Prymus na scenie życia

O Irenie Kwiatkowskiej nota nie ostatnia

Irena Kwiatkowska była prawdziwym wirtuozem polskiej sceny komediowej, kabaretowej i filmowej, a na instrumencie własnego organizmu potrafiła zagrać na wszystkich strunach czysto, wzruszająco, piano i forte, bawiąc przy tym do łez

Jej przekaz był klarowny i realistyczny, nawet gdy z groteskowym dystansem czy surrealistyczną wyobraźnią wypowiedziany

Nie była komediantką, choć komedia, satyra i groteska stanowiły jej żywioł. Nie pasuje też do niej określenie wielkiej damy polskiej sceny, choć słowo ‘dama’ przystoi jej charakterowi i silnej postawie takim, jakie w polityce łączy się z Margaret Thatcher (na marginesie dodam, że byłoby znacznie więcej istotnych podobieństw między paniami).

Irena Kwiatkowska twardo i zdecydowanie stąpała po ziemi, nawet wówczas, gdy w tanecznym rytmie zwinnie przebierała nogami. Nie miała w sobie nic z uwodzicielki, a tym bardziej kokietki. Jej praca i miejsce na scenie były precyzyjnie zorganizowane, a każda czynność niemal matematycznie wyliczona.

Nie warto być aktorką, nie będąc Kwiatkowską

Niewielu jest aktorów, zwłaszcza z komediowym emploi, którym udało się tak perfekcyjnie opanować rzemiosło, tym bardziej że technika tego zawodu ostatnio nieco podupada.

Irena Kwiatkowska nie była także typem gwiazdy scenicznej, choć wielokrotnie słyszałam od adeptów sztuki teatralnej, że nie warto być aktorką, nie będąc Kwiatkowską. Nie pozwalała sobie nigdy na ‘puszczanie oka’ do publiczności, ani też na żaden protekcjonalny gest. Jakiekolwiek szarżowanie w ogóle nie wchodziło w grę.

Oprócz oczywistego talentu scenicznego i temperamentu mogła ten niezrównany wyraz osiągnąć dzięki bardzo solidnej szkole, która wcale nie zaczynała się od wymachiwania nogami, ale od solidnego obcowania z literaturą, nie tylko teatralną. Dobra znajomość gatunków literackich, ich budowy, podstaw poetyki i wersyfikacji, technik pisarskich, była niezbędna do odczytania tekstu ze zrozumieniem, z czym dziś nie może uporać się nowa, choć już nie najmłodsza matura. Środki wyrazu literackiego w sposób zasadniczy przekładają się na formy wyrazu scenicznego. Nie wystarczy np. sama techniczna strona ćwiczeń emisji głosu, trzeba jeszcze wiedzieć, jak i kiedy z tego ćwiczenia skorzystać. Kwiatkowska wiedziała to zawsze i dlatego, co jej ostatnio przypomniano, mogła pozwolić sobie na poprawianie Gałczyńskiego, który pisał dla niej duże fragmenty Teatrzyku Zielona Gęś, i budowanie w ten sposób postaci Hermenegildy Kociubińskiej, poetki hermetyczno-sympatycznej. Jej wpływy i rygory literackie były zauważalne również w innych piosenkach i wierszach kabaretu.

Miała przy tym ogromne poczucie porządku świata, tego naturalnego, który zakłócany był tylko przez rozmaitych projektantów rzeczywistości lub zwykłe ludzkie przypadłości.

Zarówno role sceniczne, jak i życiowe, które przypadły jej w udziale, wypełniała zawsze starannie i bez pretensji do świata. Z równym przekonaniem podchodziła do zadania scenicznego pierwszego planu, jak do epizodu, z tym samym uporem obierała ziemniaki w kuchni ZASP-u, gdzie pracowała w czasie niemieckiej okupacji, z jakim występowała na scenie podziemnego teatru u Tadeusza Byrskiego i Leona Schillera. A gdy przyszedł rozkaz do Powstania Warszawskiego, ruszyła do kolejnego zadania. O wszystkich swoich różnej rangi działaniach opowiadała bez wyróżnień jak o tym, co trzeba wypełnić. Może dlatego nie rozwodziła się szczególnie nad swoją kartą bohaterską. Była twarda z charakteru i miała także do siebie pewien dystans. Te ćwiczenia w życiu wypracowały jej metodę, systematykę pracy teatralnej.

Kabaret, z którym jest kojarzona i w którym stawiała pierwsze kroki na zawodowej scenie, wciąż do niej powracał i wiecznie o nią zabiegał. Był motywem przewodnim jej artystycznego życia. Szkołę jednak miała niezwykle zdyscyplinowaną i może dlatego w jej repertuarze kabaretowym, mimo nieraz tematów frywolnych, nigdy nie było wulgaryzmu ani w słowie, ani w interpretacji.

Pochodziła z katolickiej rodziny robotniczej

Ojciec był drukarzem, a dom rodzinny, choć skromny, pełen był książek. Mieszkali w kamienicy, w której prócz nich samych tylko sąsiedzi z pierwszego piętra i dozorca byli katolikami. Mieszkał tam żydowski kantor, który śpiewał całymi dniami i cała okolica pachniała rozmaitością. Zapachy dzieciństwa były najsilniejszym wspomnieniem. Irena Kwiatkowska w ogóle była ‘zapachowcem’, co przekładało się w przekazie scenicznym na ‘zapachowe’, wonią podrażniane modulowanie głosu. Oddawała to obrazowanie świata pachnącego najsilniej na antenie Polskiego Radia.

Na drodze do kariery znalazły się szkoły

Miała to szczęście, że w gimnazjum szkolny teatrzyk stanowił formę literackiego i obywatelskiego wychowania. Nie obdarzano jej tam żadnymi rolami nadobnych panien, ale grywała role męskie. Była pracowita, uparta i zdecydowana, więc w tym charakterystycznym rysie została zauważona. Decydujące jednak było dostanie się do PIST-u (Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej), który z właściwą sobie pokorą traktowała jako szkołę zawodową. Tam zaś, oprócz talentu, pracy i prawdy we wszystkim, tj. w życiu i sztuce, wymagano jeszcze taktu i kindersztuby.

W PIST, którym wówczas kierował Aleksander Zelwerowicz, oprócz nauki rzemiosła przywiązywano ogromną wagę do rozwoju intelektualnego. Nauczano historii sztuki, teatru, literatury, a wszystko to na poważnie, nie na dodatek. Organizowano wycieczki do teatrów w kraju i za granicą, wprowadzano w świat sztuki. Wreszcie zaczęto organizować konkursy recytatorskie.

W 1934 r. – konkurs na recytację wiersza dla dzieci – pierwsza nagroda Irena Kwiatkowska, 50 zł, potem konkurs na wiersze Gałczyńskiego, kolejne 50 zł, następny na najlepsze wyrecytowanie utworu nowoczesnej poezji polskiej – znów 50 zł przyniesione mamie, która już zaczęła odczuwać wagę nadchodzącego zawodu aktorskiego.

Zaczęło się od radia

Kwiatkowska, choć skromna, nie mogła przejść przez szkołę bez zwrócenia na siebie uwagi, intrygowała precyzją i brzmieniem wiersza. Dzięki konkursom zaistniała w Polskim Radiu w 1934 r. jeszcze jako studentka. Od marca 1936 r. zaczęły się słuchowiska poematem Tuwima w reżyserii Antoniego Bohdziewicza. Kariera radiowa rozwijała się dynamicznie, spośród licznych ról szczególnie ważne okazały się te dla dzieci. Żal, że dzisiejsze Polskie Radio ma tak ograniczone fundusze, a każdy artystyczny, z wysoką kulturą projekt dla najmłodszych upada, zanim zdoła się rozwinąć. Irenie Kwiatkowskiej w Polskim Radiu warto by poświęcić nie tylko osobny artykuł, lecz także pełną monografię, wydaną razem z fonograficznym kompletem dokonań.

Zawodowo po studiach zaczęła od pracy w Cyruliku Warszawskim, ale ten eksperyment szybko się skończył. Zaraz po tym Towarzystwo Krzewienia Kultury Teatralnej zorganizowało Stołeczny Teatr Powszechny, zwany teatrem peryferyjnym. Miał on docierać do warstw najuboższych, co wcale nie oznaczało, że mógł pozwolić sobie na słabość, lekceważenie, uproszczenie czy taryfę ulgową jak w dzisiejszej serialowości. Przeciwnie, uczył artystów jak trzeba być pokornym, jakie trudy i przeszkody można pokonać. Zetknięcie z takim wizjonerem jak Iwo Gall także dodawało otuchy.

Kwiatkowska zagrała na tej scenie Chochlika w ‘Balladynie’, Rózię w ‘Dożywociu’ i Antosię w ‘Chorym z urojenia’ w reż. Stanisławy Wysockiej. Wszystkie te role, choć nie pierwszoplanowe, zostały zauważone przez publiczność i krytykę.

Potem nadszedł epizod poznański – Teatr Nowy i pozostało radio – ‘Minuta poezji’ – wiersze, a także dalsze słuchowiska. Kolejny sezon to Teatr Polski w Katowicach, gdzie od początku robiła furorę jako Fredrowska Zuzia w przedstawieniu Konstantego Tatarkiewicza. Dalej już każdy spektakl przynosi zainteresowanie i przychylność krytyków. W tej dobrej aurze chce jednak wrócić do Warszawy, do Galla, i tak się już umawia na sezon 1939/1940.

SŁUŻBA ZWYCIĘSTWU POLSCE

Po powrocie nowy sezon rozpoczęła wojna. Pierwszą jej sceną stał się nie tyle teatr, ile Służba Zwycięstwu Polsce, do której się zgłosiła, a na apel prezydenta Starzyńskiego poszła z pomocą do gmachu Poczty Głównej, gdzie otrzymała przydział do prac w Czerwonym Krzyżu.

Moja wojna we wrześniu to był punkt sanitarny. Kiedy zaczęła się okupacja, postanowiłam że nie będę występować’ (Roman Dziewoński, Irena Kwiatkowska i znani sprawcy, s. 86). Potem była AK, praca w kuchni, teatr podziemny, wreszcie Powstanie Warszawskie, w którym odgrywała dwie role: pierwszą – łączniczki, drugą – aktywnego bojownika brygady teatralnej założonej przez Leona Schillera.

Przedstawienia dawano w szpitalach. Oddział spotykał się w sklepie Wedla. Repertuar do piwnic stanowiły piosenki, wiersze, monodramy. Podczas dramatycznej ewakuacji mieszkańców Warszawy udało jej się ‘zwiać’. Uciekła nieco okrężną drogą do Krakowa. Po latach dowiedziała się, że pokój, w którym mieszkała pod Wawelem, był wcześniej użytkowany przez Karola Wojtyłę. Bardzo przejęła się tą informacją, gdyż wiązał się z tym miejscem trudny epizod. Została zaskoczona przez Niemców w mieszkaniu, bez właściwych papierów i meldunku, zapakowano ją do transportu. Wspominała tylko, że dużo się modliła. ‘W takich chwilach człowiek wie, że nic nie znaczy’ – wracała pamięcią. Wiedziała, że to Oświęcim. W drodze skierowano nagle pociąg na boczny tor, zatrzymano. O dziwo, wszystkich wypuszczono… potem przyszła wiadomość, że uratowała ich bitwa pod Makowem Podhalańskim.

