Marcin Gortat w Afganistanie

Marcin Gortat, jedyny polski koszykarz grający w NBA, spędził trzy dni w Polskim Kontyngencie Wojskowym w Afganistanie. Do Warszawy wrócił ubrany w mundur komandosa. – Podziękowałem żołnierzom za ich służbę – powiedział na lotnisku

– Dziękuję Ministerstwu Obrony Narodowej za umożliwienie mi tego wyjazdu. Miałem okazję z bliska poznać profesjonalizm i dużą dyscyplinę polskich oddziałów. Należy im się wielki szacunek – dodał Gortat

Wojna w Afganistanie to tak naprawdę nie wymiana ognia między obiema stronami, ale mozolne budowanie cywilizacji przez żołnierzy, rozwijanie infrastruktury, dróg i szkół, uczenie miejscowej ludności – powiedział koszykarz na Okęciu.

– Wizyta takich ludzi jak Marcin Gortat podnosi morale żołnierzy, odrywa ich na pewien czas od tych trudnych, odpowiedzialnych zadań. Dzięki temu każdy następny dzień będzie dla nich trochę łatwiejszy – powiedział rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych podpułkownik Mirosław Ochyra.

Od pewnego czasu polski jedynak w NBA podczas wakacyjnych wizyt w Polsce spotyka się z rodzinami żołnierzy, odwiedza jednostki wojskowe. W marcu zaprosił do Phoenix weterana polskich misji pokojowych w różnych częściach świata. Skąd te kontakty z ludźmi w mundurach?

Od pięciu lat, kiedy jestem zawodnikiem NBA, mam do czynienia z kulturą amerykańską, gdzie żołnierz naprawdę jest szanowany, niemal jak prezydent. Społeczeństwo doskonale zdaje sobie tam sprawę że ludzie w mundurach bronią kraju przed różnego rodzaju zagrożeniami, w tym terroryzmem, i potrafi to docenić. Stwierdziliśmy z ludźmi z mojego otoczenia że to samo należy się naszym żołnierzom którzy prezentują nie gorszy poziom od Amerykanów, o czym przekonaliśmy się w Afganistanie. Dlatego w każdy sposób staram się dziękować za ich trud i poświęcenie, podkreślać ich zasługi. Tak jak to się robi w USA – wyjaśnił koszykarz.

Wizyta w Afganistanie, zajęcia z dziećmi, wreszcie zgrupowanie reprezentacji Polski i mecze eliminacyjne mistrzostw Europy. Lato Gortata jest w tym roku bardzo bogate. Na pytanie co w tym okresie jest dla niego najważniejsze, powiedział: – Ci którzy mnie znają wiedzą że w każdą swoją aktywność wkładam sto procent, całe serce. Najbardziej oczekiwanym wydarzeniem był wyjazd do Afganistanu. Ważnym projektem są obozy dla dzieci. I reprezentacja. Wymieniam ją na końcu ale nie znaczy to że tak ją traktuję. Mam nadzieję że w czekających nas eliminacjach do mistrzostw Europy wygramy wszystkie mecze i awansujemy do finałowego turnieju. Myślę że ci którzy zagrają w niej latem stanowić będą trzon drużyny, która za rok pojedzie do Słowenii. Mamy szansę zbudować naprawdę silną drużynę.

Podczas pobytu w Afganistanie około dwóch tysięcy żołnierzy których spotkałem dało mi dużo energii by w nowym sezonie NBA zrobić kolejny krok do przodu – powiedział na koniec Gortat.

pap /3.VII.2012/

***

Miami Heat mistrzami NBA

Koszykarze Miami Heat drugi raz w historii ligi NBA sięgnęli po mistrzostwo, pokonując w finale Oklahomę City Thunder 4:1. W piątym meczu, rozegranym przed własną widownią, odnieśli czwarte z rzędu zwycięstwo w serii, wygrywając 121:106

LeBron James wreszcie dopiął swego. Typowany na następcę Michaela Jordana koszykarz w wieku 28 lat poprowadził Miami Heat do mistrzowskiego tytułu, a sam został wybrany MVP finałów

To mój najszczęśliwszy dzień w życiu – powiedział James, który na mistrzowski pierścień czekał 9 sezonów.

O ile pierwsze cztery mecze z Oklahomą City były wyrównane, to w ostatnim nie było nerwowej końcówki. Mecz znowu zdominował LeBron James, który miał „triple double”, zdobywając 26 punktów, rozdając 13 asyst i zbierając 11 piłek. Dzielnie wspomagał do inny lider Heat – Dwyane Wade, który zdobył 20 punktów i miał osiem asyst. Trzeci z tak zwanej „wielkiej trójki” Miami – Chris Bosh też spisał się znakomicie; zdobył 24 punkty i zaliczył 11 zbiórek.

Jednak cichym bohaterem został rezerwowy Mark Miller, który trafił aż siedem rzutów za trzy punkty. Zza łuku spudłował tylko raz.

W zespole gości znowu bez wsparcia był Kevin Durantt – zdobywca 32 punktów. Lider gości trafiał jednak z niezbyt dobrą skutecznością – 13 celnych rzutów na 24 oddane.

Wygrana Miami w finale była zasłużona. Tym samym wielki projekt budowy mistrzowskiej drużyny z lata 2010, kiedy Pat Rile pozyskał dwie wielkie gwiazdy – Jamesa i Bohsa – został uwieńczony sukcesem. Rok temu Heat przegrali finał z Dallas Mavericks, ale w tym – wykorzystując kłopoty najlepszej drużyny sezonu zasadniczego Chicago Bulls (groźna kontuzja lidera Derricka Rosea) – nie zmarnowali szansy.

Wynik piątego meczu finału:

Miami – Oklahoma 121:106 /Heat wygrali play off do czterech zwycięstw 4:1/

Wyniki play off w finałach NBA:
1946-47 – Philadelphia Warriors – Chicago Stags           4:1
1947-48 – Baltimore Bullets – Philadelphia Warriors       4:2
1948-49 – Minneapolis Lakers – Washington Capitols        4:2
1949-50 – Minneapolis Lakers – Syracuse Nationals         4:2
1950-51 – Rochester Royals – New York Knicks              4:3
1951-52 – Minneapolis Lakers – New York Knicks            4:3
1952-53 – Minneapolis Lakers – New York Knicks            4:1
1953-54 – Minneapolis Lakers – Syracuse Nationals         4:3
1954-55 – Syracuse Nationals – Fort Wayne Pistons         4:3
1955-56 – Philadelphia Warriors – Fort Wayne Pistons      4:1
1956-57 – Boston Celtics – St. Louis Hawks                4:3
1957-58 – St. Louis Hawks – Boston Celtics                4:2
1958-59 – Boston Celtics – Minneapolis Lakers             4:0
1959-60 – Boston Celtics – St. Louis Hawks                4:3
1960-61 – Boston Celtics – St. Louis Hawks                4:1
1961-62 – Boston Celtics – Los Angeles Lakers             4:3
1962-63 – Boston Celtics – Los Angeles Lakers             4:2
1963-64 – Boston Celtics – San Francisco Warriors         4:1
1964-65 – Boston Celtics – Los Angeles Lakers             4:1
1965-66 – Boston Celtics – Los Angeles Lakers             4:3
1966-67 – Philadelphia 76ers – San Francisco Warriors     4:2
1967-68 – Boston Celtics – Los Angeles Lakers             4:2
1968-69 – Boston Celtics – Los Angeles Lakers             4:3
1969-70 – New York Knicks – Los Angeles Lakers            4:3
1970-71 – Milwaukee Bucks – Baltimore Bullets             4:0
1971-72 – Los Angeles Lakers – New York Knicks            4:1
1972-73 – New York Knicks – Los Angeles Lakers            4:1
1973-74 – Boston Celtics – Milwaukee Bucks                4:3
1974-75 – Golden State Warriors – Washington Bullets      4:0
1975-76 – Boston Celtics – Phoenix Suns                   4:2
1976-77 – Portland Trail Blazers – Philadelphia 76ers     4:2
1977-78 – Washington Bullets – Seattle SuperSonics        4:3
1978-79 – Seattle SuperSonics – Washington Bullets        4:1
1979-80 – Los Angeles Lakers – Philadelphia 76ers         4:2
1980-81 – Boston Celtics – Houston Rockets                4:2
1981-82 – Los Angeles Lakers – Philadelphia 76ers         4:2
1982-83 – Philadelphia 76ers – Los Angeles Lakers         4:0
1983-84 – Boston Celtics – Los Angeles Lakers             4:3
1984-85 – Los Angeles Lakers – Boston Celtics             4:2
1985-86 – Boston Celtics – Houston Rockets                4:2
1986-87 – Los Angeles Lakers – Boston Celtics             4:2
1987-88 – Los Angeles Lakers – Detroit Pistons            4:3
1988-89 – Detroit Pistons – Los Angeles Lakers            4:0
1989-90 – Detroit Pistons – Portland Trail Blazers        4:1
1990-91 – Chicago Bulls – Los Angeles Lakers              4:1
1991-92 – Chicago Bulls – Portland Trail Blazers          4:2
1992-93 – Chicago Bulls – Phoenix Suns                    4:2
1993-94 – Houston Rockets – New York Knicks               4:3
1994-95 – Houston Rockets – Orlando Magic                 4:0
1995-96 – Chicago Bulls – Seattle SuperSonics             4:2
1996-97 – Chicago Bulls – Utah Jazz                       4:2
1997-98 – Chicago Bulls – Utah Jazz                       4:2
1998-99 – San Antonio Spurs – New York Knicks             4:1
1999-2000 – Los Angeles Lakers – Indiana Pacers           4:2
2000-01 – Los Angeles Lakers – Philadelphia 76ers         4:1
2001-02 – Los Angeles Lakers – New Jersey Nets            4:0
2002-03 – San Antonio Spurs – New Jersey Nets             4:2
2003-04 – Detroit Pistons – Los Angeles Lakers            4:1
2004-05 – San Antonio Spurs – Detroit Pistons             4:3
2005-06 – Miami Heat – Dallas Mavericks                   4:2
2006-07 – San Antonio Spurs – Cleveland Cavaliers         4:0
2007-08 – Boston Celtics – LA Lakers                      4:3
2008-09 – LA Lakers – Orlando Magic                       4:1
2009-10 – LA Lakers – Boston Celtics                      4:3
2010-11 – Dallas Mavericks – Miami Heat                   4:2
2011-12 – Miami Heat – Oklahoma City Thunder              4:1

int. /22.VI.2012/

***

Gortat i Lampe w kadrze Pipana

Trener reprezentacji Polski koszykarzy Ales Pipan powołał 21 graczy do szerokiej kadry przed sierpniowymi meczami eliminacji mistrzostw Europy. Są w niej m.in. Marcin Gortat i Maciej Lampe, nieobecni podczas EuroBasketu 2011

Do reprezentacji po dwuletniej przerwie wraca także Michał Ignerski, który ostatni sezon spędził w lidze rosyjskiej i w kadrze grał w 2009 r. Jest także Amerykanin z polskim paszportem Thomas Kelati. Najmłodszymi powołanymi są 19-latkowie, wicemistrzowie świata do lat 17 z Hamburga z 2010 r. Mateusz Ponitka i Przemysław Karnowski

Biało-czerwoni rozegrają 11 meczów towarzyskich przed eliminacjami Euro 2013. Te zainaugurują w Ergo Arenie 15 sierpnia z Belgią.

Pięć sparingów odbędzie się w Polsce: dwumecz z reprezentacją Chin przygotowującą się do występu w igrzyskach w Londynie oraz międzynarodowy turniej w hali w Gdańsku i Sopocie.

‚Zależało nam na jak największej liczbie meczów z wymagającymi rywalami i udało się to osiągnąć. Czeka nas ciekawe lato, z dziewięcioma meczami w Polsce, wliczając w to grę w gr. E kwalifikacji. To będzie początek naszego dwuletniego planu który obejmuje przyszłoroczny EuroBasket w Słowenii’ – powiedział menedżer reprezentacji Walter Jeklin.

Rywalami Polski w gr. E będą zespoły Belgii, Szwajcarii, Albanii i Finlandii. O 16 miejsc w EuroBaskecie rywalizować będzie 31 zespołów podzielonych na sześć grup. Awans wywalczą po dwie najlepsze drużyny z każdej z nich oraz cztery z najlepszym bilansem z trzecich pozycji.

Automatycznie prawo występu w Euro Słowenii w 2013 (4-22 września) zapewniły sobie: Hiszpania, Francja, Rosja, Macedonia, Litwa, Grecja, Słowenia i W. Brytania. W turnieju wezmą udział, podobnie jak w 2011 roku, 24 drużyny.

Poprzednie mistrzostwa odbyły się we wrześniu na Litwie. W finale Hiszpania pokonała w Kownie Francję 98:85 i powtórzyła sukces sprzed dwóch lat z Katowic.

Terminarz przygotowań reprezentacji Polski koszykarzy do kwalifikacji ME:

Szeroki skład kadry (kluby z sezonu 2011/2012): rozgrywający: Koszarek (28 lat, 187 cm, Trefl Sopot), Skibniewski (29, 183 cm, Śląsk Wrocław), Szubarga (28, 180 cm, Anwil Włocławek), Śnieg (23, 189 cm, Polpharma Starogard Gd.), Wiśniewski (28, 186 cm, Trefl); skrzydłowi: Berisha (24, 191 cm, Anwil), Pamuła (22, 190 cm, AZS Koszalin), Ponitka (19, 196 cm, Asseco Prokom Gdynia), Ignerski (31, 207 cm, Lokomotiw Kubań), Kelati (30, 195 cm, Chimki Moskwa), Waczyński (23, 198 cm, Trefl), Zamojski (26, 194 cm, Asseco Prokom), Lampe (27, 211 cm, Caja Laboral Vitoria), Leończyk (26, 203 cm, Energa Czarni Słupsk), Stelmach (28, 205 cm, Zastal Zielona Góra); środkowi: Gortat (28, 213 cm, Phoenix Suns), Hrycaniuk (28, 206 cm, Asseco Prokom), Karnowski (19 lat, 210 cm, Siarka Tarnobrzeg), Kulig (25, 205 cm, PGE Turów Zgorzelec), Łapeta (25, 217 cm, Asseco Prokom), Szewczyk (30, 209 cm, Umana Wenecja).

Sztab reprezentacji Polski: Ales Pipan (trener), Walter Jeklin (menadżer), Andrzej Adamek (asystent), Krzysztof Szablowski (asystent), Artur Gronek (skauting), Maciej Żmijewski (fizjoterapeuta), Grzegorz Ardeli (kierownik), Piotr Kwiatkowski (oficer prasowy).

pap /14.VI.2012/

***

Skuteczny Marcin Gortat

Marcin Gortat był najskuteczniejszym zawodnikiem meczu w którym koszykarze Phoenix Suns pokonali na wyjeździe Boston Celtics 79:71, odnosząc szóste zwycięstwo w sezonie ligi NBA. Polak zdobył 24 punkty i miał 12 zbiórek, w tym dziesięć w obronie

27-letni Gortat wyszedł do gry w pierwszej piątce i spędził na parkiecie 38 minut i trzy sekundy. Oddał 18 rzutów z gry, z czego dziesięć trafiło do kosza, a także wykorzystał wszystkie cztery rzuty wolne

Polak miał też jeden przechwyt, dwa bloki, dwukrotnie faulował rywali, trzykrotnie stracił piłkę, a raz został zablokowany.

Oprócz Polaka dwucyfrowy dorobek punktowy mieli tylko dwaj jego koledzy z zespołu: Jared Dudley – 12 i Steve Nash – 11.
Celtowie wystąpili bez swojego czołowego strzelca Rajona Rondo, który leczy kontuzję. Bez niego najlepiej spisał się Ray Allen – 14 pkt, sześć zbiórek i pięć asyst.

Suns, z bilansem meczów 6:9, zajmują trzecią pozycję w Pacific Division, ale w Konferencji Zachodniej są dopiero na 12 miejscu.

Zwycięstwo z Celtics, pochwały od trenera gości Doca Riversa i siódme double-double z rzędu. Marcin Gortat był w piątek najlepszy na parkiecie w Bostonie, rzucił 24 punkty i zebrał 12 piłek. Polski środkowy przede wszystkim miał imponujący fragment gry w pierwszej kwarcie, w której zdobył z rzędu 14 punktów dla Suns

Rok temu Gortat zaliczył 19 punktów i 17 zbiórek przeciw Celtics. Tamten występ był jednym z jego najlepszych w karierze. Ten w piątek po pierwszej kwarcie też się tak zapowiadał. Jedyne czego zabrakło? Rekord strzelecki. Gortat już trzeci raz był o jeden punkt od wyrównania rekordu 25 punktów, który ustanowił rok temu 30 stycznia przeciw New Orleans Hornets.

Po słabszych ostatnich minutach w Nowym Jorku, Gortat zagrał ostatniej nocy wyjątkową pierwszą kwartę, pokazując aż siedem różnych rzutów na przestrzeni sześciu minut i zdobywając 14 kolejnych punktów dla Suns. ‘Polish Machine’ ośmieszał 33-letniego Jermainea O’Neala do tego stopnia że jego trener stwierdził po meczu: – (Gortat) mógł się zatrzymać w połowie pierwszej kwarty i zgłosić się do Hall of Fame.

pap/twitter.com/mackwiatkowski /21.1.2012/

***

Najlepszy mecz Gortata

Koszykarze Phoenix Suns przegrali na wyjeździe z San Antonio Spurs 91:102 w niedzielnym meczu ligi NBA, ale był to najlepszy występ Marcina Gortata w tym sezonie

Polak był najlepszym zawodnikiem w zespole gości. Na parkiecie spędził prawie 36 minut i zdobył aż 24 punkty. Zabrakło mu tylko jednego punktu by wyrównać swój rekord w NBA z 30 stycznia 2011 r. /Suns – New Orleans Hornets/

W niedzielę Gortat oddał 20 rzutów z gry, z czego 11 było celnych. Trafił też dwa z czterech rzutów wolnych. Z 15 zbiórek 11 miał pod własną tablicą, a ponadto zapisał na swoim koncie jeden blok, trzy faule, dwie straty i dwukrotnie został zablokowany przez rywali.
Suns wygrali dotychczas tylko 4 z 12 meczów i w Konferencji Zach. zajmują 10 miejsce.

pap /16.1.2012/

***

Wygrali z Turkami!

