Russkaja demokracyja

Żeby oderwać się od naszego zaścianka, naszego kondominium i ciemnogrodu, zobaczmy jak wyglądają wybory u naszego wschodniego sąsiada

W rolach głównych występują: Władimir Putin i Dymitr Miedwiediew, czyli Wowa i Dyma

1. Wowa i Dyma, Dyma i Wowa
Jak ruski orzeł, orzeł dwugłowy
Wowa i Dyma, Dyma i Wowa
Nierozerwalni jak dwie połowy

ref.: Da, da, da – premier Ty
prezydent ja
Da, da, da pust tak
budiet na wsiegda
Da, da, da – ruskaja ruletkaja
Da, da, da pust tak budiet
na wsiegda
Lja, lja, lja eto demokracyja
Lja, lja, lja eto nasza russkaja
Demo ty, Kracja ja
Lja, lja, lja russka demokracyja

2. Dyma i Wowa, Wowa i Dyma
Ten ma charoszo
kto z nami trzyma
A kto nie trzyma, tego niet
Jak Chodorkowski w turmie 5 liet

 

3. Nowa ballada i nowy taniec
Putin i Dymitr też Samozwaniec
Pułkownik Putin
major Miedwiediew
Na złotych tronach
a naród w biedzie
Wowa i Dyma orzeł dwugłowy
Nierozerwalni jak dwie połowy

Dwugłowy orzeł
spłynął z obłoków
I nierozłączni jak para roku

Coda:
Ja drugoj takoj strany nie znaju
gdie tak wolno dyszy czieławiek
Wolno, wolno, wolniej
jeszcze wolniej

Andrzej Rosiewicz/nd /14.10.2011/

***

Znów zabili dziennikarza

Chadżimurad Kamałow, założyciel czytanej na całym Północnym Kaukazie gazety Czernowik (Brudnopis), w nocy z czwartku na piątek został zastrzelony w Machaczkale, stolicy Dagestanu, jednej z najbardziej niespokojnych republik w Federacji Rosyjskiej

Kamałow był nie tylko popularnym dziennikarzem, ale również znanym obrońcą praw człowieka. Regularnie występował na antyrządowych wiecach w Machaczkale

Do zamachu doszło gdy dziennikarz wychodził z redakcji po oddaniu do druku kolejnego wydania swojej gazety. Według świadków zamaskowany napastnik strzelał do Kamałowa z automatu kałasznikow z okna przejeżdżającego przed siedzibą Czernowika samochodu łada priora. Zamachowców nie schwytano.

Ukazujący się od 2003 r. Czernowik wchodzi w skład holdingu Wolne Słowo, wydającego kilka tytułów prasowych w Dagestanie. Gazeta słynie z odważnych publikacji na aktualne tematy społeczne. Jej dziennikarze niejednokrotnie byli sądzeni, a także padali ofiarą napadów i różnych prowokacji.

Sam Kamałow był autorem wielu artykułów ostro krytykujących republikańskie władze. Te z kolei miały mu za złe, że udostępnia łamy dowódcom polowym północnokaukaskich rebeliantów.

W 2009 r. jego nazwisko znalazło się na kolportowanej w Machaczkale liście osób, którym nieznani autorzy grozili śmiercią, nazywając ich poplecznikami terrorystów.

Dagestan, położony u stóp Kaukazu i zamieszkany przez 2.5 mln ludzi, jest jedną z najbiedniejszych i najbardziej niespokojnych republik w Rosji. Niemal codziennie dochodzi tam do aktów przemocy, o które zwykle obwinia się miejscowe gangi i radykałów islamskich.

pap /16.12.2011/

***

‘Ruskie z nami!’

Skoro nie można dziś bezkarnie cytować Zbigniewa Herberta, niech mi będzie wolno oddać na chwilę głos innemu wielkiemu poecie

‘Na straganie w dzień targowy takie słyszy się rozmowy. Może pan się o mnie oprze, pan tak więdnie, panie koprze. Cóż się dziwić, mój szczypiorku, leżę tutaj już od wtorku’

‘Rzecze na to kalarepa: Spójrz na rzepę, ta jest krzepka. Groch po brzuszku rzepę klepie: Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?. Dzięki, dzięki, panie grochu, jakoś żyje się po trochu. Lecz pietruszka, z tą jest gorzej – blada, chuda, spać nie może…’

Niech się nikomu nie wydaje że przywołałem ten cytat by zająć się sytuacją krzepkiej rzepy, której żyje się po trochu. Pozostawiam państwu zabawę w skojarzenia – kto jest dziś troskliwym grochem o ścianę, kto więdnącym koprem który spiknął się ze szczypiorem, i czy pietruszka nareszcie może spać spokojnie. Nie o tym chciałem.

Frapuje mnie skąd Jan Brzechwa wiedział że sytuacja polskich warzyw stanie się kiedyś tak dramatyczna.

Dziś na straganie częściej rzuca się mięsem niż marchwią, a szczypiorek na rosyjskiej granicy nie leży od wtorku, ale znacznie dłużej. Wszystko dzięki naszym największym przyjaciołom we wszechświecie. Tym samym którym tak się w Polsce spodobało że nie chcieli wyjeżdżać, a dziś handlują z nami w barterze: my im znicze, oni nam odznaczenia państwowe.

I nagle ambaras – na wszystkich żółtych paskach telewizji i czołówkach portali internetowych wiadomość następująca: ‘Rosjanie nie są gotowi na wwóz polskich warzyw na swój teren’. Kiedy tamtejsze dwuosobowe władze państwowe stwierdziły że ‘polskie warzywa brzydko pachną’, było wiadomo że polski rolnik zapłacze.

Rosjanie mają po sufit własnych spraw które ‘brzydko pachną’. Teraz zaś próbują nieco ‘pograć Smoleńskiem’ i dopóki nie dowiedzą się co jest w raporcie Millera – dopóty żaden polski celnik nie zaśpiewa ‘Addio, pomidory’, a cena keczupu w przygranicznych, polskich miejscowościach spadnie w końcu do 10 groszy za tonę.

Całe szczęście że od kilku dni rządzimy Unią Europejską, więc się uporamy z warzywnym problemem szast-prast, hop-siup i z palcem w nosie. Na straganie w dzień targowy takie słyszy się rozmowy: ‘Coraz lepiej nam się żyje, ten usycha, tamten gnije. Wiwat polska dyplomacja. Wiwat polska stanu racja. Ustawiajmy się do zdjęcia – wiwat polska prezydencja. Ruskie z serem, Ruskie z nami. Czort z polskimi rolnikami’.

kf/rp /5.7.2011/

***

To Polacy zabili swego prezydenta!

Rosyjski lobbysta Aleksander Rahr: Dobrze się stało, że w Polsce nie rządzi już Lech Kaczyński

Doradca niemieckiego rządu oraz parlamentu ds. Rosji Aleksander Rahr w jednym z ostatnich wywiadów udzielonych rosyjskim mediom stwierdził, że to… Polska jest w pełni odpowiedzialna za katastrofę w Smoleńsku!

Polacy nie chcą przyznać, że sami zabili swojego prezydenta – stwierdził Rahr w rozmowie z portalem Swobodnaja Pressa, sugerując, że to wyłącznie ludzie powiązani z Lechem Kaczyńskim ponoszą odpowiedzialność za tę tragedię! Chyba dlatego, że byli polskimi patriotami i chcieli zamanifestować swój patriotyzm w miejscu symbolizującym wielką zbrodnię Rosjan na Polakach…

Rahr podkreśla, że to ci sami ludzie stali za stałym pogarszaniem się stosunków polsko-rosyjskich. Obecnie jednak, jak dodaje z ulgą, na czele Polski są osoby, które ‘zgadzają się z Rosją’ i ją w pełni ‘rozumieją’. Czyli na przykład premier Donald Tusk – wspieraj Tuska, a Polska będzie ruska!… To ten pseudopremier zgodził się na dwie oddzielne wizyty w Katyniu, co było pierwszą przyczyną katastrofy smoleńskiej… Czyli na przykład ‘prezydent’ Bronisław Komorowski, który na pogrzebie Lecha Kaczyńskiego powiedział, że w Katyniu Ruscy zamordowali tysiąc polskich oficerów!… Tysiąc to jednak trochę mało!… Bo zamordowali znacznie więcej! Te dwie osoby według Rosjan zgadzają się z Rosją i ją w pełni rozumieją…

Rahr, obywatel Niemiec pochodzenia rosyjskiego, jest profesorem honorowym MGIMO, moskiewskiej uczelni dyplomatycznej. Od lat doradza najwyższym władzom niemieckim w sprawach kontaktów z Moskwą. Sam jest członkiem elitarnego Klubu Wałdajskiego, lobbującego na rzecz jak najściślejszych relacji między oboma krajami w kwestiach m.in. handlu surowcami energetycznymi. Jak podkreślają komentatorzy, Rahr jest także osobistym znajomym Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa, który niejednokrotnie blisko współpracował także z rosyjskimi koncernami gazowymi.