W Teatrze Miniatur Siedem Kotów

Już w maju 1945 r. wróciła do radia, gdzie została zatrudniona na etat jako pierwsza polska aktorka. Prowadziła audycje poetyckie, czytała literaturę, recytowała, brała udział w słuchowiskach. Wtedy dostała zaproszenie do organizowanego właśnie Teatru Miniatur Siedem Kotów – pierwszego powojennego kabaretu. Była wówczas atrakcyjną kobietą, w pełni sił twórczych i życiowych i w potyczkach z autorem wykreowała postać Hermenegildy Kociubińskiej. Postać symboliczną z lekko surrealistycznym poczuciem humoru, niekiedy poetycką, dzięki talentowi Gałczyńskiego i własnej precyzji osiągnęła perfekcję w zestawianiu słów i brzmień. Choć sam kabaret nie miał długiego żywota, Hermenegilda Kwiatkowskiej unosi się po Krakowie do dzisiaj.

Po krakowskim oddechu, powiewie wolności, echami swingujących rytmów i jazzowych brzmień, które przewinęły się przez kabaret, zwiezione tam ze świata od powracających żołnierzy, przyszła pora na powrót do Warszawy. W Krakowie jeszcze rozumiano wagę spraw ustrojowych i publicznych, znaczenie instytucji publicznych, rangę senatu. Ogólnie panowała jeszcze w miarę zrównoważona skala, gdzie było miejsce i na lekkość w sztuce, i na powagę, odpowiedzialność w życiu społeczności. Ten czas się jednak domykał.

Powrót do Warszawy w 1948 r. to jeszcze Warszawski Jazz-Klub, prywatny Teatr Klasyczny Marii Gorczyńskiej. Ważny etap w życiu zawodowym Kwiatkowskiej – powrót na scenę dramatyczną, budowanie roli. Była charakterystyczna i nie obawiała się na scenie pokazać jako brzydka – słynna groteskowa Madame Arcati w ‘Seansie’.

Zbliżał się duch socrealizmu. Kwiatkowska pozostała w teatrze upaństwowionym i przekształconym we Współczesny. Praca w zespole Erwina Axera była nowym wyzwaniem mimo coraz trudniejszych czasów. Zagrała w ‘Wieczorze Trzech Króli’, ale najważniejszym scenicznym dokonaniem okazała się rola Wariatki z Chaillot w sztuce Giraudoux, co stało się pierwszym, poważnym zagrożeniem dla aktorki nieutożsamionej w ogóle z nowymi, socjalistycznymi ideami i gatunkami.

Trzeba było uciekać znów w stronę kabaretu, dozwolonej satyry. Zawsze było jeszcze radio w tle. To, co ponad dozwolone, wyczytywało się między wierszami. Tu właśnie rzemiosło było nie do przecenienia. Jerzy Jurandot, chcąc utrzymać zespół satyryczny, szedł na ustępstwa wobec cenzury, dopuszczając w tekście wymaganą gramaturę socjalizmu. ‘Międzywiersze’ i inne sztuczki warsztatowo niuansowe dopuszczano jako swoisty wentyl bezpieczeństwa.

Późniejsza filmowa i sztandarowa zarazem Kobieta Pracująca nosiła znamiona ról z tego właśnie okresu twórczego, tyle że w filmie Kwiatkowska miała jeszcze podwójny dystans. Ona na swej drodze życiowej nauczyła się rzeczywistej pokory. W życiu osobistym modliła się, a gdy nie widziała rozwiązania, zwyczajnie i po ludzku zostawiała je modlitwie. W tej komedii jej życia było więc, prócz śmiechu, tak wiele wzruszenia, pogody ducha, siły przetrwania.

W tym trudnym okresie rozpoczęła także pracę dydaktyczną w Szkole Teatralnej. Uczyła aktorów i przyszłych estradowców żywego słowa, scenek, skeczy itp.

Od Kabaretu Starszych Panów do Kabaretu Dudek

Z Jeremim Przyborą zetknęła się przy współpracy w radiu, w tym samym czasie z Tyrmandem, Dziewońskim, który nauczył ją miłości do jazzu – zakazanego owocu, powiewu wolności na scenach satyrycznych. Realistyczne stąpanie po ziemi sprawiło, że doskonale poznała drogi do ludzi, którzy jej nie zagrażali, z którymi znajdowała wspólny język i szczególne współmyślenie. Odnajdywali się najlepiej w kabarecie, bo tam można było mówić i myśleć najbardziej serio, niezależnie od tego, jaki pretekst poddawał właściwą myśl i ton. Był więc Szpak, Dudek i Kabaret Starszych Panów. Szpak to były piosenki, monologi, wiersze z klasyki kabaretu, ale pisano również wyłącznie dla niej. W teatrach odnajdywała się pomiędzy Syreną a Komedią. Jej perfekcyjność zaczynała w końcu stwarzać problem. Brakowało dobrych, dopracowanych tekstów, sama często musiała dbać o kostium, rekwizyt, szczegół.

Szczęście jednak jej nie opuszczało. Stanęła gdzieś w drodze pomiędzy Gałczyńskim a Przyborą. Marzył się jej inny, fantazjotwórczy świat z własną logiką, małym kalamburem lub sylogizmem, lecz inny niż ten z teatru absurdu, mniej ponury, pobudzający wyobraźnię. Tak się rozwinął Kabaret Starszych Panów. Przybora i Wassowski nie od razu przygarnęli ją do spółki. Początkowo wszyscy wykonawcy po trosze obawiali się jej kunsztu i ingerencji, no – i jeszcze jedno, czy jej perfekcyjność zmieści się w tym zaczarowanym świecie metamorfozy, który istnieje ‘po drugiej stronie szafy lub lustra’, innym od otaczającego, kierującym się własnymi regułami. Przecież, jak się nieraz okazywało, bardziej realnym w swej ulotności niż ten, który ukazywały gazety czy twórczość gazetopodobna.

Pani Irena idealnie wtopiła się w kabaret, ponieważ to właśnie znajomość poetyckich reguł i szczególne wyczulenie na środki artystycznego wyrazu, język, brzmienie zaprowadziły ją na scenę i pozwoliły zdecydowanie sobie poczynać nawet z uznanymi autorami, jednak zawsze z okazywaniem im szacunku.

Obawiała się jej także piękna, liryczna i ulotna, z dużym pazurem dramatycznym Barbara Krafftówna. Kabaretowy wamp – Kalina Jędrusik nie miała takich niepokojów, ale i sama występowała w bardziej odległym od Kwiatkowskiej emploi. Kwiatkowska w kilku sezonach kabaretu wystąpiła z kilkoma tylko piosenkami, balladami, w zespołowo-refrenowym echu kilku utworów i jednej udramatyzowanej roli. Bez niej jednak Starsi Panowie mogliby szybko zinfantylnieć. Zaczęła w maju 1961 r., skończyła w lipcu 1966 roku. Igrała znakomicie ciągami spółgłosek szumiąco-syczących i drżących, budując spiralę dramatyczną ballady, by w końcu wywołać salwę śmiechu. Z życiowych banałów wyczarowywała historię kryminalną, liryczną lub horrorystyczną i – jak w całym kabarecie – wzniecała tę nutę nostalgiczną za światem, który zaginął.

Do Kabaretu Dudek przeszedł niemal cały zespół Starszych Panów, ale tu dominował skecz i monolog, częściowo zmienili się autorzy i konteksty. Oczywiście nie obyło się bez piosenki. Kwiatkowska chwaliła tam muzyków i inspicjenta. Był równie zdyscyplinowany jak ona, co bardzo pomagało w pracy. Pierwszego wieczoru na Nowym Świecie nikt nie oczekiwał dziesięcioletniej współpracy. Irena Kwiatkowska wystąpiła łącznie w ośmiu programach Dudka. Brakowało dla niej tekstów. Dudek był w ogóle bardziej męski. Bywało że jeżeli już tekst się znalazł i dopasował do Kwiatkowskiej, trafiał do publiczności bardziej literacko wyrobionej, a do zrozumienia wymagał wiedzy i oczytania. Dla pozostałych nie było to jednak puste miejsce w programie, słuchało się jej jak muzycznego koncertu.

Zmagania z telewizją

Nie były pasmem sukcesów, pomijam tu celowo role serialowe z ‘Wojny domowej’ i ‘Czterdziestolatka’. Nie zagrała żadnej poważnej, wielkiej, głównej roli ani w Teatrze Telewizji, ani w filmie, ani nawet w serialu, choć te kreowane przez nią postacie pamiętamy najlepiej. Telewizja chyba nie ma przekonania do perfekcjonizmu. Dziś nawet już nie ma potrzeby poprawnej artykulacji ani też używania oddechu i właściwej modulacji głosu (o kropkach, przecinkach, pauzach, innych znakach interpunkcyjnych i wersyfikacyjnych trudno już nawet wspominać).

Kochana i wierna pozostała na zawsze w Polskim Radiu. Tu przepracowała 65 lat i tu wychowała wiele pokoleń dzieci w miłości do polskiego wiersza, do literatury, nie dlatego, by miała przekonywać jak wielkim wieszczem był poeta, ale właśnie dlatego, że najmłodsi nie mogli oderwać ucha od radia, bo tak brzmiały strofy Tuwima, Fredry i innych. Największy był to teatr wyobraźni, o jakim się dorosłym nie śniło, i świetna szkoła literacka.

W dzisiejszych serialach trudno byłoby znaleźć dla niej istotne miejsce, choć tam, gdzie zdarzają się inteligentne dialogi, nadal miałaby pole do działania. W ‘Wojnie domowej’ zaakceptowała literacką warstwę scenariusza Marii Zientarowej.

Wszyscy wybitni aktorzy, z którymi pracowała, mówili o zaszczycie, jaki ich spotkał z powodu poznania pani Ireny, ale też niemal wszyscy podchodzili do niej z respektem. Może też wielu wpędzała w kompleksy pomimo swojej skromności i pokory. Pokora nie oznacza bezradności, tylko wiąże się z poczuciem obowiązku, ułomności i kruchości człowieka i woli dążenia do pokonywania tych upadków i słabości. Sama Kwiatkowska, przychodząc z doskonałym przygotowaniem na próby, chętnie ustępowała miejsca kolegom, gdy dochodzili do głosu, nigdy nie starała się przykryć ich czy zasłonić. Znała swoje miejsce wyznaczone przez rolę, reżysera i predyspozycje.

W telewizji Gustaw Holoubek zwrócił jej uwagę na konieczność większej ascezy w stosowanych środkach przed kamerą. To jej bardzo pomogło, choć z innej strony miała tę sceniczną oszczędność przećwiczoną w czasach okupacji. W telewizji brakowało jej publiczności, odzewu, bezpośredniości kontaktu i reakcji, z powodu których trafiła do teatru.

Opanowywała gesty. Zawsze dokładnie dopracowywała ruch i gest, ekran jeszcze mocniej wymusił na niej to dopracowanie.

Dobra uczennica, pracująca kobieta, wielki talent, solidny człowiek. Same superlatywy, a jednak nie była łatwym, choć dobrym partnerem.

W telewizji ważnym dla niej spektaklem był ‘Fantazy’ w reżyserii Holoubka. To był ten kaliber literacki, ku któremu najbardziej ciążyła, a którego w jej życiu było tak niewiele.