Sensacja! Polscy koszykarze, bez swoich najlepszych zawodników Marcina Gortata i Macieja Lampe, których nie ma w reprezentacji na mistrzostwa Europy, ograli wicemistrzów świata!

W swoim czwartym meczu podczas litewskiego EuroBasketu Polacy po zaciętej grze sensacyjnie pokonali reprezentację Turcji 84:83 (17:14, 22:21, 22:27, 23:21). Tym samym biało-czerwoni podtrzymali szanse awansu z gr. A

WYGRALI MĄDROŚCIĄ

– Mądrze rozegrana końcówka była kluczem do zwycięstwa – stwierdził trener reprezentacji Polski Ales Pipan

Rozmowa z Alesem Pipanem

Co zdecydowało o zwycięstwie nad wicemistrzami świata?

Mądrość. Ostatnie dwie minuty graliśmy bez straty i bardzo dobrze w obronie. Dziękuję zawodnikom za zaangażowanie i za dyscyplinę taktyczną.

Przez dwie kwarty gra wyglądała bardzo dobrze ale w trzeciej Turcy nie tylko odrobili straty lecz uzyskali wyraźną przewagę. Nie było zwątpienia?

Popełnialiśmy błędy ale walczyliśmy i nie traciliśmy głowy choć chwilami za szybko chcieliśmy odrobić straty. Jednak już końcówka kwarty dzięki spokojniejszej grze należała do nas. Do końca wierzyliśmy jednak że ostatnie słowo będzie należeć do nas.

W decydujących momentach czwartej kwarty postawił pan na najmłodszych. Debiutujący na wielkiej imprezie 21-letni Piotr Pamuła i rok starszy Dardan Berisha zdobyli najważniejsze punkty. Nie bał się pan że nie wytrzymają presji?

Nie. Mam do nich zaufanie które oparte jest na ich ciężkiej pracy. Wziąłem ich na Litwę nie dlatego że odmładzamy zespół lecz dlatego że na to zasłużyli. Stanowią silny punkt drużyny, walczą w obronie i zdobywają ważne punkty.

Nie ma obaw że euforia po niespodziewanym sukcesie może wprowadzić dekoncentrację przed poniedziałkowym, decydującym o awansie do drugiej rundy, meczu z Wielką Brytanią?

Nie ma żadnej euforii. Po tym jak pogratulowałem i podziękowałem chłopakom za walkę, powiedziałem by natychmiast zapomnieli o tej wygranej. Nie będzie mieć ona żadnego znaczenia jeżeli w poniedziałek nie zagramy równie dobrze i nie pokonamy Brytyjczyków.

pap/onet /4.9.2011/

NIE PRZESTRASZYLI SIĘ

Zespół trenera Alesa Pipana nie przestraszył się tureckich gwiazd NBA, zagrał ambitnie, bez kompleksów i dzięki temu udało się mu odnieść bardzo ważne, zasłużone zwycięstwo. Tureckie gwiazdy nie mogły rozwinąć skrzydeł przy uważnie grającej defensywie Polaków, a nasi koszykarze skutecznie punktowali. Losy zwycięstwa ważyły się do ostatnich sekund, w końcówce jednak lepsi okazali się biało-czerwoni

Mecz rozpoczął się dla nas obiecująco. Dobrze pod koszem zachował się Adam Hrycaniuk i otworzył wynik, dodatkowo Turcy w odpowiedzi niecelnie rzucili za trzy i piłka znów wróciła w posiadanie biało-czerwonych. Niestety wtedy do kosza nie trafił Szczotka a pierwsze punkty dla wicemistrzów świata, z rzutów osobistych, zdobył Tunceri.

Kilka sekund później, dzięki ładnej akcji Koszarka z Hrycaniukiem, odzyskaliśmy prowadzenie i nie oddaliśmy go już do końca pierwszej kwarty. Biało-czerwoni grali ambitnie i z pomysłem a Turcy razili nieskutecznością. W pewnym momencie prowadziliśmy już 15:9 i zaniepokojony trener Orhun Ene zmuszony był wziąć czas. Niewiele to zmieniło i po końcowej syrenie na tablicy widniał obiecujący wynik 17:14 dla Polski.

Na drugą kwartę wicemistrzowie świata wyszli bardziej skoncentrowani i po chwili prowadzili 18:17. Na szczęście świetnie zaczął grać Dardan Berisha który m.in. dwukrotnie celnie rzucił za trzy. Niestety oprócz niego nie punktował żaden z Polaków i gdy ładnie z dystansu trafił Turkoglu, przy stanie 26:25 dla biało-czerwonych, trener Pipan poprosił o czas. Cała druga kwarta była bardziej wyrównana niż początek. Turcy kilka razy tracili do Polaków tylko jeden punkt, jednak końcówka należała do nas i na przerwę podopieczni Pipana schodzili prowadząc 39:35. Po pierwszej połowie najwięcej punktów /10/ miał na koncie Ersan Ilyasova, zawodnik Milwaukee Buks. Tylko jeden – Berisha.

Trzecią część meczu zaczęliśmy od celnych rzutów Kelatiego i Hrycaniuka. Prowadziliśmy już 43:35 i piłka była w naszym posiadaniu, niestety wtedy obudzili się Turcy i bardzo szybko doprowadzili do remisu. Dalsza część kwarty była wyrównana, jednak cały czas prowadzili Turcy. Bardzo dobrze zaczął grać wybrany w tegorocznym drafcie z numerem trzy Enes Kanter. Na szczęście przy próbie rzutu równo z syreną faulowany był Szewczyk i dzięki jego trzem trafieniom z osobistych przed ostatnią kwartą przegrywaliśmy tylko jednym punktem.

Czwarta kwarta zaczęła się od dwóch zaległych osobistych Szewczyka. Polak trafił i cały mecz zaczynał się praktycznie od początku. Wtedy niestety zabrakło nam skuteczności przez co, na pięć minut przed końcem przegrywaliśmy 68:75. Po czasie o który poprosił trener Polaków, za trzy trafili Szewczyk i Koszarek a na tablicy znów był remis 75:75. Na 40 sekund przed końcową syreną trójkę rzucił Pamuła i na tablicy widniało 82:81 dla Polaków, sensacja była blisko. Dziesięć sekund przed końcem wciąż prowadziliśmy. Wtedy z dystansu spudłował Tunceri i zwycięstwo należało do biało-czerwonych.

Z każdej grupy do następnej fazy awansują trzy najlepsze reprezentacje.

Polska – Turcja 84:83 (17:14, 22:21, 22:27, 23:21). Polska: Dardan Berisha 21, Adam Hrycaniuk 15, Szymon Szewczyk 12, Thomas Kelati 11, Robert Skibniewski 9, Łukasz Koszarek 7, Paweł Leończyk 4, Piotr Pamuła 3, Adam Łapeta 2, Piotr Szczotka 0; Turcja: Enes Kanter 19, Ersan Ilyasova 14, Hedo Turkoglu 13, Ener Preldzic 11, Omer Onan 9, Kerem Tunceri 6, Oguz Savas 5, Omer Asik 4, Ender Arslan 2, Sinan Guler 0, Cenk Akyol 0, Izzet Turkyilmaz 0

DRUGA WYGRANA

Była to druga wygrana biało-czerwonych którzy wcześniej pokonali Portugalczyków, a przegrali z Hiszpanami i Litwinami

Przed dwoma laty w Łodzi podczas poprzednich mistrzostw Europy zespół znad Bosforu wygrał z ekipą trenera Muli Katzurina, w składzie z Marcinem Gortatem i Maciejem Lampe, 87:69

Polacy tym razem grali w pierwszej kwarcie zespołowo w ataku i agresywnie w defensywie, czym zaskoczyli rywali. Łukasz Koszarek i Thomas Kelati nie tylko znakomicie potrafili znaleźć pod koszem wysokich partnerów ale sami zdobywali punkty. Po rzucie zza linii 6.75 m naturalizowanego Amerykanina który musiał sobie radzić z twarda obroną Omera Onana, Polska prowadziła 11:7, a po dwóch popisowych akcjach Szymona Szewczyka 15:9.

W drugiej kwarcie Turcy kilka razy zmniejszali straty do punktu (16:17, 25:26, 31:32) ale za każdym razem Polacy odpowiadali udanymi akcjami. Największą zasługę mieli w tym rezerwowi Dardan Berisha (9 punktów w tej kwarcie) i Robert Skibniewski (sześć). Obaj dwukrotnie trafili za trzy punkty i mieli przechwyty w obronie. Swoją postawą przyćmili grających w NBA Hedo Turkoglu i Ersana Ilyasovę którzy nie potrafili znaleźć właściwego rytmu gry i przebić się przez defensywę biało-czerwonych. Po 20 minutach 39:35 dla Polaków.

Najsłabsza w ich wykonaniu była trzecia kwarta, przegrana 22:27. Na początku tej części gry stracili 10 punktów z rzędu i w 26 minucie przegrywali 43:45. Sporo problemów sprawiał im mierzący 208 cm silnie zbudowany środkowy Enes Kanter z którym nie potrafili poradzić sobie Adam Hrycaniuk, Paweł Leończyk czy Szewczyk.

W ostatniej minucie tej kwarty wicemistrzowie świata uzyskali najwyższą przewagę w meczu (60:53). Los uśmiechnął się jednak do Polaków którzy w niespełna trzy sekundy nie tylko odrobili straty ale objęli jednopunktowe prowadzenie. Najpierw dwa punkty zdobył Skibniewski który przy wejściu pod kosz został złapany w pół przez Oguza Savasa. Faul niesportowy oznaczał rzut wolny i piłkę z boku dla Polski. Rozgrywający wykorzystał dodatkową szansę, a po rozpoczęciu gry równo z końcową syreną rzucającego zza linii 6.75 m Szewczyka sfaulował jeden z rywali.
Trener Turcji ostro zaprotestował przeciw decyzji arbitrów i został ukarany przewinieniem technicznym. Szewczyk wykonał pięć rzutów wolnych i nie pomylił się. Polska prowadziła 63:62.

W ostatniej, najbardziej wyrównanej kwarcie, Turcy mieli długo niewielką przewagę. Prowadzili różnicą dwóch, nieraz czterech punktów, ale Polacy nie zrezygnowali. Do remisu 75:75 doprowadził Koszarek rzutem za trzy. Od tej pory wynik zmieniał się niemalże po każdej akcji.

W końcówce trener Pipan postawił na młodych a ci nie zawiedli. Na 44 s przed końcem Piotr Pamuła, który powoli staje się specjalistą od rzutów za trzy punkty w końcówkach, trafił jak rutyniarz i Polska objęła prowadzenie 82:81. Rywale odzyskali je po rzutach wolnych Kantera ale ostatnie słowo należało do Polaków. Na rzut z półdystansu zdecydował się Berisha i trafił. Wicemistrzowie świata mieli 12 sekund na ostatnią akcję, ale Kerem Tunceri spudłował, a piłkę złapał Koszarek. Jedna z największych sensacji mistrzostw oraz wielki sukces polskiej drużyny stały się faktem.

pap/onet/int.pl /4.9.2011/

***

Gortat współwłaścicielem ŁKS-u

Jedyny Polak grający w koszykarskiej lidze NBA Marcin Gortat został współwłaścicielem piłkarskiej spółki ŁKS. Nowym sponsorem tytularnym łódzkiego klubu została firma Italcolor z Piotrkowa Trybunalskiego

O finansowym zaangażowaniu Gortata w piłkarską spółkę ŁKS poinformował jeden z współwłaścicieli klubu Filip Kenig. Gortat zakupił 3.5 mln akcji o łącznej wartości 1 mln 50 tys. zł

W ubiegłym roku koszykarz został wiceprezesem ds. rozwoju stowarzyszenia ŁKS Koszykówka Męska a od czwartku jest współwłaścicielem piłkarskiej spółki ŁKS.

pap /24.8.2011/

***

Gortat nie zagra w Eurobaskecie

– Nie da się ukryć że Eurobasket nie jest znaczącą imprezą a my nie jedziemy tam po medal. Dlatego nie jest to mój priorytet – powiedział Marcin Gortat, potwierdzając że nie wystąpi w polskich barwach w mistrzostwach Europy

– Nie chcę ryzykować, wolę poświęcić pół roku słabej gry i potem mieć zagwarantowane dwa lata kontraktu niż pokazać się przez miesiąc na Eurobaskecie – dodał nasz najlepszy koszykarz

Nie są to igrzyska, nie są to mistrzostwa świata, nie jest to nawet impreza na którą jedziemy zdobyć medal. Jest to zwykły Eurobasket w którym będę mieć jeszcze okazję zagrać pięć albo sześć razy. Dlatego to nie jest teraz mój priorytet – wyjaśnił jeszcze dobitniej polski jedynak w NBA.

Tu nie chodzi o pieniądze czy ich brak ze strony PZKosz. Osoba która się tym zajmowała straciła w ostatnim czasie kilka lat swojego życia, ‘siedząc na telefonie’, wysyłając mailem oferty i nie znajdując żadnego wyjścia z sytuacji. To nie jest jej wina, to nie jest wina PZKosz, czy moja. Mamy lokaut, moja decyzja była taka by przyjechać, bo chciałem pograć z reprezentacją. Mamy tu grupę młodych utalentowanych chłopaków i chciałem pokazać im rzeczy których nauczyłem się od Hakeema Olajuwona. Niestety tym razem się nie udało – dodał Gortat.

orangesportinfo /10.8.2011/

***

Gortat zagra w Rosji

– Wszystko wskazuje że w najbliższym sezonie będę grać w lidze rosyjskiej – oznajmił Marcin Gortat. Najlepszy polski koszykarz był na kortach w Sopocie gdzie trwa challenger

– Nieaktualna jest możliwość mojej gry w Polsce. Nasza liga stale się rozwija ale pod względem poziomu znacznie ustępuje rosyjskiej. Będę grać w bardzo ładnym mieście. 22 lipca zapewne podam więcej informacji – dodał Gortat

Przed wyjazdem do Rosji center Phoenix Suns weźmie udział na Litwie w mistrzostwach Europy które rozpoczną się 31 sierpnia. Rywalami Polaków będą drużyny: Litwy, Hiszpanii, Turcji, W. Brytanii i jednego zespołu z dodatkowych kwalifikacji.

W kadrze nie ma kilku podstawowych zawodników, brakuje nam z pewnością doświadczenia ale uważam że większe szanse na wyjście z grupy mamy w tym zestawieniu niż z weteranami w składzie. Ci młodzi głodni sukcesu koszykarze którzy powinni być kiedyś filarami drużyny narodowej mają okazję pokazać się teraz z jak najlepszej strony. Trafiliśmy do silnej grupy ale wszystko jest w naszych rękach. Gramy po pięciu jedną piłkę i w tym elemencie nikt nie ma przewagi – powiedział Gortat.

Według 27-letniego koszykarza w Polsce jest sporo utalentowanych młodych zawodników. – Mam nadzieję że szybko doczekam drugiego Polaka w NBA. Uważam że ogromne szanse ma nim zostać Mateusz Ponitka. Trzeba też bacznie śledzić kariery Jakuba Wojciechowskiego, Przemysława Karnowskiego, Tomasza Gielo czy też Michała Michalaka który podobnie jak ja wywodzi się ŁKS – dodał łodzianin.

27-letni Gortat, reprezentant Polski występujący w lidze NBA w której trwa lokaut, zagrał w piątek w Sopocie w koszykówkę i tenisa z najlepszym polskim deblem Mariuszem Fyrstenbergiem i Marcinem Matkowskim.

Siły zostały podzielone równomiernie – koszykarz znalazł się bowiem w parze z tenisistą. Gortat grał z Fyrstenbergiem a Matkowski z przyjacielem najlepszego polskiego koszykarza i szefem jego fundacji Filipem Kenigiem.

W czasie rozgrywania deblowego super tie-breaka Gortat wziął nawet specjalnie przygotowaną dla niego ogromną rakietę ale po paru wymianach postanowił wrócić do mniejszego, klasycznego modelu.

Rywalizacja obu teamów zakończyła się remisem. Co prawda w tenisa drużyna Gortata przegrała 9:10 ale w jego koronnej dyscyplinie triumfowała 10:9.

Pierwszy raz miałem okazję zagrać w tenisa z profesjonalnymi zawodnikami. Jeżeli czas w przyszłym roku pozwoli to również przyjadę do Sopotu. Obiecuję jednak że wtedy będę zdecydowanie lepiej przygotowany do występu na korcie – zapowiedział Gortat.

O’NEAL KOMENTATOREM TELEWIZYJNYM

Gwiazdor ligi NBA Shaquille O’Neal który w czerwcu zakończył karierę koszykarską, podpisał kontrakt z telewizją TNT dla której będzie komentować mecze najlepszej ligi świata

Mam odpowiednie doświadczenie. Rozegrałem w NBA 19 sezonów i myślę że moje uwagi będą wyważone – powiedział O’Neal który w studiu TNT dołączy do innych legend ligi: Charlesa Barkleya, Kennyego Smitha oraz Erniego Johnsona.

39-letni dziś O’Neal był czterokrotnym mistrzem NBA: trzy razy z Los Angeles Lakers i raz z Miami Heat. Do meczu gwiazd NBA wybierano go piętnastokrotnie. W dorobku ma złoty medal igrzysk olimpijskich (1996) i mistrzostw świata (1994).

pap /15.7.2011/

***

Teraz Winnicki albo import

Błędy trenerów i brak doświadczenia drużyny w walce o stawkę – to zdaniem jednego z najlepszych szkoleniowców w historii naszej koszykówki Ludwika Miętty-Mikołajewicza powody słabego występu reprezentacji Polski w mistrzostwach Europy

Rozmowa z Ludwikiem Mięttą-Mikołajewiczem

Trudno oceniać występ reprezentacji która jako gospodarz kończy występ na drugiej rundzie EuroBasketu wygrywając zaledwie jeden mecz?