Swoje rewelacje na temat ‘zabicia prezydenta Kaczyńskiego przez Polaków’ Rahr przedstawił w wywiadzie poświęconym raportowi MAK w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Jakiś putinowski dziennikarz pytał niemieckiego lobbystę m.in. skąd, w jego opinii, tak nieprzychylne przyjęcie przez stronę polską tego dokumentu…  Dziennikarz albo udaje głupiego, albo głupi…

Zdaniem Rahra w naszym kraju istnieją wprawdzie siły, które chcą pojednania z Rosją, lecz z drugiej strony ‘silne konserwatywne lobby, które ujawniło się w czasie żałoby, wciąż prowadzi swoje gierki’. Według tego niemieckiego Rosjanina, albo rosyjskiego Niemca ta część sceny politycznej nigdy nie będzie zadowolona z gestów pojednania, bez względu, czy wykonuje je Moskwa, czy Berlin.

Jednocześnie niemiecki ekspert z całą mocą odrzuca argumenty w sprawie fatalnej pracy wieży kontroli lotów na lotnisku Siewierny i wywierania nacisków na kontrolerów.

– Myślę że rosyjscy kontrolerzy działali zgodnie z prawem – stwierdził Rahr, po czym powtórzył dawno obalone już kłamstwa o kilku podejściach wykonywanych przez polską załogę, czy o tym, jakoby wieża nie mogła zabronić lądować naszym rodakom.

Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby nie dostali pozwolenia na lądowanie? Co by na to powiedział Kaczyński? – pyta kpiąco rosyjski Niemiec albo niemiecki Rosjanin.

Tak jakby to co powiedziałby Kaczyński było ważniejsze od bezpiecznego lądowania naszego prezydenta!… To wyjątkowe chamstwo i bezczelność Rahra! W tej sytuacji najważniejsze było przecież nie to co ktoś powie, tylko to, żeby nasz prezydent i pozostali uczestnicy lotu do Smoleńska przeżyli! Wygląda więc, że dla Rosjan spod znaku KGB ważniejsze było, by prezydent Kaczyński nie przeżył, bo coś by potem powiedział!…

Odpowiadając na pytanie, czy sugeruje, że obecne zachowania ośrodka konserwatywnego w Polsce domagającego się wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej są skandalem /!!!/, Rahr podkreślił, że tak właśnie jest.

– Jeden z braci Kaczyńskich wciąż żyje /pewnie o jeden za dużo! – red./ i będzie się starać uczynić ze swojego brata świętego – stwierdził Rahr, dodając, że w tej katastrofie nie widzi żadnej winy Rosjan…

– Oczywiście także Lech Kaczyński nie ponosi winy za swoją śmierć. Ale w samolocie byli jego ludzie i to w zasadzie oni zabili swojego prezydenta – stwierdził bezczelnie Rahr.

W jego opinii polska prawica prowadzi obecnie szeroką kampanię przy pomocy zaprzyjaźnionych ośrodków intelektualnych oraz mediów, by ‘wybielić’ poległego prezydenta. Ciekawe z czego niby wybielić!… Chamstwo i bezczelność Rahra jest wyjątkowa!

– Lech Kaczyński nie może się zapisać według nich w historii czarną kartą. Wyobraź sobie, co by było, gdyby mówiono, że to on jest winny śmierci pozostałych. To całkiem zrozumiała reakcja – powiedział Rahr.

Na koniec z ulgą stwierdził, że dobrze się stało, iż w Polsce nie rządzą już siły powiązane z Lechem Kaczyńskim, że nie ma już u władzy polityków otwarcie domagających się obrony polskich interesów, np. dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych. Przypomniał że Rosję (a także jego osobiście) drażniły zabiegi polskiego prezydenta o dostawy do Polski gazu norweskiego. – Teraz dzięki Bogu sytuacja się uspokoiła – podsumował Rahr.

Tak! Według Rahra, teraz w Polsce i to dzięki Bogu! nie rządzą już ludzie otwarcie domagający się obrony polskich interesów!… Czyli nawet Rahr, tuba Putina i Miedwiediewa, podkreśla, że premier Tusk i ‘prezydent’ Komorowski nie domagają się obrony polskich interesów!… Nic dodać, nic ująć!… Premierze Tusk i ‘prezydencie’ Komorowski – tylko pogratulować takiej wspaniałej laurki!…

łs/nd/Cezary Dąbrowski /14.2.2011/

***

Metody śledcze pułkownika Putina

Zabity Siergiej Protazanow, dziennikarz gazety Porozumienie Obywatelskie, był, zdaniem rosyjskiej milicji, pijany niczym gen. Andrzej Błasik

Kiedy mordercy odwiedzili reportera Ilję Zimina, który w nocy wrócił z klubu, akurat popsuł się monitoring w budynku, gdzie mieszkał – równie kiepski jak radar w Smoleńsku

Redaktora Magomeda Jewłojewa zgubiła z kolei – niemal polska – brawura, przez którą przypadkiem został… postrzelony w głowę

Przypadek kpt. Arkadiusza Protasiuka, u którego MAK stwierdził ‘przewagę konformizmu w cechach charakteru’, to też tylko złagodzona wersja potraktowania dziennikarza Iwana Safronowa. Śledczy uznali, że jego śmierć była ‘wynikiem skłonności samobójczych’, których nigdy nie zauważyła rodzina ani koledzy.

Wyniki śledztw pisane przez kalkę

MAK nie musiał wysilać się na wymyślanie żadnych nowych uzasadnień, pisząc raport o przyczynach katastrofy w Smoleńsku. Użyte przez komisję Anodiny pr-owskie schematy wyjaśniania przyczyn śmierci wrogów Putina mogły być czymś świeżym tylko dla naiwniaków z Zachodu. W Rosji kalki te są w użyciu na co dzień. Alkohol, brawura, słaba psychika, fiksacja urządzeń technicznych – wiadomo, ten rosyjski bałagan! – należą do używanych najczęściej.

Dziennikarze, obrońcy praw człowieka, opozycyjni politycy, niewygodni biznesmeni, są w Rosji Putina mordowani setkami. Częstą praktyką jest, że – jak w przypadku Smoleńska – zaraz po morderstwie prokuratura wyklucza jego polityczny motyw – w przypadku Zimina stało się to już następnego dnia…

Rodzinie najprawdopodobniej otrutego dziennikarza śledczego Jurija Szczekoczichina, podobnie jak rodzinom ofiar Smoleńska, odmawiano dokumentów z sekcji zwłok. Koledzy z redakcji zdołali jedynie wymusić wydanie papieru, z którego wynikało, że przyczyna śmierci to ‘syndrom alergiczny wywołany czynnikiem zewnętrznym’. Morderczy czynnik nie został ustalony. To chyba i tak konkretniej niż ‘uraz wielonarządowy’ w przypadku ofiar Smoleńska.

A co jak polityk zginie w katastrofie lotniczej? Ten wariant MAK przećwiczył już na gen. Lebiedziu. Winny jest pilot i mgła, a także prawdopodobne naciski ważnych osób na pokładzie śmigłowca, którym leciał (raport z 2002 r.).

Jeżeli rosyjscy przywódcy nie muszą tłumaczyć się z tajemniczych śmierci w rozmowach z innymi światowymi przywódcami, śledztwa kończą się szybko – albo niczym, albo wyrokami skazującymi dla młodych kryminalistów, którzy oczywiście nie mieli żadnych mocodawców. Te najgłośniejsze ciągną się latami – badanie morderstwa Anny Politkowskiej sprzed pięciu lat prokuratura przedłużyła właśnie niedawno do lutego 2011 r. W przypadku Smoleńska i bierności rządu oraz prezydenta z Platformy Obywatelskiej podobne granie na zwłokę może okazać się niepotrzebne.

Wywracanie zniczy, kradzież kwiatów i zdjęć zamordowanych też nie są oryginalnym pomysłem władzy Tuska i Komorowskiego. Identycznie zachowała się rosyjska milicja po zamordowaniu dziennikarki Anastazji Baburowej i adwokata Stanisława Markiełowa. ‘Tu jest normalna moskiewska ulica, a nie cmentarz!– czczący ich pamięć słyszeli od rosyjskiej milicji to samo, co polscy obrońcy Krzyża Pamięci.

pl /2.2.2011/

***

Luksusowe pałace Putina

Według gazety Kommiersant-Diengi szef rządu Rosji Władimir Putin ma 26 luksusowych rezydencji. Gazeta powołuje się na przedsiębiorcę Siergieja Karpowa

 

Jedna z rezydencji ma znajdować się na sprzedanym Rosjanom przez Francuzów okręcie Mistral – informuje jedna z gazet za dziennikiem rosyjskim. Według cytowanego przez Rosjan przedsiębiorcy Siergieja Karpowa – wydatki na budowę i utrzymanie siedzib premiera pochłonęły miliardy rubli. Zwrócił się on w tej sprawie do prokuratury, ta jednak nie dopatrzyła się znamion przestępstwa.

