Beznarodowa wizja Smarzowskiego

Najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego ‘Róża’ zbiera entuzjastyczne recenzje. Jego tematem są skomplikowane relacje między Mazurami, Niemcami i Polakami w powojennym okresie instalowania się na Ziemiach Odzyskanych władzy ludowej

Tytułowa Róża (świetna rola Agaty Kuleszy) to Mazurka, przywiązana do swojej ziemi i odmawiająca opuszczenia jej po wojnie. Spadają na nią wszystkie możliwe nieszczęścia – na wojnie traci męża, później wielokrotnie gwałcą ją żołnierze sowieccy i ubecy

Kolejne prześladowanie spotyka ją ze strony władz komunistycznych, które przesiedlają kobietę do Niemiec. Do wyjazdu jednak nie dochodzi – Róża umiera wcześniej na raka. Jedyną osobą jej życzliwą jest Tadeusz (bardzo dobra rola Marcina Dorocińskiego), przedwcześnie owdowiały na wojnie żołnierz Armii Krajowej. Różę poznaje, kiedy przynosi jej ostatnie pamiątki po mężu, którego śmierci był świadkiem. Nie bardzo mając dokąd pójść, inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa żołnierz zaczyna pomagać kobiecie w gospodarstwie, starając się chronić ją przed bandami pijanych Sowietów. Z czasem rodzi się między nimi uczucie.

Film na pewno jest dobrze zagrany i profesjonalnie zrobiony, na uwagę zasługuje także ciekawa ścieżka dźwiękowa Mikołaja Trzaski.

Natomiast nie otrząśniemy się łatwo z nastroju przygnębienia, w jakim wyjdziemy z kina. Niby nic w tym złego, warto przecież kręcić filmy dotykające bolesnych kart historii. Oglądając ‘Różę’, można jednak odnieść wrażenie że chcąc uciec przed zalewem filmów o niczym, przed cukierkową utopią, w której najpoważniejszy problem stanowi złamany obcas szpilki, wpadamy z kolei w świat, w którym obecne jest wyłącznie cierpienie. Jeżeli reżyserowi chodziło o pokazanie na ekranie, że życie bywa koszmarem, z pewnością mu się to udało.

Cierpienie zostało tu umieszczone w perspektywie jedynie doczesnej i pokazane bardzo naturalistycznie. Brzydota wojny została nakreślona w sposób rzeczywiście odrażający. Nie wiadomo jednak kto ją właściwie rozpętał. Nie ma tu także kategorii walki o wolność.

Aby móc jednak z tragicznej przeszłości wyciągnąć konsekwencje, trzeba odnaleźć przyczyny zła i wskazać jego sprawców. W filmie Smarzowskiego tego zabrakło. Jedyną grupą, do której czujemy sympatię, są prześladowani Mazurzy. Pozytywnymi postaciami są także opiekujący się Różą Tadeusz oraz niemiecki pastor starający się pomagać mieszkańcom Mazur. To jednak tylko jednostki. Innych poza pastorem Niemców w filmie nie ma. Z kolei Polacy, z wyjątkiem Tadeusza i rodziny ekspatriantów z Wilna, zostali obsadzeni w roli kolaborujących z sowieckim okupantem. Nie jest to zresztą pierwszy film tego reżysera, w którym Polacy zostali przedstawieni w krzywym zwierciadle, a proporcje w uwypuklaniu zła zachwiane na naszą niekorzyść. Warto tu przypomnieć ‘Wesele’ Smarzowskiego, w którym Polacy jawią się jako banda pijanych barbarzyńców, w której czasami występują jednak pewne szlachetne jednostki. W ‘Róży’ obraz Polaków en masse jest podobny.

Groza okupacji sowieckiej jest w ‘Róży’ rzeczywiście przerażająca i trafnie oddana. Sowieci nie są jednak jedynym agresorem gnębiącym Mazurów. Zastanawiają wypowiedziane przez pastora (Edward Linde-Lubaszenko) słowa: ‘My, Niemcy, zniszczyliśmy ich tożsamość. A teraz reszty dokonają Polacy’. Można oczywiście powiedzieć, że skoro Smarzowski kręcił film właśnie o Mazurach, jego prawem jest zatem skupienie się na ich martyrologii. Oczywiste jest jednak, że kiedy kręci się film dotykający niezabliźnionych jeszcze ran w polskiej historii, wymaga to szczególnej delikatności. Ograniczenie perspektywy jest także wyborem określonej wizji historycznej.