Miałem przyjemność uczestniczenia 24 razy w mistrzostwach Europy i w żadnym z tych turniejów nie zdarzyło się by gospodarz zajął tak odległe miejsce. To olbrzymi zawód dla środowiska, polskiej koszykówki, a przede wszystkim dla kibiców którzy mimo wszystko, mimo wyników, wierzyli w drużynę i przychodzili na mecze w Katowicach. To miejsce w mistrzostwach nie może napawać optymizmem z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego że popularność dyscypliny tworzą wyniki reprezentacji. Kluby mające nawet duże osiągnięcia nie są w stanie zbudować koniunktury, zainteresowania dyscypliną. Najlepiej potwierdza to przykład siatkówki w ostatnich latach.

Jak zatem jako były trener reprezentacji, dwukrotny wicemistrz Europy i wielokrotny mistrz Polski z Wisłą Kraków, ocenia pan pracę sztabu trenerskiego?

Dla mnie zupełnie niezrozumiała była filozofia trenerów prowadzenia drużyny w ciągłych zmianach, w taki sposób że nie pozwolono się zawodniczkom rozegrać. Co parę minut następowała wymiana składu. Podam jeden przykład, symptomatyczny dla całego turnieju: w meczu z Chorwacją w pierwszej kwarcie wyszło na parkiet jedenaście zawodniczek. To jest dla mnie niewyobrażalne. Proszę zobaczyć jak grają inne drużyny – na przykład Czarnogóra w której podstawowe koszykarki były na parkiecie ponad trzydzieści minut. Dzięki temu drużyna jest skonsolidowana i zaszła tak daleko, wygrywając wszystko. U nas nie było koncepcji gry bo każda zawodniczka zanim weszła w mecz była już zmieniana po jednym błędzie. Także po kilku udanych akcjach gdy wstrzeliła się w kosz. Ten sposób prowadzenia był dla drużyny szkodliwy.

Czy tę drużynę, bez kilku zawodniczek, stać było na walkę o igrzyska? Może były za duże oczekiwania?

Bycie gospodarzem to przywilej i trzeba go umieć wykorzystać. Prosiło się by osiągnąć tu w katowickim Spodku, tak ważnym dla polskiej koszykówki miejscu, dobry wynik. Moim zdaniem były ku temu możliwości. Uważam że poziom mistrzostw nie jest za wysoki i to była dla nas szansa. Do tej pory widziałem jeden dobry mecz – Francja – Czarnogóra, choć oczywiście mój ogląd sytuacji jest niepełny bo nie śledziłem na żywo, a tylko w internecie, meczów w Bydgoszczy. Można było osiągnąć to o czym mówiliśmy przed mistrzostwami, czyli otworzyć sobie drogę do turnieju olimpijskiego, zajmując miejsce w pierwszej piątce.

Graliśmy jednak bez liderki Agnieszki Bibrzyckiej a inne wyróżniające się koszykarki w rozgrywkach polskiej ligi były kontuzjowane…

Potencjał tej drużyny, mimo nieobecności wspomnianych kilku czołowych zawodniczek, i tak był moim zdaniem duży. Żal mi dziewczyn bo wiem że włożyły w przygotowania i same mistrzostwa dużo pracy, ambicji, własnego zaangażowania i poświęcenia, a spotkał je potężny zawód.

Czy ostatni wyrównany mecz z obrońcą tytułu Francją pokazuje że zespół nie był taki słaby jak wyniki?

W meczu z Francją była zdecydowanie najlepsza obrona. Było też mniej zmian i drużyna funkcjonowała momentami nieźle. Przy lepszym prowadzeniu drużyny i bardziej konsekwentnej grze stać nas było na zwycięstwo w każdym meczu, z wyjątkiem Czarnogóry. Tego nie mogliśmy wygrać. Dziewczyny które dwa lata nie walczyły o punkty zjadła debiutancka trema. Były sparaliżowane a poza tym przeciwnik był bardzo silny.

Czy zatem ten sztab szkoleniowy ma jakieś perspektywy przed sobą?

Nie jestem we władzach związku więc nie do mnie należy kierować pytanie o przyszłość trenera. Prywatnie muszę powiedzieć że nie wyobrażam sobie drużyny narodowej pod tym kierownictwem.

Reprezentację w ostatnich latach bez sukcesów prowadzili polscy szkoleniowcy, czy zatem nie czas na zmianę i sięgnięcie po obcokrajowca?

Jestem za trenerami polskimi bo uważam że stać nas by kadrę prowadził dobry trener Polak. Bardzo żałuję że dwa lata temu nie wybrano Jacka Winnickiego który był kontrkandydatem obecnego szkoleniowca. Moim zdaniem on potrafiłby wydobyć z tej drużyny znacznie więcej. Jeżeli więc obecnie nie Winnicki to trzeba zatrudnić trenera zagranicznego. Nie sięgałbym po szkoleniowców z USA ale tych z bliskiej nam Europy. Bardzo dobrzy trenerzy są na Litwie, Łotwie, Bałkanach, tam gdzie koszykówka jest liczącą się dyscypliną i ma sukcesy.

Czy mimo wyniku poniżej oczekiwań któraś z koszykarek zasłużyła na wyróżnienie?

Zdecydowanie Ewelina Kobryn która była podstawową zawodniczką, niestety za mało wykorzystywaną. Nie dostawała zbyt wielu piłek pod kosz a jak podania do niej docierały to gdzieś na siódmym metrze i w tej sytuacji trudno było zrobić coś sensownego. To zawodniczka która w zasadzie tylko spod kosza powinna zdobywać punkty. Bardzo cenię Agnieszkę Skobel. Jako trener lubiłem właśnie takie koszykarki – szybkie i dynamiczne, jak Halina Iwaniec, Grażyna Seweryn, czy Ludka Janowska. Mogła być motorem tej drużyny ale też niestety była zbyt mało wykorzystywana i częściej siedziała na ławie.

pap/int.pl /27.6.2011/

***

Pożegnaliśmy Małgorzatę Dydek

W piątek 17 czerwca pożegnaliśmy Małgorzatę Dydek. Urnę z prochami zmarłej koszykarki złożono na cmentarzu w Ząbkach koło Warszawy

Przed rozpoczęciem Mszy św. w kościele pw. Miłosierdzia Bożego w Ząbkach rodzinie zmarłej Małgorzaty Dydek przekazano pośmiertnie przyznane jej przez prezydenta RP odznaczenie – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski

W homilii duszpasterz sportowców ks. Edward Pleń powiedział: ‘Śmierć Małgorzaty Dydek jest ogromną raną dla wszystkich bo odeszła w wiośnie życia i w kalendarzowej wiośnie w przededniu lata. Chodziła po ziemi ale głowę miała w niebie. Kochała życie i spotkania z ludźmi. W ostatnich latach pochłonęło ją macierzyństwo’.

Ks. Pleń przyznał że śmierć zawsze przychodzi nie w porę, niezależne kogo zabiera. ‘Każdy pogrzeb dla rodziny i przyjaciół to jak bezmyślnie złamana róża’ – mówił. ‘Mimo to wiara pozwala spojrzeć głębiej niż ludzki wzrok. W każdej śmierci mimo jej ciężaru istnieje ziarenko życia’ – tłumaczył.

Odwołując się do słów św. Augustyna ks. Pleń powiedział: ‘Panie, my nie mamy żalu że nam ją zabrałeś ale dziękujemy Tobie że nam ją dałeś, że dałeś ją na te 37 lat’.

 

Księga życia Małgorzaty Dydek została zamknięta’ – powiedział ks. Pleń.

Homilię zakończył słowami ks. Jana Twardowskiego: ‘Śpieszmy się kochać ludzi – tak szybko odchodzą’.

We Mszy. św. wzięło udział wielu sportowców i przedstawicieli tego środowiska, m.in. prezes Polskiego Związku Koszykówki Grzegorz Bachański, reprezentacyjne koleżanki Małgorzaty Dydek z którymi w 1999 r. zdobyła złoty medal mistrzostw Europy, oraz przedstawicielka Amerykańskiej Ligi Koszykówki WNBA Renee Brown. Amerykanka zapowiedziała stworzenie specjalnej nagrody im. Małgorzaty Dydek.

Margo lubili wszyscy, zarówno kibice jak i zawodniczki. Była nie tylko koszykarką klasy światowej ale przede wszystkim człowiekiem wielkiej klasy i dlatego pozostanie w naszych sercach na zawsze – powiedziała Brown.

Bachański szczegółowo wymienił wszystkie, liczne osiągnięcia Dydek i powiedział że ‘przez niemal dwie dekady była podstawowym, bezcennym zawodnikiem polskiej kadry’.

Jej koleżanka z reprezentacji Elżbieta Trześniewska przyznała że bez Ptysia nie byłyby możliwe takie sukcesy jak mistrzostwo Europy czy start na igrzyskach olimpijskich w Sydney. Wspominała także jaką osobowością Dydek była poza parkietem. – Małgosia była niezwykle ciepła i cierpliwa. Miała przyjaciół na całym świecie. Zawsze otaczały ją tłumy dzieci które chciały się skonfrontować z jej wzrostem. Nigdy im nie odmawiała. Czasem godzinami po meczu podpisywała koszulki, pozowała do zdjęć.

int.pl/pap/mag/ms/kai /17.6.2011/

***

Pogrzeb Małgorzaty Dydek w piątek

Pogrzeb ś.p. Małgorzaty Dydek-Twigg odbędzie się w piątek 17 czerwca w Ząbkach – poinformował Polski Związek Koszykówki

Msza św. pogrzebowa rozpocznie się o godzinie 12 w kościele pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego w Ząbkach pod Warszawą, przy ul. 11 listopada 4

Ceremonii pogrzebowej będzie przewodniczyć krajowy duszpasterz sportowców ks. Edward Pleń

Po Mszy św. nastąpi wyprowadzenie urny z prochami na miejscowy cmentarz.

Rodzina M. Dydek zwraca się z prośbą o nieskładnie wieńców i kwiatów. W kościele będzie wystawiona puszka do której będzie można składać datki. Pieniądze zostaną przekazane na oddział kardiochirurgii dziecięcej jednego z warszawskich szpitali.

/12.6.2011/

Ulica Małgorzaty Dydek?

Mieszkańcy Wołomina chcą by jedną z ulic nazwać imieniem zmarłej niedawno Małgorzaty Dydek. W tej sprawie wystosowali petycję do Rady Miejskiej w Wołominie, mieście w którym ś.p. Małgorzata Dydek mieszkała i stawiała pierwsze kroki

‘My niżej podpisani zwracamy się z prośbą o nadanie imienia Małgorzaty Dydek jednej z ulic w Wołominie lub hali sportowej na terenie OSiR Wołomin. Małgorzata Dydek pochodziła z Wołomina, w naszym mieście wychowywała się i nigdy o Wołominie nie zapominała, sławiąc jego dobre imię’ – napisali mieszkańcy Wołomina.

Małgorzata Dydek razem z siostrami i rodzicami mieszkała wiele lat na Osiedlu Nafty w Wołominie. To tam właśnie, w lokalnym klubie sportowym Huragan, zaczęła się jej kariera koszykarska. W Huraganie grała do 1992 r.

Wiele razy o tym wspominała i zawsze podkreślała że pochodzi z Wołomina. Dlatego mieszkańcy bardzo chcą by jak najszybciej nazwać jej imieniem jedną z ulic.

cap/f. /13.6.2011/

***

Zawodniczka bezcenna

– Przede wszystkim miałyśmy w składzie śp. Małgosię Dydek wokół której zespół został zbudowany. To była zawodniczka-skarb, absolutnie bezcenna – mówi Ilona Mądra, kapitan mistrzyń Europy z 1999 r.

Rozmowa z Iloną Mądrą

Co pani czuje gdy wraca pamięcią do roku 1999 i największego sukcesu w historii polskiej koszykówki?

Przede wszystkim radość, satysfakcję, także dlatego że sprawiłyśmy wszystkim wokół i sobie taką niespodziankę. Przystępując do tych mistrzostw każda z nas gdzieś po cichu myślała że byłoby wspaniale zająć jak najwyższe miejsce, zwłaszcza że pozycja w czołowej czwórce dawała przepustkę do igrzysk. A nigdy wcześniej reprezentacja kobiet nie grała na olimpiadzie, więc chciałyśmy tworzyć historię. Szczerze jednak powiem – my same nie spodziewałyśmy się że turniej zakończy się tak wspaniale.

Nie rozmawiały ze sobą że byłoby pięknie zdobyć medal, stanąć na podium?

Aż tak to nie. Pewnie że o tym rozmawiałyśmy. Chyba jednak żadna z nas nie sądziła że dotrzemy tak daleko, aż do finału i na dodatek w nim wygramy. Ale po kolei – do mistrzostw przygotowywałyśmy się trzyletnim tokiem. Polski Związek Koszykówki zapewnił nam naprawdę świetne zaplecze, specjalne diety, opiekę medyczną, słowem – na nic nie mogłyśmy narzekać. Trenerzy Tomasz Herkt i Andrzej Nowakowski zadbali o najdrobniejsze szczegóły, takie choćby jak obecność psychologa. Nie ma co się oszukiwać, opieka nad grupą kilkunastu dziewczyn nie jest zajęciem łatwym, zwłaszcza że kobiety miewają humory (śmiech). My ze swojej strony w pełni zaufałyśmy szkoleniowcom. Uwierzyłyśmy że pracując według ich zaleceń możemy zajść daleko, osiągnąć sukces. Żadna nie pytała, nie miała wątpliwości czy dana jednostka treningowa jest słuszna, odpowiednia. Wiedziałyśmy przy tym że pracujemy dobrze, mądrze, ofiarnie, co dodatkowo umacniało nasze przekonanie. Stałyśmy się silne fizycznie i silne wiarą a przy tym byłyśmy szalenie głodne sukcesów. A potem już podczas mistrzostw z każdym wygranym meczem ta wiara dodawała nam skrzydeł.

Mistrzostwo Europy zaskoczyło chyba wszystkich, najbardziej telewizję. Warto przypomnieć młodszym kibicom że ani jedna stacja nie pokazała bezpośredniej transmisji z jednego choćby meczu.

Powiem coś jeszcze ciekawszego. Tuż po finale zostałyśmy zaproszone do regionalnego ośrodka telewizji w Katowicach gdzie panowie redaktorzy mieli przeprowadzić z nami wywiady na żywo. Siedziałyśmy na zapleczu i czekałyśmy. Nagle okazało się że możemy wracać do domów – zabrakło dla nas czasu antenowego. Faktycznie, przebieg turnieju zaskoczył wszystkich, także media. Nie za bardzo to rozumiałyśmy. Przecież sam fakt organizowania mistrzostw w Polsce był chyba wystarczającym powodem by pokazywać przynajmniej mecze swojej reprezentacji. Tymczasem kibice nie obejrzeli nawet finału. Było nam przykro ale takie jest życie. Gorzej że nasz sukces nie został później wykorzystany przez PZKosz do promocji i popularyzacji koszykówki. Jak można to uczynić – pokazano w przyszłości przy okazji obu reprezentacji siatkarskich i piłkarzy ręcznych.

A nie odnosi pani wrażenia że i o rozpoczynających się za kilka dni mistrzostwach jest cicho? Za cicho?

Pewnie gdyby zapytać kogoś na ulicy czy wie że w sobotę rozpoczynają się mistrzostwa, w jakich miastach będą rozgrywane i z czyim udziałem, to nie potrafiłby odpowiedzieć. Ma pan rację, jest o nich trochę cicho. Wiedzą ludzie związani ze sportem, koszykówką, poza tym promocja kuleje. Staram się jednak nieco usprawiedliwiać nowe władze PZKosz które przejęły cały układ w trudnym momencie. 18 czerwca będziemy miały ciekawe spotkanie pokoleń na którym będą i mistrzynie sprzed 12 lat, i panie które wcześniej odnosiły piękne sukcesy z trenerem Ludwikiem Mięttą.

Wracając do mistrzostw z 1999 r. – przypominały one świetnie napisany scenariusz w którym były dramaty, zwroty akcji i piękny finał.

Tak, niewiele zabrakło a odpadłybyśmy już po fazie grupowej. Pokazałyśmy jednak że opłaca się walczyć do końca. Zresztą ja zawsze wyznawałam zasadę że prowadząc nawet 30 punktami i mając zwycięstwo w kieszeni – nie można spasować i powiedzieć: ‘Dobrze, wystarczy wygrać 25’. Nie, jak się prowadzi 30, to trzeba wygrać 35 punktami. Takie podejście cechuje najlepszych i cechowało nas w Katowicach.

Kiedy uwierzyłyście że możecie dojść na sam szczyt?

Trudne pytanie… Chyba dopiero w finale… Nie znaczy to że wcześniej nie wierzyłyśmy w siebie. Każda z nas wychodząc na boisko chciała wygrywać i żadna inna myśl nam nie przyświecała. Nie kalkulowałyśmy, nawet nie dopuszczałyśmy scenariusza że wydarzenia mogą różnie się potoczyć. Postawiłyśmy przed sobą konkretny cel i było nim miejsce w czwórce gwarantujące kwalifikację olimpijską. A gdy już awansowałyśmy do półfinałów – po prostu nie zatrzymałyśmy się.

W złotej drużynie było mnóstwo indywidualności, charakterów które w połączeniu z umiejętnościami dały efekt przewyższający oczekiwania. Co stanowiło jej największą siłę?