W grudniu 2010 r. gazeta Wiedomosti pisała o powstającym na wybrzeżu Morza Czarnego pałacu Putina. Miał być wart miliard dolarów. Dziennikowi opowiedział o tym biznesmen, który kiedyś należał do kręgu przyjaciół Putina – Siergiej Kolesnikow. Napisał on list do prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, w którym stwierdził, że ‘pałac powstaje za pieniądze z gigantycznych łapówek’. Doniesieniami tymi nie zainteresowała się zarówno prokuratura, jak i deputowani parlamentu – podała jedna z gazet.

opr. gw/niez.pl/rp /2.2.2011/

***

Rtęć we krwi dziennikarzy

Berlińska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie próby otrucia rtęcią rosyjskich opozycyjnych dziennikarzy i krytyków Kremla – Wiktora i Mariny Kałasznikowów. Sami dziennikarze twierdzą, że za próbą zabójstwa stoją rosyjskie służby specjalne

Rzecznik prokuratury generalnej Martin Steltner poinformował, że wszczęto postępowanie wyjaśniające, czy doszło do przestępstwa polegającego na uszkodzeniu ciała podczas ewentualnej próby otrucia rosyjskich dziennikarzy za pomocą rtęci

Jak ujawniła Stefanie Winde, rzecznik słynnej berlińskiej kliniki uniwersyteckiej Charite, podczas badań laboratoryjnych we krwi mieszkających w Niemczech Wiktora i Mariny Kałasznikowów wykryto dawki oparów rtęci znacznie przekraczające normy. Szef działu toksykologii potwierdził, że poziom tej trucizny we krwi Wiktora Kałasznikowa wyniósł 53.7 mikrogramów na litr, a we krwi Mariny – 56 mikrogramów. Dopuszczalna dawka to 2-2,5 mikrograma na litr.

Rtęć spowodowała m.in. złe samopoczucie, a następnie gwałtowaną utratę wagi (u Wiktora) i wypadnięcie włosów u jego żony. Zaalarmowani tymi wynikami lekarze skierowali sprawę do prokuratury. Śledztwo zostało już przejęte przez specjalny oddział, który zajmuje się przestępstwami popełnianymi z motywów politycznych.

Wiktor Kałasznikow był wieloletnim agentem KGB, później pracował w sztabie Borysa Jelcyna, m.in. zajmował się opracowywaniem informacji zawartych w aktach Stasi. Wiedział też dużo o NATO i RFN. Jak informuje Tagesspiegel, Kałasznikow bardzo dziękował niemieckim lekarzom za profesjonalną i skuteczną interwencję, która uratowała życie im obojgu. Media porównują to zdarzenie do uśmiercenia byłego agenta KGB i FSB Aleksandra Litwinienki. Zmarł on w listopadzie 2006 r. w Londynie w wyniku otrucia radioaktywnym polonem 210.

wm/Hamburg /28.12.2010/

***

W Rosji bez zmian

W Rosji bez zmian, przynajmniej w dziedzinie praw człowieka. Dowodzi tego kolejny wyrok na Michaiła Chodorkowskiego i Płatona Lebiediewa. Już zostali uznani za winnych oszustw na tak wielką skalę, liczoną w setkach miliardów rubli, że aż strach pomyśleć, na ile jeszcze lat pozbawienia wolności się to przełoży

Chodorkowski zapewne wróci do kolonii karnej JaG 14/10 za Bajkałem, przy granicy z Mongolią i Chinami. Niegdyś jeden z 30 najbogatszych ludzi na ziemi będzie tam szyć rękawice robocze.

Nowy wyrok na Chodorkowskiego to koniec złudzeń w sprawie rosyjskich przemian. Koniec złudzeń co do odpolitycznienia wymiaru sprawiedliwości przez liberała Dmitrija Miedwiediewa. By podkreślić, że złudzeń być nie może, zatrzymano demonstrujących przed sądem. To symboliczne zerwanie z oczekiwaniami Zachodu.

Bo nie chodzi o to, że Chodorkowski jest czysty jak łza. Jego droga od garści rubli do miliardów dolarów nie różniła się zapewne od drogi innych rosyjskich oligarchów. Ale on od siedmiu lat jest za kratami, a oni zamawiają najdroższe jachty świata i kupują najdroższych piłkarzy do swoich klubów. Mogą to czynić, i to ku radości Kremla, bo w przeciwieństwie do Chodorkowskiego nie zajęli się prawdziwą polityką. Nie ośmielili się rzucić rękawicy Władimirowi Putinowi.

Jak wydawanie wyroków o podłożu politycznym ma się do szumnie głoszonej modernizacji Rosji? Odpowiedź właśnie poznajemy: modernizacja ma polegać na przyciągnięciu z Zachodu nowoczesnej technologii. A nie ideologii. Nie praw człowieka, nie zasad państwa prawa.

Najważniejsze pytanie brzmi: Czy taka modernizacja Rosji powinna uzyskać wsparcie Zachodu? A właściwie, czy Zachód będzie miał siłę, by powiedzieć, że nie.

jh/rp /27.12.2010/

***

3 lata dla rosyjskiego szpiega

Na trzy lata więzienia Sąd Okręgowy w Warszawie skazał obywatela rosyjskiego Tadeusza J., oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji

Rosjanin o polsko brzmiącym nazwisku, który miał zdobywać informacje o polskim wojsku dla wojskowego wywiadu GRU, został zatrzymany w lutym 2009 r. przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Od tego czasu przebywa w areszcie. Według gazety, która o tym pisała, J. mieszkał od dłuższego czasu w Polsce i prowadził niewielką firmę.

Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie jest nieprawomocny. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie wnosiła o 5 lat więzienia dla J. Dwie prokuratorki powiedziały, że zastanowią się, czy apelować. Za udział w działalności obcego wywiadu przeciw RP grozi od roku do 10 lat więzienia.

Proces był w całości tajny. Sędzia Igor Tuleya wygłosił jednak jawne uzasadnienie wyroku, bo – jak powiedział – nie będzie w nim ujawniona tajemnica państwowa. I tak sędzia ujawnił, że działalność J. w woj. kujawsko-pomorskim i mazowieckim trwała od stycznia 2003 r. do lutego 2009 r., gdy zatrzymał go kontrwywiad Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Sędzia powiedział, że regularnie przesyłał on do centrali GRU i odbierał z niej zaszyfrowane wiadomości, używając do tego sprzętu kryptograficznego wysokiej klasy, który pozornie wyglądał jak sprzęt codziennego użytku.

Tadeusz J. był uśpionym agentem wywiadu wojskowego Rosji, czekającym na zlecenie działań – uznał sąd, skazując tego obywatela Rosji na 3 lata za szpiegostwo. Sąd ujawnił, że J. używał w kontaktach z centralą GRU w Moskwie sprzętu łączności wysokiej klasy.

Sąd uznał za niewiarygodne wyjaśnienia J., że sprzęt ten kupił na bazarze, nie wiedząc o jego innym przeznaczeniu. Zarazem sędzia podkreślił, że J. sam się zdemaskował, bo miał wysoką wiedzę kryptograficzną, a sprzętem posługiwał się sprawnie. Według sądu oskarżony był istotnym ogniwem w strukturze wywiadu. Sąd obciążył J. kosztami procesu w wysokości 46 tys. zł. Przedłużył mu też areszt do końca lutego 2011 r.

int./pap /22.12.2010/

***

Zbrodnie nie ujdą bezkarnie

Do głowy nam by nie przyszło, że powinniśmy się wycofać z organizowania naszego kongresu, że Polacy nagle się od nas odwrócą – mówi czeczeński lider

Rozmowa z Ahmedem Zakajewem, od 2007 r. premierem rządu emigracyjnego Czeczeńskiej Republiki Iczkeria, mieszkającym w Londynie

Jak się pan czuje w Polsce jako zwierzyna łowna?

Boleśnie. Mam w paszporcie cztery wizy polskie tylko z tego roku. Odwiedzałem Polskę, czułem się tu jak wolny człowiek. Polska to kraj, który – bez przesady – pokochałem, jak wielu Czeczenów i jak wielu Rosjan, za jej wstrząsającą walkę o uwolnienie się spod radzieckiej dyktatury. Przecież Solidarność nam, Czeczenom, dodała skrzydeł. Walczyliśmy o to samo, co wy.

