Pożegnanie Waldemara Baszanowskiego

Sportowa Polska pożegnała w poniedziałek w Warszawie Waldemara Baszanowskiego. Jeden z najwybitniejszych sztangistów wszech czasów spoczął na cmentarzu na Służewie

Z blisko 76 lat jakie przeżył ponad 50 poświęcił swej ukochanej dyscyplinie

Przed rozpoczęciem Mszy św. żałobnej w kościele św. Katarzyny przekazano rodzinie zmarłego przyznane przez prezydenta RP pośmiertne odznaczenie – Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski z Gwiazdą

W homilii krajowy duszpasterz sportowców ks. Edward Pleń, który koncelebrował Mszę, wiele miejsca poświęcił uczuciu jakim dwukrotny mistrz olimpijski, pięciokrotny mistrz świata i sześciokrotny Europy obdarzał ludzi.

‘Waldemar miłością odpłacał za miłość; rozdawał miłość i doświadczył jej od najbliższych. Żywił ogromną miłość do rodziny, sportu i ojczyzny. Był kochany, uwielbiany przez wielkie grono osób, dlatego tak wiele z nich przyszło dziś go pożegnać’ – mówił ks. Pleń.

W wypełnionym po brzegi kościele, nad urną z prochami zmarłego 29 kwietnia Baszanowskiego, pochyliły się sztandary kilkunastu organizacji sportowych, m.in. najstarszy w Polsce – Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów z 1886 r., PKOl, PZPC, PZKol, AZS, AZS AWF Warszawa, Zawiszy Bydgoszcz.

Minister sportu powiedział że Baszanowski wyróżniał się otwartością serca, chęcią pomocy innym, a zwłaszcza wielką pracowitością. ‘Zapamiętałem jak mówił że człowieka ocenia się nie za słowa które wypowiada, a za czyny’.

Z kolei prezes PKOl Andrzej Kraśnicki i prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów Zygmunt Wasiela mówili o wielkiej skromności legendarnego sztangisty, dżentelmeńskiej postawie na wszystkich szczeblach kariery, a także jego zaangażowaniu w walce z dopingiem w sporcie.

Baszanowski zapisał też wspaniałą kartę jako działacz, ceniony w kraju i na arenie międzynarodowej. Stąd też w uroczystościach pogrzebowych udział wzięli dyrektor ds. zagranicznych Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów (IWF) Węgierka Aniko Nemeth-Mora oraz sekretarz generalny europejskiej federacji (EWF) Włoch Marino Ercolani Casadei.

‘W życiu można być albo wybitnym zawodnikiem albo trenerem czy działaczem. Baszanowski był każdym z nich. Mało tego, w każdej ze swych ról okazał się perfekcyjnym nieskazitelnym symbolem uczciwości’ – powiedziała Nemeth-Mora.

W imieniu kibiców zdobywcę złotych medali olimpijskich w Tokio (1964) i Meksyku (1968), który 24 razy poprawiał rekordy świata, pożegnał europoseł Janusz Wojciechowski.

‘Zawodnik ćwiczy latami a potem wychodzi na pomost i ma dwie sekundy – podniesie ciężar albo nie. Wielu z nich na treningach szaleje, dźwiga ile im na gryf założą, a na zawodach, gdy wyjdą na pomost, zobaczą publiczność i kamery, nogi robią się z waty i nie dźwigną nic. Baszanowski dźwigał bo miał wszystko – wielką siłę, znakomitą technikę i absolutny spokój mistrza. Dziś jest to już niestety – spokój wieczny… Panie Waldemarze! Dziękujemy za podnoszące nas na duchu zwycięstwa, za siłę, za twoją godność sportowca i Polaka, za twoją mądrość i twoją kulturę’ – powiedział Wojciechowski.