Właśnie umiejętności i charaktery. Przede wszystkim miałyśmy w składzie śp. Małgosię Dydek wokół której zespół został zbudowany. To była zawodniczka-skarb, absolutnie bezcenna, wspaniała – zarówno na boisku jak i poza nim. Ale sama tytułu by nie zdobyła, nie można zapominać o Krystynie Larze, Sylwii Wlaźlak, Beacie Predehl, Elżbiecie Trześniewskiej, Patrycji Czepiec, Joannie Cupryś i pozostałych dziewczynach które… nie potrafiły przegrywać. Oczywiście w pozytywnym tego zwrotu znaczeniu. Gdy wychodziłyśmy na parkiet – nigdy się nie poddawałyśmy, walczyłyśmy od pierwszej do ostatniej minuty, zostawiając na nim serce i zdrowie. Ta reprezentacja została fantastycznie dobrana charakterologicznie, bo choć wszystkie byłyśmy i jesteśmy indywidualnościami, mamy charyzmę, to szybko się polubiłyśmy i więzy utrzymujemy do dziś. Mam przykładowo stały kontakt z Patrycją, Krysią, Sylwią, Kasią Dydek czy Kasią Dulnik i nie zmienia tego fakt że rozjechałyśmy się po Polsce i świecie. Trzy lata przygotowań scaliły nas na zawsze. I to jest chyba najlepsza odpowiedź. Byłyśmy zespołem przez duże Z, cały czas razem.

Za kilka dni pani młodsze koleżanki, następczynie, rozpoczną bój w kolejnych mistrzostwach organizowanych w Polsce. Mają szansę na powtórkę?

Nie będzie łatwo, wręcz przeciwnie ale wierzę w nie. Mają charaktery, mają charyzmę, to dziewczyny które rozpiera energia. Chcą grać i wygrywać. Oby tylko potrafiły odciąć się od świata zewnętrznego, nie słuchać prognoz, oczekiwań, ocen, spekulacji dziennikarskich. Muszą skupić się tylko i wyłącznie na sobie i celu jaki mają. Jest nim miejsce w czołowej piątce, równoznaczne z olimpijską kwalifikacją. Jestem pewna że stać je na nie, a gdy już to osiągną, mogą postarać się o więcej – medal. Jaki? Nie wiem ale nie miałabym nic przeciw gdyby poszły w nasze ślady. Więcej – życzę im tego z całego serca.

rozm. ps/nd /16.6.2011/

/polskie koszykarki zostały mistrzyniami Europy w 1999 r. wygrywając turniej organizowany w naszym kraju; w półfinale sensacyjnie pokonały Rosję, a w finale okazały się lepsze od Francji/

***

Zagrają dla Małgorzaty Dydek

W sobotę zaczynają się w Katowicach mistrzostwa Europy koszykarek. 12 lat temu podczas ostatnich mistrzostw Europy kobiet w naszym kraju – też w Katowicach – Polki sięgnęły po złoto. A drużynę poprowadziła do wielkiego sukcesu ś.p. Małgorzata Dydek

– Zagramy teraz dla Gosi Dydek. Wciąż mamy ją w naszych sercach – powiedziała liderka reprezentacji Ewelina Kobryn

Rozmowa z Eweliną Kobryn

Polscy kibice chcieliby żebyście zagrały na medal.

Celem minimum jest piąte miejsce gwarantujące udział w olimpijskich kwalifikacjach. Jeżeli dopisze nam szczęście i… forma – medal też będzie w zasięgu.

W grupie czekają na was Czarnogóra, Hiszpania i Węgry lub Niemcy (zadecyduje mecz barażowy). To trudne rywalki.

Wszyscy mówią że Hiszpania jest poza naszym zasięgiem. Czarnogóra też ma zawodniczki grające na co dzień w Eurolidze. Bardzo ważny, być może decydujący, będzie pierwszy mecz z Czarnogórą. Musimy być maksymalnie skoncentrowane.

Hiszpanki prowadzi Jose Hernandez, na co dzień trener krakowskiej Wisły.

Przekomarzałyśmy się z trenerem że Polska i tak wygra z jego Hiszpanią. Nie bardzo w to wierzył. Liczę że będzie odczuwać dodatkową presję, za bardzo będzie chcieć… To może być nasza szansa.

rozm. dj/su /16.6.2011/

TRENER REPREZENTACJI DARIUSZ MACIEJEWSKI: Gramy w grupie z Hiszpanią która jest w mojej opinii jednym z głównych faworytów do złotego medalu. My musimy skoncentrować się na dwóch pierwszych meczach, bo one będą kluczowe. A trzeci (właśnie z Hiszpanią – przyp. red.) musimy zagrać mądrze i może otworzyć się szansa wygranej. Wszystkie zespoły są w naszym zasięgu. Musimy grać z wiarą że nie jesteśmy słabą drużyną. Sparingi pokazały że potrafimy rywalizować z każdym i bić się o zwycięstwo nawet w samych końcówkach.

dj/su /16.6.2011/

***

Skremowano ciało Dydek

Ciało zmarłej na niewydolność serca koszykarki Małgorzaty Dydek zostało skremowane w Brisbane w Australii. I tam odbyła się pierwsza ceremonia pogrzebowa

Na ceremonii kremacji ciała Dydek były jej młodsza siostra Marta i matka

Obecny był też mąż koszykarki Dawid Twigg, dwójka jej dzieci oraz przyjaciele z Australii

Teraz prochy Małgorzaty Dydek przylecą do Polski. W podwarszawskich Ząbkach odbędzie się pogrzeb kościelny koszykarki. Spodziewane są tłumy ludzi. Pogrzeb odbędzie się między 11 a 17 czerwca.

Mąż Małgorzaty Dydek, David Twigg, chce przylecieć na pogrzeb z Australii do Polski. Nie będzie to jednak łatwe. Nie ma ostatecznej daty pochówku, a Twigg mieszka w Brisbane, w Australii. Na głowie ma też opiekę nad dwójką ich dzieci.

Przyjazd na pogrzeb będzie dla niego nie lada wyzwaniem. Bezpośrednich lotów do Polski nie ma. Z Australii do naszego kraju leci się ponad 30 godzin. Twigg ma jednak nadzieję że wszystko uda się zorganizować.

cap./f. /6-7.6.2011/

***

Pogrzeb Małgorzaty Dydek

– Małgosię pochowamy w podwarszawskich Ząbkach między 11 a 17 czerwca – powiedziała siostra zmarłej koszykarki Katarzyna Dydek

– Najważniejsze jest to kiedy urna z prochami dotrze do Polski. Od tego zależy dokładna data pogrzebu – dodała Katarzyna Dydek

Na razie odbyło się tylko kameralne pożegnanie w Australii dla najbliższej rodziny i przyjaciół

Wiele wskazuje że niedługo po pogrzebie Małgorzaty Dydek hala sportowo-widowiskowa w Gdyni zostanie nazwana imieniem zmarłej koszykarki.

Taki wniosek prezydent Gdyni Wojciech Szczurek dostał od Stowarzyszenia Miłośników Koszykówki. Kibice chcą również by numer 12 (grała w nim Dydek) został zastrzeżony, a koszulka umieszczona pod dachem obiektu.

po/su /3.6.2011/

***

Małgorzata Dydek nie żyje

Była reprezentantka Polski – koszykarka Małgorzata Dydek zmarła w piątek w nocy o godz. 0.30 polskiego czasu w szpitalu w australijskim Brisbane

Od tygodnia Polka była w stanie śpiączki farmakologicznej. 28 kwietnia skończyła 37 lat. Miała męża i dwójkę synów, była w ciąży

19 maja Dydek miała atak serca, straciła przytomność w swoim domu w Brisbane, gdzie po zakończeniu kariery sportowej mieszkała z mężem i synami

Pierwsza próba wybudzenia złotej medalistki mistrzostw Europy podjęta kilkanaście godzin po wypadku nie powiodła się. Koszykarka miała arytmię serca.

Małgosia odeszła od nas o godz. 5.30 czasu australijskiego. Do końca była przy niej mama, siostra Marta i mąż David. Małgosia nie była w stanie samodzielnie oddychać – powiedziała jej siostra Katarzyna, też była koszykarka.

Bardzo proszę media o uszanowanie tej tragedii i by nie naruszano naszej prywatności – zaapelowała.

Małgorzata Dydek 28 kwietnia obchodziła 37 urodziny. W Australii mieszkała od kilku lat. Była czołową zawodniczką reprezentacji Polski która w 1999 r. w Katowicach zdobyła mistrzostwo Europy. Grała z sukcesami w zawodowej lidze amerykańskiej WNBA i w Europie, między innymi w Hiszpanii i Rosji. Karierę zakończyła w 2008 r.

Dydek była w czwartym miesiącu ciąży. Osierociła dwóch synów.

M. Dydek występowała m.in. w Pool Getafe Madryt, San Antonio Silver Stars, Polpharmie Gdynia, UMMC Jekateryngburg oraz Ros Casares Walencja. W 2000 r. wystąpiła w igrzyskach olimpijskich w Sydney.

Zawsze będzie nam jej brakować

Śmierć Polki opłakuje koszykarski świat. Zespół Northside Wizards w którym Małgorzata Dydek pracowała w roli trenera, wydał oświadczenie

‘Margo, zostaniesz na zawsze w naszych sercach. Z najgłębszym smutkiem informujemy o śmierci Margo Dydek. Margo miała atak serca ponad tydzień temu i odeszła w piątek 27 maja, w spokoju i otoczona swoją rodziną. Byłaś kochaną częścią naszej wspólnoty i zawsze będzie Cię brakować. Łączymy się w żalu z twoją rodziną, mężem Davidem i wspaniałymi synkami’ – napisano w oświadczeniu.

Małgosia była jak rodzina

– Odejście Małgosi Dydek to wielka strata dla koszykówki ale i całego polskiego sportu – powiedział były trener polskiej reprezentacji Tomasz Herkt

Małgosia Dydek była dla mnie jak rodzina. Pamiętam ją od samych początków kariery, to ja ściągałem ją do Olimpii Poznań gdy miała zaledwie 16 lat. Długo razem pracowaliśmy, razem zdobyliśmy mistrzostwo Europy, byliśmy na igrzyskach olimpijskich w Sydney – powiedział Herkt.

To wielka strata dla polskiej koszykówki. Dydek była wyjątkowa pod wieloma względami, ale jej doświadczenie dawało innym zawodniczkom poczucie że mają się na kim wzorować – dodał trener.

Herkt powiedział też że również w kontaktach prywatnych bardzo dobrze rozumiał się z Dydek.

Bardzo ją lubiłem. Rzadko się zdarza taka nić porozumienia między zawodniczką a trenerem. Ceniłem jej otwartość, poczucie humoru i ciepło. Tak wiele osiągnęła a pozostawała bardzo skromna

mh/tvn/pap/onet/orange/km /27.5.2011/

***

Australijczycy siostrze odmówili

Katarzyna Dydek nie dość że straciła siostrę to jeszcze nie mogła się z nią pożegnać, bo Australijczycy odmówili jej wizy…

37-letnia Małgorzata Dydek w czwartek (19 maja) trafiła do szpitala w Brisbane w wyniku zatrzymania pracy serca. Nasza była reprezentantka walczyła o życie przez tydzień. W tej walce postanowiła wesprzeć ją najbliższa rodzina.

Niestety, nie wszyscy mogli polecieć do Brisbane. Australijczycy odmówili wizy Katarzynie Dydek, starszej siostrze Małgorzaty. Nie mogła więc ona polecieć do Australii, by być w tych trudnych chwilach przy siostrze.

Katarzyna Dydek została więc w Polsce. Stąd obserwowała walkę Małgorzaty o życie. Wiadomości otrzymane od rodziny przebywającej w szpitalu przekazywała dziennikarzom. – Respirator działa na połowę mocy gdyż Gosia zaczęła samodzielnie oddychać. Na razie jednak lekarze nie podjęli ostatecznej decyzji kiedy rozpoczną proces jej wybudzania. Jest codziennie monitorowana i to od wyniku badań zależy decyzja – mówiła Katarzyna na początku tygodnia.

Niestety, w czwartek stan Małgorzaty bardzo się pogorszył. Katarzyny nie było wtedy przy niej. To australijscy biurokraci nie pozwolili jej pożegnać się z Małgosią. Ważniejsze od siostrzanej miłości były dla nich wymogi formalne i rubryczki we wniosku wizowym.

tek/f. /27.5.2011/

***

Więcej niż gwiazda

Chciała być harcerką, biegi w maluchu zmieniała kolanem, wystąpiła u Jaya Leno. Na treningach sympatycznie leniuchowała, zdobyła mistrzostwo Europy, podbiła żeńską NBA. Założyła rodzinę, urodziła dwóch synów. Zmarła będąc w ciąży z trzecim dzieckiem

Małgorzata Dydek była jedną z najsłynniejszych, najlepszych i najwyższych koszykarek na świecie. Z reprezentacją Polski, Olimpią Poznań i Lotosem Gdynia, francuskim Valenciennes, hiszpańskimi Pool Getafe Madryt i Ros Casares Walencja, a także z Connecticut Sun w amerykańskiej WNBA zdobyła kilkanaście trofeów, grała w ponad 20 finałach różnych rozgrywek.

Ale była też kimś więcej niż koszykarką odnoszącą sukcesy. Była ikoną swojej dyscypliny znaną na całym świecie – Ptysiem w Polsce, Margo na świecie. Jej niespodziewaną śmierć, wynik zatrzymania się akcji serca, opłakiwano szczególnie w Polsce, USA i w Australii. ‘Jestem w szoku, odkąd usłyszałam o stracie tak cudownej osoby, matki i żony’ – napisała po śmierci Dydek była supergwiazda WNBA Lisa Leslie.

‘Natapirowali włosy i wyszło 215 cm’

Była środkową pod względem wieku ale pierwszą pod względem wzrostu z trzech córek Jana i Marii [o cztery lata starsza Katarzyna ma 197 cm wzrostu, a osiem lat młodsza Marta 195 cm]. Tata Małgosi ma niemal dwa metry wzrostu, mama ponad 180 cm, a dziadek Aleksander ponoć 210 cm. Ile dokładnie miała Małgorzata? Po podpisaniu kontraktu w 1998 r. z Utah Starzz pomiary w Salt Lake City wykazały dokładnie 218.4 cm.

To żarty. Mierzyli mnie pod ścianą, natapirowali włosy i wyszło 215 cm. Powiedzieli mi jednak że skoro gram w butach to dodadzą mi cal i tak zostało – mówiła potem Dydek a po świecie krążyło kilka wersji dotyczących jej wzrostu – od 213 do 218 cm.

Na pytania o centymetry odpowiadała setki a może nawet tysiące razy. Nie cierpiała ich ale była cierpliwa. – Gdybym mogła wybrać, chciałabym być niższa. Mieć 185 czy 190 cm byłoby trochę praktyczniej – stwierdziła kiedyś. Ale to dzięki wzrostowi zrobiła wielką karierę w koszykówce która pomogła jej wyrosnąć z kompleksów.

Kiedy była nastolatką wzrost był jej utrapieniem. – Wychodziłam na ulicę, nawet tylko po zapałki do kiosku, zawsze wracałam z płaczem. Ale przyzwyczaiłam się. Dzisiaj dziwnie się czuję gdy na ulicy nikt na mnie nie patrzy. Myślę wtedy: Boże, coś musi być nie tak! – śmiała się Dydek w jednym z wywiadów.

Opowiadała anegdoty o jeździe maluchem którym kierowała siedząc na tylnym siedzeniu, a biegi zmieniała kolanem. W wieku 20 lat, jako koszykarka Olimpii, jeździła po Poznaniu białym renault clio. Lubiła zabawę w amatorskich rajdach, na ulicach parkowała gdzie popadnie. Straż miejska była jednak dla niej wyrozumiała i z uśmiechem ściągała blokady kół.

Sympatyczne lenistwo

Karierę zaczęła w Huraganie Wołomin, choć zamiast koszykarką chciała być… harcerką. – Nic tylko siedzieć w lesie i palić ogniska. Skusiła mnie starsza siostra. Czym? Legitymacją klubową. Taką w sztywnej okładce, składaną, ze zdjęciem. To było coś nowego więc poszłam na trening – opowiadała.

W młodzieżowych rozgrywkach wypatrzył ją Tomasz Herkt, trener Olimpii Poznań, który przez dekadę na przełomie wieków był architektem sukcesów polskich koszykarek w klubach i w reprezentacji. Maturę Dydek zdawała w Poznaniu, już po zdobyciu z reprezentacją juniorek brązu mistrzostw Europy, ale przed wywalczeniem trzeciego miejsca w młodzieżowych mistrzostwach świata.

W 1998 r. tuż po wyborze w drafcie z nr. 1 do WNBA ale jeszcze rok przed wygraniem mistrzostw Europy Herkt mówił o 24-letniej Dydek. – Jej kariera sportowa dobrze się rozwinęła. Z Olimpią dwa razy doszliśmy do finałów europejskich pucharów. Po wyjeździe z Polski stale grała w finale najważniejszego europejskiego pucharu, teraz ma pierwszoplanową rolę w WNBA.

Powinna jednak zrobić większe postępy – mówił trener. – Wydaje mi się że za często gra i nie ma czasu na przygotowania. Zbyt często zdarzają jej się też słabe mecze. A według mnie w każdym, wszystko jedno czy w klubie, czy w reprezentacji, powinna mieć 20 punktów i 10 zbiórek. Na pewno pomoże jej gra w USA. Powinna lepiej grać pod koszem, musi się tam bić o piłki. A w Stanach trzeba tak grać, tam jest się z kim bić pod koszem – tłumaczył Herkt.

Wady Małgosi? Jest trochę leniwa. Ale to jest takie sympatyczne lenistwo. Czasami manifestuje że chciałaby ale nie może – mówił trener.

Grzeczny gigant. Zbyt miły

Jak grała Dydek? Z pozoru punkty zdobywała z łatwością bo wystarczyło jej wyciągnąć do góry ręce, złapać piłkę, odwrócić się i trafić do kosza. W obronie królowała w zbiórkach i blokach ale pod oboma koszami walczyła też z nieprzychylnością sędziów którzy odgwizdywali jej wiele fauli. – Podczas meczu z Wisłą w Krakowie Monika Krawiec wbiegła na mnie. Nie jestem aktorką więc się nie przewróciłam i sędziowie nie gwizdnęli jej faulu ofensywnego. Ale dlaczego dali mi faul umyślny? Nie mam pojęcia. Arbiter tłumaczył że był zbyt duży kontakt. Przecież to nie moja wina – dziwiła się Dydek po jednym z meczów. Z drugiej strony wysoka ale wiotka koszykarka musiała często znosić brudną grę niższych przeciwniczek.