Teraz ja, który przyjeżdżam po to, by szukać dróg wyzwolenia dla mojego narodu spod tego samego jarzma, spod którego wyzwalali się Polacy, mam się tu czuć jak przestępca?! To jakiś koszmarny sen, nie tylko mój, lecz i tych, którzy w szeregach Solidarności walczyli. Wszystko to wygląda jak jakiś spisek – w polskiej ambasadzie otrzymuję polską wizę, wjeżdżam przez nikogo niezatrzymany do Polski, a tu pułapka – groźba aresztu! Choć miesiąc temu spokojnie tutaj przebywałem. Najbardziej jednak boli to, że władze Polski depczą wartości demokratyczne wywalczone przez polską Solidarność. Depczą i walkę o wolność innych narodów, i własną niezależność od dyktatu obcych polityków.

Interpol rozesłał za panem list gończy. Co się z nim dzieje?

Leży w ich archiwum od 2000 roku. I będzie leżeć, dopóki Putin jest u władzy. Uruchamiany był raz, kiedy na tej podstawie zatrzymano mnie w Danii. Było to 30 października 2002 roku, także w związku z Kongresem Czeczenów, a więc z przyczyn ściśle politycznych, a nie prawnych…

Zaraz po napadzie terrorystów na moskiewski teatr na Dubrowce podczas spektaklu Nord – Ost. Ten napad ponoć pan organizował…

Jeśli organizowali go Czeczeni, to dlaczego, gdy Rosjanie wpuścili do sali gaz usypiający, uśpionych terrorystów nie aresztowano, by urządzić im głośny na cały świat proces, lecz zabito? Cały ten koszmar urządzono po to, by pokazać światu, że zbierający się w Danii kongres, to nie spotkanie ludzi walczących o wolność, lecz terrorystów.

Co zrobili Duńczycy po zatrzymaniu pana?

Stwierdzili, że ‘niepodważalne dowody mojego udziału w aktach terrorystycznych’ nie istnieją, i – dla świętego duńskiego spokoju – deportowali mnie do Anglii. Tam zatrzymano mnie na posterunku policji przez półtorej godziny i grzecznie wypuszczono, wyznaczając dzień rozpoczęcia procesu ekstradycyjnego na wniosek Rosji.

Jak wyglądał proces?

Trwał cały rok 2003. Prowadzący go sędzia z trudem pojmował, że wszystkie punkty oskarżenia to kłamstwa, że w Rosji torturuje się przypadkowych, niewinnych ludzi, by zeznali to, co chce władza. Tak właśnie było z koronnym świadkiem oskarżenia Wachą Duszujewem, który – zeznając w Londynie pod przysięgą – ze świadka oskarżenia stał się świadkiem obrony, gdy udowodnił, że Zakajewa w ogóle nie zna, a zeznania wydobyto z niego torturami. W procesie uczestniczyli najwyżsi rangą prokuratorzy Rosji, którym udowadniano kłamstwo za kłamstwem. Zupełnie nie mogli pojąć, że ich słowa, funkcjonariuszy Federacji Rosyjskiej, rozpatrywane są po kątem zgodności z faktami, a nie z wolą władz. Sąd mnie uniewinnił, wniosek rosyjskiej Prokuratury Generalnej oddalono i przyznano mi azyl polityczny w Wielkiej Brytanii.

A co na to Interpol?

W 2004 roku przyjechałem do Niemiec. Przemawiałem w Bundestagu. Siergiej Jastrzembski, doradca Władimira Putina, zażądał, by mnie aresztowano i wydano Rosji. Przedstawiciel Interpolu oświadczył wtedy, że Interpol swoją rolę już wypełnił, bo od momentu uniewinnienia mnie przez sąd Wielkiej Brytanii i przyznania mi azylu politycznego nie może mieć do mnie zastrzeżeń. Chroni mnie konwencja genewska. Zezwala ona na podróżowanie do krajów, które tę konwencję podpisały. Oczywiście muszę przestrzegać praw, które w tych krajach obowiązują.

Polska jest sygnatariuszem konwencji genewskiej, a zatem zatrzymując pana, naruszyłaby prawo międzynarodowe. Według prawa międzynarodowego nie wolno też wydawać osoby poszukiwanej państwu, w którym komuś grożą tortury lub śmierć.

Sam kongres też jest organizowany zgodnie z prawem. Mieliśmy zgodę administracji poprzedniego prezydenta Polski. Przesunęliśmy termin ze względu na żałobę narodową po katastrofie pod Smoleńskiem. Do głowy nam nie przyszło, że powinniśmy się z tego przedsięwzięcia wycofać, że wspierający nas zawsze Polacy nagle się od nas odwrócą, a rzecznik MSZ będzie odradzać posłom udział w kongresie, bo jest organizowany przez nieuznawany w świecie rząd na uchodźstwie.

Nie jesteście przecież rządem legalnym.

Ależ jesteśmy. Cały świat obserwował wybory czeczeńskiego prezydenta w 1997 roku i cały świat go uznał, łącznie z Kremlem. Potem prezydent Asłan Maschadow i ja – przedstawiciel rządu Czeczenii – podpisaliśmy na Kremlu umowę pokojową z prezydentem Borysem Jelcynem. Czy dlatego, że w 1999 roku Putin rozpętał następną wojnę z nami, wszystkie poprzednie akty prawne mają być nieważne? Przez 45 lat powtarzano, że rząd polski na uchodźstwie w Londynie to ‘samozwańcza banda’, no i czym się to skończyło? Czyż nie wygraną tej ‘bandy’? Kreml panicznie się boi naszej wygranej, choćby i za parę lat.

Czego ma się bać?

Dzisiaj jest wielka afera w Polsce, gdzie ponoć torturowano Talibów. Cały świat piętnuje amerykańskie więzienie w Guantanamo, podczas gdy szafy w ONZ i w Radzie Europy puchną od dowodów na to, że w Czeczenii stosowane są tortury o wiele straszliwsze – przypala się ludzi palnikiem gazowym, podłącza do prądu, trzyma miesiącami w dołach z wodą, że wymienię tylko kilka. Torturom poddano kilkanaście tysięcy ludzi. Przeżyło je kilka tysięcy.

Kreml twierdzi, że Czeczenia jest wolna i że sytuacja się tam normalizuje.

Jeśli przez normalizację rozumieć życie w warunkach terroru państwowego, dławiący wszystkich strach, porwania, tortury, podsłuchy telefonów, 70-procentowe bezrobocie, ściągany ze wszystkich zarabiających 30-procentowy haracz na rzecz prezydenta Ramzana Kadyrowa, powszechne obowiązkowe prace społeczne w soboty – to tak, to jest czeczeńska norma. Dodajmy, że każdy z ok. 700 tysięcy żyjących w republice ludzi kogoś bliskiego stracił i jest w żałobie, bo obie wojny czeczeńskie, i ta – rozpoczęta w 1994 roku przez Jelcyna, i ta – dużo straszniejsza wojna Putina – pochłonęły ćwierć miliona trupów, w tym 42 tysiące dzieci; że dziesiątki tysięcy są sierotami, że kalek nikt nie zliczy; że 5 tysięcy ludzi przepadło bez wieści, a 25 tysięcy niewinnych, podkreślam – niewinnych ludzi, złapanych podczas wojny i oskarżonych o bandytyzm, czyli walkę o wolność – siedzi w rosyjskich więzieniach; że ponad 300 tysięcy Czeczenów musiało uciekać z ojczyzny – to jest to czeczeńska normalizacja.

Ale po pięknie odnowionym centrum Groznego chodzą uśmiechnięci ludzie, dzieci bawią się przy fontannach, przyjeżdża walczyć bokser Mike Tyson, w czeczeńskiej telewizji występuje kanadyjska spikerka Crystal Callahan. Czy to nie wygląda przekonująco?

U ludzi, nawet w gettach, dominowało jedno pragnienie: przeżyć. Czeczeni od 400 lat walcząc z Rosją, niczego innego nie chcą, jak przeżyć i dożyć wolnej ojczyzny. Co im pozostało oprócz czarnego humoru? Śmieją się, choć dusza płacze… Dobrze przebywać tam krótko, najlepiej na zaproszenie Ramzana Kadyrowa. Kawiorem nakarmi, szampanem poczęstuje, chętnym zapewni damskie towarzystwo, zaprowadzi do kilku luksusowo wyremontowanych domów (bo wyremontowano zaledwie 5 procent budynków), podsunie kilku rozmówców. Któż wtedy głośno powie, że to nieokrzesany gbur, poruszający się wyłącznie w otoczeniu pół setki ochroniarzy? Czeczenia to takie centrum handlowo-rozrywkowe.