Waldemar Baszanowski urodził się 15 sierpnia 1935 r. w Grudziądzu. Związany z AZS AWF Warszawa jako zawodnik, student, a potem pracownik naukowy. Startował w czterech igrzyskach (1960-1972), na trzech był chorążym reprezentacji podczas ceremonii otwarcia – w Tokio, Meksyku i Monachium.

W latach 70 i 80 pracował jako trener reprezentacji Indonezji. Po powrocie do kraju w 1988 r. został szefem wyszkolenia PZPC. W latach 1999-2008 kierował Europejską Federacją Podnoszenia Ciężarów.

int.pl/pap /9.5.2011/

***

Oświadczenie Tamasa Ajana

– Będzie nam brakować sportowca i działacza wielkiego formatu, jakim był Waldemar Baszanowski – napisał w oświadczeniu prezes Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów (IWF) Węgier Tamas Ajan

Waldemar Baszanowski był jedną z najwspanialszych osobowości w historii dyscypliny i fantastycznym zawodnikiem. Zdobycie dwóch złotych medali olimpijskich, wielu medali mistrzostw świata i Europy mówi najlepiej o jego talencie i wspaniałym charakterze. Jestem dumny że przyszło mi przez wiele lat przyjaźnić się i pracować z nim – napisał Ajan, honorowy członek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.

Ajan podkreślił wielkie zasługi, zwłaszcza dyplomatyczne, Polaka, który przez dziewięć lat kierował Europejską Federacją Podnoszenia Ciężarów. Był też członkiem władz IWF.

Będzie nam brakować Waldemara Baszanowskiego jako sportowca, trenera, nauczyciela i działacza wielkiego formatu. Będzie nam brakować przyjaciela. Nigdy go nie zapomnimy – napisał Ajan.

mm/pap /29.4.2011/

***

Zmarł Waldemar Baszanowski

W piątek nad ranem, w warszawskim szpitalu, po długiej chorobie zmarł dwukrotny mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów Waldemar Baszanowski

Był najwybitniejszym polskim sztangistą, pięciokrotnym mistrzem świata i sześciokrotnym mistrzem Europy. Łącznie na podium tych imprez stanął 19-krotnie

Złote medale olimpijskie zdobył w Tokio (1964) i Meksyku (1968). Rekordy świata poprawiał 24 razy, a kraju – 61

Pismo World Weightlifting w 1997 r. uznało go za trzeciego sztangistę wszech czasów, za Turkiem Naimem Suleymanoglu oraz Węgrem Imre Foeldim.

Urodził się 15 sierpnia 1935 r. w Grudziądzu. Przez 15 lat kariery sportowej był wierny barwom AZS AWF Warszawa, uczelni której był absolwentem i pracownikiem naukowym (Instytutu Naukowego Kultury Fizycznej).

Startował w czterech olimpiadach (1960-72), a na trzech był chorążym polskiej reprezentacji podczas ceremonii otwarcia – w Tokio, Meksyku i Monachium. Po tych ostatnich igrzyskach zakończył karierę sportową.

W latach 70 i 80 pracował z reprezentacją Indonezji. Po powrocie do kraju w 1988 r. został szefem wyszkolenia PZPC. W latach 1999-2008 kierował Europejską Federacją Podnoszenia Ciężarów.

Był kawalerem Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski, laureatem plebiscytu Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca Polski w 1969 r.

Zapytany przed kilku laty czy gdyby ponownie miał wybierać sport któremu chciałby poświęcić wiele lat swego życia byłoby to podnoszenie ciężarów – odpowiedział bez wahania: ‘tak, miałem do tego smykałkę’.

Z podnoszeniem ciężarów zetknął się wojsku. W swoim pierwszym sprawdzianie w armii osiągnął 60 kg w wyciskaniu, 70 kg w rwaniu i 90 kg w podrzucie, przy wadze ciała w granicach 63-64 kg. Dla porównania jego rekordy życiowe: 145 kg (wyciskanie), 137.5 (rwanie), 175 (podrzut), 450 (trójbój).