Otaczana kultem

Na scenie teatralnej z Syreny u progu lat 70 przeniosła się do Teatru Ludowego, gdzie już była otaczana kultem przez młodsze aktorki. Zagrała m.in. w ‘Powrocie Alcesty’, ‘Bezimiennym dziele’, tytułową rolę Hrabiny Aurelii w ‘Wariatce z Chaillot’ – znów z wielkim sukcesem. Tylko kilka razy w życiu udało jej się zaznaczyć niezwykły rys tragiczny, choć takimi rolami łamała przyzwyczajenia publiczności. Dalszym ciągiem naruszenia przyzwyczajeń był ‘Wieczór Trzech Króli’ w obsadzie damskiej w przestrzeni Starej Prochowni. Ujawniono przed widzami konwencjonalność teatru i magiczną granicę pomiędzy sceną i widownią, prywatnością i mikrokosmosem sceny. Kwiatkowska odgrywała swoje partie i wtapiała się w widownię, by powrócić na czas do swojej kwestii.

Trochę nie miała szczęścia we współpracy z Adamem Hanuszkiewiczem. Później lepsze otoczenie dla jej wymagań artystycznych trafiało się jej w radiu, telewizji, filmie niż teatrze, choć grała systematycznie i bez zarzutu.

Na 90 urodziny Teatr Polski przygotował jej wieczór jubileuszowy. Na próbę przyszła pierwsza. Jeszcze parę razy zagrała w filmach i serialach.

Setnych urodzin nie będzie. Właściwie powinny się odbyć na polskiej scenie, bo ona duchem tu z nami zostanie. Jej uczniowie i młodsi partnerzy, których uczyła latami polszczyzny tak pieczołowicie i barwnie, może zechcą odegrać najtrudniejsze role – jej spadkobierców.

Przyjdźmy punktualnie, dobrze przygotowani.

Małgorzata Bartyzel/nd /14.3.2011/

/autorka jest teatrologiem, animatorem kultury, była posłanką V kadencji/

***

W każdej roli nam się podobała

Irena Kwiatkowska, jedna z najwybitniejszych polskich aktorek w historii, została wczoraj pochowana na cmentarzu Powązkowskim. Żałobna Msza Święta została odprawiona w kościele Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu

Właśnie tutaj aktorka, jak przypomniał ks. Wiesław Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych, ‘miała swoje stałe miejsce’, bo ‘była człowiekiem modlitwy’

Zapamiętaliśmy Irenę Kwiatkowską również jako oddaną słuchaczkę Radia Maryja i czytelniczkę Naszego Dziennika

Pamiętam ją jeszcze z najmłodszych lat, ze słuchowisk, gdy byłem dzieckiem. Czytała wówczas w radiu różne opowieści. Bardzo mi się to podobało – wspominał prof. Jerzy Olędzki z Uniwersytetu Warszawskiego, kierownik Zakładu Teorii Komunikacji Społecznej w Instytucie Dziennikarstwa. Jak sam zaznaczył, trudno wymienić jakiekolwiek słabe strony jej twórczości. – Tak jak powiedziano podczas Mszy Świętej: aktorka najwyższej klasy – dodał profesor.

Z wdzięcznością wspominam panią Irenę Kwiatkowską. To była postać, która niosła radość wielu pokoleniom. Trudno zapomnieć, że tyle lat mogła nam tę radość dawać – swoim humorem, talentem, niesamowitym przesłaniem, jakie niosła poprzez swoją wiarę w Boga. Dawała przykład jak należałoby żyć. Była wielkim darem dla Polski i Polaków – powiedziała pani Maria, jedna z niezliczonych wielbicielek nadzwyczajnego talentu aktorki.

Podobnie jak pani Maria również i inni uczestnicy pogrzebu nie wyobrażali sobie, żeby mogło ich podczas tej uroczystości zabraknąć.

Wspaniała kobieta, wspaniały człowiek, wspaniała aktorka. Wspominam ją jako osobę radosną, pełną życia – powiedziała pani Ewa. Trudno jej wręcz wskazać najlepszą rolę Kwiatkowskiej. – Wszystkie były dobre.

Podobnego zdania są inni, którzy przybyli pożegnać niezapomnianą aktorkę. – Przyjechałam z Cieszyna i udało mi się zdążyć na Mszę Świętą. Pamiętam ją od czasów młodości. W każdej roli mi się podobała, a każda miała swoją specyfikę – powiedziała pani Irena.

Przedstawiciele środowisk twórczych darzą zmarłą wielką estymą. – Poza tym że była wspaniałą aktorką teatralną i kabaretową, była artystką, która brała udział w Teatrze Polskiego Radia. Odtwarzała mnóstwo różnych ról. Smutny to dzień, ale widocznie tak musiało być – ubolewała Stanisława Grotowska, wieloletnia reżyser ‘Matysiaków’, najstarszego słuchowiska emitowanego w Polskim Radiu. Udział w nim brała także Irena Kwiatkowska. Chętnie występowała też w wielu dziecięcych słuchowiskach. – Wspaniale odtwarzała te role. Była naprawdę fantastyczną osobą, punktualną, niesłychanie sumienną i dokładną – wspominała Grotowska.

Z kolei aktorka Teresa Lipowska, pytana o szczególnie ważne okresy w twórczości Kwiatkowskiej, skwitowała że to całe jej życie. – Naprawdę nie ma jednego wyjątkowego momentu – podkreśliła Lipowska.

Pogrzeb miał wyjątkowo uroczystą oprawę. Członkowie rodziny zmarłej, przyjaciele, aktorzy i wielbiciele aktorki wypełnili szczelnie bazylikę Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Trumnie asystowała Kompania Honorowa Wojska Polskiego.

Na początku Mszy Świętej odczytano list ks. kard. Kazimierza Nycza, metropolity warszawskiego, który zapewniał ‘o duchowej łączności z najbliższą rodziną zmarłej’. ‘Świętej pamięci Irena Kwiatkowska była wybitną aktorką, teatralną, kabaretową, filmową, telewizyjną. Mistrzynią rozrywki najwyższych lotów. Całe pokolenia wychowywały się na jej mistrzowskich kreacjach. Gdziekolwiek się pojawiała, witały ją wyrazy wielkiej miłości’ – napisał ks. kardynał.

W homilii ks. Wiesław Niewęgłowski zwrócił uwagę nie tylko na liczne zalety i talent aktorski Kwiatkowskiej, ale zwłaszcza na jej szczerą i żywą pobożność. – Była człowiekiem modlitwy. Ten kościół widział ją często na kolanach, miała w nim swoje stałe miejsce. Mówiła swoje znamienne słowa: ja Pana Boga o nic nie proszę, zawsze Mu dziękuję. Kiedy wyjeżdżała do któregoś z miast, by tam zaprezentować swoją sztukę, prosiła o dwie rzeczy: by w hotelu była winda i było blisko do kościoła – powiedział ks. Niewęgłowski. Wierna Radiu Maryja, wiele razy mówiła, ile dla niej znaczy.

Minister kultury Bogdan Zdrojewski przypomniał pokrótce dorobek aktorski Kwiatkowskiej. – Nie było wielkiego kabaretu w ostatnich 6-7 dekadach bez jej obecności. Ponad 60 ról teatralnych po wojnie i 20 do jej czasu. Ponad 20 ról filmowych – każda istotna, ważna i pozostająca w naszej pamięci. Znana ze skromności, a przede wszystkim ciepła. Dziś świeci jej słońce, tak jak świeciła nam swoją wrażliwością i skromnością – spuentował Zdrojewski.

Trumnę z doczesnymi szczątkami aktorki przewieziono na cmentarz Powązkowski. Tam Irena Kwiatkowska spoczęła obok męża Bolesława Kielskiego.Irena Kwiatkowska odeszła do nieba poetów, bo też była ona poetką sceny i estrady. Całą swoją twórczością stwarzała własny, niepowtarzalny świat. Kreowała postaci na wskroś realne i nadrealne zarazem. Każda z jej ról była w gruncie rzeczy metaforą – mówił na cmentarzu aktor Stanisław Brejdygant, reprezentujący Związek Artystów Scen Polskich.

jd/nd /15.3.2011/

***

Spoczęła na Starych Powązkach

Wybitna aktorka Irena Kwiatkowska spoczęła w poniedziałek obok swego męża Bolesława Kielskiego na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. ‘Ona będzie żyła w historii teatru’ – powiedziała Alina Janowska. Wcześniej ostatni hołd składano artystce w kościele Świętego Krzyża

Trumnę w kondukcie pogrzebowym odprowadziła Kompania Honorowa Wojska Polskiego. W ostatniej drodze Irenie Kwiatkowskiej towarzyszyli – obok rodziny – artyści i przyjaciele zmarłej, m.in.: Alina Janowska, Olgierd Łukaszewicz, Stanisław Brejdygant, Barbara Kraftówna, Jacek Bławut. Na pogrzeb przybyły również tłumy warszawiaków

Irena Kwiatkowska odeszła do nieba poetów, bo też była ona poetką sceny i estrady. Całą swoją twórczością stwarzała własny, niepowtarzalny świat. Kreowała postaci na wskroś realne i nadrealne zarazem. Każda z jej ról była w gruncie rzeczy metaforą – mówił na cmentarzu aktor Stanisław Brejdygant, reprezentujący Związek Artystów Scen Polskich.

W naszym coraz bardziej spłaszczanym świecie mediów, gdzie wszystko się trywializuje i rzeczywistość przedstawiana bywa w skali jeden do jeden, gdzie dowcip staje się prostacki, a wzruszenie ma wywoływać tandeta, ta tak bardzo skromna w sposobie bycia aktorka, zaprzeczenie celebrytki, była prawdziwą gwiazdą, promieniującą najdelikatniejszym humorem. To przecież dla niej pisali: Gałczyński, Przybora. Grzała nas ciepłem swej niepowtarzalnej osobowości – mówił Brejdygant.

Kochała ludzi, dawała nam siebie i wdzięczni jesteśmy jej za ten wielki dar. Była Jedyna. Od początku swej pracy scenicznej należała do naszego cechu – do Związku Artystów Scen Polskich. Za to teraz my wszyscy opłakujemy jej odejście, odejście tej, która – będąc arcymistrzynią w zawodzie – potrafiła przy tym pozostać prostym, dobrym człowiekiem – mówił Brejdygant.

Kochana Pani Ireno! Niechaj anielska publiczność w niebie doświadcza teraz tej radości, jaką obdarzyła nas Pani tu, na ziemi – zakończył aktor.

pap /14.3.2011/

***

Pogrzeb Ireny Kwiatkowskiej

Setki warszawiaków towarzyszyły Irenie Kwiatkowskiej w ostatniej drodze na warszawskich Powązkach. Wybitną polską aktorkę pożegnała rodzina, przyjaciele z planu, wybitne postaci polskiego kina i teatru, oraz zwykli mieszkańcy Warszawy, którzy chcieli pożegnać niezapomnianą Kobietę Pracującą

Irena Kwiatkowska spoczęła na Starych Powązkach przy boku męża Bolesława Kielskiego. Podczas pogrzebu nie zabrakło bardzo ciepłych słów o niezapomnianej Kobiecie Pracującej:
Żegnamy dziś osobistość artystyczną, wielką aktorkę, żołnierza Armii Krajowej, łączniczkę Powstania Warszawskiego, kobietę pracującą, która przeszła w stan spoczynku. Wszyscy zdajemy sobie sprawę ze straty, przypominamy sobie role, uśmiech, ciekawość, a przede wszystkim wrażliwość i ogromną skromność pani Ireny Kwiatkowskiej. (…) Dziś świeci jej słońce, tak jak ona nam świeciła swoją wrażliwością i skromnością – żegnał wybitną aktorkę minister kultury Bogdan Zdrojewski.