Jedynym elementem dającym chwilową pociechę jest w ‘Róży’ miłość między kobietą a mężczyzną. W sferze ogólnoludzkich wartości widzimy natomiast wyłącznie kryzys. Każdy, kto usiłuje zachować szlachetność, płaci za to ogromną cenę. ‘Nie nadajesz się do tego świata’ – mówi do akowca funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa. Świat wartości reprezentowanych przez Tadeusza wydaje się nie być zatem ponadczasowy, ale odchodzić bezpowrotnie w przeszłość. Los, jaki spotyka osoby szlachetne, jest tak potworny, że chyba nikt po obejrzeniu ‘Róży’ nie zechce pójść w ich ślady. Będzie mieć raczej ochotę, by skupić się na życiu prywatnym, łowić ulotne chwile szczęścia, stawianie poważnych pytań egzystencjalnych zastąpić praktykowaniem ludowych obrzędów, zawęzić horyzonty, a działania na rzecz wspólnoty ograniczyć do społeczności lokalnej. Taka wizja rzeczywistości dekonstruuje pojęcie narodu. Jest to oczywiście tendencja niebezpieczna, niemniej jednak nie odbiegająca od głównego nurtu promowanego we współczesnej kulturze. Zapewne tłumaczy to tak potężną reklamę filmu Smarzowskiego.

Agnieszka Żurek/nd /8.II.2012/

***

Holland rozmywa prawdę

Film ‘W ciemności’ kreuje niesprawiedliwy i krzywdzący obraz nie tylko samego Leopolda Sochy, ale także wszystkich Polaków, którzy w czasie drugiej wojny światowej nieśli pomoc Żydom

Rzadko się zdarza by reżyser, tworząc obraz o jakiejś pozytywnej postaci historycznej, świadomie(!) przypisał jej lub wyolbrzymiał negatywne cechy i czyny, odzierając jednocześnie bohatera ze szlachetnych pobudek determinujących jego działania. A tak właśnie jest w przypadku Polaka ze Lwowa Leopolda Sochy

Socha w czasie drugiej wojny światowej uratował grupę Żydów z lwowskiego getta i przez 14 miesięcy pomagał im przetrwać w kanałach

W nocie reżyserskiej do swojego filmu Agnieszka Holland napisała: ‘Ktoś mógłby zapytać, czy już wszystko na ten temat [holokaustu – przyp. red.] zostało powiedziane. Moim zdaniem największa zagadka wciąż zostaje nierozwiązana. Jak ta zbrodnia (…) w ogóle była możliwa? Gdzie w tym wszystkim był Człowiek? Czy te wydarzenia i działania są wyjątkiem w ludzkiej historii, czy może ujawniają głębszą, mroczną prawdę o naszej naturze?’. W całostronicowym rozważaniu dotyczącym filmu traktującego o zagładzie Żydów ani razu nie pojawia się słowo ‘Niemcy’ albo chociaż – żeby jeszcze precyzyjniej wskazać źródło – ‘hitlerowcy’. Widząc że Holland nie przywiązuje w swoich poszukiwaniach wagi do tak kluczowych faktów historycznych (być może uznała je za odpowiedź niewystarczającą i postanowiła sięgnąć jeszcze głębiej), z góry można założyć że jej poszukiwania skazane są na porażkę, a film raczej będzie bardziej rozmywać prawdę, niż do niej przybliżać. A może nie o prawdę tu chodzi? Więc o co? Z pewnością nie o dobre imię Polaków ratujących Żydów.

Holland przedstawiła Leopolda Sochę jako ‘postać niejednoznaczną’ i ‘zwykłego, przeciętnego człowieka’.

Co to, według niej, oznacza? Padają określenia: ‘kochający ojciec rodziny i drobny złodziejaszek, z jednej strony naiwnie religijny, z drugiej niemoralny cwaniaczek’ – taki według Agnieszki Holland jest główny bohater, ów ‘zwykły przeciętny człowiek’. W domyśle – zwykły Polak.

Z filmu dowiadujemy się że pracujący na co dzień w kanałach Socha, który para się również kradzieżami i szabrownictwem (także żydowskiego mienia), zgadza się wyprowadzić Żydów kanałami z getta, ale dopiero po twardych negocjacjach z żydowską rodziną i za wysoką opłatą. Ludzkie, wyższe, bezinteresowne odruchy zaczynają się w nim budzić dopiero później.

Wyeksponowanie tych cech tworzy niesprawiedliwy i krzywdzący obraz nie tylko samego Sochy, ale także wszystkich Polaków, którzy w czasie drugiej wojny światowej nieśli pomoc Żydom.