Mówił że z licznych trofeów sportowych najbardziej ceni złoty medal igrzysk olimpijskich w Tokio. Ten pierwszy, o który było najtrudniej, bowiem jego rywalami byli tej klasy zawodnicy, co kolega z reprezentacji Marian Zieliński (brązowy medal) i znany sztangista ZSRS Władimir Kapłunow (srebrny).

Waldemar Baszanowski zmarł 29 kwietnia 2011 r. w Warszawie. Miał 75 lat.

int.pl/pap /29.4.2011/

***

Gigant współczesnego sportu

Mówiono o nim Fenomen sztangi, Herkules XX wieku, Gigant współczesnego sportu. Do tej pory pozostał najwybitniejszym polskim ciężarowcem

W latach gdy startował był bardzo cenionym sportowcem, gdy pojawiał się na pomoście witała go zawsze burza oklasków. Szacunek budził do ostatnich dni swojego życia

Waldemar Baszanowski ze sztangą zetknął się w czasie odbywania służby wojskowej. Regularne treningi rozpoczął w 1957 r., z chwilą wstąpienia na Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie. Zanim jednak rozpoczął treningi ze sztangą próbował swych sił w lekkoatletyce, uprawiał narciarstwo, pływanie. Właśnie dzięki przygotowaniu ogólnemu wyniesionemu z uprawiania tych dyscyplin oraz wrodzonej zdolności zwrócono uwagę na młodego ciężarowca który dysponował dobrą techniką i wyjątkową szybkością.

W AZS trenował pod okiem dr Augustyna Dziedzica, byłego wielokrotnego reprezentanta Polski. Razem z nim opracował bardziej skuteczne, oparte na naukowych zasadach formy i metody ćwiczeń.

Dość szybko znalazł się w reprezentacji Polski i już w 1960 r. (Rzym) pojechał na swoje pierwsze igrzyska olimpijskie. Piąta pozycja zajęta w wadze lekkiej w stolicy Włoch potwierdziła tylko jego talent. Występ na igrzyskach szybko zaprocentował. Baszanowski już rok później został bowiem, pierwszy raz w karierze, mistrzem świata i mistrzem Europy w Wiedniu w wadze lekkiej. W tym samym roku ukończył też AWF, uzyskując tytuł magistra. W latach 1962 i 1963 był wicemistrzem świata i Europy. Najpierw przegrał z Władimirem Kapłunowem (ZSRS), a następnie z innym polskim sztangistą – Marianem Zielińskim. Wreszcie przyszedł długo wyczekiwany kolejny start olimpijski, tym razem w Tokio (1964).

W stolicy Japonii Baszanowski panował już niepodzielnie. Wygrał, bijąc rekord olimpijski należący do Wiktora Buszajewa (ZSRS) aż o 25 kg. Polak uzyskał w trójboju 432.5 kg. Tyle samo co prawda podniósł jeszcze Kapłunow, ale zawodnik z ZSRR był cięższy od Baszanowskiego.

Sztanga nie miała dla niego tajemnic. Bezbłędnie opanował technikę rwania, drugiej konkurencji trójboju. Jego występy filmowano i pokazywano wszystkim by naśladowali. Nikt jednak nie potrafił zrobić tego tak dobrze. Szybko dynamicznie zarzucał sztangę na głowę, na szeroko rozstawione ręce. Zawodnicy mówili że sztanga się go słucha. W podrzucie atakował ciężary prawie trzykrotnie przekraczające wagę ciała. Jego siłę widać było tylko na pomoście, bowiem posturą wcale nie przypominał atlety.

Swoją sylwetką zmylił nawet znawców – w 1961 r. trener z ZSRS nie chciał uwierzyć że ma przed sobą ciężarowca.

Czas po igrzyskach to również lata wielkich sukcesów. W 1965 r. wywalczył kolejne mistrzostwo świata i Europy. Rok później został wicemistrzem świata i Europy ale wyjątkowo w kategorii średniej. Gdy wychodził na pomost zawsze witała go burza oklasków, Wszędzie go znano, podziwiano, ceniono.