Na uroczystości obecni byli również m.in. Magdalena Zawadzka, Alina Janowska, Emilia Krakowska, Jerzy Połomski, Wojciech Młynarski oraz pensjonariusze Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie.

ac/su. /14.3.2011/

***

Na brawach schodziła ze sceny

Rozmowa z Mieczysławem Hryniewiczem, aktorem

Jak zapamiętał pan Irenę Kwiatkowską?

Wielki człowiek pracy. Nie wiem jakie miała życie, zastanawiam się, czy szczęśliwe… Czy taka osoba, która niesie tyle radości innym, sama ma udane życie? Mam nadzieję że miała fantastyczne życie i dobrą śmierć.

Często współpracował pan z nią zawodowo?

Tylko w serialu Zmiennicy i chyba jeszcze raz, ale nie pamiętam przy jakiej okazji. To dla mnie wielki zaszczyt, że mogłem z nią zamienić kilka słów, porozmawiać. Zawsze mnie bawiła, mówiąc, że jest leniwa i dlatego szybko uczy się tekstu, by mieć to już z głowy, a potem trzeba to tylko zagrać.

Czego można się było nauczyć od tej aktorki?

Wiedziała jak skończyć scenę, by zejść na brawach ze sceny – tego jej zazdroszczę. Ona to wiedziała, i to nie po zakończeniu przedstawienia, tylko po pierwszym czy drugim akcie. Słyszałem też, że lubiła się dzielić z innymi, i to jest zacne.

rozm. pt/nd /15.3.2011/

***

Wirtuoz sceny teatralnej

Olgierd Łukaszewicz, aktor Teatru Polskiego w Warszawie:
Irena Kwiatkowska w pracy była wirtuozem, a zarazem zwykłym człowiekiem. Wszyscy uczyliśmy się tego od niej. Była bardzo otwarta na młodszych ludzi, bo przecież wszyscy byliśmy od niej młodsi. Niezwykle skromna – w Skolimowie chciała być osobą anonimową, co oczywiście nie było możliwe. W teatrze, za kulisami, podkreślała, że rzeczywiście jest ciężko pracującą kobietą – drzwi pomiędzy jej garderobą a sceną były zawsze otwarte. Dzięki temu w każdym momencie mogła widzieć, co dzieje się na scenie i w każdej chwili być gotowa do wejścia w tę rzeczywistość. Swoje role dopracowywała w najdrobniejszych szczegółach – ważny był każdy gest, każdy ruch, każda intonacja i każda pauza.

Irena Kwiatkowska budowała strukturę swojego występu pod kątem spodziewanych reakcji widowni, co było zachowaniem już prawie w ogóle niespotykanym.

Nigdy nie miałem zaszczytu wystąpić u boku pani Ireny. Rozmowy, które z nią odbywałem, były krótkie, ale zawsze bardzo miłe. Kiedy zostałem szefem ZASP, pani Irena złożyła mi gratulacje, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. Zdziwiłem się, że mnie w ogóle rozpoznaje. Często starsza generacja aktorów bardziej interesuje się swoimi rówieśnikami niż młodszymi ludźmi. Pani Irena absolutnie nie była osobą ‘przedpotopową’, swoim życiem pokazywała, że można być według metryki zakorzenionym w innych czasach, a jednocześnie być kimś bardzo współczesnym. W Skolimowie czuła się dobrze, myślę, że znała ten dom już jako początkująca aktorka. Cieszę się, że przebywając tam, mogła odczuwać więź z naszym aktorskim środowiskiem.’

aż/nd /15.3.2011/

***

‘A ja tylko dziękuję’

Zofia Perczyńska, aktorka, mieszkanka Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie:

Panią Irenę Kwiatkowską poznałam w Skolimowie. Od wielu, wielu lat przyjeżdżała tu, kiedy tylko miała wolny czas – na przykład między jednym spektaklem a drugim. Kilka lat temu zaprzestała już występów i zamieszkała tutaj na stałe. Pani Irena wystąpiła w Skolimowie w filmie, który kręcił tu Jacek Bławut w 2007 r. pod tytułem ‘Jeszcze nie wieczór’. Zagrała tam samą siebie. Roli wymagającej nauczenia się tekstu już nie chciała podjąć – twierdziła, że nie będzie w stanie się nauczyć żadnych nowych kwestii. W filmie była po prostu sobą i jest w nim postacią bardzo widoczną.

Spacerowała do ostatnich swoich dni. Lubiła świeże powietrze, bardzo podobał jej się nasz park. W Skolimowie odwiedzała panią Irenę jej bratanica, która bardzo się nią opiekowała. Przyjeżdżał do niej także jej kuzyn, Tadeusz Aleksandrowicz, z którym pani Irena spacerowała po parku pod rękę. Twierdziła że nic ją w ogóle nie boli, była okazem zdrowia. W styczniu zachorowała niestety na zapalenie płuc, ponad miesiąc spędziła w szpitalu. Badający ją lekarze powiedzieli, że jest to fenomen, że osoba w tym wieku ma lepsze wyniki analiz niż młody człowiek. Kiedy pani Irena wróciła do nas ze szpitala – bez bólu, bez cierpień, z uśmiechem na ustach – spokojnie odeszła. Stało się to w czasie śniadania, przy pani Irenie była wtedy pielęgniarka. A jeszcze w sylwestra była razem z nami i piła szampana!

Pani Irena do końca swojego życia była żywotna. O jej wspaniałym aktorstwie chyba nie trzeba mówić, bo wszyscy doskonale wiedzą, jak świetną, jak niepowtarzalną była aktorką. Nieraz z panią Ireną spacerowałam, nieraz zapraszałam ją do siebie na taras, by posiedziała sobie trochę na fotelu na słońcu. Lubiła słodycze i lody. Jeszcze rok czy półtora roku temu ks. Kazimierz Orzechowski zabierał ją nieraz samochodem do Konstancina na lody.

Lubiła otaczać się towarzystwem, spacerować i brylować. Pod koniec życia najwięcej czasu poświęcała jednak na modlitwę. Jeszcze jesienią była przywożona na wózku do kaplicy na Mszę Świętą. To było dla niej ważne. Na co dzień była osobą bardzo pogodną – zawsze towarzyszył jej uśmiech i modlitwa.

Opowiadała że kiedyś w jakimś wywiadzie rozmawiała z pewnym aktorem. Zapytała go: ‘Czy ty się modlisz?’. Odpowiedział: ‘No, tak’. ‘A jak się modlisz?’. ‘Proszę Pana Boga o zdrowie, o pomyślność…’. Pani Irena odpowiedziała na to: ‘A ja tylko dziękuję.’

aż/nd /15.3.2011/

IRENA KWIATKOWSKA

urodziła się 17 września 1912 r. Studiowała na Wydziale Aktorskim Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w Warszawie. Zawodu aktorskiego uczyli ją m.in. Aleksander Zelwerowicz i Stefan Jaracz.

W 1935 roku, zaraz po ukończeniu studiów, trafiła do słynnego już w stolicy kabaretu – Cyrulika Warszawskiego. Przed wojną miała ponadto angaże w teatrach w Warszawie, Poznaniu i Katowicach.

Podczas okupacji niemieckiej była żołnierzem Armii Krajowej. Uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim. Podczas okupacji grała również w tajnych przedstawieniach, współpracując z reżyserami Tadeuszem Byrskim i Leonem Schillerem.

W listopadzie 1946 r. związała się z pierwszym powojennym kabaretem Siedem Kotów w Krakowie. Od 1948 pracowała w teatrach stolicy: Klasycznym, Współczesnym, Satyryków, Komedii, Syrenie, Ludowym, Nowym. Stworzyła ponad sto ról teatralnych. Była gwiazdą kabaretów Szpak, Dudek i Kabaretu Starszych Panów. Występowała też w audycjach Teatru Polskiego Radia.

Media, pisząc o Irenie Kwiatkowskiej, milczeniem pomijają rolę, jaką w życiu wybitnej aktorki zajmowała wiara. Nie wspomina się też o tym, że była wierną słuchaczką Radia Maryja.

Była znakomitą aktorką filmową. Debiutowała w 1945 r. w filmie Antoniego Bohdziewicza 2 x 2 = 4. Ale największą popularność przyniosły jej role w serialach telewizyjnych, m.in. Zmiennikach, Czterdziestolatku i Wojnie domowej. Kwiatkowską uhonorowano wieloma nagrodami i odznaczeniami, m.in. orderem Ecclesiae populoque servitum praestanti, czyli Wyróżniającemu się w służbie dla Kościoła i Narodu, przyznanym przez Prymasa Polski ks. kard. Józefa Glempa w 2002 r. W 2009 r. została odznaczona przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

op. jac/nd /15.3.2011/

***

Pani Irena – wzór człowieka

Rodzina, przyjaciele i wielbiciele twórczości Ireny Kwiatkowskiej pożegnali artystkę podczas Mszy św. pogrzebowej w kościele Św. Krzyża w Warszawie

– Całym swoim życiem zapracowała na uwielbienie – powiedział minister kultury Bogdan Zdrojewski

We Mszy św. – obok rodziny zmarłej – udział wzięli licznie przybyli artyści m.in. Olgierd Łukaszewicz, Alina Janowska, Barbara Krafftówna, Wiesław Gołas, Stanisław Brejdygant, Jerzy Gruza, Teresa Lipowska, Jerzy Połomski, Maja Komorowska, Natalia Kukulska, Wojciech Młynarski, Maria Czubaszek oraz wielu warszawiaków

Obok trumny artystki otoczonej wieńcami i kwiatami, ustawiono czarno-białą fotografię Ireny Kwiatkowskiej przepasaną kirem oraz otrzymane przez artystkę odznaczenia.

W kościele, gdzie spoczywa serce Chopina, żegnamy dzisiaj inne wielkie serce. Kobietę pracującą, która przeszła w stan spoczynku. Wszyscy zdajemy sobie sprawę ze straty, przypominamy sobie role, przypominamy uśmiech, przypominamy ciekawość, a przede wszystkim wrażliwość i ogromną skromność pani Ireny Kwiatkowskiej. Nie było wielkiego kabaretu w ostatnich sześciu, siedmiu dekadach bez jej obecności. Znana ze skromności, a przede wszystkim ciepła. Dziś świeci jej słońce, tak jak ona nam świeciła swoją wrażliwością i skromnością – wspominał minister kultury Bogdan Zdrojewski.

Jak przypomniał, odbiorcami jej talentu byli i najmłodsi, i najstarsi, którzy pamiętają i jej bajki, i recytacje, i role komediowe. – Wszyscy oni wiedzą, że były one najwyższej próby, wszystkie niezwykle naturalne, przejmujące, piękne i nieudawane. Z takimi talentami spotykamy się niezwykle rzadko. Jej role pozostaną w naszej pamięci, bo są najwyższej próby, najlepsze, najdoskonalsze, prawdziwe. Pracowała do ostatniej chwili. Całym swoim życiem zapracowała na spokój i uwielbienie – powiedział Zdrojewski.