Dla każdej drużyny w której grała była jednak skarbem – Ptyś powodował że przeciwnicy na mecze z jej zespołami musieli przygotowywać specjalną taktykę. Ba, jej pojawienie się na treningach w USA przed debiutanckim sezonem w WNBA wywołało popłoch wśród trenerów – ktoś z błędem wpisał przy nazwisku Dydek ‘wzrost – 198 cm’ i dopiero po wejściu na salę szefowie przeciwników Starzz zaczęli nerwowo szukać możliwości podwyższenia składów.

Rekordy w zablokowanych rzutach biła prawdopodobnie w każdej lidze w jakiej grała ale wszystkie takie akcje Margo policzyli tylko zakochani w statystykach Amerykanie – klasyfikację bloków w WNBA wygrywała aż dziewięć razy, w sumie miała ich 877 w 323 meczach. Druga na liście Lisa Leslie ma ich o 55 mniej, z grających koszykarek 568 bloków ma Lauren Jackson.

Ze swoim koszykarskim idolem Magikiem Johnsonem miała kilka wspólnych cech – uśmiech oraz zamiłowanie do podań i gry zespołowej. – Znakomicie podaje a poza boiskiem jest grzecznym gigantem. Jest nawet zbyt miła: blokuje rzuty z uśmiechem na twarzy i to powinno się zmienićmówiła trenerka Starzz Denise Taylor.

Amerykanie kochali ją jednak nie tylko za grę – furorę robił także uśmiech Margo, jej cierpliwość do kibiców i świetne radzenie sobie jako dusza towarzystwa. Na wspólne grillowanie zapraszał ją gwiazdor Utah Jazz Karl Malone, w pierwszym sezonie gry za oceanem Dydek wystąpiła w słynnym talk show Jaya Leno w NBC. Rozmawiać potrafiła w pięciu językach – polskim, francuskim, hiszpańskim, angielskim i rosyjskim, uwielbiała włoskie spaghetti, lubiła fotografować.

Jeżeli sukces to tylko z Dydek

W 1999 r. Dydek była kluczową koszykarką reprezentacji która nieoczekiwanie zdobyła złoto mistrzostw Europy podczas turnieju w Polsce. – Czuje się pani gwiazdą polskiego sportu? – pytali potem dziennikarze. – O mój Boże święty, bez przesady. Fajnie że zdobyłyśmy mistrzostwo ale po takim jednorazowym sukcesie, jednym dobrym występie, nikt się gwiazdą nie staje. Wiem na pewno że jestem najwyższa – odpowiadała skromna Dydek ale fachowcy wiedzieli lepiej – La Gazzetta dello Sport wybrała ją najlepszą koszykarką Europy w 1999 r.

By lepiej przygotować się do tego turnieju, po czterech sezonach we Francji i Hiszpanii wróciła do Polski i rozpoczęła dominację z zespołem z Gdyni – w ciągu siedmiu lat zdobyła siedem złotych medali (w sumie dziewięć, licząc z tytułami z Olimpią), dwukrotnie grała w finale Euroligi. Nazwisko Dydek łączyło się z każdym sukcesem klubowym lub reprezentacyjnym. – Czy polska kobieca koszykówka znaczyłaby coś bez pani? – zapytano kiedyś Ptysia. – Inne zespoły nie mają Małgosi Dydek i też odnoszą sukcesy – odpowiedziała krótko koszykarka.

Ale i tak wszyscy wiedzieli że bez Dydek piękne chwile byłyby niemożliwe.

W 2005 r. Ptyś wyjechał do Rosji. – Nie będę ukrywać że oferta z Jekaterynburga była bardzo atrakcyjna. Jednak nie jadę tam jak niektórzy sądzą dla pieniędzy. W Rosji gra sporo dobrych koszykarek, poziom ligi jest naprawdę wysoki – zaznaczała Dydek. Po roku przeniosła się do Ros Casares Walencja z którym na finiszu kariery wywalczyła kolejne wicemistrzostwo Euroligi.

Szczęśliwa mama

Ostatni oficjalny mecz rozegrała 11 września 2008 r. kiedy po urodzeniu pierwszego syna próbowała wznowić karierę w WNBA. Wystąpiła jednak tylko w dwóch meczach Los Angeles Sparks – w ostatnim z Atlanta Dream była na boisku przez dwie minuty, oddała jeden niecelny rzut.

Dlaczego zrezygnowała z gry w trakcie sezonu? – Trudno rozstać się z dzieckiem zaraz po jego urodzeniu – tłumaczyła w rozmowie z magazynem Tempo. – David miał cztery miesiące i już latał z nami na mecze. Nie chciałam zatrudniać niani, wolę sama opiekować się dzieckiem. Widzę jak stawia pierwszy kroczek a nie opowie mi o tym babcia; słyszę jak pierwszy raz mówi: mama. To niepowtarzalne i szkoda byłoby mi to stracić.

Rodzina okazała się drugim powołaniem Margo. Po ślubie z Anglikiem Davidem Twiggiem przeniosła się do Australii gdzie mąż dostał pracę. Sama zaczęła trenować rezerwy Northside Wizards w Brisbane. – Szkolę młode dziewczyny choć przez lata zapierałam się że nigdy nie zostanę trenerką. Na razie to bardziej zabawa niż sport – tłumaczyła.

Pod koniec 2010 r. urodziła drugiego syna – Aleksandra. – Jeszcze w drugiej ciąży dostawałam oferty – przypominała w grudniu tego roku. – Mam jednak dwójkę dzieci i przy nich jest moje miejsce. Przez te wszystkie lata grania byłam zmęczona nie tyle fizycznie, co mentalnie. A teraz? Od trzech lat nie przespałam żadnej nocy, tak w całości, mimo to czuję się świetnie.

Atak serca był zaskoczeniem bo o arytmii wykrytej na początku kariery mało kto pamiętał. Dydek przez tydzień była w śpiączce farmakologicznej; próby wybudzenia nie powiodły się. Zmarła 27 maja.

Była w czwartym miesiącu ciąży.

Kariera Dydek

Europa: Huragan Wołomin (1986-92), Olimpia Poznań (1992-94), USO Valenciennes (1994-96), Pool Getafe Madryt (1996-98), Lotos Gdynia (1998-2005), UMMC Jekaterynburg (2005/06), Ros Casares Walencja (2006/07)

WNBA: Utah Starzz (1998-2002), San Antonio Silver Stars (2003-04), Connecticut Sun (2005-07), Los Angeles Sparks (2008)

Reprezentacja: kadry młodzieżowe (do 1993), reprezentacja seniorek (132 mecze w latach 1993-2003)

Sukcesy: mistrzostwo Europy (1999), dziewięć razy mistrzostwo Polski (1993-94 i 1998-2005), dwa razy mistrzostwo Hiszpanii (1997-98), czterokrotny udział w finale Euroligi (1998, 2002, 2004, 2007), finał WNBA (2005), brązowy medal młodzieżowych mistrzostw Europy (1992), brązowy medal młodzieżowych mistrz. świata (1993), udział w igrzyskach olimpijskich (2000), tytuł najlepszej koszykarki Europy (1999)

***

‘Karl Malone ją uwielbiał’

– W Salt Lake City ją kochali. Karl Malone ją uwielbiał i często zapraszał do siebie na grillowanie. Była gwiazdą a jednocześnie osobą skromną – wspomina Małgorzatę Dydek Kamil Krzaczyński, fotoreporter który obserwował początki kariery koszykarki w USA

Kiedy w 1998 r. pojawiła się informacja że Gosia została wybrana przez Utah Starzz z numerem 1 draftu, nie mogłem się doczekać spotkania z nią. Nie znałem jej wcześniej ale czułem że to może być wyjątkowa znajomość. Pamiętam jak zaczęliśmy rozmawiać w szatni po jej pierwszym meczu. Okazało się że zostaliśmy przyjaciółmi – wspomina Krzaczyński, polski fotoreporter który na przełomie wieków studiował i pracował w Salt Lake City.

To była cudowna przyjaźń. Zawsze chciałem mieć starszą siostrę i ona taką osobą się dla mnie stała. Nie mogę się pogodzić z jej śmiercią. Jest mi strasznie przykro. Ciężko zebrać myśli. Wyciągam teraz nasze wspólne zdjęcia, staram się przypomnieć konkretne sytuacje.

Pierwsze miesiące w USA Gosia przeżyła bardzo dobrze – na początku była z nią Kasia a potem miała mnie – wspomina Krzaczyński. – Jako Polak mieszkający w USA starałem się pomagać jej w codziennych sprawach, jeżeli Gosia miała jakiś problem.

W Salt Lake City ją kochali. Karl Malone ją uwielbiał i często zapraszał do siebie na grillowanie – mówi fotoreporter. – Była gwiazdą, a jednocześnie osobą skromną. Nie odmawiała autografów, pamiętam sytuacje w której ja już chciałem wyjść z hali po meczu a Gosia wciąż podpisywała kartki i pozowała do zdjęć.

Była fantastycznym przyjacielem, zawsze chętna do rozmowy na każdy temat, słuchała, doradzała, pomagała. Dzięki Gosi poznałem koszykarki grające na przełomie wieków w Starzz i nie pamiętam osoby która by jej nie lubiła.

Na jedzenie do Gochy

Dziewczyny zawsze ją wspierały, kochały, po meczach całą grupą chodziły na kolację albo do klubu by się rozerwać. Gosia zawsze była duszą towarzystwa, to wokół niej wszystko się kręciło.

Pamiętam gotowanie u niej – Gosia uwielbiała spaghetti, było nawet takie hasło po treningach: ‘Co robimy? Do Gochy na jedzenie!’. Tam było zawsze tak domowo, pysznie, fajnie – wspomina Krzaczyński.

Śledzę to co się dzieje na Facebooku wśród koszykarek które grały z Gosią w Utah na początku jej kariery w USA. Dramat, żałoba, nikt nie może w to uwierzyć – kończy.

Łukasz Cegliński/gw /27-29.5.2011/

***

Żegnaj Ptysiu

Szokująca informacja nadeszła z australijskiego Brisbane w piątek nadranem. Małgorzata Dydek-Twigg która była w czwartym miesiącu ciąży osierociła dwójkę synków – Davida (3 lata) i Aleksandra (pół roku)

Gdziekolwiek się pojawiła otaczały ją dzieci wpatrzone jak w tęczę. Potrafiła do nich zagadać i błyskawicznie nawiązać kontakt. Cieszyłem się że po zamknięciu w życiu rozdziału sportowego rozpocznie drugi, również ważny – rodzinny. Będzie poświęcać czas dwóm synkom – Davidowi i Aleksandrowi oraz oczekiwanej trzeciej pociesze. Brutalna rzeczywistość przerwała marzenia.

Znałem Ptysia od juniorskich lat kiedy jako uczennica stawiała pierwsze kroki w wołomińskim Huraganie. Przerastając rówieśniczki o trzy głowy szybko stała się obiektem pożądania wielu klubów. Polonia z pobliskiej Warszawy przegrała wyścig z Olimpią, więc Małgosia jeszcze przed maturą wylądowała w Poznaniu. Tu też odniosła pierwszy wielki sukces. Drużyna dowodzona przez Tomasza Herkta zajęła 3 miejsce w Pucharze Europy, zwanym dziś Euroligą. Panna o niespotykanym wzroście wzbudziła zainteresowanie czołowych drużyn kontynentu i świata. Przed dwunastu laty Margo, jak ją nazywano w Stanach Zjednoczonych, poprowadziła reprezentację Polski do złotego medalu mistrzostw Europy. Uznano ją wówczas za najlepszą zawodniczkę katowickiego turnieju, a mediolańska La Gazzetta dello Sport wybrała Polkę koszykarką numer 1 na Starym Kontynencie.

Imponująca środkowa

Czym była Małgorzata w sportowym światku? Objawieniem. Nie istniała dotychczas zawodniczka o podobnych warunkach fizycznych. Mierzyła 214 centymetrów. Gdziekolwiek się pojawiła wystawała ponad tłum.

Imponująca postura skazała Ptysia na pozycję środkowej, ale trudno uznać by przepadała za walką pod koszem. Dzisiejsze środkowe to kobiety słusznego wzrostu, choć rzadko której udaje się osiągnąć pułap dwóch metrów. Otóż te panie nie przebierają w środkach. Walka o piłkę pod tablicami przypomina coraz bardziej zapasy. Wypychanie z korytarza – wolną amerykankę. Małgosia była dziewczęciem wiotkim. Nie spędzała długich godzin w siłowni. Raziła ją brutalna przepychanka, więc ku niezadowoleniu wielu trenerów uciekała na obwód i trafiała z półdystansu. Jednak bardziej była potrzebna pod tablicami.

Wystarczały jej wyciągnięte ramiona by przeciwnik tracił pewność siebie. Naszego znakomitego centra denerwowały brutalne zagrywki rywalek, zdarzało się jej więc łapać przewinienia osobiste, kiedy doprowadzona do ostateczności próbowała wymierzać sprawiedliwość.

Śpioch co robił psikusy

Ludzie znający ją z boiska czy telewizyjnych przekazów pytają mnie jaka była poza ‘warsztatem pracy’. Osobą łagodną, daleką od agresji, ciepłą. Łatwo nawiązywała kontakty. Kibice ją uwielbiali ponieważ nigdy nikomu nie okazywała niechęci. Zmęczona po meczu podejmowała rozmowę po drodze do szatni. Wyrażała zgodę na wspólne fotografie i nie kończące się udzielanie autografów. Podróżując po świecie, nie rozstawała się z komputerem, pozwalającym utrzymywać kontakt z rodziną i przyjaciółkami. Wesoła, robiła towarzystwu psikusy. Miała wspaniałe poczucie humoru. Po treningach reprezentacji inicjowała konkursy rzutów z połowy boiska.

I była śpiochem. Wystarczyło półgodzinne oczekiwanie na samolot by zwinięta w fotelu ucinała drzemkę. Zdarzało się jej zaspać przy porannych wyjazdach. Godzina wyjazdu wybiła, ekipa siedzi w autokarze, a w drzwiach ukazuje się dźwigający bagaże Ptyś.

Niecodzienny wzrost sprawiał sporo kłopotu ale nasza gwiazda nauczyła się z nim żyć. Z siostrami również niecodziennej postury (Kasia 197 cm, Marta 195 cm) poruszała się ostrożnie po wołomińskim mieszkanku. Przejście przez drzwi wymagało głębokiego schylenia.

Dopiero piękny dom w podwarszawskich Ząbkach uwzględniał szczególne parametry fizyczne okazałych panien i wyższych niż przeciętni obywatele rodziców. Olbrzymie tapczany, wanny wielkości… basenu, wysokie przejścia.

Niedokończony wywiad

Kilka miesięcy temu zadzwoniłem do Brisbane by porozmawiać o dniu dzisiejszym naszej słynnej koszykarki. Chciałem spytać co porabia, jakie ma plany.

Kogo to może interesować – powiedziała. – Przestałam uprawiać sport, jestem osobą prywatną…

Nasz długoletni kontakt się urywa. Żegnaj Ptysiu.

Łukasz Jedlewski/ps /28.5.2011/

***

Była najwyższą koszykarką świata

Małgorzata Dydek była jedną z najlepszych koszykarek w historii reprezentacji Polski. Mierząca 214 cm, uznawana była za najwyższą koszykarkę świata i jedną z najbardziej znanych w świecie

Rodzina nie podjęła jeszcze decyzji gdzie zostanie pochowana. Prawdopodobnie będzie to w Brisbane

Przez polskich kibiców była nazywana Ptysiem. Wygrywała plebiscyty na najlepszą zawodniczkę Europy.

***

Szok w złotej drużynie

– Małgosia nie mogła niestety uczestniczyć w promowaniu Eurobasketu. Przez chwilę miałam nadzieję że jednak przyjedzie do kraju, że spotkamy się w tym składzie w którym wywalczyłyśmy złoty medal w 1999 r. Od czasu do czasu spotykamy się, ale nigdy nie udało nam się zebrać pełnej ekipy. I już się nigdy wszystkie nie zbierzemy – powiedziała Elżbieta Trześniewska która w 1999 r. wywalczyła złoty medal mistrzostw Europy koszykarek

Zapłakana Joanna Cupryś nie chciała rozmawiać. – Nie dzisiaj. Nie dam rady – powiedziała

Wszyscy mieli nadzieję że stan zdrowia znajdującej się w śpiączce farmakologicznej Małgorzaty Dydek-Twigg wkrótce się poprawi. Stało się jednak inaczej. Koszykarka zmarła w piątek.

Dzisiejsza wiadomość o śmierci Gosi po prostu ścina z nóg. To był fatalny poranek. Tym bardziej że czekaliśmy na jakiś pozytywny sygnał w sprawie jej zdrowia. Takie wcześniej były przekazywane przez jej siostrę Kasię. Lekarze byli dobrej myśli. Nikt się nie spodziewał najgorszego – to słowa Sylwii Wlaźlak, kolejnej zawodniczki ze złotego składu.

To szokująca informacja. Mówiąc jednak szczerze już pierwsza wiadomość sprzed tygodnia była niespodziewana i niepokojąca. Wydawało się że po reanimacji która była skuteczna, sytuacja nie jest tak dramatycznapowiedział z kolei Tomasz Herkt, ówczesny trener mistrzowskiej polskiej drużyny.

To właśnie on sprowadzał do Olimpii Poznań Małgorzatę Dydek. W tym klubie zaczęła odnosić pierwsze sukcesy.