Na kolejnych igrzyskach olimpijskich w Meksyku (1968) Baszanowski zdobył swój drugi złoty medal. Polak zmiażdżył swoich rywali, wygrywając z przewagą 15 kg nad drugim w kolejności.

Nazwisko Baszanowskiego zaczęło być synonimem wszystkiego co najlepsze. Dwukrotny mistrz olimpijski zjednał sobie sympatię ludzi nie tylko w Polsce ale i daleko poza jej granicami. Zdobył sławę ale się nią nie chełpił. Pozostał skromnym, szczerym, sympatycznym jak przed laty kiedy zaczynał starty. Gdy wydawało się że jest wybrańcem fortuny i nic mu do szczęścia nie brakuje spadł na niego straszliwy, okrutny cios, zdolny powalić najmocniejszy charakter.

We wszystkich polskich gazetach ukazał się 10 lipca 1969 r. jednobrzmiącej treści tekst: ‘Łódź. Tragiczny wypadek samochodowy wydarzył się we wtorek wieczorem znanemu ciężarowcowi Waldemarowi Baszanowskiemu. Prowadzony przez niego samochód osobowy w miejscowości Zabostów Mały, powiat Łowicz, wpadł w poślizg i przewrócił się do rowu. Żona W. Baszanowskiego – Anita poniosła śmierć na miejscu. Baszanowskiego i jego 6-letniego syna Marka przewieziono do szpitala powiatowego w Łowiczu’.

W kilku sekundach runął gmach szczęścia rodzinnego. Z nierozłącznej trójki która jeździła razem na zgrupowania treningowe i zawody – jedna osoba odeszła na zawsze. Tymczasem za dwa i pół miesiąca miały się odbyć na warszawskim Torwarze mistrzostwa świata i Europy. Nikt jednak nie pytał mistrza olimpijskiego czy stanie na starcie. Odpowiedź dał sam Baszanowski który gdy tylko otrzymał pozwolenie do lekarza wznowił treningi. Zjawił się niespodziewanie na sali ćwiczeń i rozpoczął przygotowania do mistrzostw.

Przed zawodami Baszanowski pierwszy raz w kilkunastoletniej karierze musiał zbijać wagę, było to skutkiem braku treningu. Na godzinę przed zawodami dwukrotny mistrz olimpijski zmieścił się w limicie – 67.5 kg.

Wyciskanie co prawda wygrał Irańczyk Nasrola Dehnavi ale taki sam wynik uzyskał Baszanowski i młoda nadzieja polskich ciężarów – Zbigniew Kaczmarek. W rwaniu dopiero w 3 próbie zaliczył 135 kg, ale w dodatkowym podejściu, nie liczonym w klasyfikacji poprosił o kilogram więcej i tym wynikiem poprawił własny rekord świata. Po dwóch bojach miał 10 kg przewagi nad Kaczmarkiem który z kolei wyprzedzał Węgra Janosa Bagocsa o 2.5 kg. Tym samym złoto było już niemal zarezerwowane dla Baszanowskiego który musiał tylko podnieść sztangę. Już w 2 próbie uzyskał 167.5 kg, poprawiając kolejny rekord świata – 442.5 kg w trójboju. Niesiony dopingiem trybun postanowił wykorzystać jeszcze jedną szansę i zaatakował własny rekord świata w podrzucie. Ostrożnie o pół kilograma ale 170.5 kg znowu podniósł jak piórko.

Tym samym wynik w trójboju wyśrubował na 445 kg. Zachwyceni kibice znieśli Baszanowskiego z pomostu na rękach.

 

W sumie w Warszawie Baszanowski wywalczył sześć złotych medali: po dwa (mistrza świata i Europy) za rwanie, podrzut i trójbój. Ustanowił też kolejne, cztery rekordy świata.