Mszy św. przewodniczył duszpasterz środowisk twórczych ks. Wiesław Niewęgłowski, który odczytał list metropolity warszawskiego ks. kardynała Kazimierza Nycza. – Była wybitną aktorką teatralną i kabaretową, filmową i telewizyjną. Mistrzynią rozrywki najwyższych lotów. Całe pokolenia wychowywały się na jej mistrzowskich kreacjach. Gdziekolwiek się pojawiała, spotykały ją wyrazy wielkiej miłości – napisał o Irenie Kwiatkowskiej metropolita warszawski.

Ks. Niewęgłowski powiedział, że Irena Kwiatkowska przez cały XX wiek opromieniała nasze życie. – Życie czterech pokoleń Polaków Irena Kwiatkowska obdarzała swoim talentem, radością życia, humorem. Ta drobna, zwyczajna kobieta uczyła kochać i rozumieć człowieka ze wszystkimi jego wadami i śmiesznością. Ofiarowała wzruszenie, ciepło, w jej aktorstwie było wiele życzliwości dla człowieka – mówił duszpasterz środowisk twórczych.

Była religijną osobą. Była człowiekiem modlitwy. Ten kościół widział ją często na kolanach, miała w nim swoje stałe miejsce. Mówiła: ‘Ja Pana Boga o nic nie proszę, ja zawsze mu dziękuję’. Kiedy wyjeżdżała do któregoś z miast, by tam prezentować swą sztukę, prosiła o dwie rzeczy: by w hotelu była winda i było blisko kościoła – powiedział ks. Niewęgłowski.

Swoją prostotą, skromnością i dowcipem oczarowała nas. Wymagała wiele od siebie, wierna w przyjaźni, ciekawa ludzi, niezależna w poglądach, człowiek sumiennej pracy. Była pełna optymizmu i radości, bezpośrednia, mądra, dynamiczna. Pozostanie jako wzór człowieka – podkreślił ks. Niewęgłowski.

Aktorka spoczęła na Cmentarzu Powązkowskim, obok męża Bolesława Kielskiego.

pap/int.pl /14.3.2011/

***

Pokorna wobec Boga i sztuki

– Nie szukałam nigdy zapłaty za coś, co zrobiłam. To nie dla zapłaty było robione, to był mój obowiązek, nakaz. Nie ja wybierałam, ale Pan Bóg stawiał przede mną pewne zadania – tak mówiła wielka aktorka scen polskich Irena Kwiatkowska, która odeszła w czwartek 3 marca w wieku 98 lat

Wielka aktorka i wielki człowiek. Pierwsza dama estrady i kabaretu ostatnich dziesięcioleci XX wieku. Znana i kochana przez widzów zarówno dorosłych, jak i najmłodszych, zwłaszcza za niezapomnianą rolę z ‘Czterdziestolatka’ i za telewizyjny Kabaret Starszych Panów

Odważna patriotka – żołnierz Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego. W uhonorowaniu Jej zasług dla niepodległości Polski, rozwoju polskiej kultury i osiągnięć w pracy artystycznej została odznaczona przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Wierna Radiu Maryja, broniła tego Radia, publicznie mówiąc o tym, jakie głosi wartości i czym jest dla Niej osobiście. Świętej pamięci Irena Kwiatkowska odeszła do Pana w wieku 98 lat

W ostatnich dziesięcioleciach XX wieku była największą spośród polskich aktorek o predyspozycjach komediowych. Płynęły lata, zmieniały się estetyki, mody, sytuacje zewnętrzne, pojawiały się presje poprawności politycznej, a pani Irena Kwiatkowska wciąż uważała, że artyzm musi iść w parze z etosem zawodowym.

– Doświadczyłam z Jej strony nie tylko wielkiej sympatii, ale też pomocy. Potrafiła dawać uwagi zawodowe w sposób delikatny. Byłam pełna podziwu dla Jej profesjonalizmu oraz kondycji – zarówno fizycznej, jak i psychicznej – wspomina Magdalena Zawadzka, aktorka Teatru Ateneum w Warszawie.

Połączenie wybitnego artyzmu z samą istotą człowieczeństwa cechowało Irenę Kwiatkowską we wszystkim, co robiła. – Zawodowo reprezentowała najwyższy kunszt, perfekcję. Zawsze punktualna, sumienna, dzielna, odpowiedzialna. Nigdy się nie reklamowała – podkreśla Wiesław Gołas, aktor Teatru Polskiego w Warszawie, znany z niezapomnianych ról w kabarecie Dudek, w którym pani Irena stworzyła wiele mistrzowskich kreacji.

Można powiedzieć, że miała szczęście do wielkich osobowości teatralnych. Urodzona 17 września 1912 r. w Warszawie od dzieciństwa marzyła o aktorstwie. Studiowała na Wydziale Aktorskim Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w stolicy, gdzie jej nauczycielami byli tak wybitni ludzie teatru, jak Aleksander Zelwerowicz i Stefan Jaracz. Jej wspaniały talent został szybko zauważony – zaraz po ukończeniu studiów w 1935 r. trafiła do kabaretu Cyrulik Warszawski. Zdążyła jeszcze przed wojną zagrać w teatrach Warszawy, Poznania i Katowic.

Rozwijającą się karierę Ireny Kwiatkowskiej przerwała okupacja niemiecka. Z wrodzonej skromności wybitna artystka nie chwaliła się swoją piękną, patriotyczną kartą z tego okresu. Była żołnierzem Armii Krajowej, brała udział w Powstaniu Warszawskim, a jako aktorka grała też w tajnych przedstawieniach, współpracując z takimi reżyserami jak Tadeusz Byrski i Leon Schiller. A trzeba pamiętać, że za to groziła śmierć, a w najlepszym razie obóz koncentracyjny.

Po upadku Powstania Warszawskiego wraz z pozostałymi warszawiakami musiała opuścić stolicę i pieszo z całym dobytkiem, który mieścił się w plecaku, dotarła aż do Makowa Podhalańskiego, skąd trafiła do Krakowa.

W 1946 r. Irena Kwiatkowska została zaangażowana do kabaretu Siedem Kotów w Krakowie, prowadzonego najpierw przez Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego – Jej ulubionego autora, potem przez Mariana Eilego. To właśnie specjalnie dla Niej Gałczyński pisał humoreski ‘Teatrzyk Zielona Gęś’, gdzie Irena Kwiatkowska odtwarzała słynną Hermenegildę Kociubińską, Sierotkę, Żonę Wacia.

Po powrocie do Warszawy występowała m.in. w Teatrze Klasycznym, Współczesnym, Nowym, Komedii, Syrenie, a także w Teatrze Polskim, gdzie już jako dziewięćdziesięcioparolatka brawurowo zagrała Hermenegildę w ‘Zielonej Gęsi’ w reżyserii Jarosława Kiliana. To jej ostatnia rola teatralna. Była również gwiazdą kabaretów Szpak i Dudek, a także pierwszą damą literackiego telewizyjnego Kabaretu Starszych Panów.

Słuchacze pamiętają głos artystki w wielu audycjach Polskiego Radia, dzieci – mistrzowskie wykonanie ‘Ptasiego radia’ Juliana Tuwima.

Za swoją pracę i postawę została uhonorowana wieloma nagrodami i odznaczeniami, m.in. w 2009 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył artystkę Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Wyróżniona została też orderem Ecclesiae populoque servitum praestanti (Wyróżniającemu się w służbie dla Kościoła i Narodu) przyznanym przez Prymasa Polski ks. kard. Józefa Glempa w 2002 r. W 2005 r. otrzymała Złoty Medal Zasłużony Kulturze – Gloria Artis.

Jako osoba głęboko wierząca od wielu lat była wierną słuchaczką Radia Maryja, broniła tego radia publicznie. – Radio Maryja daje mi bardzo dużo, szczególnie jeżeli chodzi o modlitwę. Często rano wysłuchuję Mszy św., poznaję Ewangelię na dany dzień. Dzięki temu radiu pogłębiam swoją wiarę – podkreślała w wywiadach udzielanych Naszemu Dziennikowi – jedynej gazecie, którą czytała i do której miała pełne zaufanie.

Często podkreślała, że talent to nie jej zasługa, lecz łaska otrzymana od Boga. Dlatego za każdą udaną rolę dziękowała Panu Bogu, a za nieudaną przepraszała.

Pani Ireno, dziękujemy za wszystkie role, te z ‘Czterdziestolatka’, ze ‘Zmienników’, z ‘Hallo Szpicbródka’, za wszystkie role teatralne: za Chudogębę w ‘Wieczorze Trzech Króli’, za Dulską i za wiele, wiele innych. Będzie nam Pani bardzo brakowało.

Temida Stankiewicz-Podhorecka/nd /4.3.2011/

Aktorstwo jest trudną pracą, która daje też owoce – a za nie trzeba dziękować Panu Bogu. Wiem, że dobrzy aktorzy przed wejściem na scenę żegnają się, i to jest odniesienie do Pana Boga – Irena Kwiatkowska dla Naszego Dziennika /29.1.2003/

Radio Maryja daje mi bardzo dużo, szczególnie jeżeli chodzi o modlitwę. Często rano wysłuchuję Mszy św., poznaję Ewangelię na dany dzień. Dzięki temu radiu pogłębiam swoją wiarę. Czytam tylko Nasz Dziennik. Króluje on w moim domu już od 5 lat. Mam do niego zaufanie i wiem, że nie zostanę poddana tej modnej obecnie manipulacji – Irena Kwiatkowska dla Naszego Dziennika /29.1.2003/

***

Spocznie obok ukochanego męża

Wciąż ciężko nam się z tym pogodzić. Irena Kwiatkowska nie żyje. Zmarła, tak jak chciała – wśród swoich w podwarszawskim Skolimowie

Odeszła spokojnie, po cichu, w piękny słoneczny czwartkowy poranek. Z uśmiechem na twarzy. Przed śmiercią pomyślała o wszystkim. Zostawiła testament, przygotowała sukienkę…

Skromny pokoik na parterze Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Na drzwiach tabliczka nr 1. Za drzwiami łóżko, szafa i inne skromne mebelki. Kilka pamiątek, w tym niezwykle cenna z imiennym błogosławieństwem Ojca Świętego Jana Pawła II, zdjęcie nieżyjącego od 1993 r. męża Bolesława Kielskiego. Pani Irenka bardzo lubiła to miejsce. Mieszkała tutaj ponad dwa lata, tutaj odeszła.

Aktorka zostawiła testament. Skromny majątek zapisała rodzinie. Nie miała własnych dzieci, więc tej dalszej, która jednak zawsze była blisko Niej. Majątek… Było tego niewiele – mieszkanko na warszawskim Ursynowie, pamiątki, tantiemy – wszystko warte niecały milion złotych.

Kończyła w nocy

Pracowała ponad 70 lat – w 1994 r. przeszła co prawda na emeryturę, ale nadal grała. Miała wiele talentów. Występowała w kabarecie, filmie, teatrach, pracowała w radiu. Była wykładowczynią w warszawskiej szkole teatralnej. W ankiecie na najważniejszych aktorów polskich XX w. zajęła 5 miejsce. Jej koledzy jednym głosem mówią, że była niezwykle pracowita. – To był człowiek z żelaza – opowiada Wiesław Gołas. – Dla Irenki dzień pracy kończył się o godz. 2 w nocy – dodaje Lech Ordon.