Nie chciałbym się pomylić ale nasze pierwsze spotkanie miało miejsce bodajże w 1990 r. Miała wówczas 16 lat, a ja sprowadzałem ją do Olimpii. Jeździłem wówczas do Wołomina pertraktując z rodzicami warunki jej przejścia. Na samym początku trudno było określić czy będzie to dobra zawodniczka. Na pewno miała imponujące parametry fizyczne i do tego dobrze ustawioną rękę. Nie wszyscy wysocy sportowcy potrafią wykorzystać swoje warunki fizyczne. Trudno było przypuszczać że ta kariera będzie aż tak bogata. Pierwsze sezony w gronie seniorek 1991/1992 i 1992/1993, kiedy doszliśmy do finału Pucharu Ronchetti, pokazały jednak że będzie to gracz nietuzinkowy – dodał Herkt.

Niewątpliwie Małgosia była najbardziej utytułowaną zawodniczką w historii polskiej koszykówki. Oczywiście mieliśmy w przeszłości wiele znakomitych koszykarek ale to były inne czasy. Wówczas nie było możliwości wyjeżdżania z kraju. Z kolei Małgosia osiągnęła wiele sukcesów na różnych kontynentach – dodał.

Wszyscy z którymi rozmawialiśmy podkreślali że była to znakomita koszykarka, ale również wspaniała osoba.

Bez wątpienia to była wielka postać polskiej koszykówki. Nigdy nie stwarzała między sobą a ludźmi jakiegoś kordonu, choć wiele osób dawało jej do tego prawo, bo była przecież megagwiazdą. Nie ma osoby która by jej nie znała. Nie tylko miała nieprzeciętny wzrost ale dysponowała też nieprzeciętnymi umiejętnościami. Do tego miała wielki talent do pracy, a musiała tym wszystkim szafować bardzo ostrożnie i bardzo rozumnie bo trenowała z nas najwięcej. Zawsze brała na siebie najwięcej obowiązków. Oprócz tego że grała w lidze, Eurolidze, reprezentacji, to jeszcze latem, kiedy my wypoczywałyśmy, występowała w WNBA. Szafowała swoimi siłami bardzo rozsądnie i bardzo dobrze pokierowała karierą. Osiągnęła wiele jako koszykarka i na tym polu na pewno była spełniona – powiedziała Trześniewska.

Gosia to była nie tylko znakomita koszykarka, ale także wspaniała osoba. Najbardziej ceniłam u niej że mimo tak wielkich sukcesów pozostała tą samą osobą jaką była przez lata. Była bardzo życzliwa, szczera, pomocna. Miała olbrzymie poczucie humoru. To była bardzo ciepła, oddana rodzinie, osoba – dodała Wlaźlak.

Małgosia była bardzo pogodną osobą i bardzo otwartą. Nigdy nie odmawiała wywiadów. Chętnie też pozowała do zdjęć. Często nawet mnie to irytowało jako trenera kiedy po meczu zamiast iść na krótką odprawę, stawała wśród kibiców którzy chętnie się z nią fotografowali. Poza boiskiem była nieco flegmatyczna ale na nim była bardzo waleczna – powiedział jeszcze Herkt.

Dydek była bardzo zadowolona z pobytu w Australii. Miała wspaniałego, kochającego męża. Niebawem miała się przeprowadzić do nowego domu.

Zawsze marzyła o dużej ciepłej rodzinie. Zresztą sama z takiej pochodziła. Mówiła że w Australii jest jej bardzo dobrze, że ma kochanego męża Davida który był w niej zakochany po uszy. Miała dwójkę dzieci i wspaniałą australijską rodzinę która bardzo dobrze ją tam przyjęła. Miała przeprowadzać się do nowego domu położonego niedaleko oceanu. Mówiła że ma wszystko ale nie miała z kim dzielić tego szczęścia bo całą polską rodzinę i przyjaciół zostawiła w kraju – dodała Trześniewska.

Dydek bardzo chętnie kontaktowała się z osobami mieszkającymi w Polsce. Często dzwoniła do koleżanek.

Niemalże codziennie komentowała nasze zdjęcia na facebooku – powiedziała Trześniewska która jest dyrektorem lokalnego komitetu organizacyjnego Eurobasketu w Łodzi.

Był taki plan by 18 czerwca, w dniu w którym rozpoczynają się mistrzostwa Europy, złota drużyna z 1999 r. w końcu spotkała się w komplecie. Ta sztuka nigdy im się nie udała. I nigdy już się nie uda.

Małgosia nie mogła niestety uczestniczyć w promowaniu Eurobasketu. Przez chwilę miałam nadzieję że jednak przyjedzie do kraju, że spotkamy się w tym składzie w którym wywalczyłyśmy złoty medal w 1999 r. Od czasu do czasu spotykamy się ale nigdy nie udało nam się zebrać pełnej ekipy. I już się nigdy wszystkie nie zbierzemy – powiedziała Trześniewska.

Nasze kontakty były w ostatnich latach raczej sporadyczne bo Gosia zamieszkała w Australii zajmując się bardziej życiem prywatnym. Liczyłam jednak bardzo że 18 czerwca, kiedy miało się odbyć spotkanie pokoleniowe w związku z rozpoczynającymi się w Polsce mistrzostwami Europy, zobaczymy się ponownie. Po tylu latach była okazja by się spotkać w pełnym składzie w Katowicach… – zawiesiła głos Wlaźlak.

Była osobą niezwykle ciepłą. I wszyscy ci którzy mieli z nią kontakt potwierdzają to. Była osobą rozpoznawalną na całym świecie. Była naszym ambasadorem. Mimo swojej pozycji była osobą bardzo skromną, wspaniałą i bezpośrednią. Taką właśnie ją zapamiętam, z tym uśmiechem na twarzy który zawsze jej towarzyszył. Takich ludzi jest niewielu wokół nas. Jeszcze nie wiem w jaki sposób uczcimy pamięć Małgosi podczas Eurobasketu ale wiem na pewno że te mistrzostwa w całości będą jej poświęcone – zakończyła Trześniewska.

tk/onet /27.5.2011/

***

Może uchodzić za wzór

– Była świetną zawodniczką ale też wspaniałą osobą poza boiskiem – tak wspomina zmarłą w piątek Małgorzatę Dydek występujący w koszykarskiej lidze NBA Marcin Gortat

Marcin Gortat za pośrednictwem twittera złożył kondolencje rodzinie najbardziej utytułowanej polskiej koszykarki w historii

Może być inspiracją dla wielu osób, w tym dzieci, uchodzić za wzór. Świat koszykówki poniósł wielką stratę. Modlę się za nią i jej rodzinę – zaznaczył center Phoenix Suns.

Odpoczywaj w pokoju Margo, byłaś fantastyczną koszykarką i jeszcze lepszą osobą poza boiskiem. Moje kondolencje dla rodziny Małgosi… – napisał Marcin Gortat.

tg/onet/pap /27.5.2011/

***

Była sympatyczną i otwartą dziewczyną

Prezes Wisły Can-Pack Kraków Ludwik Miętta-Mikołajewicz miał okazję lepiej poznać Małgorzatę Dydek przy okazji swojej współpracy z reprezentacją Polski. Pamięta ją jako otwartą i sympatyczną zawodniczkę

Była to dziewczyna niezwykle otwarta, sympatyczna. W czasie pamiętnych mistrzostw Europy w Katowicach które zakończyły się triumfem Polek, byłem dyrektorem technicznym reprezentacji. Podobną rolę pełniłem podczas Igrzysk Olimpijskich w Sydney. Miałem z nią bardzo dobry kontakt. Zawsze mówiliśmy sobie – szkoda że jej kariera zawodnicza nie spotkała się z moją trenerską – wspomina prezes krakowskiego klubu.

Miętta-Mikołajewicz przypomniał że Dydek nigdy nie grała w Wiśle. Mecze Białej Gwiazdy z drużynami w których ona występowała (Olimpii Poznań czy Lotosie Gdynia) były dla krakowianek bardzo trudne ‘ze względu na jej wspaniale warunki fizyczne’.

Wokół Ptysia kręciła się gra

Była rozgrywająca m.in. Olimpii Poznań i reprezentacji Polski Małgorzata Kubiak pamięta jak Małgorzata Dydek stawiała pierwsze kroki w dorosłej karierze. Jak przyznała – bez niej nie byłoby sukcesów polskiej koszykówki

To właśnie w Olimpii, na początku lat 90 pod okiem Tomasza Herkta młodziutka ale obdarzona znakomitymi warunkami fizycznymi koszykarka rozpoczynała karierę.

Ona była wielkim talentem choć zaczęła dość późno trenować. Postępy robiła jednak z każdym rokiem. Przy swoim wzroście była bardzo uzdolniona ruchowo. Przy okazji dobrze też rzucała. Świetnie się z nią rozumiałam na boisku, nie miałam problemów z dograniem do niej piłki – wspomina Kubiak która w 1994 zakończyła karierę i rozpoczęła pracę w poznańskim oddziale TVP.

W Olimpii w pierwszym sezonie była jeszcze zmienniczką ale potem występowała już w pierwszej piątce i ciężko było wyobrazić sobie grę bez niej. To właśnie w Olimpii Gosia wypłynęła na szerokie wody. Sukcesy Olimpii w europejskich pucharach i reprezentacji Polski nie byłyby możliwe bez Ptysia. Zawsze była czołową postacią swoich zespołów i wokół niej cała gra się kręciła. Po odejściu z Olimpii, z sukcesami radziła sobie w kolejnych klubach – powiedziała.

Przepadała za dziećmi

Kubiak ciepło ją wspomina również jako osobę która mimo sławy i ogromnych sukcesów pozostała niezwykle życzliwa dla kibiców.

To był superczłowiek. Tacy się naprawdę rzadko zdarzają. Była wielką koszykarką pozbawioną jakiejkolwiek gwiazdorskiej maniery. Nawet jak grała w WNBA, sięgała po największe zaszczyty, to przy każdym się zatrzymała, z każdym porozmawiała, dla każdego miała czas. Widziałam ją często gdy otoczona tłumem ludzi rozdawała cierpliwie autografy, nikomu nie odmawiając – przyznała.

Tak jak nie docierała do mnie informacja o jej ciężkim stanie, tak nie mogę uwierzyć że już jej z nami nie ma. Dla mnie to straszny szok – dodała.

tg/pap /27.5.2011/

***

Kochała dzieci

Pamiętam pierwsze spotkanie z 15-letnią Małgosią w domu w Wołominie. To było maleńkie, wąskie, dwupokojowe mieszkanko. Małgosia była już wtedy bardzo wysoka i choć nie miała jeszcze tych 2.14 m to przechodząc z pokoju do pokoju musiała się zginać wpółwspomina Łukasz Jedlewski, dziennikarz piszący o koszykówce od 50 lat

Była ciepłą, inteligentną dziewczyną, ze świetnym poczuciem humoru. O ile nie robiła żadnych problemów z udzielaniem wypowiedzi po meczu, to na dłuższy wywiad było ją namówić znacznie trudniej. Nie lubiła mówić dużo o sobie. Była takim uparciuchem że jak coś sobie postanowiła to nie sposób było to zmieniać – dodał.

– Podróżowałem wiele razy z reprezentacją Polski koszykarek i zdarzało się że Małgosia która bardzo lubiła długo spać, czasami spóźniała się na wyznaczone zbiórki. Wiem że nie przepadała za takimi standardowymi treningami. Siłownię w ogóle omijała dużym łukiem ale po treningu jako pierwsza rzucała hasło: ‘To co dziewczyny, rzucamy z połowy boiska, o czekoladę’. I pierwsza stawała do rywalizacji, w reprezentacji najczęściej z Agnieszką Bibrzycką. Kochała dzieci i potrafiła z nimi rozmawiać. Zawsze po meczu najmłodsi kibice oblegali ją i nie mogła wydobyć się z uścisków, objęć i próśb o wspólne zdjęcie. To wielki dramat że odeszła właśnie teraz kiedy spełniała swoje największe marzenia poza boiskiem – powiedział Jedlewski.

kg/pap /27.5.2011/

***

Miałyśmy jeszcze razem zagrać

– Miałyśmy razem zagrać na mistrzostwach świata weteranów – powiedziała Beata Predehl – była klubowa i reprezentacyjna koleżanka zmarłej w piątek w szpitalu w Brisbane Małgorzaty Dydek, wspominając o ich planach dotyczących wspólnych występów na parkiecie

Umowa była inna Ptysiu. To właśnie Ty namawiałaś mnie do powrotu na boisko. W 2013 roku miałyśmy razem pojechać do Brazylii na mistrzostwa świata weteranów powyżej 35 lat. Przecież Ty zawsze miałaś na wszystko czas, tymczasem teraz tak się pospieszyłaś… – powiedziała Predehl.

To był wielki sportowiec oraz wspaniały człowiek. O takich ludziach mówi się zwyczajnie, jako o dobrych osobach. Gosia była w dodatku oazą spokoju. Nie przypominam sobie by coś było ją w stanie wyprowadzić z równowagi. Poza tym nigdy się nie spieszyła i na wszystko miała zawsze czas – dodała.

Obie koszykarki razem grały w Lotosie Gdynia i reprezentacji Polski – w 1999 r. zdobyły mistrzostwo Europy, a rok później wzięły udział w igrzyskach olimpijskich w Sydney.

Pamiętam że Ptysiu zawsze miała bałagan w rzeczach. W jej pokoju leżała wielka rozłożona torba, a w niej wszystkie ciuchy. Gosia twierdziła że ma za dużo ubrań, które poza tym są za duże i szkoda jej marnować czasu na ich układanie – wspomina gdyńska koszykarka.

Beacie Predehl bardzo trudno pogodzić się ze śmiercią przyjaciółki. – Cały czas nie mogę uwierzyć w to co się stało. Jestem w drodze z Łodzi do domu w Gdyni i ciągle płaczę. Co chwila zerkam też w niebo i widzę ją w chmurach – zakończyła była reprezentantka Polski.

tg/pap /27.5.2011/

***

Spoczywaj w pokoju

‘Spoczywaj w pokoju, miałaś wielkie serce’ – napisała na twitterze dwukrotna mistrzyni olimpijska Tina Thompson która występowała z Małgorzatą Dydek w amerykańskim Los Angeles Sparks. Śmierć polskiej koszykarski poruszyła całe środowisko

Rosjanka Swietłana Abrosimowa na facebooku napisała że choć nigdy nie grała z Dydek w jednym zespole to czuje się jakby straciła przyjaciółkę. ‘Miałyśmy wielu wspólnych znajomych. Ta śmierć to dla wielu osób wielka strata’ – dodała.

Informacja o śmierci Dydek to temat numer jeden na stronie internetowej amerykańskiej ligi WNBA. ‘Margo Dydek, najwyższa koszykarka w historii WNBA, odeszła w wieku 37 lat wskutek komplikacji po ataku serca’ – napisano.

O Dydek pamiętały również m.in. znana bułgarska środkowa Polina Cekowa oraz jej trener z Connecticut Sun Mike Thibault.

‘Z jednej strony to była jedna z najlepszych koszykarek z jakimi pracowałem, a z drugiej nie znam nikogo kto by jej nie lubił. Miała niesamowitą łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi, zawsze otaczała ją gromada przyjaciół i to nie tylko z koszykówki. Potrafiła się zatrzymać na ulicy i rozmawiać z napotkanymi przed chwilą osobami jakby się znali latami’ – powiedział Thibault.

Z kolei reprezentantka Czech Ivana Vecerova powiedziała że nigdy nie zapomni Dydek. ‘Jestem dziś strasznie smutna. To była wspaniała osoba, na zawsze pozostanie ikoną światowej koszykówki’ – przyznała.

int.pl/pap /27.5.2011/

***

Nieudana próba wybudzenia

Nie powiodła się pierwsza próba wybudzenia ze śpiączki farmakologicznej Małgorzaty Dydek która w czwartek trafiła do szpitala w Brisbane w wyniku zatrzymania pracy serca. Kolejna zostanie podjęta za kilka dni.

Pierwsza próba wybudzenia nie powiodła się. Reakcja organizmu nie była dla lekarzy zadowalająca. Przeprowadzone badanie tomograficzne wykazało że najlepszym wyjściem będzie utrzymywania Małgosi w śpiączce. Chodzi o to by organizm sam osiągnął równowagępowiedziała starsza siostra Małgorzaty, Katarzyna Dydek.

Na razie nie ustalono co było przyczyną zatrzymania akcji serca. Wiadomo że koszykarka która jest we wczesnym miesiącu ciąży ma arytmię serca.

Lekarze są lakoniczni w wypowiedziach. Poinformowali że w tej chwili nie są w stanie określić przyczyny, a stan Gosi będą mogli ocenić dopiero po wybudzeniu. Kolejna próba zostanie podjęta za kilka dni – powiedziała Katarzyna Dydek.

W najbliższym czasie do Australii pojedzie rodzina koszykarki.

Według od wielu lat związanego z koszykówką trenera Arkadiusza Konieckiego, obecnie drugiego szkoleniowca reprezentacji, Małgorzata Dydek w czasie kariery sportowej nie skarżyła się na serce.

– Z tego co wiem Gosia nigdy nie miała takich problemów. Miała arytmię ale często przechodziła kompleksowe badania których wyniki nie sygnalizowały zagrożenia i konieczności zakończenia kariery – powiedział trener.

Zaczynała w Wołominie

Mierząca 214 cm koszykarka karierę zaczynała w Huraganie Wołomin. Potem kontynuowała ją w Olimpii Poznań. Z zespołem tym wywalczyła trzecie miejsce w finale Pucharu Europy. Następnie grała we francuskim Valenciennes-Orchies i hiszpańskim Pool Getafe Madryt. W 1998 r. została wybrana z numerem 1 w drafcie WNBA przez San Antonio Silver Stars. Rok później poprowadziła naszą reprezentację do największego sukcesu w historii – złotego medalu mistrzostw Europy w Katowicach.

Oprócz gry w WNBA, do 2005 r. Dydek reprezentowała barwy drużyny z Gdyni, która z nią w składzie była bezkonkurencyjna na naszych parkietach.