Jestem bardzo wzruszony i wdzięczny warszawskiej publiczności za zgotowanie mi burzliwej owacji – powiedział po zawodach.

Wtedy od nowa poznawano Baszanowskiego. Jako człowieka twardego jak stal, nieugiętego, a jednocześnie niezwykle czułego. Troskliwie zajął się synem, postanowił zastąpić mu matkę. Tak zorganizował sobie codzienne zajęcia że odprowadzał i przyprowadzał Marka ze szkoły, razem jedli obiad, odrabiali lekcje. Mistrzostwa świata stały się popisem siły jego mięśni i charakteru.

W 1970 r. wywalczył kolejne wicemistrzostwo świata i mistrzostwo Europy. Rok później w Sofii wywalczył ostatni tytuł mistrza Europy, do którego dołożył wicemistrzostwo świata. Od pierwszej chwili tych zawodów zaczęły się wielkie emocje. Zarówno Karczmarek, jak i Baszanowski wystartowali od ciężaru 140 kg w wyciskaniu. Karczmarek zaliczył bój, z kolei Baszanowski nie sprostał mu w dwóch podejściach i sensacja wisiała na włosku. Wtedy mistrz olimpijski zapowiedział że dźwignie sztangę gdy ta będzie o 5 kg cięższa. Trenerzy zaprotestowali ale Baszanowski wybiegł zza kulis i pokazał sędziom dłoń z rozstawionymi palcami. Prowadzący zawody zrozumiał. Kiedy zaliczył bój – z radości podskoczył do góry i pędem pobiegł do trenerów. Wieczór zakończył się dwoma rekordami świata. Polak osiągnął 173 kg w podrzucie i 450 kg w trójboju.

Wiem że ryzykowałem ale nie była to fanfaronada. Znam dobrze swoje możliwości i wiedziałem że stać mnie na więcej. Skoro tak to nie mogłem poprzestawać na 140 kg. Te pięć kilogramów potrzebne mi były do mobilizacji. Poprzedni ciężar jakoś podświadomie lekceważyłem. Potrzebowałem dodatkowego bodźca by zmusić mięśnie do maksymalnego wysiłku – powiedział.

Mimo już 37 lat zdecydował się na jeszcze jeden, czwarty, olimpijski start, tym razem w Monachium (1972). Bardzo chciał zakończył swoją karierę medalowym akcentem na igrzyskach. Zresztą wszystkie sprawdziany przed olimpiadą przemawiały za jeszcze jedną wielką próbą i dawały szanse powodzenia. Wszyscy się dziwili że w sytuacji gdy osiągnął już wszystko – medale, tytuły rekordy – ciągle mu mało. Nieliczni, którzy znali go bliżej wiedzieli że nie ustanie dopóki nie będzie miał pewności, że osiągnął kres, granicę swojego talentu, pasji, pracowitości, ambicji, a odejdzie gdy się przekona że do swego rekordu nie jest w stanie dorzucić ani grama. Tak więc turniej w Monachium miał być wielkim finałem pasjonującej kariery. Wiedział że w jego wieku mięśnie nie są tak sprężyste, a stawy tak odporne jak kilka lat wcześniej, przygotowywał się więc wyjątkowo solidnie i starannie.

W Monachium w konkurencji rozpoczynającej trójbój – wyciskaniu, pierwszy zgłoszony ciężar (142.5 kg) udźwignął dopiero w 3 próbie. Dokonał tego bardziej siłą woli niż mięśni bo rozgrzewając się przed występem nadwerężył kręgosłup.

Mimo bólu kontynuował zawody i ostatecznie ukończył zawody na najgorszym dla sportowca miejscu – czwartym. A miał być pierwszym w historii polskiego sportu trzykrotnym złotym medalistą olimpijskim. Dla większości uczestników tych igrzysk takie miejsce mogło być szczytem marzeń. Dla Baszanowskiego było klęską. Wiedział że to nie jest przegrana którą sobie powetuje w następnym starcie.