Na rozkaz Kadyrowa działają szwadrony śmierci. Tymczasem ostatnio wiedeńska prokuratura odkryła, że pewien człowiek z takiego szwadronu był oficjalnie akredytowany jako radca rosyjskiej ambasady w Austrii…

Jeśli Kadyrow zabija wrogów za granicą, to można sobie wyobrazić, co wyrabia w czeczeńskich więzieniach. W tej sytuacji składam wyrazy najwyższego szacunku tym Czeczenom, którzy godnie trwają w republice: nauczycielom, lekarzom i wszystkim innym mężnie znoszącym ten reżim. To najlepsi z nas. To dzięki nim jeszcze nie straciliśmy ojczyzny. To bohaterowie. Dzięki nim, jako naród, nie wyginiemy.

Ale ci, którzy przyjeżdżają z Czeczenii, coraz częściej mówią o nadchodzącej zemście krwi. Armia Kadyrowa i jego służby specjalne mają na sumieniu śmierć tysięcy Czeczenów. A jak wiadomo, istnieje u was prawo zabicia mężczyzny za mężczyznę, a za kobietę nawet dwóch mężczyzn. Czeczeni mówią, że ta wojna się zacznie, gdy kraj opuści ostatni żołnierz rosyjski.

Gdyby tak miało być, to Putin już dawno by tego ostatniego żołnierza wyprowadził. To bzdura, gdyż zemsta krwi nie obowiązuje automatycznie. W każdym przypadku decyduje o niej starszyzna rodowa. Doskonale wiemy, że do wielu zbrodni żołnierze armii Kadrowa są zmuszani, że sami są ofiarami. Wszystko to bierze się pod uwagę.

Czy możliwe jest usunięcie Kadyrowa?

Przypomnę, że doszedł on do władzy po zabiciu jego ojca Achmeda Kadyrowa. On też został namaszczony przez Putina, ale był bardziej proczeczeński. Ramzana, szefa jego ochrony, akurat przy ojcu nie było, choć zamach miał miejsce 9 maja 2004 roku w Dzień Zwycięstwa na bardzo chronionym stadionie w Groznym. W kilka godzin później Marzana przytulał przed kamerami prezydent Putin, namaszczając na premiera Czeczenii. Gdy Ramzan skończył 30 lat i mógł zgodnie z prawem zostać prezydentem, ‘głosowało’ na niego ponad 90 procent Czeczenów. On wziął na siebie niemałą odpowiedzialność: usuwa ślady zbrodni Rosjan na Kaukazie. Przecież Czeczenia to wielka Srebrenica. Gdzie się podziało te 250 tysięcy zabitych? Leżą pod ziemią w Czeczenii.

A skąd się bierze armia bojowników? O co oni walczą?

Zwykle walczy się z rozpaczy. Za pierwszego prezydenta – Dżochara Dudajewa, i za drugiego – Maschadowa, walczyliśmy o niepodległość Czeczenii, która w naszym języku nazywa się Iczkerią. Maschadowa zabito w 2005 roku. W 2007 r. władze nad oddziałami zbrojnymi objął Doku Umarow, który walkę o niepodległość zamienił w walkę religijną z wrogami Allacha. Zamienił Czeczenię w wielki kaukaski emirat, siebie – w emira Doku Abu Usmana, a bojowników w mudżahedinów dżihadu. Protestowałem przeciw temu, więc w 2008 roku wydano na mnie wyrok śmierci.

Po co był potrzebny manewr z fundamentalizacją Czeczenii?

Po to, by Ramzan Kadyrow i Kreml mogli twierdzić: tam, gdzie jest fundamentalizm islamski, tam jest terror. Jesteśmy ofiarami terroru, i to międzynarodowego. A zatem należymy do międzynarodowej społeczności zwalczającej terroryzm. Wspieramy tę społeczność, a w zamian żądamy tylko jednego – zapomnijcie o Czeczenii. Po ataku na WTC Putin pierwszy zadzwonił do prezydenta Busha z wyrazami współczucia i zażądał, by sytuację w Czeczenii rozpatrywać w kontekście walki z terroryzmem międzynarodowym. Condoleezza Rice, wówczas doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego, odmówiła. Kiedy jednak w tym roku, 29 marca Doku Umarow wziął odpowiedzialność za organizację aktu terrorystycznego w moskiewskim metrze, Hillary Clinton musiała stwierdzić: rzeczywiście, mamy wspólnego wroga. To bardo ułatwia Putinowi działanie w tym i tak już sputinizowanym towarzystwie liderów politycznych Zachodu.

Czym skończyło się śledztwo w sprawie zamachu w metrze?

Tym, czym wszystkie śledztwa prowadzone za zamkniętymi drzwiami – paroma nazwiskami przypadkowo złapanych osób, paroma przyznaniami się do winy uzyskanymi w drodze tortur. A ogólnie – jak w sprawie wszystkich aktów terrorystycznych – cisza. Głośna jest tylko opinia na Zachodzie: Czeczeni to terroryści. Za ostatni akt terroru we Władykaukazie Umartw też wziął odpowiedzialność.

Myśli pan, że to dlatego organizacje międzynarodowe milczą w sprawie Czeczenii?

Oczywiście! O to chodzi, żeby zamknąć usta członkom Komitetu do spraw tortur ONZ, Radzie Bezpieczeństwa, Radzie Europy, Parlamentowi Europejskiemu… Po to właśnie organizujemy kongres, by stworzyć międzynarodowe centrum, które stale będzie mówić o naszym dramacie.

Co się dzieje z Doku Umarowem?

Naszym wielkim sukcesem jest, że tego lata, w sierpniu, zdecydowana większość bojowników odeszła od niego. I tak mozolna robota służb specjalnych się zawaliła. Na służby wskazuje też fakt z tego roku. Pewien 17-latek z rejonu Wiediena zostawia ojcu list, że idzie z kolegami w góry. Zrozpaczony ojciec biegnie na milicję, żeby chłopaków zatrzymać. Milicja odmawia. Po jakimś czasie, w ramach ‘walki z terroryzmem’, milicjanci biorą ojca na tortury, żeby wyjawił, gdzie ukrywa się syn. W odpowiedzi w góry idzie drugi syn. I tak armia ‘terrorystów’ rośnie. Jest kogo gonić, prześladować. I jest powód do dumy, że się walczy z terroryzmem międzynarodowym.

Jeśli ludzie odeszli od Umarowa, to kto u niego został?

Przyjaciele z FSB. Rosyjskiego i czeczeńskiego.

Ale partyzanci walczą nie tylko u Umarowa. Dlaczego Czeczeni idą w góry?

Z bezradności. Pracy nie ma, pieniędzy nie ma, rodziny nie założysz, to przynajmniej walcz i umieraj za ojczyznę. To wszystko. Tak prowadzi się selekcję: część młodych idzie w góry, część wyjeżdża do Europy, część idzie do milicji Kadyrowa. A ci w górach stają się gorącymi wyznawcami Allacha ze strachu i z samotności. Stają się szachidami: lepszy straszny koniec, niż strach bez końca.

Dlaczego wojna rozlała się na cały Kaukaz – Dagestan, Inguszetię?

Kremlowi potrzebny jest walczący Kaukaz, pełen ‘terrorystów’. Rosjanie muszą mieć pretekst, by z błogosławieństwem Zachodu likwidować kaukaskie republiki i stworzyć jeden wielki Okręg Kaukaski, bez odmian narodowościowych. Znikną Czeczeni czy Dagestańczycy, zostaną mieszkańcy Kaukazu. Po to właśnie na czele obecnego Okręgu Kaukaskiego postawiono reprezentanta Putina – Chłaponina. Ma on doświadczenie w likwidacji małych republik na północy i w stworzeniu wielkiego, jednolitego Kraju Krasnodarskiego. Dlatego już teraz Ramzan Kadyrow rezygnuje z tytułu prezydenta i nazywa siebie ‘głową regionu czeczeńskiego’.

Czego Czeczeni spodziewają się po kongresie w Pułtusku?

Międzynarodowego wsparcia dla rozmów czeczeńsko-rosyjskich. W przyszłości chcemy też doprowadzić do powołania Trybunału Międzynarodowego w sprawie Czeczenii. Zbrodnie na naszym narodzie nie ujdą bezkarnie, choć dzisiejszy świat polityków, poddanych schroederyzacji zapewne by tego chciał. My się jednak nie poddamy. I liczymy, jak zwykle, na wsparcie Polaków.

rozm. Krystyna Kurczab-Redlich /17.9.2010/

Ahmed Zakajew
Od 2007 r. premier rządu emigracyjnego Czeczeńskiej Republiki Iczkeria. Mieszka w Londynie.
Urodził się w 1959 r. w Kazachstanie. Z wykształcenia – choreograf, pracował jako aktor teatru w Groznym. W 1994 r. czeczeński prezydent Dżochar Dudajew mianował go ministrem kultury; równocześnie został wojskowym – w 1995 r. mianowany generałem. Walczył w pierwszej i drugiej wojnie czeczeńskiej. W latach 1998–2006 był wicepremierem Czeczenii.
W 2002 r. w Kopenhadze został aresztowany na wniosek Rosji, która oskarżała go o działalność terrorystyczną. Jednak wobec braku przekonujących dowodów Zakajewa zwolniono. Wyjechał do Londynu, gdzie znów go aresztowano, lecz w 2003 r. sąd ponownie odrzucił rosyjski wniosek o ekstradycję.
Przez Moskwę uznawany jest za groźnego przestępcę. Jednak prorosyjski prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow zachęcał go do powrotu do kraju, czego Zakajew nie wyklucza. Wśród Czeczeńców uważany jest za polityka umiarkowanego.