Nigdy nie była sama

Była przygotowana na śmierć, nie bała się jej. Jak mówi Grażyna Grałek, dyrektorka Domu Aktora w Skolimowie, miała nawet przygotowaną suknię do samej ziemi i ulubione korale, w których chciała, by ją pochowano. – Nigdy nie utyskiwała na starość, nie skarżyła się, że cierpi czy boli. Cieszyła się, że Bóg dał Jej tyle lat życia – opowiada Grałek. Odeszła w czwartek rano o godz. 8.30. Tak jak chciała, w domu w Skolimowie. Tak jak chciała, nie była sama. Była przy Niej pielęgniarka. – Opukiwaliśmy panią Irenę co 20 minut, przynosiliśmy posiłki, przychodził rehabilitant. Właściwie prawie nigdy nie była sama – mówi Grałek.

Spocznie na Powązkach

Pozostawiła po sobie wspaniałe role, pamięć i miłość swoich fanów. Oni wszyscy zapewne przyjdą na Jej pogrzeb. Odbędzie się 14 marca. Zgodnie z życzeniem aktorki Msza św. zostanie odprawiona w kościele Świętego Krzyża na warszawskim Krakowskim Przedmieściu. A potem pani Irena spocznie na Powązkach, obok ukochanego męża Bolesława.

ih/su. /5.3.2011/

***

Była przygotowana na śmierć

Odeszła wielka gwiazda polskiego filmu i sceny – Irena Kwiatkowska. Zmarła w czwartek rano w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w podwarszawskim Skolimowie

Wiedziała że to musi nastąpić. Przygotowała się do tego. Przed śmiercią miała trzy życzenia. Chciała umrzeć w Skolimowie, nie chciała odchodzić w samotności i życzyła sobie, by Msza pogrzebowa odbyła się w kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Wszystkich trzech życzeń Bóg wysłuchał

Chciała odejść w domu, a to właśnie ten w Skolimowie traktowała jak własny. Tak też się stało. W czwartek rano, gdy minęła właśnie godz. 8, pielęgniarka przyszła ze śniadaniem. Zaczęła karmić Panią Irenkę. Nagle Pani Irena westchnęła. Jej twarz zmieniła się, zbladła, ale zaraz pojawił się uśmiech. Odeszła tak spokojnie. Była godzina 8.30.

Myślę że już połączyła się z mężem. Teraz wygląda tak pięknie. Jej twarz jest jakby bez jednej zmarszczki – powiedziała wzruszona Grażyna Grałek, dyrektor domu w Skolimowie.

Noworoczny toast

Irena Kwiatkowska zamieszkała w Skolimowie ponad dwa lata temu.

Najpierw przyjeżdżała na wakacje, potem te pobyty wydłużały się, aż wreszcie zamieszkała z nami – powiedziała Grałek. Przyjechała tu odpocząć, ale odpocząć chyba trudno Jej było. Była jedną z najsłynniejszych osób, które tu zamieszkały.

Na Jej urodziny czy też imieniny zjeżdżali się z kwiatami przyjaciele, koledzy, znajomi, prasa. Jej kolega z filmu i radia, Lech Ordon mówi o Niej ‘tytan pracy’. Widzieli się jeszcze nie tak dawno, tu w Skolimowie, gdy dzielili się opłatkiem.

– Pani Irena przyjechała tu na zasłużony odpoczynek, ale o odpoczynku nie było mowy. Czytała scenariusze, uczyła się ról – powiedział Ordon.

Niesamowicie pracowita, sumienna. Ja mówię o Niej człowiek z żelaza – dodał o koleżance Wiesław Gołas.

Jeszcze niedawno, gdy wszyscy razem spotkaliśmy się w jadalni z okazji świąt, kolędowała z nami. W Nowy Rok wznosiła toast. Ostatnie miesiące spędzała głównie w pokoju, ale wychodziła na korytarz czy do jadalni, nie sama oczywiście, wtedy potrzebowała pomocy rehabilitanta – powiedziała Grałek.

Nie bała się śmierci

W połowie stycznia rozchorowała się. Znikła z grafika kąpieli i rehabilitacji, który wisiał w pokoju zabiegowym. Trafiła do warszawskiego szpitala.

Ciocia ma grypę, która zamieniła się w paskudne przeziębienie. Ale wierzymy, że wszystko skończy się dobrze. Ciocia wychodziła już z takich opresji… – mówiła wtedy Krystyna Kwiatkowska-Jabłońska, bratanica aktorki. Do Skolimowa wróciła tydzień temu, po sześciu tygodniach pobytu w szpitalu.

Wszystko wskazywało, że chorobę pokonano. Była zmęczona chorobą, ale nie umarła chora, po prostu to wiek – dodała ze smutkiem bratanica.

W Skolimowie w śmierć aktorki ciągle nie mogą uwierzyć: – Pani Irenka właściwie nigdy nie chorowała. Nie cierpiała, nie utyskiwała na starość. Teraz medycyna już tyle może. Pani Irenka zawsze powtarzała, że cieszy się, iż Bóg dał Jej tyle lat życia. Nie bała się śmierci, miała nawet przygotowaną elegancką suknię do ziemi i ulubione korale, w których chciała być pochowana – powiedziała Grałek.

Msza w kościele Świętego Krzyża

Jej trzecim życzeniem było, by Msza odbyła się w kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Tak też się najprawdopodobniej stanie, zapewne 14 marca. Rodzina właśnie ustala szczegóły.

– Często się spotykaliśmy. Urocza koleżanka, znakomita aktorka. Bystra, dowcipna. Towarzysko urocza. Miałem zaszczyt z Nią grać w telewizji, w radiu. To był ktoś. To była dama sceny, pracowita nieprawdopodobnie. Dla Irenki każdy dzień był za krótki, pracę kończyła o 2 w nocy – powiedział Ordon.

Ja mówię: człowiek z żelaza. Niesamowicie pracowita, sumienna. Nie była wylewna. Koledzy bali się Jej. My jednak… jakoś lubiliśmy się. Pamiętam jak w kabarecie grała kowbojkę. I któregoś dnia poprosiła, bym został i pokazał Jej, jak trzymać i jak strzelać z rewolwerów. Byłem dumny, że poprosiła mnie o pomoc – dodał Gołas.

bb/ih/su /4.3.2011/

***

Zmarła Irena Kwiatkowska

Gwiazda teatru, filmu i kabaretu Irena Kwiatkowska zmarła dzisiaj nad ranem w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie

Kwiatkowska – wielka sceniczna osobowość, mistrzyni śmiechu i znakomita aktorka dramatyczna – miała 98 lat

Aktorka od dłuższego czasu poważnie chorowała. W ostatnim czasie jej stan pogorszył się

Kwiatkowska była warszawianką. Urodziła się 17 września 1912 r. Studiowała na Wydziale Aktorskim Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w Warszawie. W szkole zawodu aktorskiego uczyli ją m.in. Aleksander Zelwerowicz i Stefan Jaracz.

W 1935 r. od razu po ukończeniu studiów trafiła do słynnego już w stolicy kabaretu – Cyrulika Warszawskiego i występowała w rewii Pod włos. Jeszcze przed wojną miała angaże w teatrach w Warszawie, Poznaniu i Katowicach. Podczas okupacji niemieckiej brała udział w tajnych przedstawieniach, współpracując z reżyserami Tadeuszem Byrskim i Leonem Schillerem.

Od 1948 r. była związana z teatrami stolicy: Klasycznym (1948-49), Współczesnym (1949-51), Teatrem Satyryków (1952-58), Komedią (1958-60), Syreną (1960-72), Ludowym (1972-74), Nowym (1974-94). Stworzyła ponad sto ról teatralnych. Do najciekawszych kreacji należą: Dulska w ‘Jeszcze Dulska’ w reż. Aleksandra Bardiniego (1972); Aurelia w ‘Wariatce z Chaillot’ w reż. Lecha Wojciechowskiego (1974); Chudogęba w ‘Wieczorze Trzech Króli’ w reż. Jana Kulczyńskiego (1976); Dorota w ‘Grubych rybach’ w reż. Wojciechowskiego, 1977); Julia Czerwińska w ‘Domu kobiet’ w reż. Mariusza Dmochowskiego (1978); Eugenia w ‘Tangu’ w reż. Bohdana Cybulskiego (1982). Kwiatkowska była gwiazdą kabaretów: Szpak (1954-61), Dudek (1964-74) i telewizyjnego Kabaretu Starszych Panów stworzonego przez Jeremiego Przyborę i Jerzego Wasowskiego.

W filmie debiutowała w 1945 r. rolą w ‘2×2=4’ Antoniego Bohdziewicza. Wcieliła się też w matkę nieszczęśliwie zakochanej Sabiny w wodewilowym ‘Żołnierzu królowej Madagaskaru’ (1958) w reż. Jerzego Zarzyckiego oraz ciotkę głównej bohaterki komedii ‘Tysiąc talarów’ (1959) w reż. Stanisława Wohla. W 1961 r. wystąpiła w roli sąsiadki konserwatorki starych dzieł sztuki w filmie opartym na fragmentach programu Piwnicy pod Baranami pt. ‘Drugi człowiek’ w reż. Konrada Nałęckiego. Była redaktorką pisma ‘Kobieta Anioł’ w komedii dla młodzieży ‘I ty zostaniesz Indianinem’ (1962) Nałęckiego. Dzięki jej energii i pomysłowości aż sześć par stanęło na ślubnym kobiercu w filmie ‘Klub Kawalerów’ (1962) Zarzyckiego. Była też Firlejową, bogatą chlebodawczynią XVII-wiecznych zakonów w komedii ‘Zacne grzechy’ (1963) w reż. Mieczysława Waśkowskiego.

Polacy zapamiętali ją jednak głównie jako Kobietę Pracującą w ‘Czterdziestolatku’ oraz matkę Pawła w serialu telewizyjnym ‘Wojna domowa’(1965) w reż. Jerzego Gruzy. Pojawiła się w kolejnych filmach i serialach tego reżysera, ‘Dzięcioł’ (1970), ‘Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka’ (1976), ‘40-latek, 20 lat później’ (1993). Widzowie seriali mogli ją oglądać także w ‘Zmiennikach’ (1986) w reż. Stanisława Barei. Wystąpiła w komediach muzycznych w reż. Janusza Rzeszewskiego ‘Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy’ (1978) i ‘Lata dwudzieste… lata trzydzieste…’ (1983).

W 2009 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył ją Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W 1998 r. otrzymała również order uśmiechu.

rc/tsz/onet/tvn/pap /3.3.2011/

***

Wielka patriotka, ktoś wielki

Wspomina Katarzyna Łaniewska, aktorka teatralna i filmowa:

Tak niedawno, bo przecież jeszcze jesienią, pani Irena obchodziła wspaniały jubileusz w Skolimowie, a dzisiaj [w czwartek – przyp. red.] na planie zastała mnie ta wiadomość, że już Jej nie ma wśród nas…

Całe Jej życie było nastawione na pracę w teatrze, szczególnie po śmierci męża – który najpierw przez wiele lat opiekował się Nią, a potem Ona z kolei wspaniale opiekowała się nim. Całe Jej życie wypełniał teatr. W życiu była osobą bardzo poważną, a przecież w swojej pracy wszystkich nas rozśmieszała, bawiła. Przez kilka lat prowadziłam program Ziarno. Pewnego dnia zaprowadziłam dzieci do Skolimowa, by zobaczyły Dom Aktora Weterana. Chciałam, by dzieci spotkały się z panią Ireną. Było to chyba w Dniu Teatru. Pani Irena bardzo się ucieszyła, widząc dzieci. Powiedziałam: ‘Pani Irena zawsze mówiła w radiu piękne wiersze dla dzieci’. I pani Irena zaczęła mówić Ptasie radio. To przecież taki trudny wiersz, a powiedziała go pięknie, artykułując starannie wszystkie głoski. A potem zaczęła z tymi dziećmi swobodnie rozmawiać. Pani Irena była wzruszona wizytą dzieci, tym, że dostała od nich kwiaty… Od siebie z kolei ofiarowała im próbkę pięknej gry aktorskiej. Tak Ją zapamiętałam.

