego. Dotąd udało się zidentyfikować sześć z nich

Odnaleziony nad Zalewem Rybnickim przez przechodnia fragment ludzkiej ręki trafił już do katowickiego Zakładu Medycyny Sądowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, gdzie – podobnie jak osiem dotąd odnalezionych szczątków ciała – zostanie poddany badaniom genetycznym.

Można się spodziewać, że odnaleziono szczątki tragicznie zmarłego Eugeniusza Wróbla, byłego wiceministra transportu. Taki przynajmniej wynik dały badania DNA sześciu odnalezionych wcześniej fragmentów ciała.

W zalewie wciąż mogą znajdować się ludzkie szczątki – nie odnaleziono dotąd fragmentów kończyn i głowy zamordowanego. Identyfikacja szczątków pozwoliła rodzinie pochować zmarłego – pogrzeb odbył się 16 listopada w Rybniku, a prokuratura otrzymała dowód potwierdzający fakt zamordowania Eugeniusza Wróbla.

Były wiceminister transportu zaginął 15 października. Następnego dnia policja pod zarzutem zabójstwa zatrzymała jego syna, który w prokuraturze przyznał się do morderstwa. Jednak przed sądem Grzegorz W. zmienił zeznania i zaprzeczył wcześniej złożonym wyjaśnieniom.

Według dotychczasowych ustaleń Eugeniusz Wróbel zginął w domu, a jego zwłoki zostały przewiezione w pobliże zalewu, poćwiartowane i wrzucone do wody. Dotąd nie odnaleziono narzędzia zbrodni, także motywy działań W. nie są komentowane przez śledczych.

Eugeniusz Wróbel był wybitnym specjalistą m.in. z zakresu utrzymania i rozwoju lotnisk oraz kompetencji służb zarządzających ruchem lotniczym. Swoją wiedzą miał wspierać działania posłów PiS dążących do wyjaśnienia okoliczności katastrofy samolotu Tu-154M.

ma /24.11.2010/

Kategoria Polska, Warszawa

Comments