***

Apetyt rosyjskiego wilka nie maleje

Organizacje czeczeńskie upierają się, że los Czeczenów w Polsce radykalnie się pogorszył po 1 września 2009 r., czyli po wizycie premiera Putina – pisze Krystyna Kurczab-Redlich

Owca – jak komentatorzy przedstawiają Polskę – wcale nie wyszła ze sprawy Zakajewa cało. A co do sytości kremlowskiego wilka…

30 czerwca, a więc dwa miesiące przed wrześniowym kongresem Czeczenów w Pułtusku, przedstawiciel Interpolu przy rosyjskim MSW wystosował do władz Wielkiej Brytanii kolejne żądanie wydania Ahmeda Zakajewa. Na konferencji prasowej podkreślił jednak, że zagraniczni koledzy w Interpolu twierdzą, iż zatrzymać go nie można, bo posiada status uchodźcy politycznego. Dla Interpolu to oczywiste: ważność listu gończego została zneutralizowana przez azyl polityczny potwierdzony przez londyński sąd. Jasne?

Dla Ambasady RP w Anglii i kompetentnych polskich instytucji całkowicie – spokojnie wydają więc Zakajewowi, przedstawicielowi nieuznawanej Czeczeńskiej Republiki Iczkeria, kolejne wizy, a ten spokojnie przyjeżdża do Polski i spokojnie ją opuszcza. Ostatnią wizę (umożliwiającą mu pojawienie się na kongresie) otrzymuje 10 września. A potem… odbiera anonimowe telefony (w kiepskim angielskim): ktoś go usilnie namawia, by z wyjazdu zrezygnował.

Ale granicę Polski przekracza bez problemów. Przedstawiciel MSZ oznajmił przecież, że nie istnieją żadne podstawy prawne, by Ahmeda Zakajewa nie wpuszczać na terytorium Polski.

Wpuścić, by łowić?

A więc najpierw wpuścić, a potem łowić? Dlatego że nowy ambasador Federacji Rosyjskiej w Polsce Aleksander Aleksiejew powtarza – jak mantrę – unieważnione w 2003 r. przez sąd brytyjski twierdzenie, iż czeczeński lider to terrorysta? Wygląda na to, że wcześniejszym naciskom w sprawie Zakajewa polscy urzędnicy oparli się tak skutecznie (dając wizę i wpuszczając do kraju), iż nastąpiła akcja bardziej bezpardonowa. Jaka, tego zapewne się nie dowiemy.

I tak niewinny człowiek, mający wszystkie dokumenty w porządku, musi się w Polsce ukrywać. To szok i dla niego, i dla tych, którzy go tu oczekiwali. Powtarza więc rozgorączkowany (dosłownie też, bo ma wysoką temperaturę), że to nie tyle smutne dla niego, ile dla nas. Bo to, co potem mówi publicznie – o swoim podziwie dla Solidarności i przywiązaniu do Polski – jest prawdą.

Cóż jednak począć? Rzecznik policji Mariusz Sokołowski w każdym bloku informacyjnym powtarza, że polska prokuratura wydała nakaz poszukiwania i zatrzymania szefa rządu emigracyjnego Czeczenii, ściganego międzynarodowym listem gończym. Rzecznik prokuratury Mateusz Martyniuk oświadcza, że prokuratura takiego nakazu nie wydawała, ale Zakajew będzie zatrzymany na podstawie międzynarodowego listu gończego, jeśli na terytorium Polski się pojawi.

Pojawił się. Siedzi w obcym mieszkaniu, prosi o znalezienie adwokata, bo chce jak najszybciej zgłosić się do prokuratury.

Poszukiwanie terrorystów

Środa, 15 września. Nazajutrz ma się rozpocząć smutny zjazd wygnańców, jakim w rzeczywistości jest kongres Czeczenów. Już widać, że cały program wziął w łeb. Główna osoba kongresu wyjść na ulicę nie może, bo poszukuje jej policja. Wolnego człowieka w wolnym kraju. Absurd.

W 21 roku naszej niepodległości przyjmujący Zakajewa Polacy muszą się bawić w konspirację, by chronić go przed zatrzymaniem, czyli bezprawiem. O jaki międzynarodowy list chodzi – nie wiadomo, bo przedstawiciel Interpolu głosu nie zabiera. Międzynarodowość nakazu ogranicza się bowiem do jednego państwa – Federacji Rosyjskiej.

17 września, w piątek, dobrowolnie zmierzająca do prokuratury zwierzyna łowna wraz z adwokatem zostaje złapana przez gorliwą policję. Generalna Prokuratura Rosji (jak donosi jej portal) przygotowuje dokumenty, tłumacząc je na język polski. Ale do prokuratury polskiej dotarły one w wersji rosyjskiej (takiej jak w 2002 r., kiedy wysyłano je do Danii, żądając ekstradycji ‘terrorysty’). Tłumaczenie ich przedłużyło pobyt Zakajewa w warszawskiej prokuraturze o trzy godziny.

Tymczasem oddziały antyterrorystyczne licznie reprezentowane w Pułtusku nie próżnują. Wieczorem, w dzień rozpoczęcia kongresu dżentelmeni z automatami i w maskach zatrzymują kilkanaście osób, przetrzymują je ponad cztery godziny. Od Czeczenów pobierają odciski palców, przesłuchują, wypuszczają po północy. Wiele innych osób zmierzających na kongres też jest zatrzymanych, tyle że na krócej.

Jeżeli – jak twierdzą przedstawiciele policji – poszukiwano terrorystów, to co robiły urzędy wydające im wizy lub – w przypadku przebywających w Polsce uchodźców – karty pobytu? Czeczeni, którzy uciekli od uzbrojonych ludzi w maskach, porzucając rodziny i dobytek, do takiego traktowania w Polsce powoli przywykają. Ostatnio dotkliwie się ono nasiliło.

Organizacje czeczeńskie w Polsce upierają się przy twierdzeniu, że los uchodźców czeczeńskich radykalnie się pogorszył po 1 września 2009 r., czyli po wizycie premiera Putina w Polsce.

MSZ odradza

A więc z jednej strony ministrowie i wysocy urzędnicy (jak rzecznik MSZ Mariusz Bosacki) oświadczają, że Polska jest demokratycznym państwem i na jej terytorium odbywały się i będą się odbywać podobnie przedsięwzięcia, z drugiej – uczestników tych przedsięwzięć ciąga się po policyjnych posterunkach. Z jednej strony zezwala się czeczeńskiej diasporze na spotkanie, z drugiej – polskim parlamentarzystom, którzy pytali MSZ, czy warto w tym spotkaniu uczestniczyć, ministerstwo (jak twierdzi jego rzecznik) nie radziło, gdyż organizatorem kongresu jest rząd, którego nie uznajemy i nigdy nie uznamy, rząd tak zwanej Czeczeńskiej Republiki Iczkeria.

Cóż, londyńskiego rządu RP na uchodźstwie też nie uznawano, a dziś jego przedstawicielom oddaje honory sam pan prezydent tej Rzeczypospolitej, o którą rząd londyński walczył. Czy więc polska owca nie miota się w sidłach demokracji tkanych skutecznie gdzieś na Kremlu?

Nie wszyscy parlamentarzyści porad MSZ posłuchali. Zjawili się przedstawiciele czy zwolennicy PiS. Na tym tle poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej Tadeusz Zwiefka, który nie tylko był uczestnikiem, ale i jednym z głównych organizatorów kongresu, wysoko – choć samotnie – dzierży sztandar demokracji gwarantowanej przez swą partię. Gwarantowanej wszystkim: małym narodom poddanym ludobójstwu – również.

Gdzie my jesteśmy?

To, że sprawę Zakajewa polski sąd zakończył dla niego i dla nas korzystnie, bo zgodnie z polskim i międzynarodowym prawem – wiadomo. Inaczej być nie mogło. Że policja nie miała podstaw ani prawa go zatrzymać, gdy zmierzał do prokuratury, też wiadomo.

Ale kto policji wydał taki nakaz, tego nie wiadomo. Czyżby minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller? Ten sam, który prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej? I czyżby powtarzające się – choć porażające niestosownością – pytanie, czy wsadzeniem Zakajewa do policyjnego samochodu polski minister chciał coś w sprawie Smoleńska zyskać, mogło jednak mieć sens? Już samo pojawienie się tego pytania uprzytamnia, jak bardzo wilk nie jest syty i jak pęta polską owcę.