Popularna Margo grała jeszcze w: UMMC Jekaterynburg i Ros Casares Walencja. Z kolei w WNBA przez dwa sezony (2005-2007) reprezentowała barwy Connecticut Sun. W 2008 r. wybitna Polka zagrała jeszcze dla Los Angeles Sparks, po czym w tym samym roku zakończyła karierę.

***

Małgorzata Dydek w stanie śpiączki

Była reprezentantka Polski Małgorzata Dydek-Twigg przebywa w szpitalu w Brisbane w stanie śpiączki farmakologicznej. W czwartek rano czasu australijskiego doszło do zatrzymania pracy jej serca

O kłopotach zdrowotnych Małgorzaty Dydek-Twigg poinformowała jej siostra Katarzyna

– Gosia zasłabła i upadła w domu. Na szczęście było to rankiem gdy mąż David był jeszcze w mieszkaniu. Karetka przyjechała po pięciu minutach; akcja reanimacji rozpoczęła się po niespełna dziesięciu od wypadku. Przy Gosi w szpitalu jest cały czas mąż. Czekamy aż się zacznie sama wybudzać ze śpiączki farmakologicznej. Jesteśmy dobrej myśli bo wyniki badań wykonywanych w szpitalu są dobre – powiedziała starsza siostra Małgorzaty – Katarzyna Dydek – która w Pruszkowie jest trenerką koszykówki.

Siostra ma arytmię serca od dawna. Na razie lekarze są bardzo powściągliwi w wydawaniu jakichkolwiek opinii o przyczynach tego wypadku – dodała Katarzyna Dydek.

int.pl/pap /27.5.2011/ /20.5.2011/ /19.5.2011/

***

Maciej Lampe MVP w Rosji

Maciej Lampe został wybrany najwartościowszym koszykarzem (MVP) sezonu zasadniczego ligi rosyjskiej. Broniący barw drużyny UNIKS Kazań Polak w każdym meczu zdobywał średnio 17.2 pkt i miał 7.2 zbiórek

26-letni podkoszowy w trakcie sezonu dwukrotnie wybierany był graczem miesiąca – w marcu i maju. Lampe zajął 2 miejsca w klasyfikacjach najlepszych strzelców i zbierających rundy zasadniczej

W fazie play off spisuje się znakomicie. We wtorek jego zespół pokonał Chimki Moskwa 70:59 w pierwszym meczu półfinałowym. Polak był najlepszy na parkiecie, zdobył 22 pkt i miał 9 zbiórek. Mecz numer dwa w środę. Do finału awansuje zespół który jako pierwszy trzykrotnie pokona rywala.

W drugiej parze CSKA Moskwa rywalizuje z Lokomotiwem Kubań. Stołeczny zespół prowadzi 1:0.

km/pap /1.6.2011/

***

Ales Pipan trenerem reprezentacji

Słoweniec Ales Pipan został trenerem reprezentacji Polski koszykarzy. W sztabie Pipana będzie także Walter Jeklin który będzie głównym menedżerem

Kontrkandydatami Pipana byli jego rodak Saso Filipovski (Lottomatica Rzym), Serb Zoran Sretenovic (Polpharma Starogard Gd.) oraz Chorwat Jasman Repesa (Benetton Bwin Treviso)

Polska drużyna narodowa nie miała trenera od września 2010 gdy umowa – po nieudanych kwalifikacjach do mistrzostw Europy 2011 – wygasła Igorowi Griszczukowi.

Najważniejszą tegoroczną imprezą będą mistrzostwa Europy na Litwie (31 sierpnia – 18 września) na których zagrają w najtrudniejszej grupie: z mistrzami Europy Hiszpanami, wicemistrzami świata Turkami, Litwinami, Brytyjczykami oraz zespołem z dodatkowych kwalifikacji.

– Ales Pipan to doświadczony szkoleniowiec, optymalny na ten etap budowy nowej reprezentacji Polski. Zbieraliśmy opinie o wielu trenerach i bez wątpienia Pipan zawsze otrzymywał pozytywne recenzje, zarówno od graczy z NBA z którymi pracował, jak i od polskich którzy mieli okazję z nim współpracować – tłumaczył Grzegorz Bachański, prezes Polskiego Związku Koszykówki.

– Chcemy odmłodzić zespół a Pipan świetnie pracuje z młodymi zawodnikami i jestem pewien że to dla nas najlepszy wybór – dodał Bachański.

– Szukaliśmy trenera który będzie odpowiedni dla reprezentacji w momencie w którym się ona znajduje. Jesteśmy na etapie przebudowy a do kadry chcemy wprowadzić wielu młodych graczy. Ktoś kto uczył reprezentacyjnej koszykówki wielu przyszłych graczy NBA czy Euroligi jest optymalnym kandydatem na trenera polskiej kadry – powiedział Walter Jeklin, menedżer reprezentacji.

– Zależy nam na zawodnikach którzy są w pełni przekonani że chcą uczestniczyć w programie budowy reprezentacji. To właściwa droga do zbudowania dobrych fundamentów wartości które chcemy wdrożyć. Kadra to dobro narodowe i wszyscy muszą to zrozumieć a w sprawie mentalności i podejścia mamy sporo do zrobienia – dodał Jeklin.

– Nie ukrywam że byłem trochę zaskoczony kiedy Walter Jeklin i Grzegorz Bachański zwrócili się do mnie z propozycją pracy dla reprezentacji Polski. Jednak po kilku pierwszych kontaktach i spotkaniach oraz po dłuższej rozmowie z Marcinem Widomskim (sekretarzem generalnym PZKosz) oraz Walterem Jeklinem nie zastanawiałem się długo i przystałem na propozycję. Dla mnie to wielki zaszczyt i honor ale także duże wyzwanie pracować z reprezentacją Polski. Zaprezentowana mi strategia rozwoju oraz filozofia funkcjonowania polskiej kadry bardzo mi odpowiada bo sam będąc przez pięć lat trenerem reprezentacji Słowenii kierowałem się podobnymi wartościami – powiedział Ales Pipan, nowy trener reprezentacji Polski.

– Strategia to przede wszystkim systemowe wdrażanie do seniorskiego basketu jak największej liczby młodych graczy z zachowaniem znaczącej roli zawodników doświadczonych którzy potrafią udźwignąć rolę lidera i dzięki swoim umiejętnościom zainspirować młodych graczy do stałego podnoszenia swoich umiejętności. Według mnie gracz doświadczony to mentor i przewodnik dla młodzieży. Filozofia kadry zaś to przede wszystkim coś co ja nazywam dumą narodową czyli gram dla mojego kraju i jestem z tego dumny, podporządkowywuje się dobru grupy, zespół i jego sukces jest dla mnie najważniejszy – dodał Pipan.

– Myślę że Polska ma wielu dobrych graczy, graczy z międzynarodowym doświadczeniem. Jest wystarczająco dużo czasu by się spotkać i przygotować do EuroBasketu. Nie będzie łatwo, przed nami sporo pracy ale jeżeli wszyscy będą podzielać moją filozofię to jestem dobrej myśli – mówił Pipan.

mp/pap/onet/pzkosz /25.5.2011/

***

Pluta i Jagodnik chwalą nowego trenera

Wymagający, lubiący porządek na boisku, a poza nim sympatyczny – tak byli koszykarze reprezentacji Polski Andrzej Pluta i Słowenii Goran Jagodnik określają nowego szkoleniowca polskiej kadry Alesza Pipana. Uważają że to dobry wybór

Pipan prowadził Anwil Włocławek w którym grał Pluta w latach 2006-08 oraz reprezentację Słowenii w latach 2004-08 awansując z nią pierwszy raz w historii na olimpiadę w Pekinie.

– Jest wymagający jak każdy szkoleniowiec z byłej Jugosławii. Lubi by rozgrywający był jego prawą ręką, przedłużeniem myśli szkoleniowej. Gdy był w Anwilu role były jasno podzielone a każdy wiedział czego się od niego wymaga. Poza parkietem jest bardzo sympatycznym człowiekiem – powiedział Pluta który w kwietniu zakończył karierę.

– Myślę że to dobry trener dla Polski. Zna waszą koszykówkę, zawodników, ich mentalność – to bardzo ważne. Jego atutem jest że dobrze czuje co dzieje się na parkiecie, podpowiada koszykarzom i wie jak do nich trafić. Treningi są trudne ale po kilku pierwszych zajęciach, jak wszystko dokładnie wytłumaczy, gdy robisz to czego od ciebie wymaga nie jest tak źle – dodał reprezentant Słowenii, były mistrz Polski z Prokomem Sopot Goran Jagodnik który będzie przygotowywać się z zespołem narodowym do mistrzostw Europy.

– Słowenia za kadencji trenera Pipana osiągnęła dobre wyniki w mistrzostwach Europy. To prawda że przegraliśmy w zasadzie wygrany mecz o wejście do półfinału z Grecją w 2007 (62:63 – PAP) ale nie przez trenera. Grecy zagrali pressingiem, mieli szczęście w końcówce, a my się pogubiliśmy. Poza tym nikt już nie pamięta że mieliśmy w turnieju w zasadzie jednego rozgrywającego Jakę Lakovica bo drugi Aleksandar Capin doznał kontuzji na początku mistrzostw – dodał Jagodnik.

Słowenia pod kierownictwem Pipana zajęła 6 miejsce w mistrzostwach Europy 2005 i 7 w EuroBaskecie 2007 pokonując w Madrycie w decydującym o awansie na olimpiadę meczu Francję 88:74. Wcześniej w grupie Słoweńcy wygrali wszystkie mecze pokonując m.in. w Alicante Polskę 70:52.

– Słowenia zawsze miała gwiazdy klasy europejskiej i światowej. Nie jest łatwo taki zespół poukładać, on to potrafił i wprowadzał konsekwentnie młodych do kadry. Wierzę że to doświadczenie będzie procentować w Polsce. Inna rzecz że nasi młodzi zawodnicy muszą sami chcieć pracować, rozwijać się – dodał Pluta który na razie nie podjął decyzji o przyszłości.

– Chciałbym pracować z młodzieżą ale decyzji nie podjąłem. Na razie odpoczywam. Może zrobię sobie nawet roczne wakacje by nadrobić zaległości rodzinne, odpocząć od wyjazdów i hoteli – powiedział Pluta.

int.pl/pap /26.5.2011/

***

Wisła Can-Pack Kraków mistrzem

Wisła Can-Pack Kraków została mistrzem Polski w koszykówce kobiet! Koszykarki Białej Gwiazdy pokonały na wyjeździe CCC Polkowice 52:50. Trzecie zwycięstwo w serii finałowej dało wiślaczkom mistrzowski tytuł

– Chciałyśmy tego bardziej niż czegokolwiek! – cieszyła się po meczu MVP finałów, Białorusinka Yelena Leuchanka. – Jestem trochę zaskoczona wyróżnieniem dla najlepszej zawodniczki finałów ale to nagroda dla nas wszystkich! – krzyczała szczęśliwa

O wygranej w niedzielę w Polkowicach zadecydował… jeden kosz! Gdy do końca została minuta pod kosz przedarła się właśnie Leuchanka i trafiła na 46:52. Jej rodaczka Natalija Trofimowa rzuciła celną trójkę! 49:52. Za chwilę jeden z dwóch rzutów wolnych wykorzystała Amisha Carter – 50:52.

Do końca zostało 30 sekund. CCC stanęło jeszcze przed szansą akcji w ostatnich sekundach ale wiślaczki dały z siebie wszystko w obronie. Polkowiczanki dotarły pod kosz jednak nie udało im się oddać skutecznego rzutu.

Wisła Can-Pack Kraków ogrywa pomarańczowe w ich hali 52:50, a w finale zwycięża 3:1.

– Ten sezon kosztował nas mnóstwo ciężkiej pracy ale smak mistrzostwa jest wspaniały! – świętowała jedna z bohaterek Białej Gwiazdy w obecnych rozgrywkach Australijka Erin Phillips.

Koszykarki Wisły najlepsze

Koszykarki Wisły Can-Pack Kraków 21 raz w historii zdobyły mistrzostwo Polski. W czwartym meczu finału pokonały w Polkowicach zespół CCC 52:50 i wygrały rywalizację play off 3:1

Srebro to największy sukces polkowickiego klubu w historii występów w PLKK

Koszykarki Wisły zachowały więcej sił w decydującej walce o mistrzostwo kraju. Lepiej broniły, wygrały walkę pod tablicami 36:31, miały lepszą od rywalek skuteczność rzutów za dwa punkty (40 proc. przy 27 proc. CCC). Liderkom CCC Sharnee Zoll i Amishy Carter trudniej niż w sobotnim meczu przychodziło zdobywanie punktów – decydowało o tym zmęczenie i lepsza obrona krakowianek.

W połowie pierwszej kwarty krakowianki prowadziły 11:6 ale podopieczne trenera Krzysztofa Koziorowicza zdołały wyrównać po wolnych Carter (11:11), a nawet objąć minimalne prowadzenie 14:13 po rzucie zza linii 6.75 m Anny Pietrzak. Młoda rozgrywająca CCC grała odważnie i była najskuteczniejszą zawodniczką zespołu. Od drugiej kwarty wiślaczki kontrolowały sytuację na parkiecie. Po akcjach Jeleny Leuczanki i australijskiej rozgrywającej Erin Philips zespół z Krakowa uzyskał pod koniec drugiej kwarty najwyższe prowadzenie w meczu – 34:23.
Zmęczone finałową rywalizację polkowiczanki popełniały coraz więcej błędów i nie wykorzystywały nawet stuprocentowych sytuacji.

Po 30 minutach Wisła miała o 7 punktów więcej niż CCC (43:36). W ostatniej części meczu trener Koziorowicz postawił wszystko na jedną kartę – zdjął z parkietu dotychczasowe liderki i wprowadził Małgorzatę Babicką i Walerię Musinę. To był strzał w dziesiątkę – pełne sił i ambicji rezerwowe błyskawicznie odrobiły straty i w 34 minucie przewaga Wisły wynosiła dwa punkty (47:45). Polkowiczanki nie zdołały jednak doprowadzić do remisu – kilka błędnych decyzji w ataku i straty pozwoliły wiślaczkom odzyskać inicjatywę. 60 sekund przed końcem podopieczne hiszpańskiego trenera Jose Ignacio Hernandeza prowadziły 52:46. Jeszcze rzut za trzy punkty Natalii Trofimowej na 56 sekund przed końcową syreną wlał w serca kibiców CCC nadzieje na odwrócenie losów meczu.

W decydującej akcji przy przewadze Wisły 52:50 punktów spod kosza w dość łatwej sytuacji nie zdobyła zmęczona środkowa CCC Carter i wiślaczki mogły podnieść ręce w geście triumfu. Koszykarki Wisły cieszyły się entuzjastycznie z sukcesu. Medale z rąk prezesa PZKosz Grzegorza Bachańskiego i prezesa firmy CCC Dariusza Miłka odebrały także te wiślaczki które w trakcie sezonu miały wkład w sukcesy drużyny ale z różnych przyczyn nie wystąpiły w finale, między innymi spodziewająca się dziecka była kapitan Dorota Gburczyk oraz Magdalena Leciejewska która z powodu kontuzji kolana nie wystąpi także w czerwcowych mistrzostwach Europy.

Najlepszą zawodniczką finałów (MVP) została uznana białoruska środkowa Wisły – Jelena Leuczanka. W czwartym meczu zdobyła kolejne double-double w finale – miała 13 pkt i 14 zbiórek.

Czwarty mecz: CCC Polkowice – Wisła Can-Pack Kraków 50:52 (14:17, 13:17, 9:9, 14:9)

Stan rywalizacji play off (do 3 zwycięstw): 3:1 dla Wisły

Punkty: CCC Polkowice: Anna Pietrzak 11, Walerija Musina 8, Małgorzata Babicka 7, Amisha Carter 6, Sharnee Zoll 5, Kalana Greene 4, Agnieszka Majewska 4, Natalia Trofimowa 3, Tangela Smith 2, Joanna Walich 0, Justyna Jeziorna 0; Wisła Can-Pack: Jelena Leuczanka 13, Ewelina Kobryn 10, Erin Philips 9, Gunda Basko 7, Andja Jelavic 7, Nicole Powell 3, Paulina Pawlak 2, Katarzyna Krężęl 1

dj/su/zew/pap /17.4.2011/

***

Marcin Gortat wśród najlepszych

Jedyny Polak w NBA Marcin Gortat uplasował się na 4 miejscu w klasyfikacji skuteczności rzutów z gry w sezonie 2010-2011!

Polak znalazł się w tej klasyfikacji dzięki transferowi do Phoenix Suns. Bez tej zmiany nie wypełniłby minimum potrzebnego by się w tej klasyfikacji znaleźć, a jest nim oddanie 300 celnych rzutów z gry

Gortat znalazł się na 4 pozycji w bardzo dobrym otoczeniu

1 miejsce zajął środkowy Denver Nuggets, Brazylijczyk Nene Hilario, który uzyskał skuteczność 61.5 proc., trafiając 402 z 654 rzutów. Za nim jest były kolega klubowy Gortata – Dwight Howard ze skutecznością 59.3 proc. (619 na 1044). 3 miejsce zajął podkoszowy New Orleans Hornets Emeka Okafor, który trafiając 300 z 524 rzutów uzyskał skuteczność na poziomie 57.3 procent.

Gortat zajął 4 miejsce ze skutecznością 56.1 procent rzutów. Trafił 338 z 603 rzutów z gry. Za nim uplasowali się tacy gracze jak Al Horford z Atlanta Hawks (5 miejsce), Lamar Odom z Los Angeles Lakers (11 miejsce), Pau Gasol, także z Lakers (12 miejsce) i Kevin Garnett z Boston Celtics (13 miejsce).

Polak uplasował się także wysoko w klasyfikacji zbiórek w obronie.

Nie chodzi tu jednak o klasyczną łączną liczbę zbiórek w obronie a o statystykę bardziej zaawansowaną, pokazującą faktyczne umiejętności zbierania. Pokazuje ona jaki procent dostępnych zbiórek w trakcie przebywania danego zawodnika na boisku padło jego łupem.