Po zakończeniu kariery zawodniczej Baszanowski został trenerem i wykładowcą Akademii Wychowania Fizycznego na Bielanach. Potem wyjechał do Azji, gdzie został trenerem reprezentacji Indonezji. Do kraju wrócił w 1988 r. W 1994 r. został szefem wyszkolenia Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, zaś pięć lat później został wybrany prezesem Europejskiej Federacji Podnoszenia Ciężarów.

W maju 1997 r. w klasyfikacji pisma World Weightlifting Baszanowski został uznany za trzeciego sztangistę wszech czasów. Wyprzedzili go tylko ‘kieszonkowy Herkules’ z Turcji Naim Suleymanoglu oraz Węgier Imre Foeldi.

W piątek 29 kwietnia 2011 r. nad ranem w szpitalu w Warszawie po długiej chorobie zmarł. Miał 75 lat.

Waldemar Baszanowski
ur. 15 sierpnia 1935
zmarł 29 kwietnia 2011

Osiągnięcia:

olimpijczyk (1960, 1964, 1968, 1972), 2-krotny złoty medalista olimpijski, 10-krotny medalista mistrzostw świata, 9-krotny medalista mistrzostw Europy, 9-krotny mistrz Polski w kategorii lekkiej i średniej (1963-1970), 24-krotny rekordzista świata, 61-krotny rekordzista Polski, w 1962 r. zwycięzca plebiscytu Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca Polski

igrzyska olimpijskie:
1960: 5 miejsce (kat. lekka)
1964: 1 m (lekka)
1968: 1 m (lekka)
1972: 4 m (lekka)

mistrzostwa świata:
1961: 1 m (lekka)
1962: 2 m (lekka)
1963: 2 m (lekka)
1964: 1 m (lekka)
1965: 1 m (lekka)
1966: 2 m (średnia)
1968: 1 m (lekka)
1969: 1 m (lekka)
1970: 2 m (lekka)
1971: 2 m (lekka)
1972: 4 m (lekka)

mistrzostwa Europy:
1961: 1 m (lekka)
1962: 2 m (lekka)
1963: 2 m (lekka)
1965: 1 m (lekka)
1966: 2 m (lekka)
1968: 1 m (lekka)
1969: 1 m (lekka)
1970: 1 m (lekka)
1971: 1 m (lekka)

rekordy świata:
9 razy w trójboju w kat. lekkiej – doprowadził do 450 kg w 1971
8 razy w rwaniu w kat. lekkiej – doprowadził do 137,5 kg w 1971
7 razy w podrzucie w kat. lekkiej – doprowadził do 173 kg w 1971

tk/onet /29.4.2011/

***

Zawsze trzymałam kciuki

Waldemar Baszanowski był człowiekiem bardzo cenionym w środowisku sportowym.

– W mojej pamięci pozostanie jako elegancki i szarmancki mężczyzna – powiedziała Irena Szewińska

Waldek był moim kolegą z reprezentacji. Startowaliśmy razem w trzech olimpiadach: w Tokio, Meksyku i Monachium. Zawsze trzymałam kciuki kiedy wychodził na pomost. Jeszcze nie tak dawno dałam mu autograf w pamiątkowym albumie olimpijskim. W mojej pamięci pozostanie jako elegancki, szarmancki i pełen humoru mężczyzna. Zawsze kiedy spotykałam się z prezesem Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów Węgrem Tamasem Ajanem, prosił o przekazanie pozdrowień Mistrzowi – powiedziała Irena Szewińska.

Ta śmierć uderzyła nas mocno

Jeszcze przedwczoraj rozmawialiśmy. Zrelacjonowałem mu naszą bieżącą działalność. Nawet prosił mnie bym załatwił mu pewną odżywkę. Umówiliśmy się na spotkanie w szpitalu, w poniedziałek 2 maja. Mieliśmy dyskutować o planach związku, o zbliżających się igrzyskach olimpijskich, o naszych możliwościach – powiedział Zygmunt Wasiela, prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, o ostatniej rozmowie z Waldemarem Baszanowskim, jednym z najbardziej utytułowanych polskich sportowców.