Z dostępnych w prasie relacji jedynej żyjącej do dziś osoby uratowanej przez Leopolda Sochę, 75-letniej Krystyny Chiger, wynika że prawdziwy Socha postanowił pomóc Żydom gdy zobaczył skuloną z przerażenia matkę z dziećmi, i ten właśnie moment, a nie chęć zysku, był decydujący. Oprócz tego – z Leopoldem Sochą w akcji ratowania tej konkretnej grupy Żydów brał udział nie jeden Polak, jak zostało pokazane w filmie, ale jeszcze dwóch: Stefan Wróblewski (to filmowy Szczepek) i Jerzy Kowalow. Większa również była grupa, której 14 miesięcy Polacy pomagali przeżyć w kanałach – liczyła nie 11, a 21 osób. Poza tym towarzysz Sochy – Wróblewski, który w filmie wycofuje się ze strachu, w rzeczywistości uczestniczył w akcji ratowania Żydów do samego końca. A pieniądze, które Socha otrzymywał od Żydów i które miały mu pomóc ich wyżywić, skończyły się już po kilku miesiącach i przez większość czasu Socha z własnych środków musiał utrzymywać swoich podopiecznych. Tymczasem w filmie pieniądze te Żydzi dawali mu prawie do samego końca.

Holland nie zaprzecza tym faktom. Pominięcie bądź przeinaczenie ich tłumaczy chęcią bardziej wyrazistego przedstawienia głównych bohaterów i wywołania głębszych emocji u widza. Ale czy cel uświęca środki? Czy wolno fałszować historię po to by film, jak mówiła po pokazie Holland, pobudzał ‘emocjonalną wyobraźnię’ widzów, co w tym przypadku znaczy mniej więcej tyle samo co ‘by się dobrze sprzedał’?

Niemcy wydają się być w filmie tłem wydarzeń. Owszem, są momenty, że widać ich bestialstwo, ale sposób rozłożenia akcentów zbyt słabo wskazuje że to oni byli sprawcami holokaustu. Ma się wręcz wrażenie że główny bohater bardziej obawia się swoich sąsiadów – Polaków i Ukraińców niż samych Niemców. Bo i postacie wymyślone przez Holland rzeczywiście nie wzbudzają zaufania: sklepikarka oszukuje Sochę, gdy ten zaczyna robić większe zakupy, robotnik, który pracując w kanałach, napotyka ukrywających się Żydów i zostaje przez nich poturbowany, biegnie ulicą i krzyczy że znalazł Żydów; ukraińscy policjanci skrzętnie wyłapują uciekinierów z getta bo dostają za to duże pieniądze od hitlerowców.

W czasie spotkania z dziennikarzami reżyser wielokrotnie podkreślała że jej film został niezwykle dobrze przyjęty i pozytywnie oceniony zarówno przez panią Chiger, jak i przez zagraniczne media. Szkoda że Agnieszka Holland nie pomyślała jak wypaczoną przez nią historię odbiorą żyjący bliscy głównego bohatera oraz wszyscy ci, którzy robią wszystko by niemieckich obozów zagłady, w których na terenie Polski hitlerowcy mordowali Żydów, nie nazywano kłamliwie polskimi obozami koncentracyjnymi. Powstało więc kolejne dzieło, które jak książki Grossa, w imię ‘odkrywania czarnych kart naszej historii’, najzwyczajniej w świecie wpisuje się w proces pomniejszania roli Polaków w ratowaniu Żydów i rozmywania odpowiedzialności Niemców za holokaust. A przede wszystkim nie pokazuje wyraziście potwierdzonych badaniami historycznymi najważniejszych faktów. Polacy jako Naród nie są współodpowiedzialni za holokaust.

A przecież nigdzie, w żadnym innym kraju, nie zginęło tylu obywateli za pomoc Żydom, co w Polsce. I nigdzie kary za to nie były tak surowe; za podanie kromki chleba czy ukrywanie Żydów groziła kara śmierci, Niemcy rozstrzeliwali całe polskie rodziny. Czy mamy się tego wstydzić? Postawa tych Polaków bardziej niż nagród oczekuje prawdy.

Biorąc pod uwagę walory artystyczne filmu, trzeba odnotować że swoje role bardzo dobrze zagrali Robert Więckiewicz, Agnieszka Grochowska czy niemiecki aktor Benno Furmann. Ale niektóre sceny z życia żydowskiej rodziny w kanałach szokują dosłownością.

Film Agnieszki Holland otrzymał polską nominację do Oscara. Wbrew piejącej z zachwytu większości polskich i zagranicznych mediów warto sobie zadać pytanie, czy jest to produkcja z której na pewno możemy być dumni i która powinna kształtować świadomość historyczną na temat relacji polsko-żydowskich w oczach światowej opinii publicznej?

Bogusław Rąpała/nd /5.1.2012/

Kategoria Kultura

Comments