Jeśli szef jednej z najszacowniejszych organizacji obrony praw człowieka wysuwa hipotezę, że akcja Zakajew mogła być zagrywką polskiego rządu na potwierdzenie jego niezależności od Kremla, to gdzie my jesteśmy? I co się z nami dzieje?

Jest takie rosyjskie powiedzonko: sprawdzać kogoś na wszawość, czyli sprawdzać, jak daleko można się posunąć w zmuszaniu kogoś do rzeczy niezbyt godziwych. Niestety, w tej sprawie samo się ono narzuca, choć być może prowadzi do niesłusznych wniosków.

Widać, że Prokuratura Generalna Rosji najpoważniej próbowała zmusić Polaków do wydania czeczeńskiego lidera. W tym kontekście zapewnienie ministra Radosława Sikorskiego, że Polska będzie działać zgodnie ze swoim interesem narodowym, brzmiało pocieszająco, tak jak premiera Donalda Tuska, że do żądanej przez Kreml ekstradycji nie dojdzie.

To nie polska ustawka

Można było usłyszeć i takie komentarze, że sprawa Zakajewa to polsko-rosyjska ustawka, w której Rosja miała udawać, że straszy, a Polska – że się boi. Oczywiście, żadną polską ustawką to nie było: wystarczyło obserwować napiętą twarz premiera Tuska, gdy – po raz pierwszy zabierając głos – twierdził, że kongres Czeczenów to sprawa dla Kremla delikatna.

Delikatny Kreml uśmiercił bombami, artyleryjskim ogniem, torturami ćwierć miliona Czeczenów, tysiące okaleczył, tysiące osierocił, tysiące teraz zmusza do emigracji, ale nie o to przecież chodzi. Chodzi o to, że premier wolnej Polski w imię polskich słusznych interesów musi mówić to, czego jako zwykły obywatel zapewne nigdy by nie powiedział.

Politycy muszą wykonywać różne manewry. Jeśli jednak walczący kiedyś o niepodległość i demokrację polscy politycy aż tak muszą deptać to, co nie tak dawno głosili, to znaczy, że apetyt wilka, niestety, się nie zmniejsza.

Krystyna Kurczab-Redlich /prawniczka, dziennikarka, reportażystka, wieloletnia korespondentka polskich mediów w Rosji/

/19.9.2010/

***

Krwawy atak na parlament

Przez cały wczorajszy dzień napływały z Groznego sprzeczne informacje dotyczące ataku, miejsca jego przeprowadzenia, liczby zabitych oraz samych zamachowców

Co najmniej sześć osób zginęło w przeprowadzonym wczoraj w godzinach rannych ataku na czeczeński parlament w Groznym. Ostateczna liczba rannych nie jest jeszcze znana. Wiadomo jedynie, że z rąk zamachowców śmierć poniosło kilku milicjantów i pracownik parlamentu. Zginęli także sami zamachowcy.

– Siły specjalne zakończyły operację w centrum Groznego, stolicy Czeczenii. Są zabici i ranni – podała wczoraj rosyjska agencja ITAR-TASS, powołując się na źródła w czeczeńskim MSW. Kolejne informacje dotyczące zamachu bardzo się między sobą różniły. Rosyjskie media zgodne są tylko w jednej kwestii, że zginęli wszyscy napastnicy.

Radio Echo Moskwy twierdzi, że w starciu z bojownikami zginęło 4 milicjantów, a rannych zostało dziesięciu kolejnych. Rosyjska agencja RIA Nowosti informuje zaś, że poszkodowanych jest 17 osób, w tym sześciu milicjantów. Z kolei prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow podczas specjalnego wystąpienia stwierdził, że zamachowcy zabili dwóch milicjantów z ochrony budynku oraz pracownika administracji parlamentu.

– Atak nastąpił ok. godz. 8.45 czasu moskiewskiego (6.45 czasu polskiego) i przeprowadziło go trzech bojowników, którzy zabili dwóch milicjantów z ochrony budynku oraz pracownika administracji parlamentu – podkreślił czeczeński prezydent. Jak zapewnił, żadnemu z deputowanych nic się nie stało. – Zostali oni wyprowadzeni z terenu parlamentu – dodał Kadyrow.

Tymczasem zdaniem przedstawiciela Komitetu Śledczego przy Prokuraturze Generalnej Rosji Władimira Markina, zamachowców było czterech. – Według wstępnych informacji ze śledztwa do budynku parlamentu Republiki Czeczenii przedostali się i zabarykadowali czterej uzbrojeni ludzie – powiedział Markin.

Jeszcze inną liczbę zamachowców podało cytowane już radio Echo Moskwy, które twierdzi, że atak przeprowadziło dwóch napastników.

Czeczeńskie MSW zaprzeczyło też wcześniejszym doniesieniom mediów, w tym m.in. agencji Interfax-Ukraina, jakoby jeden z bojowników wziął zakładników.

Jeden czy dwa ataki?

Wśród przekazywanych informacji było także wiele niejasności co do samego ataku. Cytowane przez agencję RIA Nowosti źródło w siłach bezpieczeństwa relacjonowało, że zamachowcy wjechali na teren parlamentu tuż za samochodami, którymi do pracy zmierzali posłowie.

– We wtorek rano, kiedy samochody z deputowanymi wjeżdżały na teren parlamentu, za nimi wjechał samochód osobowy z terrorystami. Jeden z nich zdetonował ładunek wybuchowy, dwóch innych przedostało się do budynku parlamentu, wywiązała się strzelanina – cytuje jego wypowiedź agencja.

Niektóre agencje podawały też informacje o dwóch oddzielnych atakach – na parlament oraz ministerstwo rolnictwa. ITAR-TASS sprecyzowała następnie te informacje, wyjaśniając, że chodzi o budynek parlamentu położony w dzielnicy Leninskiej, później zaś, powołując się na MSW, agencja uściśliła, że w gmachu tym mieściło się wcześniej ministerstwo rolnictwa. Cytowana przez PAP agencja Associated Press podaje, że oba gmachy znajdują się w kompleksie budynków rządowych i że przed ministerstwem doszło do incydentu, który był prawdopodobnie częścią ataku na parlament.

mz /20.10.2010/

***

Sowiecka opowieść

‘Zamysłem było pokazanie Zachodowi historii milionów ludzi którzy żyli za żelazną kurtyną, pod okupacją sowiecką. Z mojego doświadczenia wynika że mieszkańcy Zachodu mają niewielką wiedzę na ten temat. Wiedza ta bazuje w dodatku na sowieckich mitach które są zwyczajnie budowane na kłamstwie’

Rozmowa z Edvinsem Snorem, łotewskim reżyserem, autorem filmu The Soviet Story

Jak opisałby pan proces przenikania do zachodniej świadomości publicznej prawdy o współpracy zachodnich mocarstw z dwoma totalitaryzmami?

Myślę że na temat drugiej wojny światowej w zachodnich społeczeństwach wciąż pokutuje kilka mitów. Ponad 60 lat mieszkańcy Zachodu byli uczeni że druga wojna światowa była zwykłym konfliktem zbrojnym który zakończył się triumfem dobra nad złem. Była to jednak tylko część prawdy. Dobro nie zatriumfowało nad złem ponieważ jedno ze zwycięskich w tej wojnie państw stworzyło reżim który dopuszczał się aktów ludobójstwa i masowych mordów. Związek Sowiecki nie był lepszy od nazistowskich Niemiec. Różnica tkwiła tylko w tym że ponieważ był on jednym ze zwycięzców wojny więc nie wolno było mówić o okrucieństwach jakich dopuszczały się jego władze. Inna była sytuacja nazistowskich Niemiec o których zbrodniach dowiedział się cały świat.

Dla wielu niewygodny jest wątek współpracy Związku Sowieckiego z Hitlerem w działaniach mających na celu eksterminację Żydów.

W latach 1939-41 Stalin stał de facto po stronie nazistów. Władze Związku Sowieckiego nie tylko wydawały Żydów nazistowskim Niemcom ale także wspierały niemiecką machinę wojenną co doprowadziło do tego że do 1941 r. Hitler był w stanie zająć prawie całą Europę.

Czy zgadza się pan ze stwierdzeniem że dwa totalitaryzmy – nazistowski i sowiecki – wciąż nie są traktowane jednakowo? Przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi w tym że Europa Wschodnia została ‘sprzedana’ Stalinowi przez zachodnich przywódców?