Poza tym była uroczą panią, kimś wielkim. Myślę że w Skolimowie zapanował ogromny żal. Opiekowałam się tym domem z ramienia naszego związku przez 17 lat i wiem, że jeżeli ktoś odchodzi, bardzo się tam taką stratę przeżywa. Kiedy odchodzi ktoś taki, jak pani Irena, na pewno w Skolimowie panuje wielka żałoba.

Pani Irena była także wielką patriotką. Pod koniec życia zapisywała swoje oszczędności Telewizji Trwam, gdzie także występowała. Była osobą bardzo religijną. Miała wielu przyjaciół wśród księży, którzy odwiedzali Ją w Skolimowie.

Była prawą osobą, dla której praca była czymś bardzo ważnym. Nigdy nie traktowała pracy jako chałtury, nigdy nie była ona dla Niej jedynie sposobem na zarabianie pieniędzy.

W Skolimowie stoi ławeczka pani Ireny. Można tam usiąść, nacisnąć guzik i posłuchać Jej monologu czy recytacji wierszy. To po Niej zostało i zostanie – miejmy nadzieję – na bardzo długo.

not. aż/nd /5.3.2011/

***

Pani Irena była po prostu damą

Magdalena Zawadzka, aktorka Teatru Ateneum w Warszawie:

Śmierć człowieka jest zawsze strasznym przeżyciem. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że pani Irena miała piękne, długie życie. Przeżyła wiele epok, mód, radości, ale i dramatów osobistych, jednak zawsze miała w sobie dużo serdeczności i pogody ducha, zwłaszcza dla kolegów – fachowców.

Sama była wysokiej klasy fachowcem. Nie znosiła amatorszczyzny. Była w dziedzinie aktorstwa perfekcyjna.

Miałam szczęście wielokrotnie z Nią grać. Pierwszy kontakt z panią Ireną miałam w kabarecie Dudek, w którym zaczęłam występować od razu po szkole teatralnej. Tam właśnie ja, debiutująca aktorka, poznałam tuzów tego kabaretu, wśród nich Irenę Kwiatkowską. Doświadczyłam z Jej strony nie tylko wielkiej sympatii, ale też pomocy. Potrafiła dawać uwagi zawodowe w sposób delikatny. Większość Jej życia przypadła na czasy, gdy profesjonalizm był bardzo ważny. Ostatnie lata, gdy zalewa nas ze wszystkich stron amatorszczyzna, i to w różnych dziedzinach, spędziła w Domu Aktora. Ale bardzo długo udzielała się zawodowo. Byłam pełna podziwu dla Jej profesjonalizmu oraz kondycji – zarówno fizycznej, jak i psychicznej.

Była też bardzo dobrym człowiekiem. Pamiętam, że gdy zachorował Jej mąż Bolesław Kielski i wymagał stałej opieki, pani Irena roztoczyła ją nad nim. Była bardzo miła i pomagała każdemu, komu mogła pomóc. Była wielką osobowością. Żałuję jednak, że proponowano Jej wyłącznie role komediowe. Jestem absolutnie pewna, że bardzo dobrze zagrałaby również role dramatyczne, bo miała wszelkie predyspozycje do tego: wielki talent, wyczucie i doświadczenie zawodowe. Miała wielką klasę, była po prostu damą. Zarówno nasze środowisko, jak i widzowie stracili wybitną artystkę, która przez wiele lat dostarczała nam cudownych przeżyć.

not. bm/nd /4.3.2011/

***

‘Wiesiu, gram kowbojkę’

Wiesław Gołas, aktor Teatru Polskiego w Warszawie:

Uważam że Pani Irena nie umarła. Na zawsze pozostanie w pamięci. Była to wspaniała pani, pod każdym względem.

Zawodowo reprezentowała sobą najwyższy kunszt, perfekcję. Była zawsze punktualna, sumienna, dzielna, odpowiedzialna. Nigdy się nie reklamowała, co jest bardzo ważne. Tym, co miała, dzieliła się z biednymi dziećmi. Było to bardzo ładne. Nigdy jednak się tym nie chwaliła – to jest szalenie ważne. Była bardzo skromna. Pani Irena bardzo lubiła dzieci, jeździła na spotkania z nimi. Rozmawiała zawsze kulturalnie, czasem przynosiła jakieś wesołe opowieści, ale nigdy nie była frywolna.

Pani Irena mnie lubiła. Cieszyła się, że zawsze dzwoniłem do Niej z życzeniami imieninowymi czy urodzinowymi. Sprawiało Jej to wielką przyjemność. Miała do mnie zaufanie. Po przedstawieniu prosiła mnie: ‘Wiesiu, ja tutaj mam taki monolog, gram kowbojkę. Pokażesz mi, jak mam trzymać pistolet?’. Cieszyłem się, że ufa mojej opinii. Grała nie tylko role komediowe, ale i poważne, dramatyczne. Miała szeroki wachlarz możliwości aktorskich.

Są takie osoby, które tyle po sobie zostawiają, ma się wrażenie, że wcale nie odeszły, mimo że już nie żyją.

not. az/nd /4.3.2011/

***

Człowiek przez duże C

Grażyna Grałek, dyrektor Domu Aktora Weterana w Skolimowie:

Panią Irenę poznałam bliżej ok. 20 lat temu, kiedy zaczęła przyjeżdżać do naszego ośrodka. W miarę, jak upływały lata, brakowało sił, przyjeżdżała coraz częściej, gdyż już coraz gorzej się czuła. Kiedyś zapytałam:

‘Pani Ireno, jak pani naprawdę się czuje, czy nie tęskni pani za Warszawą?’. Odpowiedziała spokojnie: ‘Nie, nie tęsknię, tutaj jest mój dom, tu mam swoich najbliższych – aktorów, tu jest moja najbliższa rodzina’. Cały czas teatr traktowała jako swoją najbliższą rodzinę.

Kochała ludzi, kochała swoją widownię. Bardzo szanowała swoją publiczność. Mówiła: ‘Nigdy nie wyszłam na scenę nieprzygotowana’.

Ludzie pytali ją: ‘Jaka jest Pani recepta na długowieczność?’.

Odpowiadała od razu: ‘Czyste sumienie’.

Była bardzo religijną osobą, w najlepszym znaczeniu tego słowa. To była czysta wiara, nie dewocja. Żyła tym, w co wierzyła. Była autentyczna. Z czasem siły opuszczały ją coraz bardziej, prosiła, by przyprowadzać ją na wózku na niedzielną Mszę Świętą. Wcześniej, gdy sama mogła chodzić, nie było dnia, by pani Ireny nie było na Eucharystii.

Kiedy nie mogła przychodzić do kaplicy, często słuchała Mszy Świętej z Radia Maryja.

Gdy ktoś chciał Jej pomóc, wykazywała ogromną wdzięczność, ale też sama często wychodziła naprzeciw innym, gdy potrzebowali pomocy. Takie zwyczajne drobiazgi: ustąpić komuś miejsca, potrzymać torebkę, wyrażały jej prawdziwą serdeczność. Usłużna każdemu, wdzięczna!

To był naprawdę człowiek przez duże C. Człowiek bardzo pracowity, wymagający od siebie, ale też wymagający od innych. Dla mnie osobiście była osobą, która mobilizowała do pracy nad sobą, uczyła mnie ogromnego taktu w stosunku do ludzi, z którymi się spotykałam w pracy. Nieraz widziałam panią Irenę zmęczoną, a gdy ktoś do Niej podchodził, od razu stawała się cała płomienna i zawsze gotowa służyć innym. Tym zawsze mi imponowała.

Spędzaliśmy Wigilie przy wspólnym stole, w ostatni wieczór sylwestrowy żartowała: ‘Popatrz, ile jeszcze żyję’. Do końca była świadoma. Ciężka choroba sprawiła, że musiała przebywać kilka tygodni w szpitalu.

Tydzień temu wróciła do nas, do ośrodka, czuła się już znacznie gorzej.

Jednak jej odejście jest dla nas zaskoczeniem, bo jeszcze wczoraj rano nic nie wskazywało, że pani Irena już przejdzie na drugą stronę życia. Sama pani Irenka natomiast nie bała się śmierci, marzyła, by stało się to w domu, by nie była sama. Przez te ostatnie tygodnie zawsze ktoś jej towarzyszył i także przy przejściu do wieczności była z Nią pielęgniarka.

Pani Irena wszystkich pracowników naszego domu traktowała jak rodzinę.

Nieraz na dobranoc, gdy ktoś do Niej przychodził przed snem, mówiła serdecznie: ‘Ty jesteś moim aniołem’, po czym prosiła: ‘Zrób mi krzyżyk na czole, bym mogła spokojnie zasnąć’.

Była niezwykle ciepłą osobą. Pielęgniarka, która przy Niej była do końca, modliła się za Nią. Pani Irena odeszła bardzo spokojnie, jakby zasnęła. Gdy weszłam do pokoju, zastałam Ją z uśmiechem na twarzy, taka spokojna, pogodna, ogromny majestat duchowego piękna, które z Niej biło. Jak żyła, tak też odeszła.

Pamiętam, jak mówiła: ‘Szkoda życia na kłamstwo’. Pytałam kiedyś, czemu nie ogląda telewizji, odpowiedziała: ‘Szkoda życia…’. W wolnym czasie zawsze miała pełno osób wokół, z którymi chciała porozmawiać, jak mogła czytać – czytała, modliła się, medytowała, mówiła, że rozmawia z Bogiem o wszystkim – o rolach, teatrze, o tym, co w domu, modliła się też Różańcem. Miała naprawdę żywy kontakt z Bogiem, mawiała: ‘Gdy przejdę na ten drugi świat, spotkam swojego męża, spotkam tylu ludzi, których bardzo kochałam, a których już tu nie ma’.

Pewien młody dziennikarz powiedział kiedyś do Niej: ‘Pani jest jak nasz skarb narodowy’. I rzeczywiście pani Irena była wielkim człowiekiem, który rozwinął w pełni dary dane od Boga.

not. mj/nd /4.3.2011/

***

Ostatnie urodziny pani Ireny

Byliśmy na ostatnich, 98 urodzinach pani Ireny Kwiatkowskiej. W niedzielne, słoneczne południe w ogrodzie Domu Aktora Weterana w Skolimowie na swej ławeczce jubilatka zasiadła jak gdyby nigdy nic

Wszyscy byli pewni, że ten rytuał powtórzy się w tym roku i oczywiście za rok. Bo pani Irenie wróżono sto lat i wierzono, że przeżyje setkę z dużym hakiem

W takich sytuacjach na ogół śpiewa się 200 lat, ale to zbyt banalne – stwierdził prowadzący wrześniową uroczystość Artur Andrus. – A ponieważ światowy rekord długowieczności wynosi 122 lata, proponuję skromne życzenia 130 lat…

I rzeczywiście na staropolską melodię wszyscy goście zaintonowali wtedy ‘130 lat, 130 lat’ dla Ireny Kwiatkowskiej – największej gwiazdy polskiego kina, teatru i kabaretu.