Liderem w tej kategorii jest Kevin Love z Minnesota Timberwolves który zbiera 34.2 proc. wszystkich możliwych zbiórek w obronie gdy jest na parkiecie. Za nim plasuje się Kris Humphries z New Jersey Nets (32.2 proc.), następny jest Dwight Howard z Orlando Magic (30.6 proc.), 4 miejsce to Kevin Garnett (28.7 proc.), a 5 jest Marcin Gortat (27.4 proc.). Za nim są tacy gracze jak Andrew Bogut z Milwaukee Bucks (6 – 27.1 proc.), Blake Griffin z LA Clippers (26.9 proc. – 7), Tim Duncan (26.8 proc.), Tyson Chandler (26.6 proc.), dziesiątkę zamyka Zach Randolph (26 proc.).

To pokazuje jak zależni od Gortata są jego partnerzy na boisku. Polak zapewnia im spokój w walce o zbiórkę na własnej tablicy na poziomie absolutnej czołówki NBA.

pz/int.pl /15.4.2011/

***

Gortat czwarty!

Marcin Gortat dzięki ostatnim występom ma już minimalną liczbę celnych rzutów z gry, by być klasyfikowanym wśród najlepiej rzucających zawodników z gry

Polak trafił jak na razie 262 z 464 rzutów, co daje mu 56.6 proc. skuteczności i 4 miejsce wśród wszystkich graczy NBA

Wyprzedzają go tylko Nene Hilario z Denver Nuggets, Dwight Howard z Orlando Magic i Amir Johnson z Toronto Raptors

O ile dogonienie dwóch pierwszych jest raczej niemożliwe ze względu na dużą różnicę w skuteczności, to atak na 3 miejsce jest jak najbardziej w zasięgu Polaka.

Gortat ponad połowę ze swoich rzutów oddaje z pola 3 sekund, gdzie jego skuteczność dochodzi do 70.9 proc. Najgorszym elementem w jego grze jest tzw. Jump shot, czyli rzut z półdystansu, gdzie ma niespełna 42 proc. skuteczności. To element nad którym musi zdecydowanie popracować chociaż i tak widać już dużą poprawę. W poprzednim sezonie w barwach Orlando trafiał tylko 27 proc. takich rzutów.

Zmieniły się też proporcje jego rzutów. Gdy grał dla Magic tylko 25 proc. jego rzutów było oddawanych spoza pola 3 sekund. Teraz jest to aż 48 proc. rzutów. To pokazuje, że nasz rodak gra dużo odważniej i dzięki temu znalazł się tak wysoko w klasyfikacji skuteczności.

Lista najskuteczniejszych (po 24 marca 2011):

1. Nene Hilario (Denver Nuggets) – 62.3 proc.
2. Dwight Howard (Orlando Magic) – 60.2
3. Amir Johnson (Toronto Raptors) – 57.6
4. Marcin Gortat (Orlando Magic/Phoenix Suns) – 56.5
5. Al Horford (Atlanta Hawks) – 56.3
6. JaVale McGee (Washington Wizards) – 54.8
7. Thaddeus Young (Philadelphia 76ers) – 54.4
8. Serge Ibaka (Oklahoma City Thunder) – 54.3
9. Lamar Odom (Los Angeles Lakers) – 54
10. Paul Millsap (Utah Jazz) – 53.6

pz/int.pl /25.3.2011/

***

Jeden z najlepszych meczów

Phoenix Suns ulegli Los Angeles Lakers 137:139, ale Kobe Bryant i spółka potrzebowali aż trzech dogrywek, by pokonać swoich rywali. Marcin Gortat na tle Jeziorowców zaprezentował się znakomicie

– To jeden z najlepszych meczów w całej mojej karierze – stwierdził Polak

Gortat rzucił przeciw Lakersom 24 punkty, miał także 16 zbiórek i 2 razy udanie blokował rywali

– Jestem wściekły, że przegraliśmy ten mecz. Pokazaliśmy charakter i udowodniliśmy, że możemy wygrywać takie starcia – ocenił Gortat.

Kolejną okazję na zaprezentowanie swoich umiejętności Gortat będzie mieć w meczu z Toronto Raptors.

mh/asinfo /23.3.2011/

***

Gortat blisko double-double

Marcin Gortat zdobył 18 punktów i zebrał 9 piłek na tablicach, a Phoenix Suns wygrali z Golden State Warriors 108:97

Około 300 Polaków dopingowało Marcina Gortata w tym meczu i zajmowało prawie cały sektor za jednym z koszów

– Pierwszy raz w mojej karierze mamy polski wieczór w NBA. Nie będę kłamać, byłem podenerwowany przed meczem. Myślałem by nie rzucić piłki, która w ogóle nie trafiłaby w obręcz. Cieszę się, że wygraliśmy i że mogłem pomóc drużynie – przyznał Gortat

Gortat w jednej z akcji przechwycił piłkę na wysokości linii rzutów wolnych, przekozłował całe boisko i zakończył akcję wsadem. Wszystko przed sektorem polskich kibiców. – Myślałem tylko, by nie zgubić tej piłki – powiedział z uśmiechem środkowy Suns.

Polscy kibice byli świadkami, jak ambasador w imieniu ministra spraw zagranicznych wręczył Gortatowi dyplom za ‘wkład do promocji Polski na boisku i poza nim w USA’.

Bardzo się cieszę, że zostałem w taki sposób wyróżniony. Jest to dla mnie wielki zaszczyt i na pewno na tym nie spocznę. Będę dalej reprezentować Polskę i starać się być jej ambasadorem poza granicami. Zrobię wszystko, by o Polsce było głośno i o Polakach mówiono jak najlepiej – mówił Gortat w jednym z wywiadów.

Polak był najlepszym strzelcem drużyny – 18 punktów, a Steve Nash, Grant Hill i Channing Frye zdobyli ich po 17. Jedyny Polak w NBA zaliczył też 9 zbiórek oraz 4 asysty. Phoenix wciąż zajmują 11 miejsce w konferencji Zachodniej, ale do końca sezonu zasadniczego pozostało im 15 meczów do rozegrania i awans do playoff jest nadal w ich zasięgu.

W innych ciekawych meczach tej nocy San Antonio Spurs pokonali Dallas Mavericks 97:91.

‘Wielka trójka’ ze stanu Teksas, czyli Tony Parker, Manu Ginobili i Tim Duncan zdobyła razem 80 punktów (33, 25 i 22). Dzięki tej porażce Mavs i wygranej z Wolves 106:98 na 2 miejscu na Zachodzie umocnili się Los Angeles Lakers.

Dużo szczęścia mieli natomiast Orlando Magic, którzy pokonali Denver Nuggets 85:82 dzięki rzutowi za 3 punkty Jameera Nelsona w ostatniej sekundzie. O szczęściu mogą też mówić Chicago Bulls, bo mimo porażki z Pacers 108:115 nie stracili 1 miejsca na Wschodzie. Wszystko dzięki temu, że także Boston Celtics przegrali – z Houston Rockets 77:93.

mp/onet /19.3.2011/

***

Andrzej Pluta kończy karierę

Andrzej Pluta, wielokrotny reprezentant Polski, kończy zawodniczą karierę. Kapitan Anwilu Włocławek swoją decyzję ma ogłosić na piątkowej konferencji prasowej – poinformowała Gazeta Pomorska

Niespełna 37-letni Pluta już kilkakrotnie przyznawał że zastanawia się nad zakończeniem kariery. Po ostatnim meczu Anwilu w tym sezonie nie zdecydował się jednak ujawnić swojej decyzji. Mimo zaawansowanego wieku wciąż był wyróżniającym się zawodnikiem w lidze. W 26 meczach (wszystkie w pierwszej piątce) zdobywał średnio ponad 11 pkt. Jego drużyna opadła jednak w 1 rundzie play off, przegrywając 1:3 z Treflem Sopot.

Pluta wielokrotnie reprezentował Polskę. Dwa razy był mistrzem kraju, 9 razy uczestniczył w meczu gwiazd PLK.

pl/gp /13.4.2011/

***

Chcę jak najdłużej dobrze grać

Rozmowa z koszykarzem Andrzejem Plutą

Jest pan z Rudy Śląskiej. Tragedia górników z Halemby na pewno pana bardzo zasmuciła.

Na pewno. Pochodzę z Rudy Śląskiej, większość mojej rodziny pracuje bądź pracowała na kopalni, mój brat i ojciec, który jest już na emeryturze. Znam Halembę. Z Halemby pochodzi też słynna Otylia Jędrzejczak. Byłem ogromnie przygnębiony i pogrążony w żałobie. Wiem, co to jest górnictwo na Śląsku, ludzie tym żyją, a do tego nie mają wyboru, bo ta praca daje tam jedyny dochód. Łączyłem się z górnikami i ich rodzinami w żałobie.

Co trzeba robić, by Polacy dostawali się do klubów NBA?

Szkolić młodzież. Mamy 40 milionów ludzi, ale jest za mało trenerów, za mało pieniędzy na szkolenie. Wiadomo, jakie środki idą na to w USA. Mamy w Polsce przykład Anwilu, gdzie sprawy szkolenia wyglądają dobrze, jest tam zatrudnionych wielu trenerów i z młodzieżą się pracuje. I to jest wyjście.

Czy gra w reprezentacji jest dla pana najważniejsza?

Gra w klubie i w reprezentacji jest dla mnie tak samo bardzo ważna.

Jest pan gwiazdą naszej męskiej koszykówki, jest pan zdecydowanie najskuteczniejszym zawodnikiem naszej ligi. Co decyduje, że gra pan tak skutecznie?

To połączenie bardzo solidnego, ciężkiego treningu z talentem i wykorzystaniem tego w warunkach meczowych. Do tego jest jeszcze rola drużyny, która bardzo dobrze moje umiejętności wykorzystuje. Koledzy z zespołu stawiają mi dobre zasłony, szukają mnie na boisku i to daje dobry efekt.

Obecnie jest pan w życiowej formie, czy w przeszłości grał pan już lepiej?

Jestem obecnie w bardzo dobrej formie, ale moja gra jest równa na przestrzeni wszystkich lat, od kiedy gram w lidze i reprezentacji.

Kiedy porównują pana do Allena Iversona, to takie opinie są chyba powodem do dużego zadowolenia?

Jestem skromnym człowiekiem i bardzo się cieszę, gdy ktoś mnie porównuje do tak wielkiego zawodnika, jak Iverson. Na pewno jest moim wielkim marzeniem, by grać na takim poziomie, ale wiem, że pewnych rzeczy już nie przeskoczę. Ale cieszę się z tego, że ktoś mówi o mnie jako o polskim Iversonie i tyle czasu jestem w dobrem formie, zdobywam tyle punktów. Wszystko, co potrafię, wypracowałem ciężką pracą i to mnie najbardziej cieszy.

32 lata, jaki to jest wiek dla koszykarza?

Podeprę się tym, co zawsze mówi Urlep. Nie ma zawodników starych i młodych. Są zawodnicy dobrzy i słabi.

Jak pan porówna grę młodego zawodnika do gry zawodnika doświadczonego, rutyniarza?

Obecnie jestem zawodnikiem bardzo doświadczonym, ale kiedyś byłem młody i walczyłem ze starszymi, by ich wygryźć. W sporcie jest to piękne, bo teraz jestem starszym zawodnikiem i muszę walczyć, by mnie młodzi nie wygryźli. Dlatego cały czas jest rywalizacja. Cały czas staram się nie dać wygryźć młodzieży, muszę się opierać młodości, młodym, a oni uczą się ode mnie. I tak być powinno.

Ale trudniej jest młodemu zawodnikowi?

Na pewno. Każdy młody zawodnik musi mieć jakiś swój cel, jakieś założenia. Ja w 1994 roku, przechodząc do ekstraklasy, do Stali Bobrek, a był to wtedy wielki klub w polskiej koszykówce, założyłem sobie jako młody zawodnik i drugi strzelec I ligi, by osiągnąć tam najlepszy dla mnie wynik. Czyli, jak dostawałem dziesięć minut gry, to chciałem zdobyć pięć punktów, wykonać dwa przechwyty i jakąś asystę. Starałem się po prostu wykorzystać każdą minutę, którą mi trener dawał. Bo nie można myśleć, że muszę grać trzydzieści minut. Czasem to jest w ogóle niemożliwe. Młody musi czekać na swoją szansę. Tak samo było w reprezentacji.

Na grę w reprezentacji musiał pan trochę poczekać.

Dla mnie reprezentacja była zawsze wielkim wyróżnieniem i do dzisiaj jest tak samo. Czekałem dwa lata, by zagrać w reprezentacji, bo wtedy byli w niej doświadczeni Robert Kościuk, Krzysztof Mila. I czekałem, czekałem, aż dostałem swą szansę w 1996 roku, kiedy graliśmy ze Szwecją, a Kościuk złapał kontuzję i odwieźli go do szpitala. Zastąpiłem go godnie, zdobywając 26 punktów. I od tamtej pory szedłem już tylko do góry. Cały czas, do dzisiaj, staram się podtrzymywać wysoką formę, wysoki poziom, pracować nad sobą, bo jestem świadom, że lata lecą i żeby cały czas być w wysokiej formie, trzeba pracować jeszcze więcej, trenować jeszcze solidniej.

Był czas kiedy jednak nie grał pan w reprezentacji.

Nie tak długo. Miałem tylko roczną przerwę. Byłem jednak sfrustrowany. W 1997 roku byliśmy na mistrzostwach Europy i dopiero teraz, w przyszłym 2007 roku, znów pojedziemy na mistrzostwa kontynentu. Był długi okres niepowodzeń reprezentacji. I przyszedł już taki moment, kiedy to wszystko mnie przerosło, miałem dość, zrezygnowałem. Ale wróciłem do reprezentacji, jest dobry trener, zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Myślę, że koszykówka w Polsce jest teraz na dobrym torze i będziemy wszyscy z tego się cieszyć.

Czy trener Urlep jest zbawieniem dla reprezentacji?

Myślę, że jest naprawdę bardzo dobrym trenerem, zna polska ligę, zna polskie realia, zna naszych zawodników. I Urlep to był dobry wybór. Udowodnił to już w klubach, zarówno w Śląsku, jak i Anwilu. Obecnie nadal potwierdza, że jest rzeczywiście bardzo dobrym szkoleniowcem.

Praca czy talent? Co przede wszystkim decyduje o sukcesie w sporcie?

Można powiedzieć, że pół na pół. Ale skłaniałbym się ku twierdzeniu, że głównie to praca decyduje. Mamy przykłady najlepszych zawodników amerykańskich, jak Michael Jordan, Isiah Thomas, Allen Iverson. Poza tym, że wszyscy mieli czy mają wielki talent, to jeszcze musieli bardzo dużo pracować, by dojść do poziomu, do jakiego doszli. Mój przykład też to potwierdza. Jestem strzelcem, trafiam, ale to nie przychodzi samo, tylko są to dziesiątki, setki rzutów, powtarzanych, powtarzanych i dopiero po jakimś czasie jest efekt. Także, potrzebny jest tak samo talent, jak i mocna głowa, samozaparcie i wykorzystanie momentu w grze.

Marzy pan o grze w Eurolidze. Kiedy te marzenia się spełnią? Nie wiem, czy nie uzna pan tego pytania za zbyt odważne, czy prowokacyjne?

Nie wiem. Gram w FIBA Cup, grałem w ULEB Cup, gram w pucharach dziesiąty rok, a w Eurolidze nie zagrałem, a było to moim marzeniem. Wywalczyłem kiedyś Euroligę z Sopotem, ale nasze drogi się wtedy rozeszły. Ale jestem cały czas optymistą i myślę, że może kiedyś tak się stanie.

35 punktów w jednym meczu, osiem trójek w jednym meczu, to pana rekordy ligowe. Czy pan je jeszcze pobije?

Myślę, że tak.

Najlepszy mecz w karierze?

Dopiero będzie.

Co pan chce jeszcze osiągnąć jako koszykarz?

Chcę jak najdłużej grać w koszykówkę na dobrym poziomie i cały czas Będę do tego dążyć.

Kto będzie mistrzem Polski i który będzie Anwil? A może Anwil wygra ligę?

Nie wiem. Na pewno wielkim faworytem jest Sopot, ale kto będzie pierwszy na koniec, to musi się rozstrzygnąć na parkiecie. Życzyłbym sobie, by Anwil zagrał w finale ligi.

Co panu dały występy we francuskim Chalons en Champagne?

Na pewno ogromne doświadczenie, bo to inna, fizyczna liga. Gra w niej wielu zawodników niskich, dobrze wyszkolonych technicznie. Gra w niej osiemnaście drużyn, z których siedem tak równych, że każda z nich może wygrać ligę.

Gra pan w już ósmym klubie. Występy w którym z nich ceni pan sobie najwyżej, albo wspomina najmilej?

Gra w każdym z tych klubów coś mi dała, doświadczenie, coś co buduje charakter zawodnika i to, że jestem teraz tym, kim jestem.

Jak pan ocenia obcokrajowców grających w Polsce? Kto jest najlepszy, kogo pan ceni najwyżej?

Niemal wszyscy obcokrajowcy, grający w naszej lidze, w jakiś sposób przyczyniają się do tego, by liga była coraz mocniejsza i się rozwijała. Oczywiście, ci obcokrajowcy muszą prezentować odpowiedni poziom, by dawać szkołę naszym młodym zawodnikom.

Od którego trenera pan się najwięcej nauczył, a może jest zawodnik, kontakt z którym dał panu szczególnie dużo?

Każdy trener, u którego grałem i trenowałem na początku, trochę później, czy obecnie, dał mi coś, co teraz prezentuję w czasie meczów. Czyli wiedzę, doświadczenie, umiejętności. Miałem już kilkunastu trenerów, i z byłej Jugosławii, i Chorwacji, i Grecji, i teraz ze Słowenii. Naprawdę każdy z nich przyczynił się w jakimś stopniu do tego, że jestem lepszym koszykarzem. Pracując kolejno z nimi wszystkimi przeszedłem prawdziwą szkołę.

Rozmawiał Cezary Dąbrowski

Kategoria Sport

Comments