Tak, myślę że te dwa totalitaryzmy wciąż nie są na Zachodzie traktowane jednakowo. Takie jest przynajmniej moje wrażenie. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy – tak myślę – jest to że rządy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii kolaborowały z jednym z totalitarnych reżimów, Związkiem Sowieckim. Wspomagały go militarnie i gospodarczo. Związek Sowiecki wykorzystywał udzielaną mu przez aliantów pomoc nie tylko do walki z nazistami ale także do dokonywania aktów ludobójstwa na własnych obywatelach. Wiemy na przykład że amerykańskich ciężarówek Sowieci używali do deportacji Czeczenów. Zachód był pośrednio zaangażowany w zbrodniczą politykę Związku Sowieckiego. Zachodni sędziowie pomagali na przykład wyciszyć sprawę Katynia w czasie procesów norymberskich, mimo że nie było wątpliwości kto dopuścił się tej zbrodni. Nie zrobiono nic by osądzić jej prawdziwych sprawców. Wszystkie te sprawy jak sobie wyobrażam są dla Zachodu bardzo niewygodne. Jedyną drogą uniknięcia dyskomfortu jest dla zachodniej opinii publicznej traktowanie Stalina jako kogoś ‘lepszego’ od Hitlera. Daje to złudzenie posiadania moralnych podstaw do usprawiedliwienia kolaboracji z nim.

Sądzi pan że Europa Wschodnia nadal w pewien sposób znajduje się w ‘rosyjskiej sferze wpływów’ za cichym przyzwoleniem zachodniej opinii publicznej? Na jakim polu możemy obecnie tego doświadczać?

Myślę że wpływ Rosji na inne kraje jest znacznie mniejszy niż w czasach zimnej wojny. Wciąż jednak Rosja jest szczęśliwym posiadaczem ogromnych złóż gazu i ropy. Używa zatem tych bogactw naturalnych do wywierania wpływu na sposób prowadzenia polityki przez państwa Europy Zachodniej. Wobec krajów Europy Wschodniej Rosja jest znacznie mniej delikatna i często ucieka się do zwykłego szantażu. Najlepszym przykładem takiego działania są rozmaite restrykcje dotyczące importu żywności wprowadzane przez Kreml tam, gdzie tylko dyktuje mu to sytuacja polityczna. Kreml zablokował import polskiego mięsa, łotewskich ryb, gruzińskich win itd. Sądzę jednak że prowadzenie tego rodzaju polityki jest krótkowzroczne i nie może przynieść żadnych dobrych rezultatów. Zachowując się w ten sposób z pewnością bardzo trudno jest pozyskać nowych przyjaciół.

W swoim filmie porusza pan temat katyńskiej masakry z 1940 r. Trudno nie wspomnieć w tym kontekście o katastrofie lotniczej jaka miała miejsce w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. W tym samym miejscu, w 70 rocznicę zbrodni katyńskiej, zginęła tragicznie polska elita, z prezydentem na czele.

Trudno jest komentować to wydarzenie. Myślę że to co stało się w Smoleńsku jest niewyobrażalną tragedią a fakt że miało to miejsce niedaleko Katynia, w rocznicę zbrodni, jest trudny do wyjaśnienia, a zarazem symboliczny. Przebywałem w Warszawie kiedy samolot z ciałem polskiego prezydenta przyleciał z Rosji i byłem głęboko wzruszony widokiem tysięcy ludzi stojących w ogromnej kolejce by oddać hołd swojemu prezydentowi. To było bardzo poruszające. Nigdy wcześniej nie widziałem ani nie czułem czegoś podobnego.

Łotwa była pierwszym krajem postkomunistycznym który stworzył profesjonalne i nowoczesne muzeum okupacji przez dwa totalitaryzmy. Jak wygląda obecnie polityka historyczna na Łotwie?

Nie jestem ekspertem w dziedzinie edukacji więc obawiam się że nie będę w stanie przedstawić szerszej panoramy odnośnie tego zagadnienia. Mogę natomiast powiedzieć że w łotewskich szkołach pokazywano film The Soviet Story na lekcjach historii by przekazać uczniom wiedzę na temat sowieckiego komunizmu i drugiej wojny światowej. Muzeum Okupacji Łotwy istotnie jest profesjonalnie przygotowane. Zwiedzając tamtejszą ekspozycję zarówno obcokrajowcy jak i Łotysze mogą się wiele dowiedzieć na temat najnowszej historii Łotwy. Muzeum powstało na początku lat 90. Z inicjatywą jego stworzenia wystąpiła grupa deportowanych Łotyszy, z profesorem historii Paulinem Lazdą na czele. Wśród wielu innych ciekawych eksponatów muzeum posiada ogromne archiwum audiowizualne zawierające relacje naocznych świadków deportacji, więźniów gułagów czy uczestników ruchu oporu. Niektóre z nich zostały wykorzystane także w filmie The Soviet Story. Dumą napawa mnie fakt że jestem członkiem Historyczno-Naukowej Rady Muzeum.

Czy w łotewskim społeczeństwie wiedza o zbrodniach komunistycznych jest powszechna a komunizm traktowany na równi z nazizmem?

Tak, powiedziałbym że te dwa systemy zasadniczo są traktowane podobnie. Trzeba jednak zauważyć że w łotewskim społeczeństwie istnieje podział. W przybliżeniu połowę mieszkańców Łotwy stanowią Rosjanie lub osoby rosyjskojęzyczne. Większość z nich osiedliła się na Łotwie w czasie trwania sowieckiej okupacji. Ci ludzie nie widzą w komunizmie zła równego z nazizmem. Więcej nawet – nie widzą w nim żadnego zła. Przede wszystkim dlatego że system komunistyczny dał im możliwość osiedlenia się na Łotwie.

Materiał do The Soviet Story zbierał pan 10 lat. Jak narodził się pomysł nakręcenia tego filmu i co było najtrudniejsze w pracy nad nim?

Moim zamysłem było pokazanie Zachodowi historii tych narodów – milionów ludzi – którzy żyli za żelazną kurtyną, pod okupacją sowiecką. Z mojego doświadczenia wynika że mieszkańcy Zachodu mają bardzo niewielką wiedzę na ten temat. Wiedza ta bazuje w dodatku na sowieckich mitach które są zwyczajnie błędne, budowane na kłamstwie. Mogliśmy się o tym ostatecznie przekonać dzięki otwarciu sowieckich archiwów, dowiedzieliśmy się z nich o wielu nieznanych wcześniej faktach, gdyż uzyskaliśmy dostęp do nieznanych wcześniej materiałów. Zdjęcia do The Soviet Story trwały dwa lata. W czasie kręcenia filmu wykorzystaliśmy dokumenty zebrane przeze mnie na przestrzeni dziesięciu lat. Większość materiału do filmu pochodzi z archiwów europejskich – niemieckich (Bundesarchive), brytyjskich, łotewskich i innych. Przeprowadziliśmy rozmowy z wieloma światowymi ekspertami, badaczami historii Związku Sowieckiego z różnych uniwersytetów europejskich, takich jak Cambridge, Sorbona, a także uniwersytety w Moskwie i na Ukrainie. Najtrudniejszym zadaniem było chyba cięcie materiału i skracanie filmu. Wiele interesujących zdjęć i wypowiedzi nie znalazło się w nim ze względu na to że film nie mógł być zbyt długi.

Jak The Soviet Story przyjęła zachodnia opinia publiczna?

Zasadniczo pozytywnie. Wiele osób mówiło że dzięki filmowi dowiedziało się nowych rzeczy. Niektórzy widzowie byli zszokowani widząc podobieństwa pomiędzy nazistowskim a sowieckim reżimem. Film został przetłumaczony na ponad 30 języków. Był dystrybuowany na nośniku dvd przez sieć Amazon.com. Mój film wyświetliły telewizje ponad dwudziestu krajów – w tym Polski, USA, Szwecji, Izraela, Hiszpanii, Włoch, Grecji, krajów bałtyckich, Ukrainy, Gruzji i inne. The Soviet Story pokazał także kanał History Channel.

Nad czym pan obecnie pracuje?

Piszę doktorat. Jego tematem jest reakcja Zachodu na Wielki Głód (Hołodomor) na Ukrainie we wczesnych latach 30 XX wieku.

rozm. aż/nd /1.9.2011/

cytat z internetu

W swoim wywiadzie dla pan Edvins Snore powiedział że jego film The Soviet Story pokazały telewizje wielu krajów. Wymienił chyba z dziesięć państw (w tym Polskę) w których to znakomite dzieło zostało wyświetlone. Faktycznie TVP film zaprezentowała ale uczyniła to w ostatnim tygodniu października 2010 r. nocą (zaczęli po północy) ze środy na czwartek. Ciekawe czy telewizje w pozostałych państwach pokazywały ‘Sowiecką opowieść’ w podobnym czasie ‘najwyższej’ oglądalności? A może w tym roku film zostanie powtórzony przy okazji rocznicy sowieckiej agresji a jego nadawanie zacznie się ok. 20-21? Pomarzyć można

marguar /2.9.2011/

Kategoria Polska

Comments