A kogóż tam nie było! Katarzyna Łaniewska, Jerzy Połomski, Krzysztof Tyniec, Danuta Błażejczyk, Halina Kunicka. Alina Janowska ze swoim specyficznym przewrotnym humorem recytowała wierszowaną laurkę. Wiktor Zborowski wspominał jak to pierwszy raz miał zaszczyt grać z Ireną Kwiatkowską w radiowej bajce dla dzieci ‘Plastusiowy pamiętnik’. Ona była Plastusiem, a on… skromnym Ołówkiem i Naparstkiem. Reżyser serialu ‘Czterdziestolatek’, Jerzy Gruza wspominał, że to pani Irena dała 90 procent słynnej postaci Kobiety pracującej.

Ona nam wszystkim matkowała na planie filmowym – wspominał Gruza. – Akurat wtedy urodził mi się syn… I zawsze była perfekcyjnie przygotowana do roli, co chwila przepytywała aktorów, co mają mówić i wcale nie uczyła się roli na chybcika w taksówce… Nigdy nie była łatwa w pracy!

Okryta futrzanym pledem, szacowna jubilatka słuchała tego wszystkiego z lekkim uśmieszkiem, by na koniec powiedzieć, że bardzo dziękuje.

Głównym punktem uroczystości było odsłonięcie ławeczki Ireny Kwiatkowskiej, na której lubi wypoczywać w ogrodzie skolimowskim. Każdy, kto na niej przysiądzie, niespodziewanie usłyszy fragmenty piosenek, recytacji i monologów Artystki, ze słynnym ‘Ptasim radiem’. Przytwierdzona do oparcia tabliczka głosi, że jest to Ławeczka z humorem Ireny Kwiatkowskiej.

Wręczyliśmy kochanej pani Irenie nie tylko bukiet kwiatów, ale i kosz pełen słodkości. Nikt z nas wtedy nie podejrzewał, że to ostatnia taka uroczystość. Wszyscy myśleliśmy, że w tym roku znowu spotkamy się we wrześniu w Skolimowie i będziemy śpiewać kolejne 130 lat. Niestety, tego planu żaden z nas już nigdy nie zrealizuje…

tp/f. /18.9.2010/ /3.3.2011/

***

Wszystkiego najlepszego Pani Ireno!

Wspaniała aktorka. Ikona polskiego filmu. Nasza najsłynniejsza kobieta pracująca Irena Kwiatkowska 17 września obchodziła 98 urodziny!

O wieku pań nie powinno się rozmawiać, ale przy Irenie Kwiatkowskiej na pewno można zrobić wyjątek. Uwielbiana przez Polaków aktorka skończyła 98 lat.

Irena Kwiatkowska urodziła się 17 września 1912 r. w Warszawie.

W 1935 r. ukończyła studia na Wydziale Aktorskim Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. Zadebiutowała w teatrze Cyrulik Warszawski. Do wybuchu wojny grała w teatrach Powszechnym w Warszawie, Nowym w Poznaniu i Polskim w Katowicach.

Podczas okupacji niemieckiej była żołnierzem AK, uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie występowała w krakowskim kabarecie Siedem Kotów (wiersze, piosenki oraz skecze dla niej pisał Konstanty Ildefons Gałczyński).

Od 1948 r. jest związana ze scenami warszawskimi. Aktorka zagrała ponad sto ról teatralnych. Najważniejsze z nich to: Chudogęba w Wieczorze Trzech Króli Wiliama Szekspira, Dulska w Moralności pani Dulskiej Gabrieli Zapolskiej, Julia Czerwińska w Domu kobiet Zofii Nałkowskiej i Eugenia w Tangu Sławomira Mrożka.

Kwiatkowska znana jest także z ról filmowych (około 20) i serialowych. Widzowie znakomicie zapamiętali ją m.in. jako kobietę pracującą w Czterdziestolatku oraz matkę Pawła w serialu telewizyjnym Wojna domowa.

Była jednym z filarów Kabaretu Starszych Panów Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, przez cały czas jego istnienia. Występowała również w Kabarecie Dudek i Szpak.

PANI IRENIE ŻYCZĘ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

Cezary Dąbrowski /17.9.2010/

***

Nie ma już takiego kabaretu

Rozmowa z Ireną Kwiatkowską

Irena Kwiatkowska mówi o Kabarecie Starszych Panów, który świętował swoje 50-lecie, a także o pokorze, modlitwie i czystym sumieniu

Lubi pani wywiady?

Nie lubię i nie umiem ich udzielać!

A co w tym trudnego?

Właśnie… Z pana strony może i tak, zadawać pytania i koniec, a ten, kto ma odpowiedzieć, niech się męczy… (śmiech)

Jak pani zdrówko?

Dopisuje na razie. Nie narzekam. Dziękuję Panu Bogu za zdrowie. Za wszystko. Tak trzeba.

Mimo skończonych 96 lat, nadal występuje pani na scenie. Wystąpiła pani na przykład w koncercie urodzinowym Szymona Szurmieja w Teatrze Żydowskim, który pokazała TVP. Pani Sierotka-maskotka-idiotka była znakomita.

To już było w telewizji?… Jeżeli to już było w telewizji, to nie ma o czym mówić… Nie widziałam… Lepiej mówmy o pogodzie… (śmiech). Chyba już tak dużo nie występuję, chciałoby się więcej… (śmiech) Ale nie wymagam za wiele. Z pokorą trzeba przyjmować to, co Pan Bóg daje. Poza tym, teraz jest już kolej na innych, następnych.

Była pani podporą Kabaretu Starszych Panów, który świętuje 50-lecie. Jak pani go wspomina?

Mieliśmy do siebie wszyscy ogromne zaufanie. Nie było tak, żeby ktoś się chciał wybić, a kogoś innego chciał stłamsić. Tego w Kabarecie Starszych Panów nie było. To był wspólny wysiłek i wspólna radość, kiedy efekt się podobał publiczności. I o to nam wszystkim chodziło. To był wzór dla innych. Nie było między nami zawiści, zazdrości. Cieszyliśmy się tym Kabaretem Starszych Panów wszyscy. No, to był przede wszystkim Wasowski, który dbał o stronę muzyczną. Miałam kompleksy. Moja matka była bardzo muzykalna i mówiła mi, że paskudzę… W sensie, że słabo śpiewam. U niej nie było zachwytu nad dzieckiem… (śmiech) Kiedy Wasowski coś napisał, prosiłam go, żeby zaśpiewał to pierwszy. On chętnie to robił. A potem dopiero ja. I kiedy Wasowski zaczynał się trząść, myślałam sobie: to jestem stracona… A on: teraz to naprawdę jest dobrze wykonane. Myślałam, że jest tragicznie, a on chwalił… To byli kochani ludzie. Służący sobie radą, życzliwi.

Z Przyborą jak się pracowało?

Bardzo dobrze. Obaj z Wasowskim znakomicie się zgadzali. W tej pracy potrzeba wielkiej pokory. Po pierwsze pokory. Nawet, kiedy są sukcesy. Zawsze pokora. Bo przecież talent, to dar od Pana Boga, to nie jest nasza zassługa.

O Kabarecie Starszych Panów mówi się, że była w nim elegancja, radosna atmosfera, klasa, wdzięk, inteligencja, błyskotliwość. Teraz jest jeszcze taki kabaret?

Nie ma. Nie ma takiego kabaretu. A szkoda… Może ludzie już nie potrzebują takiego kabaretu?…

Jacy byli Wasowski i Przybora?

Przede wszystkim byli fachowcami dużej miary.

Jakie były piosenki z Kabaretu Starszych Panów?

Po pierwsze były inteligentne. I dobre muzycznie.

W Kabarecie Starszych Panów występowali Michnikowski, Gołas, Krafftówna, Jędrusik, Czechowicz, Dziewoński, Sienkiewicz, Stępowski, Leśniak… Jak pani ich wspomina?

Ceniłam każdego z nich. Każdy był indywidualnością. Każdy reprezentował pewien poziom. I nikt się nie wywyższał. Ludzie nas szalenie życzliwie traktowali, cenili. Dla mnie było to zadziwiające.

Które piosenki z Kabaretu Starszych Panów wspomina pani najcieplej, swoje, kolegów?

Zdecydowanie kolegów, bo ja byłam w tym najsłabsza… (śmiech) Michnikowski był bardzo dobry, umiał to robić. Był też skromnym człowiekiem, przykładem do naśladowania. Szanowałam go bardzo. Gołas zawsze mnie podnosił na duchu. Mówił mi: nie bój się, nie było najlepiej, ale będzie dobrze.

Co panią cieszy, kiedy pani myśli o ludziach, o Polsce?

Cieszy mnie, że ludzie są dla mnie niesłychanie życzliwi i tolerancyjni. Jeżeli coś z mojej strony jest nie tak, to nie okazują tego. Ludzie cieszą się, że mnie widzą, cieszą się, że mnie widzą taką, jaka jestem. Jestem im za to wdzięczna. I też się z tego cieszę. Cieszymy się więc razem. A co do Polski, powiem, że jestem patriotką. Ojczyzna jest dla mnie na pierwszym miejscu. Życzę jej jak najlepiej. Chcę dobrze dla kraju, dla ludzi. Chciałabym, żeby było dobrze i po bożemu. I modlę się do Ducha Świętego w tej intencji. Trzeba wierzyć w Ducha Świętego i modlić się do niego. On wszystko może. I trzeba słuchać się Kościoła. Trzeba też być tolerancyjnym i ufać ludziom.

Była pani w Armii Krajowej, brała pani udział w Powstaniu Warszawskim. Jak pani wspomina tamte czasy?

To były trudne czasy. Trzeba było bardzo uważać, kiedy brało się udział w jakiejś akcji. Byłam łączniczką. Przenosiłam rozkazy tam, gdzie trzeba było. Raz pomyliłam adres i trafiłam wprost na gestapowców… Ale wyszłam z tego i mogłam bardzo dziękować Bogu za moje ocalenie. Gdybym wpadła, to mogłabym być torturowana. Byłam młoda i popełniałam błędy, ale bardzo chciałam być dobrą katoliczką, oddaną Panu Bogu i ojczyźnie. Polski i Pana Boga nigdy nie zdradziłam.

Otrzymała pani wiele nagród, wyróżnień, odznaczeń, m.in. w 2002 r. Order Wyróżniającemu się w służbie Kościoła i narodu przyznany przez Prymasa Polski kard. Józefa Glempa.

Robiłam to, co powinnam. Wszystko, co robiłam, na pewno nie było czynione z myślą o nagrodach.

W wolnych chwilach spaceruje pani po Warszawie?

Tak, spaceruję. Dużo spaceruję. Dużo chodzę, oglądam. Przyrodę oglądam. Interesuje mnie, jak kwiatek, czy roślina, wyglądały wczoraj, a jak wyglądają dzisiaj. To chyba znaczy, że jestem czuła i mam dobre serce…

Co w życiu jest najważniejsze?

Czyste sumienie. Nawet jeżeli ktoś jest grzeszny, to ma sposoby, by się oczyścić, bo Pan Bóg daje możliwość poprawy.

rozm. Cezary Dąbrowski /20.10.2008/

Kategoria Kultura

Comments