Dwa i pół roku temu Waldemar Baszanowski miał wypadek w wyniku którego został częściowo sparaliżowany. Choć był przykuty do wózka inwalidzkiego, cały czas walczył o powrót do zdrowia ale niestety w piątek 29 kwietnia 2011 r. ta walka została przegrana. Miał 76 lat.

Niemal każdy z kim rozmawiałem na temat Waldemara Baszanowskiego podkreślał jak wspaniały był to człowiek. Zresztą nieprzypadkowo nazywano go dżentelmenem polskiego sportu. Krótko przystrzyżona czupryna, na tak zwanego jeżyka i nie znikający z twarzy uśmiech. To charakteryzowało tego znakomitego sportowca.

To był wspaniały człowiek, kolega, przyjaciel. I przede wszystkim wybitny sportowiec. Przy swoich wielkich osiągnięciach pozostał człowiekiem skromnym. Był bardzo lubiany w naszym środowisku – i w kraju, i wszędzie za granicą – wspominał Zygmunt Wasiela.

O panu Waldemarze mogę się wyrażać tylko w samych superlatywach. To był wyjątkowy człowiek, wyjątkowej klasy, wyjątkowej uczciwości i wyjątkowego podejścia do ludzi. To mi bardzo imponowało. Zawsze mi imponowało że człowiek o tak wielkich osiągnięciach, o takim prestiżu sportowym, prawdziwa legenda polskiego sportu, był tak normalnym i fantastycznym człowiekiem, chętnym do pomocy i działania. Śmierć pana Waldemara uderzyła nas bardzo mocno bo nikt się jej nie spodziewał. Odszedł wybitny sportowiec i wybitny człowiek – to już słowa Adama Krzesińskiego, sekretarza generalnego Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Był wspaniałym i skromnym człowiekiem. Choć był dwukrotnym mistrzem olimpijskim nigdy nie uważał się za wielkiego gwiazdora – wtórował Marcin Dołęga, trzykrotny mistrz świata w podnoszeniu ciężarów.

To była bardzo skromna osoba. Był bardzo kompetentny w tym co robił. Świetnie władał językiem angielskim. Swoboda z jaką posługiwał się tym językiem robiła wrażenie. Był nielicznym z prezesów Europejskiej Federacji którzy wcześniej czynnie uprawiali ciężary. Miał ogromne uznanie w środowisku sztangistów – powiedział Marek Drzewowski z portalu Polska Sztanga.

Baszanowski do ostatnich dni interesował się tym co dzieje się w światowych a przede wszystkim polskich ciężarach. Częstym kontakt z legendarnym sztangistą miał prezes PZPC.

Jeszcze kilka dni temu, po powrocie z mistrzostw Europy z Rosji, przekazywałem mu kolejną porcję pozdrowień od kibiców i byłych sportowców. Do samego końca interesował się tym co się dzieje w naszych ciężarach. Podczas jednego z ostatnich spotkań omawialiśmy kwestię kontrowersyjnej decyzji sędziów podczas próby Krzysztofa Zwarycza w mistrzostwach Europy. Waldemar Baszanowski nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości. Przyznał że ta próba powinna zostać zaliczona. Ostatni raz spotkaliśmy się przed świętami. Przywiozłem mu nawet koszulkę z mistrzostw Europy. Bardzo się cieszył. Powiedział że założy na trening. Humor, mimo choroby, nie opuszczał go do końca – powiedział Zygmunt Wasiela.

Jeszcze w czwartek rozmawialiśmy z prezesem naszego związku na temat zdrowia pana Waldemara. A w piątek z samego rana dotarła do nas taka smutna wiadomość. Od 4 maja mam zaplanowane zgrupowanie w Bydgoszczy. Nie wiadomo jednak czy nie zmienimy planów bo na tym pogrzebie trzeba być – dodał Marcin Dołęga.

Smutna wiadomość o śmierci tak wspaniałego człowieka zaskoczyła w piątek rano wiele osób.

Powiem szczerze że kiedy dowiedziałem się o śmierci Waldemara Baszanowskiego to był dla mnie szok. Byłem bardzo bliski tego by zrobić z nim reportaż. Było to o tyle trudne że w tym stanie nie chciał z nikim rozmawiać – powiedział Janusz Pindera, dziennikarz Rzeczpospolitej.

Jest mi niezmiernie przykro i czuję wielki żal że taka osoba odeszła od nas. Byłem z nim związany praktycznie przez osiem lat. Był moim trenerem z którym osiągnąłem wiele sukcesów. Nie tak taka osoba powinna od nas odejść. Niestety życie płata nam takie figle że tak a nie inaczej to się dzieje – powiedział Robert Skolimowski, były sztangista, który sukcesy w wieku juniorskim zawdzięcza m.in. Waldemarowi Baszanowskiemu.

 

– Jako trener znał swoje rzemiosło. Jeżeli dostał zawodnika który coś już potrafił to starał się doprowadzić go również do mistrzowskiego poziomu. To była bardzo energiczna, miła i bardzo sympatyczna osoba. Nigdy nie było w nim zawiści, czy złości. Zawsze był tak zwanym gościem na poziomie – dodał Skolimowski.

Zdaniem Janusza Pindery to był jeden z najwspanialszych sportowców. Dziennikarz Rzeczpospolitej miał wielokrotnie możliwość spotykania się z Baszanowskim.

To był jeden z najwspanialszych sportowców w ogóle, bez podziału na dyscypliny. Nie miałem okazji obserwować jego sukcesów, oglądałem je później w telewizji. Dopiero potem poznałem go już jako wspaniałego trenera. Pamiętam jak przygotowywał młodego Roberta Skolimowskiego do mistrzostw świata juniorów które wygrał w Marsylii. To był bodajże 1975 rok. Wówczas Baszanowski wrócił z Indonezji. Fantastycznie prezentujący się fizycznie człowiek, zawsze uśmiechnięty. Miły dla mediów. Prowadził nowoczesne jak na owe czasy treningi przy muzyce. Sam zresztą podczas nich imponował sprawnością. Wykonywał przysiady z ciężką sztangą na jednej nodze. Miał fantastyczne czucie własnego ciała i sztangi. Później pamiętam go z czasów kiedy już był prezesem Europejskiej Federacji Podnoszenia Ciężarów. Widziałem jak był wszędzie szanowany. Świetnie znał język angielski. Zawsze był elegancko ubrany. Człowiek który miał dystans do tego co go otacza. A życie go nie oszczędzało. W wypadku samochodowym zginęła jego pierwsza żona. Teraz sam złamał kręgosłup. Był przykuty do wózka inwalidzkiego – tak Janusz Pindera wspominał znakomitego sportowca.

‘Im bardziej jesteś wielkim mistrzem tym musisz być bardziej skromny’ – tak kiedyś powiedział Baszanowski Robertowi Skolimowskiemu. Ten potem przekazywał to credo kolejnym pokoleniom sportowców, w tym swojej córce Kamili, mistrzyni olimpijskiej w rzucie młotem która zmarła dwa lata temu podczas zgrupowania w Portugalii.

To wielka strata dla polskiego sportu. Nie tak dawno Zygmunt Chychła, pierwszy powojenny złoty medalista olimpijski polskiego sportu, umarł w Hamburgu, a teraz w tragicznej sytuacji, po ciężkiej chorobie, polski sport stracił Waldemara Baszanowskiego – zakończył Janusz Pindera.

wd/pap/tk/onet /29.4.2011/

Kategoria Sport

Comments